Głębiej nie ma nic

Ryszard Izdebski, psycholog kliniczny: Problem w tym, że my się tak naprawdę nie znamy. Lajki nie przytrzymają kogoś, kto chce skoczyć z okna, a kumpel jednak przytrzyma.

16.04.2018

Czyta się kilka minut

 / GRAŻYNA MAKARA
/ GRAŻYNA MAKARA

KATARZYNA KUBISIOWSKA: Jakie są objawy bardzo złego stanu psychicznego młodego człowieka?

RYSZARD IZDEBSKI: Tam, gdzie widać powód do niepokoju, jesteśmy w stanie dość szybko interweniować. Rodzice martwią się nacięciami na nadgarstkach, wagarami w szkole, używaniem substancji psychoaktywnych, myślami samobójczymi, idą więc do psychologa, psychiatry, na dyżur do szpitala itp. Najgorsze są sytuacje, kiedy nie ma żadnego zwiastuna smutku i załamania linii życiowej. Wtedy następuje tąpnięcie. Jak to możliwe – zastanawia się otoczenie – przecież nie dawał żadnych znaków, że coś jest nie w porządku? A w tej chwili granica załamań psychicznych przesunęła się w dół wieku metrykalnego: po próbach samobójczych są już dwunastolatki, dawniej to byli uczniowie szkół średnich.

Przesunęła się, bo dzieci szybciej ­dojrzewają?

I dlatego, że kiedyś czasy były siermiężne i bardziej prymitywne, ale jednak wspólnotowe. Wszyscy nie mieli masła, a teraz każdemu brakuje czegoś innego. I trudno sobie wyobrazić, czego może brakować pięknej, młodej, 14-letniej kobiecie.

Czego może jej brakować?

Na przykład seksu. I ona nie bardzo lokuje swoje potrzeby w rówieśnikach, bo są za młodzi, więc szuka relacji z kimś dorosłym. Dorosły, oczywiście, się znajdzie i dochodzi do przestępstwa – w Polsce czynności seksualne z osobą poniżej 15. roku życia są ścigane z art. 200 kodeksu karnego. Choć dziewczyna może być zadowolona i subiektywnie doświadczać czegoś wspaniałego.

Mówię o tym dlatego, że nastolatkowie przeżywają siebie jako dużo starszych, niż są formalnie. Wyglądają jak dorośli i ryzykują jak dorośli.

Rówieśnica tej 14-latki może wyglądać jak dziecko i nie będzie ryzykować.

Czasy się pokomplikowały: każdy z młodych ludzi żyje w swoim hełmofonie. A ponieważ połączenia są wirtualne, to nie dają możliwości dotknięcia drugiego człowieka, bycia koło niego rzeczywiście, fizycznie blisko. Nawet wysłany sygnał o ratunek może utknąć w sieci, a pomoc potrzebna jest w „realu”. Ułuda doznawanej bliskości znajomych z Facebooka zgubiła niejedno dziecko i nastolatka.

Kontakty nawiązywane przez internet to stosunkowa nowość, ale deficyty – miłości, uwagi, samoakceptacji – zawsze były, są i będą. Dlaczego dzisiejszy młody radzi sobie z tym gorzej niż my dawniej?

Młodzi ludzie chodzą do dobrych restauracji, jedzą wykwintne dania, czytają coraz bardziej wyszukane menu, grzecznie odkładają sztućce w pozycji dwadzieścia po czwartej, znają się na obyczajach i winach, ale nie mają o czym rozmawiać przy tym jedzeniu. Głębiej nie ma nic. Brakuje troski o drugiego człowieka, on już nie jest dobrem. Dawniej przyjaźń to było coś ogromnie ważnego, a teraz ludzi łatwiej się porzuca i zdradza. W tych utratach pomogła dywersyfikacja, podział szkoły na poziomy formalne – podstawówkę i gimnazjum, ale też nieformalne, wynikające ze sposobów finansowania, snobizmu, miejsca w rankingu. Doprowadziło to do tego, że przestała istnieć grupa osiedlowa, chodząca do jednej klasy przez wiele lat. Ze względu na zwiększoną ruchliwość społeczną kumpel może znienacka wyjechać z rodzicami na jakąś placówkę i kontakt się urwie. Młodzież nie doświadcza świata „organoleptycznie” – nie poliżą, nie dotkną, nie zwizualizują... Gdy jadą z rodzicami samochodem, to i tak patrzą w komórkę, nie na to, co za oknem. To samo dzieje się na wyciągu narciarskim: komórka zamiast pejzażu, nagrywanie zamiast przyglądania się.

Rozmowa przez Skype’a zamiast ­spotkania na podwórku.

Jeśli teraz zdarza się odrzucenie przez grupę rówieśniczą, to ono jest dużo bardziej masywne. Kiedyś odrzucało kilka osób, a teraz robi to kilkaset. I nie ma kontaktu fizycznego – ludzie tak naprawdę się nie znają. Bliskość jest fikcyjna i sprowadza się do liczby lajków, a odrzucenie odczuwane przez adresata – prawdziwe. Lajki nie przytrzymają kogoś, kto chce skoczyć z okna, a kumpel jednak przytrzyma.

W latach 60. z dachu jednego z bloków w Nowej Hucie puszczaliśmy samoloty. W ferworze zabawy byłbym spadł, gdyby w ostatniej chwili kolega nie przytrzymał mnie za pasek – wcale nie przyjaciel, zwykły kumpel. Być może żyję dzięki temu, że on był naprawdę blisko mnie. A teraz, zanim rodzice zorientują się, że coś się stało, dziecko z grupy zostaje wykluczone i psychicznie zdewastowane.

Mówiąc to, mam jednak wahanie, czy nie histeryzujemy na temat skali zjawiska.

Chyba nie histeryzujemy, skoro wśród młodzieży rośnie liczba samobójstw.

Różne światy wokół upadają; autorytet Kościoła wśród wielu moich pacjentów praktycznie nie istnieje. Pewna 15-latka poraziła mnie tym, że nie miała pojęcia, kim byli Abel i Kain i czym była ofiara ­Izaaka. Choć musiała o tym słyszeć na religii, nigdy jej te opowieści nie zaangażowały emocjonalnie i moralnie. Jednym uchem wpadły, drugim wypadły. A istotne są punkty odniesienia: coś, za czym można podążać.


Czytaj także: Przemysław Wilczyński: Ze zdrowiem psychicznym młodych Polaków jest źle, a system pomocy dla nich jest na krawędzi katastrofy


Obok autorytetu ważna jest bliskość. Mój dwudziestokilkuletni pacjent, którego 17-letni brat się powiesił, mówi, że wraz z jego śmiercią stracił plecy. „Nikt teraz za mną nie podąża. Przedtem byłem mocny, bo torowałem drogę młodszemu bratu, to dawało mi siłę”.

Ważną rolę odgrywa swobodny dostęp do informacji: nastolatki sporo wiedzą o świecie, o innych kulturach, gdzie samobójstwo czy eutanazja mogą być jednym z rozwiązań sytuacji życiowej, traktowanych wręcz z dystansem, na spokojnie. I jeśli nie trzymają ich przesądy czy tabu religijne, mogą podjąć właśnie taką decyzję.

Czyli nastolatki nie tylko wyglądają jak dorośli, ale jak oni są inteligentne i depresyjne. Tylko emocje mają niedorosłe.

Mój niespełna 14-letni pacjent mówi: „Wiem, że pan może się ze mnie śmiać, ale ja mam kryzys wieku średniego nakładający się na kryzys adolescencji”. I ten chłopiec ma dobrą diagnozę – bo on już jest w wieku średnim. Dotyka go Welt­schmerz, ból świata, kryzys wartości, zwątpienie w sens istnienia.

Nastolatki znajdują się w pozycji Romea i Julii, którzy źle rozpoznali rzeczywistość i niepotrzebnie się zabili. Słowem: tak młodym osobom może się wydawać, że nie ma dobrego wyjścia, a dorosły przecież to wyjście potrafi znaleźć i wskazać.

A może 14-latek tak dramatycznie przeżywa świat, bo jest najsłabszym ogniwem w rodzinie, która działa na zasadzie systemu naczyń połączonych? Może przechodzi kryzys identycznie jak rodzic widzący świat w czarnych barwach?

I ten rodzic, który wraca do domu po 23, a zrywa się do pracy o 4 rano, z konieczności musi zaniedbywać własne dziecko i go praktycznie nie widuje. A dziecko próbuje przywoływać jego uwagę rozmaitymi zachowaniami psychopatologicznymi – cięciem się, upiciem, szkolną bumelką. W sumie może to się wydawać banalne, lecz natłok tych banałów jest tak duży, że trudno zorientować się, co jest źródłem tego stanu.

Współczesna rodzina już „nie wyrabia”, przestaje być dla swoich „młodych” autorytetem. Z powodu braku czasu, słabnących kompetencji wychowawczych, dezorientacji w zmieniającej się rzeczywistości. Nawet w sprawach zupełnie podstawowych, jak dostęp do internetu, rodzice nie mają sprecyzowanych poglądów. Powiększający się rozziew w sposobie i zakresie używania choćby mediów społecznościowych sprawia, że dzieci są często wychowywane, ale też demoralizowane, przez osoby spoza rodziny i przy jej całkowitej niewiedzy i bezradności.

Rodzina coraz częściej szuka pomocy na zewnątrz systemu i poszukuje specjalistów nawet w błahych sprawach.

A w poważnych jest zagubiona.

Natomiast będących na podorędziu kompetentnych osób, które są gotowe świadczyć jej pomoc, przeprowadzą dogłębną, wspierającą rozmowę, jest wciąż zbyt mało. By być skutecznym psychoterapeutą, trzeba mieć życiowe doświadczenie, sama specjalizacja nie wystarcza. O tych terapeutów należy dbać, bo są delikatnymi narzędziami zmiany. Tworzymy struktury, budujemy szpitale, malujemy ściany na ładne kolory, ale te przestrzenie bez terapeutów wypełnia pustka. Można tam dostać lekarstwa, lecz nie wsparcie emocjonalne.

Jedynie systemowo zorganizowane, szkolące się i superwizowane zespoły terapeutyczne są w stanie sprostać współczesnym zagrożeniom, przed jakimi stają młodzi ludzie. To wsparcie musi polegać na zintegrowanych oddziaływaniach indywidualnych, grupowych i rodzinnych.

Trafić na dobrego psychoterapeutę graniczy z cudem.

Mało jest też dobrych trenerów piłkarskich, tylko jeśli nie mamy niezwykłej drużyny piłkarskiej, nic złego się nie dzieje: trudno, nie wygrają mistrzostw świata. Natomiast wszystkie dzieci są spragnione bardzo dobrego specjalisty. Potrzebują mistrzowskiej ręki. Ich życie niedawno się rozpoczęło i byłoby dobrze, by turlało się potoczyście, a nie kulało.

Na kontakt z dobrym terapeutą warto dłużej poczekać, ale niekiedy czas jest ograniczony i lepiej spotkać się po prostu z certyfikowanym profesjonalistą, niż stać w wielomiesięcznej kolejce do jakiejś mega­gwiazdy.

Zastanawia mnie to, że rodzice „trzęsą się” nad synem i córką jak nigdy wcześniej. Chcą mu nieba przychylić i wszelkie kłody spod nóg usunąć. A mimo tych cieplarnianych warunków następuje regres: dzieci stają się mniej psychicznie odporne niż te z epoki zimnego chowu.

A jak rodzice się nie trzęsą, to społeczeństwo ich zmusza do tego, by się trzęśli, bo jeśli tego nie zrobią, to znaczy, że nie są wystarczająco dobrzy. Ale mam kontrprzykład na to, co pani mówi. Za czasów mojej wczesnej podstawówki zdarzało się sporo śmierci dzieci. Kąpaliśmy się na gliniankach i kumpel nie wypłynął, nawet nie zauważyliśmy, że się utopił, bo tak dużo nas było. Drugiego kolegę roztrzaskała ciężarówka, kiedy przebiegaliśmy przez jezdnię. Jednak w tym niedopilnowaniu i zdaniu się na grupę rówieśniczą było dużo ryzyka i przekonania dorosłych, że dzieci są grzeczne i posłuszne. A nie są. Do tej pory niezaopiekowane dzieci giną.

Ten roztrzęsiony rodzic, o którym pani mówi, roztrzęsie też dziecko i wzajemnie będą wibrować. Tylko że w pewnym momencie „roztrzęsionemu” dziecku uda się uwolnić z więzów lęku poprzez pójście z rówieśnikami hardkorową ścieżką ryzyka. Ono jeszcze nie jest dotknięte smugą cienia, nic złego ze zdrowiem mu się nie podziało i robi rzeczy, które są dla niego śmiercionośne, np. przyjmuje do mózgu chemię w postaci jakiegoś narkotyku. Balans pomiędzy więzią i separacją, lękiem i beztroską to wyzwanie dla współczesnego rodzica.

Współczesnego rodzica, który sam potrzebuje psychoterapeutycznego wsparcia.

W dzisiejszym świecie obowiązuje coraz mniej reguł i nie da się przewidzieć, z jakim problemem przyjdzie nastolatek do gabinetu psychoterapeuty. Za dobrobyt wszyscy płacimy cenę – i rodzice, i dzieci. To pokłosie transformacji ustrojowej. Ale też mądrości mamy więcej. A ona posmutnia, także młodego. Nad tym wszystkim wisi też trauma – badania nad jej dziedziczeniem mówią, że od wojny odciska się na świadkach oraz na pokoleniu dzieci tych świadków. No i wokół dzieją się straszne rzeczy – dzieci wiedzą, że całkiem niedaleko, można tam w kilka godzin dolecieć samolotem, ich rówieśnicy giną, mają pourywane ręce, umierają z głodu. Ta wiedza o świecie w świadomości dzieci istnieje, choć one o tym nie rozmawiają. Wiedza jest ciężarem.

Jej brak też jest ciężarem.

Trzeba mieć narzędzia, by wiedzę dobrze zbadać. Kiedy 30 lat temu Anglicy z Instytutu Terapii Rodzin w Londynie szkolili nas w problematyce wykorzystania seksualnego dziecka, byliśmy przekonani, że tam u nich to nie jest za dobrze: że, mówiąc krótko, to naród „zboczeńców”. Szybko się jednak okazało, że u nas jest podobnie, tylko nie mieliśmy narzędzi do badania tego problemu, bo uznaliśmy, iż w Polsce takie rzeczy nie mogą się zdarzać.


Czytaj także: Szkolny kozioł ofiarny - Ryszard Izdebski o agresji nastolatków


Podobnie jest z przemocą. Pamiętam sąsiadkę, która uciekała przed mężem i stukała do naszych drzwi – to się nie zmieniło. Zmieniło się mówienie o przemocy i uświadomienie skali zjawiska. Zmieniła się też i sprofesjonalizowała polska edukacja, ale jest w niej mnóstwo rywalizacji i niepewności: która szkoła i uczelnia jest dobra, a która słabsza. Dzieci są przeciążone ustawicznym wyborem i tym, że na każdym polu mają być dobre.

Spełniają w ten sposób ambicje rodziców.

Ale też mają wybór. Wczoraj jechałem taksówką, prowadził ją młody człowiek. Opowiadał, że przyjechał z Dolnego Śląska, bo chciał spróbować życia w dużym mieście, lecz nie chciał, by był to Wrocław. „Lubię jeździć samochodem, uwielbiam słuchać muzyki i mogę to robić w aucie, bo mam tu zamontowane bardzo dobre głośniki. Jeszcze zarabiam pieniądze i rozmawiam z ciekawymi ludźmi” – mówił.

Więc ten człowiek opuścił dotychczasowe miejsce zamieszkania, w innej części Polski wynajął piętro w jakimś domu i żyje pełnią życia w sposób kontrolowany, bo stracić prawa jazdy nie może. Za PRL-u też można było być taksówkarzem, ale to jednak nie było takie proste: pstryk, wynajmę sobie mieszkanie, pstryk, zmieniam miasto, pstryk, żyję innym życiem. Dziś ludzie mają mnóstwo możliwości. To jest i plus, i minus.

Bo spektrum wyboru też człowieka zabija, szczególnie młodego. Gdy idę do sklepu, wkurzam się, bo kupię to, co niepotrzebne, a zapomnę o tym, co istotne – działa przymus konsumpcyjny. Ale z drugiej strony jest coś fantastycznego w dostępności niektórych rzeczy, np. nawigacji w telefonie. Nie pamiętam, bym w obcym mieście musiał pytać kogoś o ulicę czy kilka minut gapił się w papierowy plan. Teraz jestem poirytowany, kiedy GPS zaprowadzi mnie dwie przecznice dalej.

Ale nie ma przewodnika, by trafić do drugiego człowieka. To jednak trudniejsze. ©

RYSZARD IZDEBSKI jest psychologiem klinicznym i pedagogiem, zajmuje się psychoterapią dzieci, młodzieży oraz terapią rodzin. Posiada certyfikat psychoterapeuty i superwizora Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Uprawia działalność profilaktyczną w mediach oraz wielu stowarzyszeniach i środowiskach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2018