Gdzie my jesteśmy

Ksenofobicznego tekstu Dominika Zdorta o deportacji Tatarów nie ma co komentować. W tej sprawie są dwie inne ważne kwestie.

06.03.2015

Czyta się kilka minut

Nie wierzyłem własnym oczom.

Była to jedna z rzeczy, która w tym tygodniu zelektryzowała Facebooka – i nie chodzi o łasicę lecącą na dzięciole, lecz o coś nieporównywalnie bardziej kuriozalnego. Coś, o czym można było dotąd sądzić, że w normalnym świecie się nie zdarza.

Otóż jakieś zawirowanie fal w internetowych odmętach odkleiło od dna i wypluło na brzeg pewien tekst Dominika Zdorta. Znalezisko z miejsca ściągnęło na siebie uwagę i komentarze. Tekst nosił tytuł „Dokąd deportować Tatarów” i ukazał się w „Rzeczpospolitej” miesiąc temu.

Szef „Plusa-Minusa” entuzjastycznie podchwytuje tezę z opublikowanego na tych samych łamach artykułu George’a Friedmana o tym, jakoby Europa, w obawie przed islamskim terroryzmem, miała się niebawem zacząć skłaniać do deportacji muzułmanów. To pomysł „śmiały i kuszący” – stwierdza Zdort i zabiera się za dywagacje, jak też przeprowadzić deportację polskich Tatarów. Bo, jak przekonuje, Tatarzy nie przynależą do „naszej cywilizacji”. „Często podkreśla się, że są zasymilowani, spolszczeni, że to tak naprawdę Polacy pochodzenia tatarskiego – pisze. – Być może. Ale warto pamiętać, że przez wieki uparcie trwali przy swojej wierze i to ona jest głównym wyznacznikiem ich tożsamości. Jeśli od końcówki XIV do początku XX wieku, żyjąc wśród chrześcijan, nie nawrócili się, nie wyrzekli się islamu, to może jest się czym niepokoić”. I konkluduje: „Mam nadzieję, że tatarskimi wyznawcami islamu opiekują się troskliwie odpowiednie polskie służby. Bo to jednak zupełnie inna cywilizacja”.

Nie, nie mam zamiaru tego komentować – bo są takie granice ksenofobii i paranoi, takie rejony języka nienawiści, w które się już z polemiką nie wkracza, od których należy się już tylko zbiorowo odsunąć, żeby nikt się od nich nie uwalał. Nie ma co polemizować z Dominikiem Zdortem. Ale w tej sprawie trzeba zauważyć dwie inne kwestie.

Po pierwsze, można by się nawet ucieszyć, że Zdorta spotkała praktycznie jednoznaczna, gremialna krytyka. Że wszyscy od prawa do lewa uznali, iż owe granice przekroczył. Problem w tym, że dowodzono tego, czyniąc mu zarzut ignorancji w temacie Tatarów: że przecież Tatarzy zawsze byli wierni Polsce, żyją wśród nas od stuleci, a ich obyczaje z arabskim islamem nie mają wiele wspólnego. W większości polemik wybrzmiało to między wierszami, ale w wielu mówiono o tym wprost: Stefan Sękowski w „Gościu Niedzielnym” zauważa, że meczety tatarskie „wyglądają właściwie jak cerkiewki”, zaś „tatarski islam jest traktowany przez imigrantów z krajów arabskich ze sporą dozą dystansu”. Z kolei Maja Narbutt we „wPolityce.pl” opowiada anegdotkę, jak to w jej obecności dziennikarzowi Al Dżaziry Tatarzy zaserwowali szynkę.

Powtórzmy: Polska wiele zawdzięcza Tatarom i ważna jest ich obecność w polskim społeczeństwie. Co więcej – to świetnie, że bardzo głośno przy tej pożałowania godnej okazji o Tatarach przypomniano, bo tego nigdy nie dość. Jeszcze więcej – to wspaniale, że przypominali o tym nie tylko publicyści w mediach, ale też użytkownicy Facebooka w swoich komentarzach.

Ale do czego prowadzi ten kierunek tłumaczenia? Do logicznego wniosku, że wina Zdorta polega na tym, iż chciał deportować niewłaściwą mniejszość. Tatarzy to przecież nie żadni prawdziwi obcy, tylko tacy nasi, zasymilowani. Nie ma się czego obawiać, Dominiku Zdorcie, Tatar ci krzywdy nie zrobi. Ale taki prawdziwy obcy? Taki muzułmanin, co nie je szynki i chodzi do meczetu w kształcie meczetu? A, to co innego. Więc może Tatarów akurat nie, ale z całego tego deportowania zbyt szybko nie rezygnujmy.

Na miłość boską, gdzie my jesteśmy? Aż tak bardzo się boimy, żeby przekreślić wszystko, czego w dziedzinie rozumienia i afirmacji wielokulturowości dopracował się Zachód? Jeśli kiełkuje w nas taki lęk, że w debacie publicznej, na łamach jednego z najważniejszych dzienników, pojawia się słowo „deportacja”, jest to wielki sukces ekstremistów, terrorystów i fanatyków. Banałem jest przypominanie, że ich bronią jest lęk: chcą go zasadzić w – ulubione słowo Dominika Zdorta – naszej cywilizacji i patrzeć, jak ją ten lęk rozsadza od wewnątrz.

Nie dyskutujcie więc ze Zdortem. Zdort trolluje debatę publiczną, a trolla karmić nie należy, bo od tego troll rośnie. Każdy, kto z oburzeniem, wściekłością czy kpiną podał dalej na Facebooku link do tekstu Zdorta, przysporzył mu uwagi, a jego gazecie poprawił statystyki odwiedzin na stronie i realne dochody, bo dostęp do artykułu jest płatny.

I tu docieramy do drugiej kwestii: szanujący się redaktor szanującej się gazety, gdy widzi tekst rozważający strategie przeprowadzenia czystek etnicznych, z miejsca doradza jego autorowi, żeby może wziął kilka dni wolnego, a wydruk starannie drze i wyrzuca. Bo wie, jaka potrafi być siła rażenia artykułu w mediach, jaką spiralę zła potrafi wyzwolić jedno zdanie. A jeśli nawet to do niego nie dociera, to może dotrze do niego, że szanujący się czytelnik po czymś takim jego gazety nie weźmie do ręki, a szanujący się kolega dziennikarz mu ręki nie poda. Tymczasem „Rzeczpospolita” ten tekst publikuje. Nie robi tego specjalizujący się w nienawiści i pluciu internetowy portalik czy kserowany periodyk kanapowych narodowców. Robi to jeden z najszacowniejszych tytułów w Polsce o długiej historii i licznych zasługach.

Dla Tatarów, dla Rzeczpospolitej zasłużonych, ten tytuł brzmi teraz pewnie jak kpina.

Media pozwalają trollom harcować na forach, bo każdy wpis na forum liczy się jako odsłona serwisu do statystyk dla reklamodawców. W efekcie fora przypominają rynsztok spływający agresją i hejtem. Jak będą wyglądać media, gdy na dobre (bo przecież to już się dzieje) zechcą sobie trollingiem podbijać czytelnictwo? Biorąc pod uwagę, że coraz więcej ludzi unika forów – odpowiedź jest chyba oczywista.

I tę odpowiedź dało się wyczytać z komentarzy internautów pod tekstem Zdorta.

Czytaj także:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej