Fryderyk Chopin „The Complete Preludes"

30.10.2007

Czyta się kilka minut

Nie rozpieszcza Rafał Blechacz swoich fanów. Trzeba było dwóch lat, by zakończył prace nad swoim debiutanckim albumem (debiutanckim oczywiście tylko dla Deutsche Grammophon, pamiętamy wszak, że jeszcze przed pamiętnym konkursem zarejestrował romantyczno-impresjonistyczne miscellanea dla polskiej wytwórni DUX).

Piszę o wydawcy nie bez przyczyny. Fakt, że potentat fonograficzny, nieskory do zawierania ryzykownych przecież kontraktów z "nowicjuszami", zdecydował się sygnować program 24 Chopinowskich preludiów, nie świadczy o brawurze decydentów DG, a raczej o nadzwyczajnym wprost zaufaniu, którym darzą naszego rodaka. DG stawia go wśród takich tuzów pianistyki jak Martha Argerich, Ivo Pogorelich czy Maurizio Pollini (których interpretacje Preludiów ukazały się dotąd nakładem DG), licząc zapewne na sukces zarówno komercyjny, jak i artystyczny. Ten pierwszy wynikający z niemal pewnego zainteresowania słuchaczy osobą zwycięzcy Konkursu Chopinowskiego. Drugi wynikający z oczywistej rywalizacji wschodzącej gwiazdy z wielkimi nazwiskami.

A trzeba tu jasno powiedzieć, że pianistyka Blechacza zmierza w bardzo dobrym kierunku. Wzrusza jej delikatność, subtelność oparta na naprawdę znakomitym opanowaniu rzemiosła. Pod palcami Blechacza Steinway przybiera lekki, marzycielski ton Erarda, a czasem pełniejszy i cięższy ton Graffa. W Preludium fis-moll fikuśne kaskady dźwięków przypominają malownicze ornamenty suit Rameau. Nie mija chwila, a surowe zazwyczaj akordy Preludium

E-dur zlewają się ze sobą jak strumienie melasy. Bez pustych gestów, wirtuozowskich efektów materia Chopinowskiego cyklu zyskuje dodatkowe walory. Otwierają się nowe brzmieniowe przestrzenie, które, choć oszczędnie zagospodarowane, sugerują formę epicką.

Bo też i Blechacz konstruuje 24 preludia na wzór jednego wieloczęściowego utworu. Nie szarżuje w tempach, raczej cyzeluje szczegóły, nie tracąc przy tym z pola widzenia wszystkich znaczących "przed" i "po". Bardzo przemyślana to koncepcja, a narracja prowadzona zajmująco i z polotem. Precyzja, lekkość, kontrola. Jedynie dźwięk - świetlisty, migotliwy, mieniący się niczym w Debussy'owskich "Refleksach na wodzie" - przypomina o jakościach innych niż romantyczne.

Czy jednak tylko dźwięk? Jest w tej interpretacji coś, co zbyt natarczywie każe "ukorzenić" ją we francuskim impresjonizmie. Byłbyż to nieostry ładunek ekspresyjny, jakieś płytkie zakorzenienie narracji, jej nazbyt dostrzegalna "fikcyjność"? Skoro Blechacz tak frapująco opowiada, to gdzie w tej muzyce nerw, gdzie kręgosłup? A może po prostu w swojej interpretacji autor nie potyka się o rozterki emocjonalne, nie odzwierciedla swoich wewnętrznych zmagań? Być może. Jednak pewne jest, że łącząc naturalną dlań powściągliwość z niezaprzeczalnym kunsztem pianistycznym Blechacz serwuje dzieło wyważone i pełne, które powinno zadowolić słuchaczy o różnym temperamencie i oczekiwaniach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2007