Reklama

Ładowanie...

Freakstory w Dumnym Mieście

Freakstory w Dumnym Mieście

04.04.2016
Czyta się kilka minut
Wszystkie mamy uczą dzieci zabawy w „chodź do mnie” i „nie chcę cię znać”. Tej gry w ciepło-zimno.
C

Czytając nową powieść Zośki Papużanki mamy poczucie, że wcale jeszcze nie opuściliśmy zaklętego rodzinnego pejzażu jej pierwszej książki, „Szopki”, któremu blisko było w równym stopniu do „Cudzoziemki” Kuncewiczowej, „Spokoju” Attili Bartisa czy „Takiego pięknego syna urodziłam” Marcina Koszałki. W trakcie lektury przekonamy się, że gra oparta na formułowaniu sprzecznych komunikatów, przyciąganiu i wykluczaniu ze wspólnoty ma charakter refreniczny, działa jak zaklęcie. A przy tym w sposób mniej lub bardziej dyskretny ewoluuje od prostej, binarnej konstrukcji do rozbudowanych struktur – monologów, strumienie świadomości mających uzasadnić i w jakimś sensie usprawiedliwić błąd, jakim jest On. Śpik. Twór bez imienia, bez przyszłości. Wyrzut sumienia. Antybohater. Freak.

Nie do końca wiadomo, czy jest on wyłącznie anomalią fizjologiczną, efektem przenoszonej ciąży, czy też następstwem pewnej tragicznej decyzji w obrębie systemu. Wewnętrzny realizm powieści umożliwia wprowadzenie kategorii „klątwy” czy „fatum”, jest tu miejsce na rodzinną demonologię, myślenie magiczne, Głównego Dyspozytora Ruchu, przypominającego trochę matrixowego Architekta, czy oniriadę rodem z „Wesela” Wyspiańskiego.

Bardzo możliwe, że Śpik jest taki, jaki jest, czyli inny niż wszyscy, z powodu zaprogramowanego podziału ról przenoszonych drogą płciową w Smutnym Państwie na P. Według tego wzoru faceci pracują w hucie i przynoszą do domu milczenie, szczątki siebie, czasem z tego domu wynoszą wszystko razem ze sobą. Kobiety muszą udźwignąć nie tylko tę nieobecność, ale i wszystkie baśnie, które obiecywały im królewiczów, prawników i lekarzy, no i niestety się nie sprawdziły. Rzeczywistość jest zdominowana przez kobiety i to kobiety ją opowiadają, ale w centrum opowieści znajduje się chłopiec (odmieniec, inny, obcy ze zlekceważoną historią talentu czy tylko osobliwości), któremu kiedyś nie pozostanie nic innego, jak powtórzyć schemat i uciec w milczenie, w nieobecność. Nie ma innej możliwości, ponieważ ojcowie nie istnieją, a matki uwikłane są w sprzeczność między „biologicznym” wyznaniem miłości a „społecznym” deklarowaniem rozczarowania.

Ten system jest oczywiście zasilany i podtrzymywany instytucjonalnie. Z zewnątrz. Dlatego Papużankę interesuje nie tylko Dumne Miasto, w którym rozpoznajemy krakowskie osiedle z wielkiej płyty, mrówkowiec, owe „nory wzmacniające poczucie więzi, dwa metry w każdym kierunku” (chociaż – inaczej niż w powieściach rówieśników – nad topografię miasta przedkłada się tu topografię relacji międzyludzkich), ale i historyczne tło, oddane z wielką sumiennością i przywiązaniem do detalu. Pejzaż społeczny lat 80. z całym jego symbolicznym i fizycznym rekwizytorium, transferem ze wsi do miast, przaśnością, niepewnością; okres transformacji i powolna dezintegracja więzi społecznych, masowa produkcja monolitycznego, zunifikowanego i przegranego społeczeństwa, odbywająca się w szkołach i salkach parafialnych.

Pamiętam licealnego polonistę, który przez cztery lata powtarzał nam, że jesteśmy „marazmem”, „pokoleniem wdeptanym w błoto”. Prawdziwi bohaterowie już byli, teraz zostało tylko chamstwo. Potrafiliśmy się opierać, ale i tak zryło nam to psyche. Szkoła w powieści Papużanki wysyła oficjalnie i podprogowo ten sam przekaz, jest też miejscem selekcji – to właśnie tu utrwala się podział na silniejszych i słabszych, na oportunistów i wykluczonych.
Wśród tych drugich znajduje się Śpik (zresztą nie tylko on – autorka tworzy całą galerię wykolejeńców, jakby w kontraście wobec „zdrowego”, „normalnego” społeczeństwa). W starciu z cynizmem jego naturalność i naiwność nie mają żadnych szans. Wyobrażam sobie, co z tym tematem zrobiłby Thomas Bernhard. Powieść jednak napisała Papużanka, możemy zatem spodziewać się linearnej, wielogłosowej narracji, pełnej czułej ironii, dystansu i humoru.
Tak, można czytać powieść „On” również jak wariację na temat „Mikołajka” René Goscinny’ego. Albo pochwałę osobliwości, dla której nie ma miejsca w zuniformizowanym systemie. Osobliwości, która tego systemu wprawdzie nie rozsadza, ale czyni go po prostu bardziej ludzkim. ©

Zośka Papużanka „On”, Znak Literanova, Kraków 2016

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]