Rodzinna szopka

Ten świetny debiut rozprawia się z mitem rodziny, ocalając go. Tego dotąd w polskiej literaturze nie było.

04.03.2013

Czyta się kilka minut

 / Rys. Zygmunt Januszewski
/ Rys. Zygmunt Januszewski

„Szopka” – debiutancka powieść 34-letniej Zośki Papużanki – to historia obejmująca cztery pokolenia i czasy od II wojny światowej do dzisiejszych. Wywodząca się ze wsi, osiadła w Krakowie para – małżeństwo, „dla którego nie można było znaleźć powodu, żadnego, racjonalnego ani irracjonalnego” – wychowuje dwoje dzieci, w tym syna kobiety z poprzedniego związku. W cieniu wojny, w domu pełnym lęku, żalu i złości, dzieci wyrastają na zranionych dorosłych, niemal niezdolnych do szczęśliwego życia. Rodzinne rany okazują się dziedziczne, tak jak wzory zachowań i cechy charakteru, i dopiero kolejne pokolenie ma szansę uporać się z dawną traumą. Na ile skutecznie? „Szopka” daje odpowiedź nieoczywistą, niełatwą do zaakceptowania.

I to ta odpowiedź, nie sama historia, czyni powieść Papużanki unikatową wśród polskich książek rozliczających się z rodziną. Nie budując rodzinnej sagi ani zimnego studium manipulacji – sądu nad toksycznymi ojcem i matką, autorka schodzi głęboko. Głębiej niż do piwnicy Fritzla, w mroki starsze niż psychoanaliza. Służy jej do tego specyficzny język: nie psychologicznego reportażu ani nie realistycznej opowieści. A przy tym w parodystycznym zacięciu pozostający blisko skrzeczącej rzeczywistości. Opowieść-odpowiedź Papużanki jest rozpięta pomiędzy kolokwializmami a poetyckością.


BRACISZEK I SIOSTRZYCZKA

Dlaczego mała Wandzia przejmuje się wszystkim tak bardzo, że nieustannie cierpi, a dorosła Wanda w każdą niedzielę zabiera męża i dzieci na koszmarny obiad do swojej mamy? Dlaczego Stary pozwala na siebie krzyczeć i się ośmieszać w obecności dzieci? A matka Wandy i Maciusia – dlaczego zmywa ze ścian bloku chamskie napisy nagryzmolone przez jej syna, a potem do końca życia pierze temu synowi koszule i gotuje obiady? Powiecie, że literatura to nie gabinet psychoterapeuty i nie jej stawiać takie pytania? A jednak.

Nie chodzi przecież o konstatację: „Dominują czynniki psychospołeczne” – żeby zacytować mądrą książkę studiowaną przez bohaterkę. W zrozumieniu tego, co dzieje się między ludźmi, twierdzi Papużanka, nie zawsze pomaga znajomość kontekstu, racjonalizacja motywów zachowań. Za to wiele może zdziałać opowieść. Papużanka zawierza literaturze jako sile, która sprawia, że nie rozumiejąc, coś możemy zrozumieć.

„Maciuś siedzi. I siedzi. Jest lato, więc Maciuś siedzi w samych majtkach, bo mu gorąco. Ogląda telewizję. W telewizji ktoś śpiewa. Maciuś lubi, jak śpiewają w telewizji, więc specjalnie szuka takich kanałów, na których śpiewają. Nie wie, co to znaczy con te partiro, ale domyśla się, że to bardzo smutna pieśń i że ogólnie przerąbane. Maciuś słucha smutnej pieśni, ale wcale mu smutno nie jest”.

Ile Maciuś ma lat? Ponad pięćdziesiąt, a jakby niespełna czternaście. Czas się dla niego zatrzymał przy rodzinnym stole, mniej więcej wtedy, gdy zaczął ukradkiem kosztować „picia dla dorosłych”. Powiedzieć, że alkoholizm to przyczyna Maciusiowej stagnacji, byłoby jednak uproszczeniem. Maciuś zatrzymał się w rozwoju, bo... zatrzymał się w rozwoju. Albo inaczej: na pozycję, jaką zajął w życiu, złożyło się tak wiele przyczyn (brak ojca, brak relacji z ojczymem, nieuporządkowanie matki, geny...), że równie dobrze można stwierdzić, że to przypadek go unieruchomił. Przypadek?

„Zawsze tak samo. Zagubione dzieci w lesie, stara śpiewka. Niczego nie da się zrobić. Choćbyśmy chcieli zmylić instynkt, pójdziemy udeptanymi ścieżkami”. Nie ma przypadków. Są tylko przetarte szlaki losu, koleiny ról społecznych i jeszcze inne wzory, o wiele starsze niż my sami, których nie sposób nie wypełniać. Papużanka, mimo że pieczołowicie dba o prawdopodobieństwo psychologiczne swoich postaci, traktuje je jak figury i za ich pośrednictwem prowadzi pod podszewkę życia, w sferę archetypów. Każąc od­grywać przewidywalne role, czyni z nich bohaterów farsy. Obdarza charakterystycznym językiem, obśmiewa, nie stroniąc od sytuacyjnego humoru. A jednocześnie traktuje z całą powagą. Maciusia umieszcza w centrum wydarzeń, do końca nie pozwalając mu zejść ze sceny. Z niego, a właściwie z organicznego splotu dwóch postaci: Maciusia i jego matki, czyni powieściowy axis mundi. Matka Maciusia i Wandy zostaje sportretowana bezlitośnie: ukazywana prawie wyłącznie w scenach groteskowych, rozdęta do kształtu samonapędzającego się monstrum, Buki, emocjonalnego worka bez dna. Maciuś dał się jej całkowicie pochłonąć. Stał się – a właściwie nigdy nie przestał być – jej częścią.

Wokół tej straszliwej w swej sile, tętniącej emocjami relacji Papużanka obudowuje wszystkie inne. Mąż pozostanie do końca nie-ojcem Maciusia. Córka – tłem, elementem kontrastującym, kartą przetargową. Dzieci i mąż córki z perspektywy tej pierwszej relacji właściwie nie zaistnieją. A jednocześnie to córka córki opowie całą historię, zdoła przekroczyć rampę i spojrzeć z boku na aktorów odwiecznego teatru, jakim jest rodzina.


WYBIEC Z CMENTARZA

„Wybiegłam. (...) Wniosłam pomiędzy pierwsze domy moją nieudaną złość, moje bezradne wandzine geny, mój żal, a może jej żal, rodzinny jakiś żal, zaprogramowaną bezradność, pełzającą we mnie, bezradność, która kazała mi iść i iść, chociaż wiedziała, że nie chcę, i która mówiła mi, że należy kiedyś wrócić, chociaż wiedziała, że nie chcę. Skopałam w myślach wszelkie tezy o błogosławionej asertywności, naplułam do wazy z genetyką, rozwałkowałam cmentarną madame Sartre i przeszłam brudnymi od jesieni butami po wszystkich gołąbkach i drożdżówkach świata”.

To protest-song młodego pokolenia, wystąpienie przeciwko tyranii wydeptanych przez rodzinę ścieżek.

Takim gestem emancypacji jest zazwyczaj samo zapisanie-przepisanie na nowo rodzinnej historii. „Szopka” może przypominać w tym „Gnój” Kuczoka, „Utwór o matce i ojczyźnie” Keff, „Włoskie szpilki” Tulli. Śląski pisarz mierzy się z relacją syn–ojciec, pisarki dekonstruują więź córki i matki. Koszmar przemocy fizycznej i psychicznej, emocjonalne szantażowanie dzieci przez rodziców, zimno zamiast ciepła domu rodzinnego mają swoje źródła w dramacie poprzedniego pokolenia. Rolą dzieci jest wykrzyczenie krzywd. I nic poza tym. Nie ma uwolnienia od traum rodzinnych. Można powiedzieć, że polska literatura pisząca o rodzinie – taka, która nie obiera tematyki rodzinnej za tło, ale pozwala się jej napędzać: ulega jej, a przy tym twórczo ją przekształca – jest naznaczona myśleniem Gombrowicza. Przedzieranie się do własnej tożsamości przez zasieki form, nieustające przegrywanie walki z niechcianym dziedzictwem skazuje na pesymizm i samotność.

W „Szopce” jest podobnie i niepodobnie zarazem. Papużanka, występując przeciwko niszczącej sile starych układów, odnajduje w nich... wartość. Opowiada się tak naprawdę nie przeciw samym układom, ale przeciw ­ortodoksyjnej psychoanalizie, zarówno chęci przepracowania wszystkiego, jak i hołubionemu poczuciu krzywdy. Inaczej niż Gombrowiczowscy bohaterowie polskiej prozy, narratorka „Szopki” znajduje wolność: w ramach rodzinnego związania.

Jeśli brać pod uwagę tylko sposób radzenia sobie bohatera z traumą, przypomina Ewę z „Goldiego” Ewy Kuryluk. Optymistycznie, choć bez wiary w istnienie rozwiązania, spogląda na splot historii rodziny z losem nigdy nie dorosłego chłopca, mężczyzny kryjącego się pod dziecięcym imieniem. Usiłuje odzyskać naznaczające ich doświadczenie wojny. Stary z „Szopki” służył w Wehrmachcie, co czyni jego przeżycia niemożliwymi do zintegrowania przez jego bliskich: „Co ty tam wiesz o wojnie, ty w Wehrmachcie byłeś, u nas to była wojna”. Dla Kuryluk jednak naznaczenie historią jest centralnym punktem opowieści, podczas gdy Papużanka interesuje się samą rodziną, na pierwszym miejscu stawia dotarcie do istoty więzi.

Papużanka porzuca Gombrowiczowskie pęta na rzecz rzadko przez polską prozę wybieranej strony Schulzowskiego magicznego wychodka. Wierzy w moc opowieści. Ojciec z „Szopki” przerywa milczenie, by opowiedzieć baśń – ofiarować zaklęcie obiecujące wojenne skarby: „Jak tam będziesz kiedyś, nad Renem, pod takim drzewem dużym, to poszukaj”. Podejmuje tę opowieść w pociągu, w podróży na rodzinny pogrzeb. Wyrusza w poszukiwaniu początku starej rodzinnej ścieżki. I udaje mu się zbliżyć do prawdy o rodzinie.

A jaka jest prawda? Nie ma żadnej, jeśli przez prawdę rozumieć ukrytą w mrokach istotę rzeczy – podwaliny wszystkich działań. Prawda rządząca rodziną z „Szopki” nie daje się nazwać, ujawnić. Udaje się jej jednak zaistnieć w momencie, gdy bohaterowie wkraczają na drogę do wolności. Nie jest czymś, co pomaga; jest samym wołaniem o pomoc: „Dlaczego oni mnie tak zamknęli, dlaczego mnie przypięli do łóżka?! Nic nie zrobiłem! Słyszysz?! Nic nie zrobiłem! – krzyczy Stary, dziadek i ojciec w dramatycznej scenie tuż przed śmiercią, w szpitalu. – Odepnij mnie! W tej chwili mnie odepnij! Nie może tak być! Nie może tak, kurwa, być!”.


CHODZI O MIŁOŚĆ

Wyjazd na pogrzeb nazwany jest wyprawą do Macondo. Dziedzictwo Schulza w wydaniu Papużanki bliskie jest realizmowi magicznemu. Pod patronatem Márqueza, przesuwające się jak w obrzędowym spektaklu postacie odtwarzają ten co zawsze ruch: utraty domu – próby powrotu do domu, przynależności – odrzucenia, narodzin – śmierci. Motorem tego ruchu jest miłość. Starzejący się ojciec próbuje przekazać wiadomość o sobie, w naiwnych słowach mówi o zakopanym brzemieniu – zrabowanych złotych zegarkach. Wzywa pomocy, potrzebuje się uwolnić, ale też – kocha i chce oddać wszystko, co ma, w imię miłości. Wandzia z miłości bierze na siebie winy ojca i matki. Matka z miłości wkłada w rękę synowi-alkoholikowi banknoty. Miłość każe wnuczce i córce wracać i szukać siebie wśród grobów. I to miłość pozwoli czasowi zatoczyć koło, a śmierci – spotkać życie:

„– Chcesz go potrzymać?

– Nie... to potem. Umyję ręce i potrzymam. Bo paliłem.

– Wiem. Nic nie szkodzi.

Popatrzyłam na niego i odniosłam wrażenie, że się wtrącam do rozmowy, która nie jest moja, do której nikt mnie nie zaprasza. Bo on nie mówił do mnie. Cały zwracał się do zawartości kocyka, do maleńkich pięści, zaciśniętych twardo jak pąki jabłoni, do łysego czoła z pulsującym ciemieniem, do świeżo przybyłego życia, które nie miało jeszcze nawet imienia”.

Pojawienie się na scenie „Szopki” prawnuka, „jedynego członka tej rodziny, który je, kiedy jest głodny, kiedy chce spać, to śpi, a kiedy czegoś potrzebuje – płacze”, jest szansą na wyjście z zaklętego koła traumy. Dziecko to figura czystej miłości, ale też pierwotnej siły, która daje prawo po prostu do bycia sobą. To w usta dziecka wkłada autorka swoje przesłanie do rodziny – do świata. W scenie spotkania z nieznajomym chłopczykiem przeżywa olśnienie: „Nie martw się. Jest mi dobrze – powiedział do domu, do mnie, do wszystkiego i do wszystkich”.


***

„Szopka” nie tyle jest szopką – nie-świętą rodziną, kiepską dekoracją, udawaniem na pokaz, co rytualnym spektaklem, odegraniem przez żywych aktorów archetypów najważniejszych ludzkich pragnień, oczyszczającym misterium. Na scenie pozostają ci, którzy nie dostąpili łaski: matka, która w swoim zapętleniu nie może wykonać koniecznego gestu opuszczenia, uwolnienia od siebie dziecka, i zniewolony przez własną niemoc syn. Pozostali uczestnicy spektaklu, przemienieni, odchodzą. 


Zośka Papużanka „Szopka” , Świat Książki 2012.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Nauczycielka, współzałożycielka Szkoły Demokratycznej w Krakowie, autorka tekstów i wywiadów publikowanych m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, dotyczących zwłaszcza problematyki wychowania oraz literatury dziecięcej.

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2013