Festiwal we wspomnieniach: Ks. Andrzej Luter

Nie tylko Festiwal obchodzi w tym roku swój jubileusz. Mija właśnie dziesięć lat, odkąd co roku przyjeżdżam do Gdyni.

07.09.2015

Czyta się kilka minut

W ciągu tej dekady zdarzało mi się kilka artystycznych oczarowań. Wielokrotnie jednak byłem rozczarowany werdyktami. Zupełnie nie rozumiem, jak można było nie docenić takich filmów jak „Fotograf”, „Daas”, „Pokłosie”, „Zero”, nie mówiąc już o „Mieście ’44”.

Były też werdykty, z którymi się utożsamiałem, np. w 2009 r., gdy Złote Lwy wygrywał „Rewers”, fenomenalna komedia o stalinizmie, albo rok później, gdy na Festiwalu pokazano znakomity „Chrzest” Marcina Wrony z debiutancką rolą Tomka Schuchardta. Grał u boku Wojtka Zielińskiego i wspólnie zostali nagrodzeni jako najlepsi pierwszoplanowi aktorzy. Kiedy Festiwal dobiegał końca, jeden z zaprzyjaźnionych jurorów w zaufaniu ujawnił mi cały werdykt, czego nie powinien był robić. Uznaliśmy jednak, że to bardzo niewinny grzech, bo przecież zaraz inni jurorzy też ujawnią przebieg obrad swoim przyjaciołom i późnym wieczorem cały hotel Gdynia będzie huczał od plotek.

Wiedziałem więc, kto zdobył nagrody aktorskie. Siedziałem sobie w hotelowej kawiarni, gdy do hotelu wszedł Tomek Schuchardt. Był wtedy początkującym aktorem, jakby nieco zagubionym. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać, nie wytrzymałem i powiedziałem mu, że wygrał Złote Lwy. Spojrzał na mnie kompletnie zszokowany, przez chwilę zastanawiał się, czy uwierzyć w moje rewelacje. Przecież to był jego debiut. Na szczęście uwierzył. I choć nie powinienem był zdradzać mu tej informacji, pocieszam się, że to dzięki mojej niedyskrecji Tomek mógł sobie przygotować ładną, poetycką mowę, którą wygłosił podczas finałowej gali.

Dla mnie Gdynia to także miejsce rozmów duszpasterskich. Często to właśnie na festiwalu spotykam ludzi ze środowiska filmowego, którzy po kilku chwilach luźnej konwersacji o kinie zaczynają rozmowę dotyczącą zupełnie innych rejonów życia. Czasem chodzi o chrzest dziecka, czasem o ślub, który przez lata odkładali. I tak oto konsekwencją Festiwalu w Gdyni jest również życie sakramentalne. Kiedy ludzie widzą, że Kościół przychodzi do nich, chętnie mówią o sobie. Nikt się nie obawia, że będzie przeze mnie oceniany czy krytykowany za życiowe wybory, a nieformalna atmosfera Festiwalu sprzyja otwartości. I choć w Gdyni jestem zwykle na urlopie, to okazuje się, że również na Festiwalu nie ucieknę od swojego „zawodu”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „40. Festiwal Filmowy w Gdyni