Erudyci i entuzjaści

Polonistyka powinna być w pierwszym rzędzie szkołą wnikliwego czytania, niezależnie od tego, czy będzie się czytało Grocholę, czy Heideggera. Tymczasem profesorowie polscy są dramatycznie nieprzygotowani do dyskusji ze swoimi studentami...

25.08.2009

Czyta się kilka minut

Profesor Henryk Markiewicz określił kiedyś jedną z wielu naszych polemik jako "rozmowę psa z kotem". Miał rację, choć przyznać muszę, że do dziś nie wiem, kto jaki gatunek reprezentuje. Żyjemy w całkiem innych światach, choć nie dlatego, że czytamy inne książki, ale dlatego, że inny robimy z nich użytek. Markiewicza interesuje najbardziej cnota poprawności (interpretacji, definicji), mnie napędza pokusa oryginalności. Markiewicza interesuje "uogólniająca wiedza o literaturze", mnie - idiosynkratyczne dyskusje o samej literaturze. Markiewicza pasjonują teorie, mnie ciekawi ich wykorzystywanie. Markiewicz powołuje się na "rasowych" polonistów, mnie raczej pociągają inteligentne kundle. Mówimy różnymi językami i inne roboty wykonujemy. Markiewicza nieustannie zaprząta szukanie istoty rzeczy i jej najtrafniejsza prezentacja. Mnie takie szukanie esencji nie interesuje i bardziej ciekawi, czy coś działa, czy nie.

Otóż polonistyka w takim kształcie, w jakim jest, niestety nie działa i to z wielu powodów. Programy są przeładowane, zajęcia nudne, konferencje nieefektywne. Nie mam gotowych recept na uzdrowienie polonistyki, ale widzę sam, gdzie jest niedobrze. I wiele też słyszę od moich studentów, którym wierzę, bo zainwestowali w tę dyscyplinę swoje młode życia.

Od lat kłócimy się z Markiewiczem o interpretację. Markiewicz powiada, że ja uprawiam interpretację adaptacyjną, skażoną subiektywizmem, ja powiadam, że innej, cokolwiek będziemy o tym myśleć, nie ma i że jeśli jakąkolwiek typologię interpretacji można narysować, to tylko taką, która oddziela dobre interpretacje od niedobrych, czyli takie, które dyskusję nad literaturą posuwają odrobinę naprzód, od takich, które niczego nikomu nic ciekawego nie mówią, ani o tym, kto interpretuje, ani o tym, co jest interpretowane. Otóż z tego punktu widzenia polonistyka jest zawalona złymi interpretacjami, które traktuje się jak święte i nienaruszalne, bo dobrze przyswojone przez wykładowców. Nie jestem przeciwko erudycji i nie jestem przeciwko historii. Jestem przeciwko używaniu erudycji i historii jako broni kiepskich wykładowców przeciwko zdolnym studentom, których nie traktuje się jak partnerów w dyskusji, lecz podwładnych, którzy mają wyłącznie słuchać.

Polonistyka powinna być w pierwszym rzędzie szkołą wnikliwego czytania, niezależnie od tego, czy będzie się czytało Grocholę, czy Heideggera. Z tego powodu nacisk trzeba kłaść nie na poszerzanie wiedzy i lektur, lecz na pogłębianie umiejętności czytania tekstów należących do różnych dziedzin. Spuchnięty kanon lektur polonistycznych, którego studenci nie są w stanie nawet pobieżnie przerzucić, mógłby zostać spokojnie odchudzony, gdyby nie opór historyków literatury, broniących swojego poletka, jak poseł Rokita swej nietykalności w samolocie Lufthansy. Nie proponuję więc, jak sugeruje Markiewicz, produkcji "kulturoznawczych ćwierćfachowców", którzy nie znaliby się na niczym, albo też "sług od wszystkiego", lecz wprowadzenia profesjonalnego treningu sprawnych czytelników, którzy poradzą sobie z każdym tekstem, od komiksu, przez Wittgensteina po Stéphanie Mayer.

Markiewicz kpi sobie z tego, że mówię o wpisaniu jednostkowego doświadczenia w proces czytania, i pyta, czy lektura "Sonetów" Mickiewicza domaga się od studentów eksponowania własnej seksualności. Zarzut nietrafny. Nie chodzi tu bowiem o prywatne przeżycia erotyczne, ale o język, za pomocą którego można o nich mówić. Mickiewicz próbował takiego języka dwieście lat temu i nie widzę powodu, dla którego nie należałoby porównywać jego prób z próbami studentów. To jednak oznaczałoby odejście od prezentowania "Sonetów" jako minionego arcydzieła i potraktowanie tego cyklu jako materiału dyskusyjnego, którego celem nie jest ani opisanie romantyzmu, ani też spowiadanie się z własnych miłostek, lecz opisanie relacji między erotyką i językiem. Zgadnij kotku, który cel ciekawszy i dla edukacji fachowców od literatury ważniejszy?

Nie bardzo rozumiem, dlaczego Markiewicz pisze o moich resentymentach. Słownik PWN definiuje resentyment jako "żal lub urazę do kogoś odczuwane przez dłuższy czas i zwykle powracające na wspomnienie doznanych krzywd". Jeśli ktokolwiek doznaje krzywd i kryje w sobie urazy w dzisiejszej polonistyce, to są to studenci, zwłaszcza zaś ci najzdolniejsi, którzy - zdarza się - przez całe studia nie znajdują dla siebie ciekawego seminarium. Profesorowie polscy są dramatycznie nieprzygotowani do dyskusji ze swoimi studentami, nie widzą w ogóle takiej potrzeby i bronią się przed nią, jak mogą. Dlaczego?

Dlatego, że nie mają nic do powiedzenia poza swoją wąsko skrojoną dziedziną, że nie czytają nowszych książek w obcych językach, nie widzieli świata, nie słuchają wykładów zagranicznych profesorów i nie potrafią na kolacji podyskutować z nimi o tym, o czym dyskutują inni. Resentyment bierze się z dotkliwie odczutej alienacji, ta zaś jest spécialité de la maison polonistyki. Rada na to byłaby jedna: semestr obowiązkowego wykładania za granicą na dobrym uniwersytecie, najlepiej na kursach dla studentów pierwszego roku, którzy jeszcze niczego nie wiedzą, ale czują nieodpartą potrzebę prawdy i sporu. A że płacą spore pieniądze, to i wymagają dużo. Moim zdaniem większość polonistów nie przeszłaby tego testu i nic tu nie pomoże nawet najwspanialsza przeszłość dyscypliny, firmowana nazwiskami Kleinera i Zgorzelskiego. Trzeba nam nowych nauczycieli, którzy rozumieją świat, jaki ich otacza, którzy umieją rozmawiać ze studentami i którzy chętnie zarażą swoim entuzjazmem innych. Kto za młodu nie nauczył się czytać, temu żadna wiedza później już nie pomoże.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teoretyk literatury, eseista, krytyk literacki, publicysta, tłumacz, filozof. Dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada w Krakowie. Stefan and Lucy Hejna Family Chair in Polish Language and Literature na University of… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2009