Energia i niepodległość

Mediów unika jak ognia. Szara eminencja w rządzie Beaty Szydło i najbliższy współpracownik Antoniego Macierewicza – od 50 lat.

28.05.2017

Czyta się kilka minut

Piotr Naimski, Warszawa, 2015 r.  / Fot. Adam Chełstowski / FORUM
Piotr Naimski, Warszawa, 2015 r. / Fot. Adam Chełstowski / FORUM

Człowiek-tajemnica. Erudyta zajmujący się kluczowymi sprawami dotyczącymi bezpieczeństwa państwa. Połowa ludzi, z którymi się chce o nim rozmawiać, pyta półżartem: „A nie boi się pan o nim pisać?”.

Druh

Piotr Naimski sam o sobie mówi, że jest warszawiakiem od dziesięciu pokoleń. Chodził do liceum im. Tadeusza Reytana. Razem z rok starszym Andrzejem Celińskim – opozycjonistą, senatorem, a potem ministrem w rządzie Leszka Millera. – Miałem trochę dalej niż on do szkoły i zwykle podchodziłem pod jego dom. W drodze rozmawialiśmy o sprawach, o których się głośno nie gadało, czyli o powstaniu i Armii Krajowej, w której jego ojciec był kapitanem – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” Celiński. W jego ocenie pozycja polityczna Naimskiego nie jest przypadkowa. Razem tworzyli słynną tzw. Czarną Jedynkę (formalnie: Pierwszą Warszawską Drużynę Harcerską im. Romualda Traugutta). – Był najlepszym harcerzem, lepszym nawet ode mnie. Doskonale wyczuwał nastroje, potrafił budować wspólnotę. Był też prymusem w sprawach wysiłkowych, sportowych. Drużynowym został po moim odejściu – dodaje Celiński.

I tu na scenę wchodzi Antoni Macierewicz. – W 1966 r. Janusz Kijowski [po latach reżyser filmowy i teatralny – red.] przyprowadził Antka, który nie wszedł do Czarnej Jedynki, ale do stworzonego przy niej kręgu instruktorskiego zwanego „Gromadą Włóczęgów”. Gadało się wówczas o polityce, to były formacyjne dla nas czasy. Animatorem był Naimski, chociaż konsultował sprawy z Macierewiczem. Piotr był od Antka o wiele mądrzejszy i nigdy nie był mitomanem. Ale zawsze był mu całkowicie podporządkowany – ocenia Celiński.

Naimski przyszedł do Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN, by napisać doktorat pod okiem prof. Magdaleny Fikus. Etatu nie dostał, musiał się zadowolić skromnym stypendium. Miał na napisanie pracy trzy lata. – Wymyśliłam dobry i krótki temat, z którym powinien był się w tym czasie uporać – wspomina w rozmowie z „TP” promotorka. Utrzymywał wtedy żonę i dwójkę dzieci, a dostawał niewielkie pieniądze. Wkrótce potem zawiązał się Komitet Obrony Robotników. Wedle jednej z powtarzanych anegdot, w KOR-ze dawali mu mało zadań, ze względu na pracę naukową, a tymczasem Naimski z Instytutu wychodził, żeby angażować się w KOR.

Przyszły minister podpisał, jako jeden z 12 sygnatariuszy, pierwsze oświadczenie KOR-u. – Skomentowałam to wtedy złośliwie, nie wiedząc, że tak właśnie będzie: „Pan chce chyba wejść do historii!” – dodaje Fikus. Szybko go aresztowano. Powstały różne petycje – w tym jedna z Instytutu – z prośbą o wypuszczenie go. Promotorka napisała swój własny list i powoływała się na argument, że jej student jest bardzo zdolnym naukowcem. W Instytucie był podobno bardzo lubiany i uważany za „wyjątkowy mózg”. Atmosfera dla jego działalności opozycyjnej była raczej przyjazna. W tych czasach do obsługi kserografu zatrudniano na etacie specjalną osobę, która miała skrupulatnie notować, co kto powiela. Ale zatrudniony wówczas człowiek od czasu do czasu przymykał oko na kilka ulotek.

Korowiec

Sam Naimski o przygodzie z KOR-em mówi na łamach wydanej w zeszłym roku książki Justyny Błażejowskiej „Harcerską drogą do Niepodległości. Od Czarnej Jedynki do Komitetu Obrony Robotników”: „Świadomość historyczności chwili... To zabawne. Kiedy usiłuję sobie przypomnieć tamten czas, to wiem, że byłem niezwykle zadowolony, kiedy w końcu udało się nam dopchnąć ten »Komitecik« do powstania. We wrześniu 1976 r. wykonaliśmy ciężką robotę. Daliśmy radę, ot co. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że może się to skończyć więzieniem. Każdy, kto decydował się na podanie do publicznej wiadomości swojego nazwiska i adresu, traktował to poważnie”.

Jesienią zeszłego roku wygłosił na zorganizowanym przez Andrzeja Dudę spotkaniu z okazji 40-lecia KOR-u płomienną mowę, po której część dawnych członków Komitetu się obraziła. „Naimski powtórzył mianowicie stare kłamstwo i insynuację tej części KOR, która związana była z osobą Macierewicza. Ten podział się dość szybko zarysował. Chodzi mi o to, jak ujął go Naimski.

Powiedział, że środowisko związane z Macierewiczem było środowiskiem niepodległościowym, a to drugie środowiskiem ugodowym, to pierwsze miało jako cel niepodległość, która jest niepodzielna, a to drugie suwerenność, jako status stopniowalny. To nieprawda i to insynuacja, celowo wymyślona, dla dyskredytacji kręgu związanego z Jackiem Kuroniem, Adamem Michnikiem, Janem Józefem Lipskim, a nawet wtedy z Romaszewskimi” – powiedział potem Waldemar Kuczyński.

Tymczasem gdy doktorant pracę obronił, do szefa PAN-owskiego Instytutu prof. Kazimierza Wierzchowskiego zapukała w sprawie Naimskiego esbecja i zażądała zwolnienia młodego naukowca. Wierzchowski odmówił, za co był potem szykanowany, a w 1981 r. stracił posadę kierownika. Naimski wyjechał wówczas na stypendium naukowe do USA, gdzie spędził trzy lata. Kariery naukowej nie pociągnął. Po powrocie do Polski redagował podziemne czasopismo „Głos”, związane z ekipą Macierewicza.

Człowiek służb...

Kiedy w 1991 r. Antoni Macierewicz został ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego, Naimski stanął na czele Urzędu Ochrony Państwa. Kilka lat temu wspominał tamten czas w rozmowie z Robertem Mazurkiem: miał poczucie, że w agencji ogon merda psem. Jakiś stary bezpieczniak odradzał mu podobno tworzenie kontrwywiadu.

Tymczasem jeden z ówczesnych pracowników UOP-u nie przypomina sobie, żeby Naimski przyszedł wówczas z jakąś specjalną misją wyczyszczenia go z komunistycznych złogów. – Przemknął przez urząd jak meteoryt. Generalnie koncentrował się na przygotowaniu listy agentów. I w ogóle nie weryfikował starych ubeków, m.in. płk. Jana Lesiaka, który w minionych dekadach był oddelegowany do inwigilacji Jacka Kuronia – mówi „Tygodnikowi” b. funkcjonariusz tej służby. Przypomnijmy: Lesiak „zasłużył się” wkrótce potem jako twórca planu działań operacyjnych, których elementem miała być inwigilacja działaczy antywałęsowskiej prawicy. Zamierzano ich kompromitować m.in. przy wykorzystaniu agentów UOP-u w środowiskach prawicowych. Do zespołu pułkownika wchodzić mieli zarówno byli oficerowie SB, jak i ludzie z naboru po 1990 r. Dla Jarosława Kaczyńskiego postulat ujawnienia akt z tamtej operacji był przez lata priorytetem. Gdy PiS doszedł do władzy, sprawa ucichła.

...i korzeni

W drugiej połowie lat 90. w ramach walk frakcyjnych kanapowej prawicy Naimski padł ofiarą antysemickiego ataku. Działacz Ruchu Odbudowy Polski Ryszard Majdzik, zły na to, że b. szef UOP dostał „jedynkę” na krakowskiej liście partii do Sejmu, powiedział, iż „politycy o żydowskich korzeniach powinni startować z list mniejszości żydowskiej”. Władze ROP-u go za to zawiesiły, ale Majdzik odnalazł się po dziesięciu latach w ekipie PO: Bogdan Klich powołał go do rady nadzorczej Agencji Mienia Wojskowego.

Naimski o swoim dziedzictwie opowiedział w wywiadzie udzielonym Małgorzacie Subotić: „Moja rodzina była rodziną frankistowską, czyli żydowską i dziesięć pokoleń temu przyjęła chrzest w katedrze lwowskiej. Ale nie chciała przyjąć w pełni polskiego nazwiska, aby nie zacierać korzeni. Został tylko dodany przyrostek »ski«. Natomiast słowo »naim« to mniej więcej znaczy »ładnie«. Rodzina Naimskich, która zajmowała się browarnictwem, ufundowała kaplicę w kościele św. Aleksandra przy warszawskim placu Trzech Krzyży.

Bratanek

Najbliższy druh Macierewicza, pomijając epizod doradzania w gabinecie politycznym Jerzego Buzka (1999–2001), wrócił do wielkiej polityki jako minister gospodarki za czasów IV RP, czyli pierwszej kadencji PiS-u. – Jawi się wszystkim jako niezłomny szeryf, a promuje nie wiadomo jakich cwaniaków z mocno zabrudzoną kartoteką – wspomina nasz rozmówca z wczesnego UOP-u. Tak np. było z Zenonem Kuchciakiem, zwanym „polskim Jamesem Bondem”, którego Naimski zainstalował jako wiceprezesa zarządu PGNiG. – To dość przebiegły gość, który całe życie prowadził różne gry. I niewątpliwie człowiek służb. Na miano Bonda zapracował sobie, kiedy w latach 90. wynegocjował z czeczeńskimi watażkami uwolnienie porwanych przez nich ludzi – mówi „Tygodnikowi” wpływowy dyplomata tamtego okresu.

Kuchciak był protegowanym płk. Wiesława Górnickiego, prawej ręki gen. Jaruzelskiego. Działał w SZSP, a studia skończył w niesławnym moskiewskim MGiMO. Dziś pryncypialni pisowcy, z Witoldem Waszczykowskim na czele, forsują ustawę, w myśl której taka pozycja w życiorysie ma być powodem do wyrzucania ze służby zagranicznej.

Po raz trzeci Naimski wrócił do polityki kandydując jako bezpartyjny z nowo- sądeckiej listy PiS-u w 2011 r. Dwa lata później wstąpił do partii. W międzyczasie został łącznikiem między Jarosławem Kaczyńskim a Viktorem Orbánem. Uwerturą do współpracy dwóch wschodnioeuropejskich liderów był list otwarty, który sześć lat temu Naimski wystosował do narodu węgierskiego. „Doszedłem z kilku znajomymi do przekonania, że czas najwyższy, byśmy spróbowali publicznie dać wyraz naszej solidarności z Węgrami, którzy próbują równocześnie ratować swój kraj przed katastrofą gospodarczą zawinioną przez poprzednią postkomunistyczną ekipę rządzącą i dokończyć tzw. transformację ustrojową. Być może po 20 latach będą pierwszymi, którym się to uda!” – napisał w nim.

Patron gazociągu

Po wygranych przez PiS wyborach Naimski został sekretarzem stanu w KPRM, żeby dokonać rewolucji w bezpieczeństwie energetycznym. W partii się mówi, że od powodzenia tej misji zależy jego polityczna przyszłość. Jego flagowym zamysłem jest tzw. Brama Północna, wspólny projekt operatorów gazociągów przesyłowych: Gaz-System w Polsce, Energinet.dk w Danii i Gasco w Norwegii. Składa się z trzech części: gazociągu tzw. złożowego, prowadzącego z systemu norweskiego na Morzu Północnym do punktu odbioru w systemie duńskim (lub istniejącej infrastruktury złożowej w Danii), rozbudowy istniejących zdolności w duńskim lądowym systemie przesyłowym oraz podmorskiego gazociągu międzysystemowego, biegnącego z Danii do Polski (zwanego Baltic Pipe). Polska planuje, że po 2022 r., kiedy to wygaśnie długoterminowy kontrakt z rosyjskim Gazpromem, dostawy surowca oprze na tzw. Bramie Północnej – czyli połączeniu złóż gazu znajdujących się na szelfie norweskim poprzez Danię z polskim wybrzeżem w Niechorzu.

„Studia wykonalności zostały zakończone i przeanalizowane, i wskazują, że ten projekt jest ze wszech miar korzystny dla wszystkich uczestników” – powiedział pod koniec marca dziennikarzom Naimski.

– To nie jest nowa koncepcja. To konsekwencja wieloletniego procesu, który zaczął się jeszcze za rządów Jerzego Buzka, kiedy Naimski pracował w gabinecie politycznym premiera. Ten proces był dwukrotnie przerywany. Gdyby wszystko poszło tak, jak sobie wówczas zaplanował, norweski gaz popłynąłby do Polski już w 2006 r. Teraz mamy szansę na niezależność energetyczną dzięki świetnej ekipie ludzi, którą zorganizowali wokół siebie pan minister wraz z Piotrem Woźniakiem [dziś prezesem PGNiG – red.] – mówi „Tygodnikowi” Przemysław Wipler, który przez dwa lata pracował w Ministerstwie Gospodarki w ekipie ówczesnego wiceministra i wspomina go jako wyjątkowo pracowitego szefa.

– Zakupienie złóż na Morzu Północnym uważam za znakomity pomysł. Jeżeli sami nie wykorzystamy całego gazu, to będzie go można sprzedać. Ale inwestycja w Baltic Pipe może się nie opłacać, bo Duńczycy nie chcą płacić za budowę infrastruktury – dystansuje się do pomysłu Andrzej Czerwiński, minister skarbu w rządzie Ewy Kopacz.

Strateg

Ekspert ds. energetycznych Paweł Purski z agencji Grayling mówi „Tygodnikowi”, że podstawowa kwestia w negocjacjach z Duńczykami sprowadza się do tego, iż polska strona postrzega sprawę rurociągu jako kwestię polityczną, tzn. kluczową w zapewnieniu bezpieczeństwa energetycznego, a Duńczycy patrzą na temat komercyjnie. Dlatego siłą rzeczy mają przewagę: – Stanowisko polskiego rządu jest odbiciem poglądów ministra Naimskiego, które ewoluowały przez lata. Opisał je zresztą w książce pt. „Energia i niepodległość”. Komisja Europejska prowadzi politykę raczej liberalną, stawia na regulacje. Naimski woli twardszą wersję, czyli przede wszystkim inwestowanie w infrastrukturę, żeby móc się uniezależnić od Rosji. W tym sensie uniezależnić, żeby po prostu mieć wybór między producentami gazu – stwierdza Purski.

– Minister jest człowiekiem, który odwołuje się do faktów. Nie obraża innych, można z nim dyskutować. Nie jest jak inni ludzie z jego środowiska nastawiony na dezawuowanie rozmówcy. Ale ostatnio dwa razy się przekonałem, że pod skorupą racjonalności i intelektualnej ogłady aż kipi zaciekłość – mówi „Tygodnikowi” Ludwik Dorn, współpracownik Naimskiego od Czarnej Jedynki, przez „Głos”, aż po pierwszą kadencję PiS-u. – Po raz pierwszy doszło to do mnie podczas obrad specjalnej komisji ds. energetyki i surowców w poprzedniej kadencji Sejmu. Dyskutowaliśmy o tym, że Komisja Europejska chce na Polskę nałożyć kary w związku z niewywiązywaniem się z limitów emisji dwutlenku węgla. Trzeba było znaleźć jakiś kompromis. A Naimski jako przeciwnik dekarbonizacji nierozsądnie optował za najtwardszym, i w konsekwencji najmniej dla nas korzystnym stanowiskiem. Po raz drugi mnie to uderzyło podczas lektury książki, którą przygotowała Justyna Błażejowska. Dzisiejsze stanowisko Naimskiego jest najbardziej radykalne spośród wszystkich ludzi tamtego okresu.

Gra z Danią idzie o wysoką stawkę, a w tle wyczuwa się napięcie trochę podobne do tego, jakie było przed marcowym szczytem Rady Europejskiej, kiedy wybierano Donalda Tuska na drugą kadencję. Można odnieść wrażenie, że Warszawa mówi nieco innym językiem niż Kopenhaga. Ze źródeł zbliżonych do rządu dowiadujemy się jednak, że porozumienie jest blisko i będzie ogłoszone z wielką pompą już w najbliższych dniach. Jeśli to się powiedzie, na najbliższym kongresie PiS-u Naimski zostanie niewątpliwie nagrodzony za strategiczny sukces. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2017

Podobne artykuły

Kraj i świat
"Robotniczy protest przeciw wygórowanym podwyżkom, który był wyrazem postawy niemal całego społeczeństwa, pociągnął za sobą brutalne prześladowania. W Ursusie, Radomiu i innych miastach bito, kopano i masowo aresztowano demonstrantów. Najszerszy zasięg miało wyrzucanie z pracy, co obok aresztowań szczególnie uderzyło w rodziny represjonowanych - pisali 23 września 1976 r. Jerzy Andrzejewski, Stanisław Barańczak, Ludwik Cohn, Jacek Kuroń, Edward Lipiński, Antoni Macierewicz, Piotr Naimski, Antoni Pajdak, Józef Rybicki, Aniela Steinsbergowa, Adam Szczypiorski, ks. Jan Zieja i Wojciech Ziembiński, informując w "Apelu do społeczeństwa i władz PRL o powstaniu Komitetu Obrony Robotników. Przypominali, że ofiary represji z Czerwca 1976 nie mogą liczyć na żadną obronę oraz deklarowali chęć przyjścia im z pomocą: prawną, finansową, lekarską... Wkrótce sami stali się ofiarami represji. Niektórzy, jak Jacek Kuroń, nie po raz pierwszy.Zbliża się 30. rocznica powołania KOR-u, a osoba Jacka Kuronia znów, jak w czasach PRL, stała się przedmiotem ataków przedstawicieli obozu rządzącego. Warto więc przedstawić opis wydarzeń widzianych jego oczami; opis dość wyjątkowy, bo zarejestrowany przez dwóch młodych historyków niemal na gorąco. Poniższa rozmowa stanowi fragment zbioru niepublikowanych dotąd wywiadów z członkami i współpracownikami KOR, przeprowadzonych w latach 1980-81 przez Andrzeja Friszke i Andrzeja Paczkowskiego (całość ukaże się wkrótce nakładem wydawnictwa Znak). Przedstawiając ją, chcemy równocześnie wyrazić naszą wdzięczność. "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą... - pisał ks. Jan Twardowski. Jacek się spieszył. Czasami może aż za bardzo.