Urzędnik ochrony państwa. Co zapowiada dymisja Naimskiego

Znajomi Piotra Naimskiego uważają, że jako pełnomocnik do spraw energetyki przez siedem ostatnich lat w gruncie rzeczy robił to samo, co 30 lat wcześniej w UOP – wyplątywał Polskę z sieci wschodnich wpływów.

01.08.2022

Czyta się kilka minut

Piotr Naimski na gali finałowej plebiscytu  Człowiek Wolności tygodnika „wSieci”, Warszawa, styczeń 2016 r. /
Piotr Naimski na gali finałowej plebiscytu Człowiek Wolności tygodnika „wSieci”, Warszawa, styczeń 2016 r. /

Krzysztof Pawłowski, twórca i wieloletni rektor Wyższej Szkoły Biznesu – National Louis University w Nowym Sączu, z Piotrem Naimskim jest nadal per pan, choć przepracowali wspólnie wiele lat. – Nie pamiętam już, dlaczego nie przeszliśmy na ty, choć okazji było wiele. Ale w ogóle mnie to nie dziwi – zaznacza Pawłowski. – To ten typ osobowości, który nie skraca szybko dystansu. Woli też pozostawać w drugim szeregu i stamtąd wpływać na rzeczywistość.

Z politycznego półcienia wydobyła jednak Naimskiego (nie odpowiedział na nasze prośby o spotkanie) nieoczekiwana dymisja z funkcji pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, którą otrzymał 20 lipca. Decyzje musiały zapaść nagle, skoro strony nie zdołały nawet uzgodnić kolejnych kroków. Gdy premier Mateusz Morawiecki w mediach społecznościowych dziękował za ciężką pracę „jednemu z najlepszych w Polsce specjalistów od energetyki”, sam Naimski żalił się publicznie na polityczny cios w plecy, jaki wymierzyło mu własne środowisko.

– Porównanie bieżącej dymisji z tą, którą otrzymał 30 lat wcześniej, kiedy po aferze z listą agentów zaprezentowaną w Sejmie przez Macierewicza Wałęsa odwołał go z funkcji szefa UOP, to oczywiście wystrzał z grubej rury – uważa politolog prof. Antoni Dudek. – Trudno mi jednak uwierzyć, że Naimski mógłby naprawdę zaatakować swoją partię. Cała jego aktywność niejako skazuje go na bycie w orbicie PiS, jeśli chce być blisko ośrodków władzy. Prezes Kaczyński też to wie, dlatego doszedł do wniosku, że pozostawienie Naimskiego na tak ważnym stanowisku może kosztować obóz władzy więcej, niż może on stracić na pozbyciu się jednej ze swych ikon.

Jeśli tak faktycznie było, oznacza to jedno: politycy PiS wiedzą już, że sytuacja energetyczna Polski w najbliższych miesiącach będzie o wiele gorsza, niż na razie gotowi są przyznać. I rozpaczliwie próbują rozwiązań odmiennych od tych, które akceptował pryncypialny pełnomocnik.

– Moim zdaniem cechuje go taka staro­świecka uczciwość merytoryczna. Nie mam z pierwszej ręki informacji o powodach jego dymisji, ale mogę sobie wyobrazić, że na pewne polityczne ustępstwa po prostu nie był gotów pójść – dzieli się przemyśleniami dobry znajomy Naimskiego.

Przez blisko siedem lat, od chwili, kiedy na stanowisko pełnomocnika powołała go ówczesna premier Beata Szydło, przetrwał jako superurzędnik od energetyki aż pięć rządowych przekształceń. Najpierw był resort energii i skarbu państwa. Potem został sam resort energii. Po 2019 r. powstało Ministerstwo Klimatu, następnie połączone z resortem środowiska. Po pewnym czasie znów rozdzielono nadzór nad energetyką i górnictwem, tworząc Ministerstwo Aktywów Państwowych. Przy każdej zmianie Naimski, jako zaufany prezesa Kaczyńskiego, był nie do ruszenia, choć dla pełnego obrazu trzeba podkreślić, że jego pozycja systematycznie słabła. W 2019 r. nie dostał się do Sejmu, a pod koniec 2020 stracił ważne wpływy w PGNiG, gdy prezesem spółki przestał być Piotr Woźniak, jego bliski współpracownik.

Dymisja spotkała go dokładnie w momencie, kiedy polska polityka obiera kierunek, który on od dawna uważał za jedyny słuszny: oto Rosja sama odcina nas od swoich surowców energetycznych, co zmusza Polskę do postawienia wszystkiego na zachodnią kartę. Ukoronowaniem tego procesu jest gazociąg Baltic Pipe z Norwegii, który otworzymy na przełomie roku.

– Na pewno czuje rozgoryczenie – kiwa głową współpracownik Naimskiego, który także prosi o zachowanie anonimowości. – Wszystko, czego się o nim dowiedziałem przez ponad dekadę współpracy, podpowiada mi jednak, że akceptuje własną dymisję. Jak mawiali w „Ojcu chrzestnym”, to nic osobistego. Tylko biznes.

Drużynowy

Były prezydent Bronisław Komorowski poznał Naimskiego w 1971 r. – W nietypowych okolicznościach, bo w trakcie mojego pierwszego aresztowania, w domu prof. Witolda Doroszewskiego. Byłem wtedy w harcerstwie, mieliśmy spotkanie, bezpieka zrobiła kocioł – wspomina. – Piotr dał się wtedy poznać jako ktoś, kogo najlepiej nazwać drużynowym. Energiczny, serdeczny, odważny. Potem nasze ścieżki życiowe i polityczne przecinały się jeszcze wiele razy, aż rozeszły się definitywnie, bo Piotr uznał, że wiążąc się z obozem PO, zdradziłem sprawę niepodległości. Już jako prezydent spotkałem się z nim przypadkowo. Udawał, że mnie nie widzi. Mojej żonie nie odpowiedział nawet na „dzień dobry”.

Pryncypialności miało nauczyć Naimskiego harcerstwo. Jako nastolatek należał do słynnej Czarnej Jedynki, która wśród wychowanków ma wiele znanych twarzy polskiej opozycji lat 70. i 80., w tym Przemysława Gintrowskiego, Janusza Korwina-Mikkego, Andrzeja Celińskiego, Antoniego Macierewicza i Janusza Onyszkiewicza.

– Tamten harcerz siedzi w nim do dzisiaj – ocenia znajomy Naimskiego. – Pamiętam, jak irytowały go słowa Władysława Bartoszewskiego, który krytykował powstanie warszawskie z perspektywy militarnej. Dla Piotra, wychowanego na harcerskich apelach poległych, organizowanych 1 sierpnia, powstanie było i jest świętością, zwłaszcza gdy mowa o walczących harcerzach. Nawet w pracy zdarzało mu się stawiać drużynę harcerską za wzór idealnej organizacji.

Jednocześnie – zauważa były współpracownik – jak na człowieka przywiązanego do idei kolegialności i braterstwa wykazywał często zaskakującą nieufność w stosunku do nowo poznawanych osób. – Nagle stwierdzał, że ktoś jest „służbowo miły”, i od razu usuwał go na drugi plan, choć u mnie to zachowanie nie budziło żadnych zastrzeżeń – ciągnie znajomy Naimskiego. – Miał też problemy z delegowaniem zadań. Zwłaszcza gdy ktoś prosił o więcej samodzielności. Wszystko to oczywiście znikało po jakimś czasie, kiedy już nabrał zaufania. Wtedy wręcz zrzucał nam na barki część swoich obowiązków. Piotr, co tu kryć, jest pracowity, ale systematyczność i porządek nie należą do jego największych cnót. Tego harcerstwo go ewidentnie nie nauczyło.

Zawdzięcza mu za to znajomość z kimś, kto odcisnął największe piętno na jego politycznej karierze. Bronisław Komorowski: – Pomimo wszystkiego, co nas od siebie oddaliło, chcę powiedzieć, że nadal uważam Piotra Naimskiego za szczerego patriotę i osobę krystalicznie uczciwą. Kiedy pod koniec lat 80. w opozycji zaczęły się targi o obsadę przyszłych stanowisk, Piotra nie było ani wśród tych, którzy uważali, że są najlepszymi kandydatami, ani tych, którzy oczekiwali, że Polska powinna się im teraz odwdzięczyć. On chciał po prostu służyć ojczyźnie.

Problem w tym, że – jak zauważa były prezydent – z biegiem lat ojczyzna zaczęła się Naimskiemu utożsamiać niebezpiecznie z Antonim Macierewiczem.

Ucho prezesa

Do Prawa i Sprawiedliwości wstąpił oficjalnie dopiero w 2013 r. Jak sam mówił w jednym z wywiadów, głównie pod presją lokalnych działaczy, którzy nie rozumieli, dlaczego tak bliski współpracownik prezesa formalnie pozostaje poza strukturami PiS. W menu polskiego życia politycznego partia Kaczyńskiego była oczywiście produktem pierwszego wyboru dla Naimskiego. Przed pełnym zaangażowaniem powstrzymywało go coś innego niż różnice ideowe. Rosnąc w siłę, PiS przyciągało też oportunistów i politycznych rozbitków, nierzadko o poglądach nie do zaakceptowania. Na listach samorządowych PiS odnalazł się np. Ryszard Majdzik, działacz Solidarności 80, a kiedyś także Ruchu Odbudowy Polski, który w 1997 r. zasłynął stwierdzeniem, że politycy o żydowskich korzeniach powinni startować „z list mniejszości żydowskiej”. W ten sposób Majdzik skomentował wówczas fakt, że Naimski, wywodzący się z rodziny spolonizowanych Żydów, dostał pierwsze miejsce na krakowskiej liście ROP w wyborach do Sejmu.

– Nie chcę robić z niego Joanny d’Arc, ale Piotr nie nadaje się na pałkarza, a jednocześnie wie, że inaczej polityki nie da się robić – ocenia jego znajomy. – Jest też zbyt lojalny wobec przyjaciół. Nigdy złego słowa nie powiedział o Macierewiczu, choć widział, jak ten wypada z łask Kaczyńskiego.

Bronisław Komorowski podejrzewa, że niechęć Naimskiego do zajmowania pierwszoplanowych miejsc w polityce to właśnie pokłosie czerwca 1992 r. – Piotr musi dostrzegać, że podczas nocy teczek Macierewicz najgorszą robotę odwalił właśnie jego rękami. Obaj wypadli przez to na polityczny margines, ale to do ­Naimskiego wielu poszkodowanych miało potem największe pretensje.

Znajomość Naimskiego z Macierewiczem sięga lat 60. W 1976 r. obaj zaangażowali się w prace Komitetu Obrony Robotników, przy czym – jak zaznacza ­Bronisław Komorowski – obaj lokowali się na skrajnym skrzydle jego ówczesnych działaczy.

– Myśmy się wtedy w KOR różnili co do tego, czy PRL równa się brak demokracji czy także brak niepodległości – wspomina były prezydent. – Piotr i Antoni byli w tej drugiej frakcji, ale taktycznie podporządkowywali się pierwszej. Trafiały do nich argumenty starszych kolegów, że postulaty poprawy warunków bytowych robotników są do zrealizowania, w przeciwieństwie do pomysłu wycofania armii sowieckiej z Polski.

Stan wojenny zastał Naimskiego w USA, na stypendium. Do Polski wrócił trzy lata później.

Z doktoratem z biologii i głową napakowaną lekturami amerykańskich neokonserwatystów, którzy w centrum powojennego świata stawiali silną gospodarczo Amerykę z jej wartościami demokratycznymi i armią zdolną do ich obrony na całym globie.

– To z tamtych czasów wywodzi się przekonanie Piotra, że racją bytu niepodległej Polski jest polityczna i wojskowa symbioza ze Stanami – opowiada były kolega z pracy Naimskiego. – Każdy, kto to kwestionuje, zagraża polskiej racji stanu i może się o tym przekonać wprost.

– Kilka lat temu umówiłem się z nim na wywiad – wspomina Bartłomiej Mayer, dziennikarz „Pulsu Biznesu” zajmujący się m.in. tematyką paliwową. – Na początek poprosiłem go o dokładne zdefiniowanie bezpieczeństwa energetycznego Polski, o którym tak często mówi. Wyrzucił mnie za drzwi. Nie zdążyłem nawet zapytać, dlaczego go to tak zdenerwowało.

Paradoksalnie to właśnie radykalnej prozachodniości Naimski zawdzięcza drugą szansę w polityce, którą dali mu wcale nie tak zakochani w Zachodzie bracia Kaczyńscy. Po upadku rządu Olszewskiego popadł na wiele lat w publiczny niebyt. W 1997 r. nie dostał się do Sejmu. Przystanią na ten trudny czas okazała się nowosądecka Wyższa Szkoła Biznesu – National Louis University, w której ­Naimski na zaproszenie rektora Pawłowskiego współtworzył wydział politologii oraz stosunków międzynarodowych i dyplomacji.

– Miała to być w zamyśle Naimskiego taka polska Ecole Nationale d’Administration, kuźnia elit państwowych. Oczywiście z neokonserwatywnym sznytem – uśmiecha się Antoni Dudek. – Szukali nawet współpracowników na UJ, zakładając, skądinąd słusznie, że w tym gronie nie zabraknie osób o podobnych poglądach.

Z nowosądeckiej uczelni Naimski odszedł w 2009 r. W międzyczasie, za pierwszych rządów PiS, dostał posadę wice­ministra gospodarki odpowiedzialnego za dostawy surowców energetycznych, był też szefem Zespołu ds. Bezpieczeństwa Energetycznego w Kancelarii Prezydenta RP.

– Dla wielu znajomych ta jego niespodziewana wolta w stronę energetyki była zaskoczeniem – wspomina kolega z pracy. – Odpowiadał, że wciąż zajmuje się de facto tym samym, czyli pilnowaniem niepodległości Polski. Aktualnie na najbardziej zagrożonym jej odcinku, czyli w sferze suwerenności energetycznej. Pod tym względem byli z Jarosławem Kaczyńskim jednomyślni.

Bilans energetyczny

Marek Kossowski, były prezes spółki PGNiG: – Moim zdaniem Piotr Naimski największe osiągnięcia ma w budowaniu własnego wizerunku, bo jego dokonania na stanowisku pełnomocnika rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej są dość skromne. Inwestycja w elektrownię w Ostrołęce, którą osobiście promował, okazała się kosztowną klapą. Przez niemal siedem lat nie udało mu się również utworzyć ani jednego wysokoenergetycznego połączenia z systemami sąsiadów. Nie powstał nawet trzeci interkonekt, który łączyłby nas z Niemcami, mimo że ten kierunek sam Naimski wskazywał jako priorytetowy.

Lepiej Kossowski ocenia dokonania Naimskiego w sektorze gazowym.

– Jego zasługą bez wątpienia jest powstanie Baltic Pipe, ale na razie mamy jedynie gazociąg. Warto zresztą ­zauważyć, że ta inwestycja nie otwiera Polsce dostępu do norweskiego gazu, bo od lat odbieramy go przez tzw. rewers na gazociągu jamalskim, którym płynie surowiec z Europy Zachodniej, zaopatrywanej także z Norwegii. Pełną ocenę znaczenia Baltic Pipe dla polskiej gospodarki przyniesie dopiero odpowiedź na pytanie, czy Norwegowie zdołają – albo zechcą – wykorzystać w pełni moce przesyłowe tego gazociągu, które sięgają 10 mld metrów sześciennych rocznie. To, że rura ma taką przepustowość, nie oznacza jeszcze, że właśnie tyle gazu sprowadzimy nią z Norwegii. Jak dotąd rząd nie pokazał umów, które by to gwarantowały Polsce. Słyszymy jedynie zapewnienia, że gazu nam nie zabraknie.

W wywiadzie dla Interii prezes Kaczyński przyznał, że osobiście pożegnał się z wieloletnim zaufanym współpracownikiem. „Wyłożył mi koncepcję, którą uznałem za zbyt anachroniczną. Nie było to tylko moje przekonanie, bo na sprawach energetycznych znam się tak, jak się znam, ale to było przekonanie wielu innych ludzi od długiego czasu. Doszedłem do wniosku, że w tej chwili ta współpraca się na dziś urywa” – zdradził szef PiS.

O co może chodzić? W ostatnim czasie najostrzejsze konflikty między Naimskim a otoczeniem premiera Morawieckiego toczyły się nie o połączenie Orlenu z Lotosem, któremu pełnomocnik był istotnie przeciwny. O twarde „nie” Naimskiego miała rozbijać się również reaktywacja starego połączenia energetycznego między Rzeszowem a elektrownią jądrową Chmielnicki w Ukrainie. W kwietniu Orlen i należący do Michała Sołowowa Synthos poinformowały, że chcą razem wyremontować to połączenie. Wcześniej taką gotowość zgłosił Zygmunt Solorz, właściciel ZE PAK i grupy Polsat. Naimski miał być temu jednak przeciwny, obawiając się, że tani prąd ze wschodu pozbawi polską energetykę rentowności, a prywatni inwestorzy w tym strategicznym sektorze to zawsze zbyt duże ryzyko.

– Mnie się to układa w logiczną całość, choć na energetyce się nie znam – kwituje znajomy Naimskiego. – Kierunek wschodni kojarzy mu się wyłącznie z zagrożeniem. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Urzędnik ochrony państwa