Elegia na odejście

Jaki będzie po śmierci ukochanej matki? Rzuci się na nowo w wir walki partyjnej czy będzie odchodził do „życia wewnętrznego”? Odejście Jadwigi Kaczyńskiej wpływa na polityka, który ma klucz do umysłów milionów Polaków.

21.01.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Piotr Blawicki / SE / EAST NEWS
/ Fot. Piotr Blawicki / SE / EAST NEWS

Jesienią rozmawiałem z ludźmi, którzy mieli okazję przebywać dłużej w towarzystwie Jarosława Kaczyńskiego. To była arcyciekawa relacja. Opowieść o politycznym liderze, który zwierza się: „Jestem po drugiej stronie rzeki”, „dużą część dnia poświęcam na rozmyślania, modlitwę”, „jestem już stary”.

BEZ SAMODZIELNYCH WSPOMNIEŃ

O tym nastroju, o takim nastawieniu nie decydowały polityczne porażki ostatnich lat i partyjne rozłamy – te Kaczyński przeżywał i wcześniej. Decydowała katastrofa smoleńska i ciężka choroba matki.

Powiedzieć, że relacje w trójkącie Lech–Jarosław–Jadwiga były szczególne, to powiedzieć mało – lepiej więc zilustrować rzecz przykładem. Jesienią 2010 r. rozmawiałem z politykiem PiS o kampanii prezydenckiej, do której doszło niedługo po tragedii w Smoleńsku. Poseł i wówczas jeden z najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego mówił o rozterkach prezesa. O jego rozważaniach, czy powinien stawać w wyborcze szranki. Mój rozmówca stwierdził, że Jarosław Kaczyński skonsultował tę decyzję z bratem. Przerwałem, aby dopytać, czy się nie mylił. Nie mylił się. – Jarosław często rozmawia z Lechem. Wtedy też. To, że Lech chciałby jego prezydentury, było ważnym argumentem – usłyszałem.

To jest właśnie to współodczuwanie, ta więź. Jarosław Kaczyński powiedział w jednym z wywiadów, że nie ma samodzielnych wspomnień. Nawet jeśli robił coś sam, to wie, co wtedy robił i gdzie był Lech.

NAJLEPSZY PRZYJACIEL? MAMA

Prezydent Kaczyński mówił otwarcie, że jego oraz brata relacje z ojcem, który ciągle był w pracy, należały do luźniejszych. Te z matką pozostawały niesłychanie mocne, nawet gdy byli już dorosłymi mężczyznami.

Więź z synami zbudowała kobieta krucha fizycznie i delikatna. Od dawna miała problemy z płucami, była bierną palaczką przy ojcu bliźniaków Rajmundzie, który odpalał jednego papierosa od drugiego. Zbierając z Pawłem Reszką materiały do książki „Daleko od Wawelu”, słyszeliśmy od współpracowników obu braci wiele historii świadczących o niezwykłej wręcz bliskości synów z Jadwigą Kaczyńską. Pewnego razu, gdy Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy, zatelefonowała do magistratu. „Nie ma go u siebie, jest na konferencji w innej części urzędu”, usłyszała w odpowiedzi matka prezydenta od sekretarki. „Mam prośbę, proszę mu teraz nie przekazywać, że dzwoniłam, bo on przerwie tę konferencję”, prosiła Jadwiga Kaczyńska. W kampanii 2005 r. na stanowisko prezydenta państwa Lech Kaczyński musiał mieć ochronę. Miał tylko jedną prośbę: by wszystko odbywało się dyskretnie, nie przedostawało do prasy, bo mogłoby to źle wpłynąć na zdrowie matki. Gdy był już głową państwa, pani Jadwiga miała drobny zabieg lekarski. Prezydent udzielał akurat wywiadu – był rozproszony, a rozmowę co kilka minut przerywały telefony od brata, który relacjonował, co aktualnie dzieje się z ich mamą. Współpracownikom powiedział kiedyś pół żartem, pół serio, że musi powalczyć o reelekcję, bo jako prezydent będzie mógł zapewnić matce najlepszą opiekę lekarską.

Podobna dbałość o Jadwigę Kaczyńską cechowała prezesa PiS. W 2009 r. Jarosław Kaczyński niegroźnie się przeziębił. Zdecydował, że położy się w szpitalu po to, by nie narażać zdrowia matki, z którą mieszkał na warszawskim Żoliborzu. Wiele mówi również prosty i bardzo osobisty nekrolog, który lider PiS dał w prasie po śmierci matki: „Dla mojego śp. Brata Lecha i dla mnie Najwspanialsza, Najukochańsza, Najlepsza i Niezastąpiona Mama, najlepszy nauczyciel, najlepszy przyjaciel i niezachwiane wsparcie. Pozostała nim także w ostatnich najtrudniejszych latach życia, po smoleńskiej tragedii, w bardzo ciężkiej chorobie. Dzielnie znosiła cierpienie, spokojnie i z godnością przyjęła śmierć. Pozostała po Niej niemożliwa do wypełnienia pustka. Syn Jarosław”.

MIAŁA SWOJE ZDANIE

Wielu obserwatorów polityki i samych polityków zastanawiało się, czy Jadwiga Kaczyńska miała wpływ na posunięcia prezydenta i prezesa PiS. Na pewno była bacznym obserwatorem polityki, miała swoje zdanie o ministrach, posłach. Ten świat ją interesował, ale nie była doradcą, ani tym bardziej mentorem w sprawach politycznych. W obozie braci nazywano ją z francuska „maman” i wsłuchiwano się w to, co ma do powiedzenia.

W grudniu 2009 r. Jadwiga Kaczyńska napisała swój alfabet dla tygodnika „Wprost”. Skarciła w nim Zbigniewa Ziobrę. „To zdolny człowiek, kiedyś dzwonił do mnie, radzić się, a właściwie rozmawiać o drobnych sprawach. Dziś już nie dzwoni, jest za granicą. Myślę, że jest teraz bardzo pewny siebie” – pisała matka braci, a politycy PiS-u przekazywali sobie tę opinię z szybkością błyskawicy.

Bywało i tak, że dzięki Jadwidze Kaczyńskiej można było zrobić karierę. Przykładem Małgorzata Raczyńska, była szefowa „Jedynki”, która trzęsła telewizją publiczną za rządów PiS-u. Przeciętna dziennikarka, zaprzyjaźniona niegdyś z politykami lewicy, wkradła się w łaski braci dzięki zapoznaniu ich mamy. Kreśląc sylwetkę Raczyńskiej na jesieni 2007 r., Luiza Zalewska cytowała współpracowników bliźniaków: „To sfera emocji, kwestia przyjaźni. Żadne racjonalne argumenty nie mają w tym przypadku sensu”. Jeden z nich tak uzasadniał fenomen Raczyńskiej: „Żaden z braci nie zrobi niczego, co by sprawiło mamie przykrość, a starsza pani po prostu panią Małgosię bardzo lubi”.

Słuchano jej. Wychowała dwóch synów, którzy zostali prezydentem i premierem w dużym, demokratycznym państwie.

ZDJĘCIE Z WILNA

Mikroświat niezwykłej więzi między bliźniakami i matką runął wiosną 2010 r. Pamiętam zdjęcia z marca tamtego roku, miesiąc przed katastrofą smoleńską: Lech Kaczyński ze swoją starą nokią przy uchu na płycie lotniska w Wilnie. Rozmawia zapewne z bratem lub z lekarzami. Jadwiga Kaczyńska z poważnymi kłopotami z sercem i układem oddechowym trafiła kilka dni wcześniej do szpitala. Prezydent znalazł się wówczas w trudnej sytuacji. W Wilnie zaplanowane były uroczystości 20. rocznicy odzyskania przez Litwę niepodległości. Zgodnie z utartym zwyczajem litewski prezydent corocznie przyjeżdża na polskie święto niepodległości 11 listopada, a nasza głowa państwa leci do Wilna 11 marca. Mimo że stan Jadwigi Kaczyńskiej był fatalny, prezydent wziął udział w uroczystościach u sąsiadów, ale program wizyty został skrócony do minimum, tak by mógł wrócić do Warszawy i czuwać przy szpitalnym łóżku matki, która była nieprzytomna i oddychała przy pomocy respiratora.

W tamtym okresie jeden ze współpracowników braci opowiadał nam: „Choroba pani Jadwigi w roku wyborczym to czarny sen całego obozu politycznego. W kąt poszłyby strategie, walka do upadłego o reelekcję, dla braci ważny byłby inny temat”. Wszyscy wiemy, że strategie poszły w kąt z zupełnie innego, tragicznego powodu.

Na swój sposób symboliczne jest to, że ostatnią urwaną rozmowę bracia toczyli właśnie na temat matki: Lech 20 minut przed katastrofą z satelitarnego telefonu, zainstalowanego na pokładzie tupolewa, zadzwonił do brata, by powiedzieć mu, że ostatnie wieści ze szpitala są optymistyczne.

PONAD LUDZKIE SIŁY

A potem? Już 40 minut po katastrofie Jarosław Kaczyński był w szpitalu i zaczynał niezwykłą próbę ochronienia przykutej do łóżka matki przed wiadomością o katastrofie. Tak, by śmierć jednej najbliższej osoby nie pociągnęła za sobą śmierci kolejnej.

To udawanie, że nic się nie stało, że jest, jak dawniej, było dla Kaczyńskiego udręką. Po wielu, wielu miesiącach opowiadał w wywiadach o tym, jak wchodząc do sali, gdzie leżała matka, ściągał czarny krawat i zakładał inny. O tym, jak balansująca między życiem a śmiercią Jadwiga Kaczyńska brała go za Lecha, choć zawsze bez pudła rozróżniała nawet głosy synów. Prezes zdradzał, jak opowiadał matce o przedłużającej się wizycie prezydenckiej delegacji w Ameryce Południowej. Że wracają przez ocean statkiem, bo wybuch wulkanu na Islandii zahamował lotnicze podróże. I że jeździ codziennie do Pałacu Prezydenckiego, żeby przez telefon satelitarny rozmawiać z Lechem. – To mnie bardzo dużo kosztowało. Momentami sam chciałem wierzyć w tę opowieść, że Leszek żyje – mówił dwa lata temu w osobistym wywiadzie dla „Faktu”.

Nawet wrogowi trudno życzyć takich przeżyć. W jakimś sensie do dziś aktualne pozostają słowa Jana Rokity wypowiedziane w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” tuż po katastrofie smoleńskiej: „Lidera opozycji zdarzenia uczyniły Hiobem polskiej polityki. Skala nieszczęść prywatnych, jakie na niego spadły, przekracza ludzkie wyobrażenia, a przywództwo partii, którą stworzył, zostało zdziesiątkowane. Jeśli stanie znowu w politycznym ringu, będzie to świadczyło o jego nieludzkich siłach”.

Wiemy, że Kaczyński stanął do walki. Startował w wyborach prezydenckich, poprowadził partię do wyborów parlamentarnych, politycznie pokonał tych, którzy opuścili jego obóz i wybrali własną drogę. Ale gołym okiem widać, że to nie jest obecność pełna, jak w przypadku Tuska, Millera albo Palikota. Kaczyński publicznie mówił w ostatnich latach o tym, że siłę, energię daje mu chęć opieki nad matką. – Gdzie jest prezes? Dlaczego go nie ma? – to pytanie dziennikarze zadawali politykom PiS-u często w ostatnich trzech latach. Odpowiedź była prosta: „Mama”.

Wiele osób zastanawia się, jak śmierć drugiej i ostatniej najbliższej osoby wpłynie na lidera prawicy. Czy będzie szedł w stronę życia wewnętrznego, osobistego i własnego? Czy też w perspektywie miesięcy, po oswojeniu się z kolejną stratą, na nowo rzuci się w wir polityki i odda się jej niemal w pełni, jak to bywało wcześniej?

Zapewne będzie to próba pogodzenia jednego z drugim. Tyle że polityka nie lubi się dzielić. Pochłania, żąda bycia w niej całym sobą. W drugi scenariusz wielkiego powrotu nie wierzę. Rokita miał rację. Po prostu są straty i tragedie ponad ludzkie siły.

MICHAŁ MAJEWSKI na co dzień pisze dla tygodnika „Wprost”, wraz z Pawłem Reszką opublikował książki „Daleko od Wawelu” i „Daleko od miłości”. Za publikowane w „Rzeczpospolitej” i „TP” teksty o katastrofie smoleńskiej otrzymał nagrodę Grand Press.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2013