Dżungla na schodach

Klatka schodowa warszawskiej Zachęty udekorowana została... paprotkami. Wpierwszej chwili wydaje się to nieporozumieniem. Ale po obejrzeniu wystawy prezentującej twórczość trzydziestu dziewięciu współczesnych artystów meksykańskich roślinność oplatająca szacowne mury okazuje się czymś oczywistym. Wzasadzie mogłoby jej tu być znacznie więcej...

28.09.2007

Czyta się kilka minut

Każda prezentacja kultury odległej od nas geograficznie, ale w pewien sposób bliskiej, bo równie peryferyjnej, staje się okazją do poszukiwań tego, co podobne (przynajmniej pozornie), i tego, co obce, a nawet, by użyć słowa niemodnego w dobie globalizacji, egzotyczne. To "badanie" dotyczy zresztą obydwu stron - oglądającej i oglądanej.

Już na początku przypominają o tym "Peruwiańskie drzwi" Pedra Reyesa, ustawione w pustej przestrzeni u wejścia do sal galeryjnych. Napis i wycięcie na wysokości ust zapraszają, by nieznajome osoby stawały naprzeciwko siebie i, oddzielone deską, całowały się. Zwiedzający - bardzo liczni i różnorodni, co przyjemnie dziwiło w zwykłe, robocze popołudnie - starali się oglądać tę instalację z bezpiecznego dystansu, jakby lekko zarumienieni. Stanięcie przy drzwiach niczego zresztą nie zmieniało. Zaplanowana przez artystę zabawa wymagała dwojga...

Różnica temperamentów? Być może. W opisie pierwszego wrażenia, jakie wynosi się z tej wystawy, bez przerwy powracają takie pojęcia jak bujność, barwność czy seksualność. Pojawiają się one nawet wtedy, gdy tematem pracy jest brzydota, jak w przypadku "Tłustego brzucha", tkaniny, na której Tania Candiani przedstawiła pomarszczoną, grubą i nadal erotyczną kobietę o wyraźnych, negroidalnych rysach.

Oczywiście, aby używać tych pojęć, trzeba nauczyć się świadomie grać kiczem. Świetnie sobie z tym radzi Gabriela Galván Rojas. Oto jej "Sny niewinności i perwersji", instalacja składająca się z trzech elementów: delikatnego "oczekiwania" na papierze, zbudowanego z zielono-złotych linii, przechodzącego łagodnie w kolorowe, metalizujące chmury, spływające ze ściany ku podłodze, a wreszcie, w sposób bardziej gwałtowny - w zniszczone, zużyte poduszki. Krótka historia o miłości: równie serialowa, co konceptualna.

A ekscytujące prezentacje wideo Claudii Fernández, zmysłowe i delikatne - jednocześnie perwersyjne? Kobieta zapina pasek eleganckich czarnych butów na wysokim obcasie i bawi się - w towarzystwie żywej, małej owieczki - kocem z białej wełny. Inna - w równie obcisłym stroju pokojówki - pierzastą szczotką czyści (pieści?) skórę wypchanego niedźwiedzia. Jest w tych scenach coś z atmosfery filmów Bu?uela i Almodóvara. Miłość i śmierć.

Bujność wchodzi też w dialog z surową przestrzenią warszawskiej galerii. Jak wtedy, gdy Scoli Acosta proponuje pięć kolaży z cyklu "Żyrandole" - portrety, ukryte za kolorowymi maskami z surrealistycznych lamp-bukietów, lamp-klatek z ptakami. Obrazy te przypominają się, gdy zwiedzający zmierza już w kierunku wyjścia. Kontrastują z zimnymi, eleganckimi i bezpłciowymi kryształami "tutejszych" żyrandoli. A jednocześnie przypominają o prastarych, prekolumbijskich tradycjach. Maska - jeden z głównych tematów tej wystawy - powraca, tym razem w ironicznej, amerykańsko-batmanowskiej formie, w twórczości Lourdesa Grobeta. Archeologia pojawia się też w tle pracy Damiána Ortegi, w której zapomniane resztki samochodu-marzenia przypominają kości dinozaurów.

Bujność nie pozostaje też w sprzeczności z cierpieniem - w meksykańskiej tradycji artystycznej poczesne miejsce zajmuje wszak Frida Kahlo i jej równie zmysłowe, co brutalne przedstawienia choroby, poronień, śmierci. Bardzo bliskie tej wrażliwości wydają się smutne, choć mięsiste prace Tani Candiani - kobiece, by nie rzec: feministyczne portrety, ukryte pod kuchennymi sitkami, durszlakami, garnkami. Tuż obok perkusja zbudowana z przyrządów kuchennych. Siedzisko muzyka ozdobione jest stereotypowym, wziętym z odległej przeszłości wyobrażeniem kobiety. Opresja, zniewolenie, strach.

Myślenie Tani Candiani zdaje się korespondować z czterominutową impresją filmową Gonzala Lebriji pt. "Aranjuez": w tym krótkim, prowadzącym do zadyszki czasie kibicujemy młodej dziewczynie, z trudem wymykającej się tłumowi młodych mężczyzn - ni to kibiców, ni to gangsterów. Dziewczyna przypomina papierowy samolocik, bohatera innego filmu tego samego autora, który zniknie gdzieś za kubłem na śmieci przy dźwięku chwytliwej, banalnej muzyki, stanowiącej immanentną część tej sztuki.

Lebrija to zresztą jeden z najbardziej intrygujących artystów warszawskiej prezentacji. Emblematyczny wydaje się jego film pt. "Asterion". Obserwujemy w nim nieprzyjemnego, wymuskanego faceta w garniturze, z teczką wypełnioną dokumentami, który nagle, na jakimś nierealnym rodeo, dosiada byka. W miarę, jak kolejne kartki wysypują się z walizki, obraz staje się coraz bardziej abstrakcyjny i coraz bardziej wyrafinowany estetycznie, by wreszcie rozpłynąć się w niebycie. Nawet satyra może być piękna.

A jednak w Meksyku, a także wśród artystów latynoskich działających w USA, istnieje mocny odpowiednik naszej "sztuki krytycznej" - tyle tylko że osadzony w rodzimej tradycji. Bo czymże innym byłaby "Gra w piłkę" Gustawa Artigasa, powstała we współpracy z organizacją pracującą na rzecz młodzieży zagrożonej przestępczością w Chicago? Gestem artysty zwykły mecz koszykówki zmienia się tu w prastary aztecki rytuał, w którym można wreszcie odnaleźć własną tożsamość. Ciekawa byłaby konfrontacja tego artysty z Althamerem. Instalacja Kena Gonzaleza-Daya wykorzystuje z kolei stare, sepiowe fotografie z Dzikiego Zachodu, by ujawnić tropy kalifornijskich linczów na Latynosach. Sztuka pamięci, którą na rodzimym gruncie kojarzymy z Bałką?

Wreszcie, przejmująca instalacja Nahomi Ximénez, wykorzystująca tekst poematu Omara Pimenty. Dla poety Tijuana to najbardziej uczęszczana i najbardziej mordercza, oddzielona murem granica świata - zamykająca wrota do amerykańskiego raju. Słowom wiersza, zapisanym w oryginale na ścianach galerii, towarzyszą dwa elementy: krótki film, przedstawiający żywe, piękne motyle zamieniające się w mokre plamy na szybie samochodu oraz przezroczysta torebka z martwymi motylami, opatrzona informacją, że we wrześniu 2007 r. zostały one przeszmuglowane przez kilka przejść granicznych na lotniskach: w Meksyku, Londynie i Warszawie.

To nierezygnujące z estetyki zaangażowanie współczesnej sztuki meksykańskiej imponuje. Dlatego, jeśli w ogóle można się do czegoś doczepić w przypadku tak przemyślanej wystawy jak ta w Zachęcie, to do opóźnienia katalogu, który pomógłby odnaleźć się w gąszczu znaczeń innej kultury. Na razie skazani jesteśmy na przeczucia, domysły, spontaniczne porównania. Na zwykłą turystykę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2007