Tańczące schody

Wystawa w warszawskiej Zachęcie pokazuje obecne oblicze rzeźby, to, jak bardzo różne formy ona przybiera. Każe wręcz pytać, co w ogóle kryje się pod tą nazwą.

16.04.2012

Czyta się kilka minut

Monika Sosnowska, „Schody” (2010) / Fot. dzięki uprzejmości Galerie Gisela Capitain, Köln - Galeria Zachęta
Monika Sosnowska, „Schody” (2010) / Fot. dzięki uprzejmości Galerie Gisela Capitain, Köln - Galeria Zachęta

Już dawno pożegnano się z tradycyjnymi wyobrażeniami o rzeźbie. Dzisiaj to mogą być zarówno odwołujące się do ekspresjonizmu prace Thomasa Houseago, ażurowe, delikatne konstrukcje Haegue Yang czy przestrzenne, bliskie biologicznym formom konstrukcje Tomasa Saraceno. Zatarły się granice między rzeźbą a instalacją, dopuszczalne są różne stylistyki i odwołania do rozmaitych tradycji. Sama rzeźba wzbudza też coraz większe zainteresowanie. Być może, podobnie jak malarstwo, staje się przeciwwagą dla dominujących w ostatnich dekadach nowych mediów: wideo, fotografii czy sztuki komputerowej.

DRZEWA Z SIATKI

Wystawa w Zachęcie pokazuje dzieła ósemki artystów młodszego pokolenia. Mimo odmiennych postaw, wszystkich tych twórców łączy odwoływanie się do dziedzictwa XX-wiecznego modernizmu, od eksperymentów pierwszych awangard po lata 70. ubiegłego stulecia. Do tradycji, która głęboko naznaczyła otaczający nas świat, nieustannie dążąc do uproszczenia, wyzbycia się ornamentu, do uznania funkcjonalności za najważniejszą cechę.

Próżno w Zachęcie szukać jakichś ideologicznych deklaracji, politycznego czy społecznego zaangażowania. Praca osiadłej w Berlinie Gruzinki Thei Djordjadze to układ form z drutu, ażurowej sklejki i gąbki. „Jeśli nie uchwycisz mnie za pierwszym razem” – zatytułowała ją artystka, jakby chciała przestrzec widza: masz tylko chwilę na ocenę. To od nas zależy decyzja, jak ją zakwalifikujemy: dizajnerski mebel czy rzeźba. A może nie ma potrzeby wybierać?

Obszar swobody pozostawiony odbiorcy nie oznacza, że wystawa ogranicza się wyłącznie do estetycznych (niektórzy zapewne powiedzieliby: antyestetycznych) zabaw. Wręcz przeciwnie. Zebrana tu twórczość niejednokrotnie odwołuje się do ważnych tradycji artystycznych, z wpisanymi w nie poglądami, opiniami, ideologiami. Wreszcie wiele tu odniesień do tego, co można nazwać wizualną ikonosferą tego czasu, przeszłości, do której dziś powracamy. Szwajcarka Mai-Thu Perret inspirowała się kostiumami i scenografią z lat 20. ubiegłego stulecia, autorstwa rosyjskiej konstruktywistki Warwary Stiepanowej. Szkot Martin Boyce, zeszłoroczny laureat prestiżowej Nagrody Turnera, mówi o fascynacji przedziwnymi rzeźbami, ogromnymi czterema drzewami autorstwa Jana i Joëla Martelów. Sprowadzili oni roślinne formy do geometrycznej konstrukcji. Tylko co łączy te rzeźby powstałe z okazji paryskiej Wystawy Sztuki Dekoracyjnej w 1925 r. z wykonanymi przez Boyce’a delikatnymi konstrukcjami z metalowej siatki? Pozornie niewiele, ale warto spojrzeć na archiwalne zdjęcia pokazujące te rzeźbiarskie drzewa, by dostrzec pragnienie oddania dynamizmu, zapisanie ruchu w twardej materii rzeźby.

Wystawa stawia przede wszystkim pytania o rzeźbę, jej status, o język, którym posługują się dziś artyści. I dlaczego to właśnie tradycja modernistyczna okazuje się dla nich tak ważna. Co z nią robią, w jaki sposób przetwarzają doświadczenia swoich poprzedników? Sięgają często po bardzo proste, „nie-rzeźbiarskie” materiały, zmieniając ich pierwotny sposób użycia (np. ogrodzeniowa siatka i kątowniki używane przez Boyce’a). W rękach artystów rzeczy użyteczne zostają pozbawione tej właśnie funkcji, zostaje zmienione ich pierwotne przeznaczenie. Oczywiście, używanie gotowych elementów nie jest jakimś novum. Od czasów „Fontanny” Duchampa i surrealistycznych objects stało się to praktyką artystyczną.

SZKICE I ŚLADY

Co zatem możemy spotkać w Zachęcie? Jedną z galeryjnych sal wypełniły „Schody” (2010) Moniki Sosnowskiej. Artystka potrafi tworzyć monumentalne dzieła, jak „1:1”, cały szkielet budynku, który przed kilkoma laty został „wciśnięty” we wnętrze Pawilonu Polskiego na Biennale w Wenecji, ale też wprowadzać delikatne interwencje w galeryjną przestrzeń, a nawet tworzyć tło dla prac innych artystów. Przed rokiem, także na weneckim Biennale, zaprojektowała na nowo jedną z sal, tworząc labirynt, w którym pokazano m.in. fotografie Davida Goldblatta i rzeźby Haroona Mirzy.

W Zachęcie można zobaczyć jej niezwykle efektowną pracę. Schody pożarowe, naturalnej wielkości, pomalowane na czarno, jedynie poręcze są utrzymane w jaskrawej czerwieni. Zostały zniszczone jakąś potężną siłą, powyginane niczym konstrukcja z papieru, zamieniły się w ekspresyjną rzeźbę. Falują, wręcz tańczą. Sosnowska po raz kolejny sięga po dziedzictwo PRL-owskiej architektury. Podobnie jawnym odwołaniem do architektury tego czasu jest „Kai” Jerzego Goliszewskiego (2009). Cała ściana galerii została przez niego pokryta delikatnym reliefem, przypominającym dekoracje dobrze znane z architektury lat 60. i 70.

Jednak większość prac jest pozbawiona spektakularności. Wydaje się, że ich twórcy starannie unikali wizualnej atrakcyjności. Takimi są chociażby wspominane już metalowe konstrukcje Martina Boyce’a. „Polder” (2007) zamieszkałej w Paryżu Tatiany Trouvé przypomina zestaw jakichś tajemniczych sprzętów, być może gimnastycznych. To tylko szkic czegoś, czego przeznaczenia nie sposób do końca odgadnąć. Podobnie enigmatyczne są rzeźby Amerykanina Wade’a Guytona. Wykorzystał on krzesło Marcela Breuera, jedną z ikon XX-wiecznego designu. Pozostawił z niego jedynie podstawowy element konstrukcyjny: wygięte, chromowane rurki. Zostały one fantazyjnie powyginane, stały się autonomicznymi konstrukcjami, niepełniącymi żadnej użytecznej funkcji. A jednak pozostały ślady ich pierwotnego przeznaczenia.

Znacznie „mocniejsze” w przekazie są prace Szwajcarki Mai-Thu Perret. Od 1999 r. tworzy ona opowieść „The Crystal Frontier” – o dziejach komuny kobiet stworzonej w Nowym Meksyku. Wszystko, co robi, wpisuje w ten utopijny projekt utworzenia feministycznej wspólnoty, wprost też odwołuje się do tradycji sztuki rewolucyjnej. Jej „Wróżka elektryczność” (2005), dziewczyna z neonowym hula-hoop we wzniesionej ku górze ręce, stoi w pozie dobrze znanej z propagandowych przedstawień z lat 20. Obok zaś znalazły się rzeźby urodzonej w Londynie Kasi Fudakowski. To delikatne konstrukcje, w których organiczne formy, pomalowane w delikatne kolory, jakby obrastały w metalowe pręty czy znalezione gdzieś domowe sprzęty. To abstrakcyjne formy, ale czasami przypominające tajemnicze biologiczne stwory. To twórczość bliska pomysłom surrealistów.

NOSTALGIA

Zaskakiwać może nostalgiczny ton prac zgromadzonych w Zachęcie. To jedynie ślady, ruiny przeszłości. Chwilami twórczość młodych przecież artystów, bo urodzonych od lat 60. do 80. XX wieku, wydaje się być wyrazem tęsknoty za dawnym światem, w którym odkrywanie czegoś nowego, przełamywanie schematów i nadzieja na powstanie lepszego świata były na porządku dziennym. Jednak modernistyczna utopia bezpowrotnie odeszła, przyszedł czas neoliberalizmu w ekonomii i postmodernizmu w architekturze. Kultu indywidualizmu, zysku i ciągłych powrotów do tradycji.

Dziś dobrze już wiemy nie tylko o grzechach dawnej utopii, ale i tego, co przyszło później. W Warszawie nie burzy się PRL-owskich bloków, późnych dzieci modernizmu. Przeciwnie, coraz częściej są uznawane za dobre miejsca do mieszkania. Pod kilof trafiają za to budynki z lat 90., do niedawna symbole nowego kapitalizmu. Ich żywot okazuje się wyjątkowo krótki. I artyści, na razie, za nimi nie tęsknią.  


„NOWA RZEŹBA?”, kurator Maria Brewińska, Narodowa Galeria Sztuki Zachęta, Warszawa, wystawa czynna do 13 maja 2012 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2012