Dziki kraj Polska

Nowy film zapomnianego mistrza Grzegorza Królikiewicza to jedna z najśmielszych autorskich propozycji ostatnich lat.

23.03.2015

Czyta się kilka minut

Mariusz Pudzianowski w roli... księdza chodzącego po kolędzie / Fot. Materiały prasowe
Mariusz Pudzianowski w roli... księdza chodzącego po kolędzie / Fot. Materiały prasowe

W sztuce Doroty Masłowskiej „Między nami dobrze jest” pojawia się postać reżysera, który zamierza podbijać świat dramatem o społecznie wykluczonych pod tytułem „Koń, który jeździł konno”. Do niedawna tak właśnie kojarzone było rodzime kino artystyczne – kręcone dla nikogo i najchętniej na Śląsku, utrzymane w hiperrealistycznej manierze, zaludnione przez różnej maści bezrobotnych i złomiarzy pijących denaturat ze szlaucha. Ta fałszywa społeczna troska, podszyta myśleniem koniunkturalnym i paternalistycznym, została już doszczętnie zdemaskowana. I właśnie na przekór tamtej tendencji, którą za Masłowską można by określić zdaniem „Życie jest takie prawdziwe”, nakręcił swój najnowszy film Grzegorz Królikiewicz, zapomniany mistrz polskiego kina.

Nieobecny przez prawie dwadzieścia lat twórca „Na wylot” i „Przypadku Pekosińskiego” zwykł patrzeć na skrzywdzonych i poniżonych z ukosa, przez zniekształcający filtr. Również w filmie „Sąsiady” usilnie poszukuje oryginalnego języka, którym można by opisać pariasów z miasta Łodzi, zawieszonych pomiędzy Peerelem a współczesnością. Zamierzony cel został osiągnięty. Film Królikiewicza to jedna z najśmielszych autorskich propozycji w polskim kinie ostatnich lat, będąca także – choć raczej nieświadomie – naszą odpowiedzią na kino szwedzkiego reżysera Roya Anderssona (podobna mieszanka brutalności i ciepła, podobna epizodyczna struktura). Sęk w tym, że „Sąsiady”, choć tak bardzo starają się przebić na wylot ścianę pomiędzy nami a łódzkimi famułami, wypatrują swojego widza raczej wśród widowni awangardowego teatru czy w galerii sztuki współczesnej, aniżeli w sali kinowej. Ewentualnie pośród czytelników Mirona Białoszewskiego czy Adriana Markowskiego, którego opowiadania zawarte w tomach „Sąsiady” i „Uślubieni” stały się podstawą filmu.

Film Królikiewicza wymaga od nas bezwarunkowego zaakceptowania przyjętej przez reżysera konwencji. Pocięta na kilkanaście rozdziałów fabuła rozbija film na absurdalne mikroscenki z życia pewnej kamienicy. Jej mieszkańcy, którzy utknęli „gdzieś pomiędzy rokiem 1945 a dwa tysiące którymś”, pomiędzy Bożym Narodzeniem a Wielkanocą, między karpiem a królikiem znoszącym pisanki, wyglądają zrazu jak ludożercy z obrazów Jerzego Dudy-Gracza, którzy patrzą wilkiem na człowieka i spuszczają mu łomot na dzień dobry. Ale Królikiewicz konsekwentnie dorabia swoim bohaterom taką gębę, by już za chwilę z tą samą konsekwencja ją zedrzeć. Zaglądając w okna famuły, jednocześnie zohydza i uwzniośla jej mieszkańców. Służy mu do tego nie tylko powtarzająca się metafora szczeliny światła przebijającego między kamienicznymi murami czy finałowe „Salve Regina” Pergolesiego, ale także osobliwy realizm magiczny, który pozwala marzeniom sennym przenikać na terytorium brutalnej rzeczywistości. W ramach tak wymieszanych porządków przestaje nas dziwić świat, w którym niewierni mężczyźni zachodzą w ciążę, a kobietom kochającym za bardzo wyrasta drugie serce. Królikiewicz w tym, co pospolite, zbrukane i cudaczne, poszukuje dodatkowego, religijnego wymiaru.

„Sąsiady” to także bardzo osobiste i krytyczne spojrzenie na Polskę. „Ten dziki kraj” – mówi o niej aspirujący do Nobla „profesor kardiochirurgii ekonomicznej”. To w tym kraju przemocowe rodziny licytują się w tłuczeniu żon, niechciane dzieci topi się w beczkach, niekochani dopieszczają się prądem tudzież wykupywanym hurtowo cukrem, żebrak żebrze o dobre słowo, zaś idealna recepta na kryzys brzmi: „niech głodni zjedzą bezrobotnych”. Królikiewicz oswaja ten przerysowany świat przy pomocy przewrotnie pomyślanej obsady. Obok plebejskiego barda Marka Dyjaka, śmietanki polskich aktorów i grupy naturszczyków, w jednym z filmowych epizodów pojawiają się nagle mieszkańcy masowej wyobraźni: Mariusz Pudzianowski w roli księdza chodzącego po kolędzie i Anna Mucha jako odwiedzana przez niego prostytutka (epizod został dopisany do literackiego pierwowzoru). Ale nawet to nie zmienia faktu, że „Sąsiady” są filmem, który trafi jedynie do wąskiego grona – do „wykształciuchów” z określonymi kompetencjami w czytaniu kina, ze specyficznym poczuciem humoru i z gotowością, by dostrzec piękno w dziwaczności czy brzydocie. ©

„SĄSIADY” – reż. Grzegorz Królikiewicz. Polska 2014.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2015