Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zbliżająca się zimowa olimpiada w Pjongczang, w Korei Południowej, okazała się dobrym pretekstem, by ostudzić napięte relacje. Korea Północna, od której wyszła oferta spotkania, wobec coraz ostrzejszych sankcji i ciężkiej zimy postanowiła zmienić strategię. Po pierwszym spotkaniu zapowiedziano wznowienie rozmów o siłach zbrojnych, wymianie kulturowej i udziale Północy w olimpiadzie. Możliwe, że w Pjongczang koreańscy zawodnicy wystąpią w niektórych dyscyplinach jako jedna drużyna. Rozmowy będą kontynuowane.
W Korei Południowej, zmęczonej wojenną atmosferą, „odwilż” przyjęto entuzjastycznie. Jej prezydent Moon Jae-in wygrał wybory, głosząc hasła prozjednoczeniowe i wielu koreańskich publicystów zarzucało mu, że nie wywiązuje się z obietnic. Ale najgłośniejszym komentatorem wydarzeń na Półwyspie jest Donald Trump: najpierw chełpił się, że do rozmów doszło dzięki niemu, a potem, że „prawdopodobnie ma bardzo dobre relacje z Kim Dzong Unem” – choć wcześniej mu ubliżał, nazywając „Małym Panem Rakietą”. Dobrych związków między oboma liderami nie potwierdził Ri Son-gwon, kierujący delegacją Północy w rozmowach dwustronnych – za to podkreślał, że cały jej arsenał nie jest wymierzony w braci z Południa, lecz we wspólnego wroga, USA. Niektórzy eksperci twierdzą, że głównym celem Północy jest właśnie osłabienie sojuszu Południa z USA, jej głównym protektorem. ©℗