Dusza z uchem przy grobie

Jacek Dukaj: Kiedy już pieniądz, bezpieczeństwo, praca fizyczna,informacja, energia i surowce będą tak samo tanie w każdym miejscu na Ziemi, co zdecyduje o sukcesie danego kraju? To, co niematerialne: myśli, idee w głowach jego mieszkańców. Rozmawiali Lena Jedlicka i Radosław Wiśniewski

30.12.2008

Czyta się kilka minut

Lena Jedlicka, Radosław Wiśniewski: Nagrodę Kościelskich przyznano Panu za powieść "Lód". W uzasadnieniu czytamy, że książka ta uwodzi wielką narracją, która - choć korzysta z apokryficznych wersji historii - tworzy spójny świat. Porównuje się też Pana do XIX-wiecznych pisarzy realistycznych. Jak science fiction ma się do realizmu? I pytanie drugie: dlaczego Rosja?

Jacek Dukaj: Realizm znajdziemy dziś u nas głównie w reportażach, prozie podróżniczej, eseistyce itp., jakby się kłócił z fabułą - to rozdarcie widać np. w "Biegunach" Tokarczuk. Swego czasu spekulowałem o przyczynach pogardy dla fabuły u dużej części polskich pisarzy. Zamiast znowu narzekać, lepiej jednak zauważyć, że widać już stopniową zmianę nastawienia, chociaż na razie u autorów z mojego pokolenia i młodszych, za to niezależnie od wybieranych przez nich konwencji literackich: Kopaczewski, Orbitowski, Żulczyk, Twardoch, Miłoszewski. Dużo dobrego może przynieść odrodzenie prozy gatunkowej, w szczególności kryminałów i romansów, które uczą od podstaw fabuły i szacunku dla realiów. Wreszcie rozwój kinematografii, a zwłaszcza rynku telewizyjnego, powoduje dowartościowanie fabularnych form opowieści (np. Kuczokowi fabuła objawiła się po spotkaniu z filmem).

Natomiast Rosja "wyszła mi" z powieściowych założeń: logika wielowartościowa - polska szkoła logiczna - początek XX w. - katastrofa tunguska. To "wejście w tradycję rosyjską" odpowiada np. wejściu w tradycję grecką w "Innych pieśniach" - zawsze staram się maksymalnie wciągnąć nie tylko w scenografię świata przedstawionego, ale i w jego kulturę, mentalność, czyli także język. Celem jest tu "wykręcenie" umysłu czytelnika. Przeczytałeś - i jesteś już kimś innym; wróciłeś z długiej wycieczki do egzotycznego kraju.

Nie boi się Pan pytań o patriotyzm? Już po "Xavrasie Wyżrynie" pojawiały się wypowiedzi typu: "jak tak można - polski terroryzm, zły Piłsudski, bez cudu nad Wisłą!"... W "Lodzie" niektórzy doszukują się czegoś podobnego: że Polski nie powinno być na mapach.

Dlaczego miałbym się bać? Przyznaję, że nie do końca rozumiem konwulsje emocjonalne dookoła pewnych faktów historycznych, te fenomeny uczuć narodowych - pewnie też dlatego tak mnie fascynują. Mam silne poczucie współ-tożsamości - nie przemawiają do mnie argumenty typu "nie miałem wpływu na miejsce urodzenia, więc nie mogę być dumny ani wstydzić się za Polskę". Otóż mogę - o tyle, o ile Polska, polskość konstytuuje moją osobowość. Czyli dość znacznie.

Ale z tego niewiele jeszcze wynika w sferze wartości. Jeśli lubię żywiec ponad inne marki piwa, to nie wyciągam z tego wniosków o jakiejś absolutnej wyższości żywca - prędzej o specyfice moich kubków smakowych i przyzwyczajeniach wdrukowanych w mój mózg. Czy to jest patriotyzm? Przecież zdaję sobie sprawę, że urodzony i wychowany kilkadziesiąt lat wcześniej, inaczej bym o tym myślał i inaczej odpowiadał. Dyskusje o kwestiach narodowych często wymagają od dyskutantów wyzbycia się owego racjonalnego oglądu rzeczy, zmuszają do symulowania obcej, romantycznej osobowości. Niby wszyscy wiedzą, że zupełnie nie o to chodzi, ale Forma jest silniejsza, nie sposób się wyrwać.

Co znaczy "polskość" w skali XXI, XXII wieku? Gospodarka globalna wyrównuje warunki konkurencji - skoro kapitał, produkcja i technologie przepływają tam, gdzie jest lepsza infrastruktura, lepszy system prawny, niższe podatki, tańsza siła robocza itd., to w skończonym czasie, podpatrując i kopiując, doprowadzimy do sytuacji, gdzie materialne i prawne przewagi zanikną, a przynajmniej zmniejszą się do poziomu drobnych, sezonowych fluktuacji. Podstawy materialne już teraz mają coraz mniejsze znaczenie. Istnieje nawet coś takiego jak "klątwa bogactw naturalnych": kraje Trzeciego Świata, w których odkryto np. pokłady ropy, mają mniejszą szansę rzeczywistego wydobycia się z biedy niż kraje bez ropy - pompowanie fantomowego PKB zastępuje programy edukacyjne i rozwój przemysłów przetwórczych i usługowych. Świadomie podejmowanymi próbami wyjścia z tej pułapki są Dubaj czy KAUST w Arabii Saudyjskiej. Sukcesy Korei Południowej, Singapuru czy Irlandii polegają właśnie na wyprzedzającym przystosowaniu do gospodarki "postmaterialnej".

Kiedy już pieniądz, bezpieczeństwo, praca fizyczna, informacja, energia i surowce będą tak samo tanie w każdym miejscu na Ziemi, co zdecyduje o sukcesie danego kraju? To, co niematerialne: myśli, idee w głowach jego mieszkańców. Ale przecież także ludzie swobodnie przepływają przez granice. Jak więc sprawić, by ci najbardziej kreatywni, energiczni, inteligentni osiedlali się i pracowali właśnie u nas? Czy też: by tu się częściej rodzili i stąd nie wyjeżdżali? Konkurencja gospodarcza przeniesie się na poziom kultury, języka, mentalności. Przewagą może się okazać coś tak nieuchwytnego jak "duch narodu".

Czy istnieją takie nierówności wpisane w matrycę kulturową, religijną, etniczną, genetyczną, demograficzną danych krajów, które nieuchronnie postawią je wówczas na z góry straconej pozycji? Np. kraje islamskie nie są w stanie konkurować, wykluczając z wolnego rynku połowę swojego potencjału ludzkiego, czyli kobiety - albo więc zdecydują, że ich tożsamość nie jest definiowana przez taki status kobiet, albo pójdą na dno razem ze swoją tożsamością. To już dzisiaj - a do jakich subtelności kulturowych zejdzie rozgrywka gospodarcza za lat 50, 100?

Czy będziemy zdolni do dynamicznego redefiniowania polskości? USA podaje się za przykład pierwszego kraju, który oparł swą tożsamość kulturową na zmiennych drugiego stopnia: nie cechy determinujące określone zachowania, ale cechy determinujące umiejętności potrzebne do zmiany zachowań: trybu życia, pracy, rozrywki etc. Czy "polskość" da się zawiesić na takich atrybutach? Czym by się wtedy różniła od dzisiejszej "polskości"? Jakie są korelaty tych zmian? Religijne? Estetyczne? Klimatyczne? To są bardzo ciekawe tematy także dla literatury.

Jak w tym kontekście widzi Pan przyszłość Polski, polskiej duszy, zmieszania nowoczesności i obrzędowości katolickiej?

Ha, więc jednak musi być o "polskiej duszy"! Mam kłopot z odpowiadaniem na podobne pytania, jeśli chcę traktować je poważnie, a nie tylko rzucić jakieś efektowne hasło na odczepnego. Literatura też zresztą ma kłopot. Ciekawe, że podejście serio charakterystyczne jest tu dla polskiej fantastyki; proza kojarzona z tzw. głównym nurtem woli uciekać właśnie w satyrę, groteskę, karykatury. Bo scenograficznie to bardzo efektowny miks: z jednej strony nowe technologie, z drugiej - owa "obrzędowość katolicka"; niewiele trzeba, żeby sklecić jajcarskie wizje, nad którymi wielkomiejskie wykształciuchy będą z wyższością wymieniać uśmiechy.

Skąd kłopot i skąd ta różnica w podejściu? Z racjonalizmu; z niechęci do przyjmowania konwenansów za oczywistości. Warunkiem podstawowym jest bowiem porozumienie co do znaczenia słów, jakimi się posługujemy. Co właściwie stanowi desygnat "polskiej duszy", "swoistości"? Czy ów "duch narodu" jest czymś więcej niż zestawem cech statystycznie wyróżniających obywateli RP na tle cech ludzi z innych krajów, w próbie przeprowadzonej na nich w danym momencie? Jeśli czymś więcej, to czym? A jeśli tylko tym, to gdy nas przed czymś "broni" - co tu jest bronione: ludzie jako tacy czy właśnie ich polskość? Czy nie mówimy więc wówczas de facto o kulturowym odpowiedniku samolubnego genu?

Np. fascynaci teorii Leszka Kolankiewicza o śmierci, grobie, trupie jako korzeniu kultury polskiej przekonują mnie, że istnieje ów znacznie pierwotniejszy, starszy od Mickiewicza, zaborów i polskiego chrześcijaństwa rdzeń, niewidzialna oś, wokół której nawinęły się historie i kultury ludów zamieszkujących te ziemie, tylko w pewnych epokach ujawniająca się tak bezpośrednio jak w "Dziadach"; ale w najgłębszym sensie polskość to życie ze zmarłymi. I nie dlatego lubujemy się w kultach krwawej martyrologii, że przydarzyło się nam w historii tyle pięknych masakr - ale na odwrót: te masakry się nam "przydarzały", ponieważ dusza polska tak czy owak śpi z uchem przyciśniętym do grobu.

To jest teza metafizyczna i historiozoficzna. Nie można dyskutować w ten sposób o polskości i nie zejść w historiozofię - a czy ona będzie skierowana bardziej w przeszłość, czy bardziej w przyszłość, to już detal, bo każda historiozofia to także futurologia.

Podobnie Rymkiewicz w "Kinderszenen" broni sensowności Powstania Warszawskiego, argumentując, że nie wolno oceniać korzyści z danego zdarzenia historycznego przez bilans stanu bezpośrednio przed i bezpośrednio po zdarzeniu - istnieją bowiem kauzalności ukryte, "przeskakujące" epoki i pokolenia i z wielkim opóźnieniem wydające swe dziwne, nieprzewidywalne owoce. Przyjęcie podobnej perspektywy tak naprawdę uniemożliwia ocenę jakiegokolwiek zdarzenia, przede wszystkim jednak wyrzuca nas do klasy historiozofii "pozarozumowych".

Takie podświadome założenia kryją się za większością tekstów naszych publicystów politycznych, a programowe przemówienia sejmowe wręcz budowane są na mitach, pomnikach, na powidokach Dmowskich i Piłsudskich, na duchach i literaturze.

Państwo też przecież ze mną rozmawiacie z powodu "Lodu", który akurat traktował również o historii Polski, sprawach niepodległości, stosunków z Rosją itp. - media rozpoznały hasła-klucze, podskoczyło uderzone kolano. Rozumiem te mechanizmy, niemniej już mnie trochę irytują, wolę świadomie przegiąć w drugą stronę. Po prostu - taki się urodziłem albo taki wychowałem, że inne rzeczy mnie interesują. Czy też: te same rzeczy interesują mnie na inny sposób. Bo tradycyjne rozważania o polskich widmach, chochołach i złotych rogach znajduję nudnymi i jałowymi. Przeważnie nawet nie bardzo wiadomo, o czym tak naprawdę w nich mowa, kod kulturowy odpala kolejny kod, ten następny - i tak żongluje się symbolami bez żadnego odniesienia do realu. Mnie brak do tego cierpliwości. Słyszę teksty o "polskiej duszy" i wyjmuję kalkulator.

W takim razie jeszcze pytanie o religię. Nie wyklucza Pan jej ze swoich książek - jest obecna, ale sankcjonowana w różny sposób. Raz jako przypuszczenie, że Bóg istnieje, raz jako pewność. Czy trudniej Panu jako pisarzowi zmierzyć się z fenomenem wiary, czy wiedzy? A może najbliżej jest jednak gnostycyzm?

Prawie zawsze moi bohaterowie muszą sobie radzić w zagubieniu między rozmaitymi hipotezami. Nawet gdy dotyczy to nauk ścisłych, pilnuję, by odtwarzać realną sytuację poznawczą: są dane, teorie, doświadczenia dające wyniki zgodne i niezgodne z tymi teoriami, i wobec tego teorie dalsze, przybliżające nas do poznania. Prawda o rzeczywistości nigdy nie jest dana z góry - natomiast dążenie do niej stanowi główny cel zarówno nauki, jak i właściwie całej rozumowej działalności człowieka. Więc także sztuki - nie pustej treściowo.

Od klasycznego (wschodniego, przedchrześcijańskiego) gnostycyzmu się odżegnuję. Drogi poznania prowadzące do Boga są drogami Logosu. Poza tym mamy uczucia i łaskę wiary, o której z sensem można tylko milczeć.

Zresztą chrześcijaństwo jako takie jest wehikułem racjonalności we współczesnym świecie - nie ma tu sprzeczności między nauką i wiarą. Chociaż nie ma też prostego wynikania - te przejścia mnie od dawna fascynują, to chyba najczęstszy motyw w moich tekstach: testy graniczne racjonalizmu, obiektywizacja odmiennych porządków poznania. Możemy przyjąć dowolny - wzięty z sufitu lub z historii filozofii - system myślowy i konsekwentnie zbudować świat, w którym owe dawno sfalsyfikowane reguły są prawdą. System może być grecki, chiński czy papuaski, ale owa metoda jest owocem cywilizacji Zachodu, myśli judeochrześcijańskiej. W pewnym sensie zatem nawet pozytywistyczna, antyreligijna science fiction sprzed półwiecza - Clarke’a, Asimova, Lema - stanowiła refleks chrześcijaństwa. Również obecne antyreligianctwo Dawkinsa et consortes nie jest groźne, bo przede wszystkim staje w obronie właściwej także chrześcijaństwu roli rozumu - Dawkins tylko błędnie rozpoznaje wroga. Groźny jest humanistyczny irracjonalizm wszelkiej maści, czy to ateistyczny, czy religijny (niekiedy także chrześcijański).

Ponieważ religia to nie tylko teologia, ale też kulturowe, polityczne czy nawet gospodarcze efekty przejawów religijności, tak czy owak trzeba ją umieszczać w wizjach świata współczesnego czy przyszłego jako bardzo istotną część mechanizmu; pominięcie jej daje obraz niepełny, kaleki, niezależnie od przekonań samego autora.

Weźmy ideę obecnie najżywszą w science-fiction, którą sam często się zajmuję: transhumanizm. Czy technologie (genetyczne, informatyczne, neurologiczne) wyjmujące człowieka spod władzy przyrody i oddające go w całości w jego własne ręce wejdą do użytku za lat 20, 50 czy 100 - to nie robi większej różnicy; ważna jest sama możliwość owej rewolucji. Nie ma też znaczenia, czy to się komuś podoba, czy nie - nie można zadekretować takich czy innych trendów technologicznych, jak do tego nawołuje np. Fukuyama w "Our Posthuman Future", słusznie przecież rozpoznający głębię i dramatyzm zmian redefiniujących człowieczeństwo.

Otóż w kulturze transhumanistycznej de facto żyjemy już dzisiaj. Kultura potrafi wyprzedzić przemiany cywilizacyjne - zapowiedzieć je. Np. rodzaj "socjobiologicznej depresji", błędnie utożsamianej z klasycznym (wyteoretyzowanym) nihilizmem, która narasta w literaturze i filmie przez ostatnie kilkanaście lat (od Chucka Palahniuka i Anne Rice do Michela Houellebecqa, z Jonathanem Littellem gdzieś pośrodku), mam właśnie za sygnał zapowiadający owo poczucie pustki, nieuchronnie towarzyszące przejściu od kultury człowieka zdeterminowanego przez naturę do kultury człowieka zdeterminowanego wyłącznie przez kulturę.

Na czym stoi sztuka, filozofia, religia człowieka od zarania dziejów? Na kilku granicznych niezmiennikach: śmierci, płci, fizjologii, cierpieniu fizycznym, jednostkowym "ja", genetycznej dziedziczności itp. To wszystko zniknie nie na poziomie idei rozważanych przez filozofów, ale najzupełniej dosłownie, i my podświadomie już to czujemy - tracimy grunt pod nogami, a zarazem walą się wokół nas całe piramidy myśli, tysiącletnie konstrukty tradycji, systemy etyczne, wszystko się zapada. Każdą rzecz trzeba przemyśleć i wymyślić od nowa. Np. gdy zniknie przymus śmierci, umierać będą tylko ci, co chcą umrzeć (z powodu przywiązania do "starego człowieczeństwa"). Zatem jedyną furtką do człowieczeństwa kompatybilnego z dzisiejszym chrześcijaństwem będzie eutanazja.

Jak z tym sobie poradzi Kościół? Czy zamieni po prostu etykietkę "eutanazji" na "męczeństwo"? Którędy dokładnie przez ziemie "cywilizacji śmierci" i "cywilizacji życia" przebiega front transhumanizmu? Absolutyzacja wartości życia dała transhumanistom do ręki potężną broń. Oni transcendują człowieka, ale nie transcendują życia doczesnego; to Kościół powinien uczyć transcendencji życia. W obliczu tryumfującego praktycznego transhumanizmu pozostanie mu otwarcie stanąć po stronie śmierci.

Na razie nieśmiertelność udajemy (kultura wyprzedza), trenujemy się do niej. A co może posłużyć za analogiczny trening do dobrowolnej, świadomie wybieranej śmierci?

Jacek Dukaj (ur. 1974 r. w Tarnowie) jest prozaikiem, autorem dziewięciu zbiorów opowiadań i powieści. Debiutował książką "Xavras Wyżryn" (1997), ostatnio wydał "Lód" (2007), który przyniósł mu Nagrodę Fundacji im. Kościelskich. Jako recenzent i eseista stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01-02/2009