Drogi do wiernych

"Boga prawdopodobnie nie ma. Nie martw się i ciesz się życiem" - to hasło już za parę tygodni ma się pojawić na londyńskich autobusach, a może także na innych środkach lokomocji w całej Wielkiej Brytanii. "Ateistyczną kampanię autobusową" finansują zwykli ludzie niewielkimi, przeważnie kilkufuntowymi datkami.

18.11.2008

Czyta się kilka minut

Ale nie tylko oni. Poparcie zadeklarowały również niektóre organizacje chrześcijańskie. Znany think-tank Theos, założony przed dwoma laty przez zwierzchników dwóch brytyjskich Kościołów - arcybiskupa Canterbury Rowana Williamsa, duchowego przywódcę Kościoła anglikańskiego, i kardynała Cormaca Murphy-O’Connora, prymasa Kościoła katolickiego Anglii i Walii - nie tylko kampanii nie skrytykował, ale wsparł ją kwotą 50 funtów. Dlaczego? Działacze chrześcijańscy uważają, że wszystko, co kieruje myśli ludzi ku sferze duchowej, zasługuje na uznanie. Cóż z tego, że zdaniem ateistów Boga "prawdopodobnie" nie ma? Jeśli to stwierdzenie skłoni kogoś do refleksji, czy rzeczywiście go nie ma, akcja przyniesie dobre rezultaty. - "Kiedy poznaliśmy treść przesłania, nie mogliśmy wprost uwierzyć. Takie wyczyny pokazują, że wojujący ateiści to często wielka reklama wiary" - powiedział dziennikowi "Daily Telegraph" Paul Woolley, szef Theos.

Koło opactwa i katedry. Pomysł Ariane Sherine, dziennikarki i autorki sztuk komediowych, chwycił niespodziewanie, bo początkowo wydawało się, że nie da się uzbierać 5500 funtów potrzebnych na sfinansowanie akcji. Nie pomogło nawet osobiste zaangażowanie Richarda Dawkinsa, guru ateizmu, który obiecał wyłożenie połowy tej sumy. Akcja ateistyczna okazała się jednak drugim, po kampanii Baracka Obamy, przykładem, jak skuteczne mogą być kierowane przez internet prośby o niewielkie sumy. Efekt - prawie 140 tys. funtów! - zaskoczył wszystkich, również British Humanist Association, które wzięło na siebie kwestie organizacyjne. Teraz będzie mogło sobie pozwolić na większy rozmach i reklamę ateizmu zafundować również mieszkańcom prowincji. Bo, jak zapewnia Ariane Sherine, "ani jeden pens nie zostanie zmarnowany na cele inne niż promowanie ateizmu".

Być może i w Londynie kampania nabierze rozmachu - więcej autobusów, na większej liczbie tras. Na razie mówi się, że akcja będzie trwać przez cały styczeń, a przesłanie ateizmu zostanie umieszczone na 30 pojazdach, których trasa prowadzi przez Westminster. Nie jest to wybór przypadkowy, w tej dzielnicy bowiem mieści się parlament i dwie najważniejsze świątynie - anglikańskie opactwo westminsterskie i katolicka katedra.

Dlaczego jednak Boga nie ma tylko "prawdopodobnie"? Na to nieustannie powracające pytanie - ateistów to słowo oburza, innych raczej ciekawi - Ariane Sherine odpowiada, że zadecydowały względy prozaiczne: przepisy dotyczące reklamy, zakazujące zamieszczania stwierdzeń, które mogą kogoś urazić. Zresztą, dodaje Sherine, tak sformułowane hasło jest bardziej precyzyjne, bo choć nie ma naukowego dowodu na istnienie Boga, równie trudno dowieść, że Boga nie ma.

Ile osób przekonają ateiści? Teolog Simon Barrow wątpi w skuteczność reklamy. Na jej przesłanie, pisał na łamach "Guardiana", można przecież odpowiedzieć równoważnym: "Bóg może istnieć. Miłego dnia!". "Podejrzewam - dodał - że ogromna większość ludzi okaże się tak samo sceptyczna wobec sprzedawania im niewiary jak wobec sprzedawania im wiary".

Biblia w telefonie. Kampania ateistów jest bowiem kontrakcją, odpowiedzią na liczne działania w obronie wiary chrześcijańskiej. Pani Sherine rzuciła swój pomysł, gdy w autobusie zobaczyła odnośnik do strony internetowej, na której z oburzeniem przeczytała, że ateiści są skazani na potępienie wieczne.

Organizacje chrześcijańskie dawno już bowiem zaczęły korzystać z takiej formy przekazu, czasem wprost odwołując się do Boga, a czasem jedynie sugerując potrzebę refleksji. Najsłynniejszy bodaj przykład pierwszego podejścia to pytanie, również umieszczone w autobusach: "Gdyby Bóg istniał, o co byś go zapytał?". Podejście nie wprost przyjęła natomiast agencja Churches’ Advertising Network, gdy wiosną tego roku rozpowszechniała plakaty, na których neonazista celował palcem w kamerę, a w tle widać było ślady po kokainie. "Co na to miłość?" - brzmiało pytanie. To ogłoszenie miało sprowokować do refleksji, wywołać, jak to określono, "reakcję duchową".

Pomysłową formę popularyzacji religii zaprezentowało Towarzystwo Biblijne z Manchesteru. W ubiegłym roku na ustawionych w mieście billboardach zamieszczono fragmenty Biblii, w których opuszczono pewne słowa. Te słowa należało odgadnąć. Ukoronowaniem akcji było publiczne zdrapanie i ujawnienie ukrytych słów na siedmiu billboardach w siedmiu dzielnicach miasta - akcja o symbolicznym znaczeniu, bo jak tłumaczyła rzeczniczka Towarzystwa, "taka forma pokazuje, że w Biblii, gdy zdrapie się warstwę wierzchnią, można znaleźć mnóstwo zwykłych, codziennych historii".

To przekonanie kryje się zapewne za pomysłem wprowadzenia treści biblijnych - modlitw, dzwonków, tapet z aniołami czy arką Noego - do telefonów komórkowych. Adresowany jest on głównie do ludzi młodych, bo - jak powiedział BBC pastor Robbie Howells z jednego z kościołów Walii - "niektórzy z nich, nawet jeśli nie chcą obnosić się z Biblią w szkole, mogą mieć ją w telefonie i korzystać z jej pomocy w ciągu dnia".

Przemiana w pielgrzymów. Takie marketingowe formy, kierowane do szerokiej publiczności, stosują przede wszystkim organizacje chrześcijańskie. Kościół Anglii też wychodzi do ludzi, ale stawiając na ożywienie związków ludzi z parafią. Chodzi o to, by kościół stał się miejscem dla wszystkich, nie tylko dla wierzących. Nie przypadkiem w wielu angielskich miejscowościach jest on dzisiaj nie tylko domem modlitwy, ale także spotkań, konferencji i koncertów.

Dlatego także władze kościelne zabiegają o to, by świątynie wszędzie stały się atrakcją turystyczną. Synod Kościoła Anglii postanowił, że we wszystkich 44 angielskich diecezjach zostanie powołana osoba odpowiedzialna za turystykę. Nie chodzi jedynie, i nawet nie przede wszystkim, o podreperowanie finansów parafii. Za tymi poczynaniami kryje się nadzieja, że zwiedzający kościół wrócą do niego już jako wierni. "Turyści mogą stać się pielgrzymami i naszym obowiązkiem jest im tę przemianę ułatwić" - powiedział biskup Londynu Richard Chartres.

Biskupi anglikańscy postawili też na popularyzację ślubów kościelnych, których liczba w ostatnich latach spadła tak bardzo, że dziś nieznacznie tylko przewyższa liczbę cywilnych (odpowiednio 60 tys. i 50 tys. rocznie). W tym celu przeszkolono księży, zalecając im, by zezwalali uczestnikom uroczystości na żywe reakcje, takie jak oklaski i wiwaty, i powtarzali fragmenty ceremonii na potrzeby robiących zdjęcia i filmy.

Największe zasługi na polu upowszechniania chrześcijaństwa ma jednak Alpha Course, instytucja działająca, co ciekawe, za przyzwoleniem wszystkich wyznań, od Kościoła katolickiego przez anglikanów po zielonoświątkowców. Alpha nie unika masowych kampanii (jej dziełem były wspomniane wcześniej plakaty z pytaniem do Boga), przede wszystkim jednak prowadzi popularne kursy wprowadzające w tajniki Biblii i wiary czy też, jak chętnie podkreśla, rozważania nad sensem życia i śmierci. Alpha działa dziś w 7 tys. kościołów brytyjskich i w 30 krajach, również w Polsce, a przez ponad 20 lat przez jej kursy przewinęło się 2 mln ludzi w Wielkiej Brytanii i 11 mln  na całym świecie. Średnia wieku uczestników to 27 lat i z tym właśnie Kościół wiąże szczególne nadzieje na przyszłość. "Alpha się rozwija, ponieważ każdy człowiek nosi w sercu głód duchowy" - tłumaczy jej obecny szef, pastor Nicky Gumbel. Wie, o czym mówi, bo sam, wychowany jako ateista, doświadczył nawrócenia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2008