Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na jednej z internetowych grup dla miłośników Bydgoszczy (biograficznie nic nie łączyło mnie z tym miastem, ale w pewnym momencie stało mi się ono bardzo drogie) przypomniano pewien żywy symbol miasta: tajemniczą panią Jadwigę, znaną jako „Kobieta z walizką”. Elegancko ubrana, dystyngowana bydgoszczanka przemierzała z bagażem miasto albo siadała w kawiarni, czasem wymieniając kilka zdań z mieszkańcami, ale też konsekwentnie odmawiając pomocy bardziej zorganizowanej niż mała kwota „na krople do oczu”. Zmarła w 2019 r., a współcześnie czasem pojawiają się głosy, by upamiętnić Kobietę z walizką – nie tylko jako osobę w mieście powszechnie kojarzoną, ale także jako memento, by pozostać wrażliwym na różne koleje losu i kruchość ludzkiej psychiki. Pani Jadwiga bowiem z pewnością chorowała, możliwe, że w następstwie jakichś tragicznych wydarzeń w jej życiu.
W innych miejscowościach również zapamiętywano takich ludzi symbole. Na początku tysiąclecia w Katowicach widywano ubranego na biało starszego mężczyznę, pana Stanisława, który gimnastykował się na rynku, a na szyi nosił woreczek z zawiniętym w folię zegarkiem; pisał o nim w jednej z książek Henryk Waniek. Legendą Wrocławia stał się Jasiu Pawie Oczko, słynący z przywłaszczania sobie cudzych piw poprzez moczenie w nich ręki. Byli to ludzie tajemniczy, o zagadkowych biografiach i niezbyt skłonni do opowiadania o sobie, jakby bez życiorysu, co sprawiało, że otoczenie odruchowo dopisywało do nich historie. Czy prawdziwe – niestety trudno powiedzieć, w jakim stopniu, gdyż wiele z nich przypominało opowieści znane, filmowe, a może wręcz melodramatyczne, często pojawiał się w nich wątek nagłej utraty całej rodziny. Bliscy pani Jadwigi mieli zginąć w drodze na wakacje (stąd walizka), a biały strój pana Stanisława prowokował do skojarzeń z medycyną – miał być kiedyś to utalentowanym studentem medycyny, to lekarzem, który przeżył dramat na sali operacyjnej. Historie, którymi obrastają mimowolnie outsiderzy, najwięcej mówią o standardowym społeczeństwie, które w swojej bezradności wobec kogoś radykalnie innego, nieprzewidywalnego, ratuje się, wpasowując go w znaną logikę mitu, legendy.
Etnolog Andrzej Perzanowski w swoich badaniach nad odmiennością w małych społecznościach zauważył, że outsiderzy – choć żyli zgodnie ze swoją własną logiką i własnym wewnętrznym kodeksem – rozumieli jedną zasadę związaną z istnieniem w obrębie jakiejś grupy, nawet na jej peryferiach. Otóż należy budzić respekt: nieprzystępnością, tajemniczością, czasem opryskliwym albo nieprzewidywalnym sposobem bycia, ponieważ wtedy grupa nie wejdzie na głowę, nie skrzywdzi, nie wymusi. Ludzie symbole miast również funkcjonowali na zasadzie „nietykalnych”: nikt nie ważył się ich zaatakować, bo zdecydowanie bronili swojej autonomii. Wbrew presji „normalności”, uśrednienia, istnieli w publicznej przestrzeni i wymagali, by reszta liczyła się z obecnością ich – takich, jakimi są. Szczególnie ostro odmawiał stania się niewidzialnym Jasiu Pawie Oczko, który swoje wrodzone dysmorfie świadomie zmieniał w show, budząc zdumienie czy zakłopotanie obcych charakterystycznym wyglądem, ale też, jak wspominają świadkowie tamtych czasów, ostentacyjną radością życia.
NIEPOSTRZEŻENIE SKOŃCZYŁ SIĘ ŚWIAT SUPERMARKETÓW
Taki sposób funkcjonowania wymaga jednak odpowiedniego środowiska. Outsiderzy, których pamiętamy, ze swoją radykalną widocznością przebywali w miejscach, gdzie ludzie wchodzą ze sobą w interakcje, nawet pobieżne: na ulicy, w barze, na dworcu. Ich obecność wymagała stałej obecności innych: choć nie uczestniczyli w zestandaryzowanym życiu i szli drogą samotników, to jednocześnie swoje rytualne działania wykonywali wśród pozostałych, którzy z kolei zapamiętywali ich czy wymieniali na ich temat przemyślenia. Lockdowny i obowiązek zachowywania dystansu społecznego, ale też wszechobecne urządzenia elektroniczne zakłóciły ten obieg: sprawiły, że przeciętny przechodzień może mniej czujnie rozgląda się dookoła, mniej zapamiętuje, mniej chętnie wchodzi w interakcje, a może nawet rzadziej opuszcza dom. Wspólne środowisko rozluźnia się, rozmywa. Być może wszyscy stają się bardziej samotni per saldo, a outsiderzy jeszcze dotkliwiej.©