Doktryna do remontu

Kryzys ma tę dobrą stronę, że wymusza nowe myślenie o skostniałej doktrynie. Widać to dobrze w precedensowej wymianie listów między Kościołami polskim i niemieckim.

04.04.2022

Czyta się kilka minut

Biskup Georg Bätzing, nabożeństwo  Wielkiej Soboty w kadetrze w Limburgu.  Niemcy, 3 kwietnia 2021 r. / THOMAS LOHNES / GETTY IMAGES
Biskup Georg Bätzing, nabożeństwo Wielkiej Soboty w kadetrze w Limburgu. Niemcy, 3 kwietnia 2021 r. / THOMAS LOHNES / GETTY IMAGES

Przewodniczący niemieckiego ­episkopatu nie krył irytacji po otrzymaniu listu od abp. Stanisława Gądeckiego. Nie dlatego, że bp Georg Bätzing nie jest przyzwyczajony do krytyki – dla niemieckich hierarchów spory o wizję Kościoła to chleb powszedni. Chodziło bardziej o formę: podpisany 22 lutego i w ten sam dzień opublikowany na stronie polskiego episkopatu (ale także w Niemczech) „List braterskiej troski” to publiczne correctio fraterna robione z wyższościowej pozycji całemu niemieckiemu Kościołowi.

Przewodniczącego polskiego episkopatu zaniepokoiły teksty ogłoszone na niedawnym trzecim zgromadzeniu niemieckiej Drogi Synodalnej. Jest ona utworzoną wspólnie przez biskupów i świeckich platformą dialogu na rzecz reform, zwłaszcza w kwestiach władzy, stylu życia kapłanów, roli kobiet i moralności seksualnej. „Obserwując jej owoce można odnieść wrażenie, że podstawą refleksji nie zawsze jest Ewangelia” – miał wątpliwości abp Gądecki.

Dokumenty rzeczywiście postulują duże zmiany, m.in. ustroju Kościoła na bardziej synodalny oraz udział świeckich w mianowaniu biskupów i – jeszcze jako postulaty przed ostatecznym głosowaniem – zmianę stosunku do homoseksualizmu, dopuszczenie sztucznej antykoncepcji, błogosławienie par jedno­płciowych i po rozwodach, święcenia kapłańskie dla kobiet oraz złagodzenie dyscypliny kapłańskiego celibatu. Ale polski hierarcha odwołał się do kilku porównań, które mogły wprawić adresatów w prawdziwą konfuzję.

Zdumienie Niemców

Trudno mówić o subtelności, skoro abp Gądecki wypracowane w ramach Drogi dokumenty przyrównał do Biblii Jeffersona, którą oświeceniowy deista i zasłużony prezydent Stanów Zjednoczonych skompilował z powycinanych z ewangelii fragmentów moralnego nauczania Jezusa, gdyż taki kolaż wydał mu się bardziej przekonujący. Czy to ma oznaczać, że członkowie Drogi – ludzie ochrzczeni, wierzący, w większości wykształceni teologicznie, a jedna trzecia z nich po święceniach biskupich – postępują równie niefrasobliwie?

Jeszcze mniej subtelne – zważywszy XX-wieczną historię Niemiec – było przestrzeganie przed pokusą „nieustannego konfrontowania nauczania Jezusa z aktualnym dorobkiem psychologii i nauk społecznych”, który zdezawuowany został przez polskiego hierarchę przypomnieniem antynaukowego flirtu tych nauk (sto lat temu znajdujących się w raczkującej postaci) z rasizmem w USA.

Dziś psychologia i socjologia, wspierając się na osiągnięciach i metodologii nauk przyrodniczych, w niczym nie przypominają tych sprzed wieku i nie da się podważyć ich poznawczej wartości przez wskazywanie historycznych ślepych uliczek. Natomiast niemieccy biskupi zapewne musieli zastanawiać się, czy metropolita poznański chce ich świadomie upokorzyć przez przypominanie rasistowskich (choć nie niemieckich) epizodów z przeszłości.

Po wtóre, abp Gądecki nie podjął merytorycznego sporu. Postulaty zniesienia celibatu, kapłaństwa kobiet, komunii dla rozwiedzionych czy błogosławienia związków jednopłciowych nazywa „utartymi sloganami” i „standardowymi żądaniami”, których należy się wystrzegać. Po belfersku poucza o zadaniach biskupa i niczym wielkopostny kaznodzieja przestrzega przed pokusami. Wymienia m.in. „pokusę szukania pełni prawdy poza Ewangelią”, „pokusę życia z kompleksem niższości”, której ulegają katolicy będący „pod presją opinii publicznej”, a także „pokusę myślenia korporacyjnego”, która dąży do „obniżenia ideałów” w proponowaniu zniesienia celibatu. A wszystko to skupia się w „pokusie ulegania presji” świata, aby „odstąpić od nauczania Jezusa”.

Przy okazji zorientować się możemy, jak najważniejszy polski hierarcha pojmuje obecny kryzys Kościoła. Według niego nie ma on źródeł w Kościele – w jego systemowym funkcjonowaniu i klerykalnych strukturach. Problemem jest sekularyzacja katolików. „Współczesny kryzys Kościoła w Europie jest przede wszystkim kryzysem wiary” – stwierdza. Dlatego głównym zadaniem biskupów nie jest obniżanie wymagań, tylko „znalezienie skutecznych sposobów wzywania ludzi do nawrócenia”.

Zwłaszcza w tym punkcie widać mijanie się perspektywy abp. Gądeckiego z niemieckimi hierarchami. Przewodniczący polskiego episkopatu w ogóle nie odniósł się do głównego powodu zawiązania się Drogi Synodalnej. To wstrząs wywołany wynikami szczegółowych raportów o wykorzystywaniu seksualnym małoletnich przez duchownych w Niemczech skłonił tamtejszych biskupów do sięgnięcia po niekanoniczny eksperyment. Dlatego bp Bätzing w odpowiedzi abp. Gądeckiemu napisał: „Tylko wtedy, gdy zidentyfikujemy systemowe przyczyny niewypowiedzianego cierpienia spowodowanego przez przedstawicieli Kościoła, najczęściej księży, będzie w ogóle możliwe ponowne otwarcie przestrzeni, w której głoszenie Dobrej Nowiny natrafi na otwarte uszy”. I z nieskrywanym zniecierpliwieniem dodał: „Chętnie dowiem się od Księży Biskupów, w jaki sposób obchodzicie się z systemowymi przyczynami tysięcy przypadków nadużyć, z którymi mamy do czynienia u nas w Niemczech, u Was w Polsce, ale także na całym świecie”. To nieporozumienie mogłoby zostać zmniejszone przez rzeczywisty, czyli merytoryczny dialog na temat argumentacji przedstawionej w synodalnych tekstach – takie jest jego stanowisko.

List biskupa Limburga został przekazany 16 marca. Niestety, niemiecki episkopat opublikował (24 marca) tylko kilka cytatów, a sekretariat Konferencji Episkopatu Polski odmówił „Tygodnikowi” udostępnienia jego treści.

Falowanie historii

„List braterskiej troski” posiada jeszcze trzecią charakterystyczną cechę, której analiza – jak się wydaje – pozwoli lepiej zobaczyć, o co Niemcom chodzi: abp Gądecki przedstawił uproszczoną wizję depozytu wiary, co biskupów kraju słynącego z subtelnej teologii musiało skonsternować. „Depozyt świętej wiary apostolskiej” jawi się w jego liście jako trwały monolit przekazany następcom apostołów, by go strzegli, o nim nauczali i nienaruszony przekazywali następnym pokoleniom. Pobrzmiewa tu echo anachronicznego, statycznego i jednostronnego modelu Kościoła rozpadającego się na dwie rozłączne części – posiadający gwarancję asystencji Ducha Świętego „Kościół nauczający” (biskupi w komunii z papieżem) oraz bierny „Kościół nauczany” (świeccy).

Choć rzeczywiście biskupom zostało powierzone zadanie prowadzenia, ­nauczania i uświęcania Ludu Bożego (jak naucza Sobór Watykański II), nie znaczy to, że mają monopol na prawdę, a Duch Święty jest uwiązany do ich urzędu. Po drugie, doktryna nie jest monolitem i ewoluuje. A po trzecie, w historii Kościoła można dostrzec falowanie: z okresami normalnymi przeplatają się kryzysy, domagające się szczególnych środków. Gdy doktryna jako drogowskaz zaczyna niedomagać, bo rzeczywistość zanadto się zmieniła, a ratunkowe działania stosowane ad hoc nie pomagają, nie ma innego wyjścia, jak wyregulować samą doktrynę.

Jeśli się ten proces powiedzie, mamy nową sytuację doktrynalną, która powinna charakteryzować się dwiema ważnymi cechami – rozwiązywać problem i zarazem pokazywać, dlaczego wcześniej było to niemożliwe. Dzięki temu zachowana jest rozumność zmiany i ciągłość rozwoju doktrynalnego – nie nastąpiło przerwanie doktryny, tylko jej pogłębienie.

W historii Kościoła można wskazać wiele momentów związanych z wyzwaniami, które kształtowały doktrynę. Należało do nich spotkanie w pierwszych wiekach naszej ery młodego chrześcijaństwa z myślą grecką – zwłaszcza z platonizmem i stoicyzmem, a w XIII wieku powtórne odkrycie arystotelizmu. W XVI wieku bodźcem reform stała się Reformacja, wpływ na doktrynę miał także renesansowy humanizm. W wieku następnym procesem Galileusza Kościół zignorował narodziny nowożytnej nauki, która urosła do rangi jednego z najważniejszych wyzwań. O ile narzucające się w danym czasie idee filozoficzne Kościół mógł dość swobodnie akomodować, o tyle wraz z pojawieniem się nowożytnej nauki sytuacja się zmieniła. To nauka dyktuje teraz warunki (gdyż to ona posługuje się najskuteczniejszą poznawczo metodą) i nie można po prostu jej ignorować. Dlatego tak zdumiewające są akapity listu abp. Gądeckiego dezawuujące współczesną wiedzę.

Oczywiście na terenie kościelnym w grę wchodzą także czynniki specyficzne. Jan Paweł II, odwołując się do swojej absolutnej władzy, przez kilka dekad hamował szukanie nowych odpowiedzi na nieuchronnie rozwijający się kryzys i nie pozwalał na dyskusje o antykoncepcji, kapłaństwie kobiet czy celibacie. Sytuację zmienił pontyfikat Franciszka oraz kryzys pedofilski – i Kościół niemiecki to dobrze odczytał.

Wyzwania czasu

Broniąc się przed zarzutem, że Droga Synodalna realizuje postulaty świata, bp Bätzing przypomniał (to zapis z jednego z jej tekstów programowych), że kieruje się ona Pismem Świętym, a oprócz tego „żywą tradycją, znakami czasu wyróżnionymi przez Sobór Watykański II, zmysłem wiary wierzących, Magisterium Kościoła i teologią”. Dwa z tych kryteriów są szczególnie interesujące – zmysł wiary wierzących i znaki czasów – gdyż umożliwiają one formalne przeprowadzenie korekty doktryny.

Zmysł wiary to wspomagane przez Ducha Świętego coraz głębsze poznawanie treści wiary przez wierzącego. Sobór Watykański II stwierdza, że ogół wiernych nie może zbłądzić w wierze. Można się zatem zastanawiać, czy masowe odrzucanie przez katolickich małżonków nauczania na temat antykoncepcji jest brakiem jego właściwej recepcji spowodowanym nieudolnością nauczycielską (już długo trwającą, bo od opublikowania encykliki „Humanae vitae” w lipcu miną 54 lata), czy świadectwem właśnie zmysłu wiary wierzących, mających bezpośredni dostęp do rzeczywistości, której norma ta dotyczy.

Znaki czasu także odnajdziemy w nauczaniu soborowym, choć nie są one pojęciem precyzyjnym. Odwołując się do nich, sobór próbował uchwycić intuicję rozpoznającą Boże wezwania w wydarzeniach czy procesach poza Kościołem (dokładnie „w wydarzeniach, potrzebach i pragnieniach” – jak stwierdza Konstytucja o Kościele w świecie współczesnym). Można powiedzieć, że znaki czasu to głos Boga w świecie. Choć nie jest on od razu wyraźny i wymaga rozpoznania, mimo wszystko zobowiązuje. A to w szczególnych okolicznościach kryzysu może oznaczać bodziec do reformowania doktryny. Niewątpliwie intensywny rozwój wiedzy o świecie i człowieku jest takim wyzwaniem czasu.

Sama doktryna Kościoła – jako się rzekło – nie jest monolitem. Gdy o niej mowa, najpierw przychodzą do głowy dogmaty, które rzeczywiście mają specjalny status. Są to niezmienne (w treści, a nie w sformułowaniu – zawsze historycznym) prawdy wiary – zarówno zdefiniowane przez papieży i sobory, jak i te niezdefiniowane, nauczane w tzw. zwyczajnym i powszechnym nauczaniu Kościoła. Wiele mówiący jest fakt, że do tej pory nikt nie odważył się skompletować pełnej listy dogmatów – oznacza to, że co do wielu prawd wciąż trwają dyskusje o ich charakterze. Wspomniane historyczne wyzwania miały wpływ jedynie na formuły dogmatów, a nie ich treść (tak naucza Kościół). Bardziej zmienne okazywały się prawdy z niższych stopni hierarchii, także nauczanie moralne, a zwłaszcza społeczne.

Obrona błędów

Przykładem niedawnej zmiany nauczania moralnego jest wykluczenie w 2018 r. przez papieża Franciszka kary śmierci z czynów moralnie dopuszczalnych. Można prześledzić, jak Kościół dojrzewał do tej decyzji. Jan Paweł II stwierdził, że praktycznie nie występują już warunki, by społeczeństwa musiały się bronić przed przestępcami, sięgając do kary głównej. Wcześniej dopuszczano karę śmierci, usprawiedliwiając ją Pismem Świętym. Była ona stosowana także w państwie papieskim.

Z kolei przykładem odwrotnego procesu – wycofania surowej normy (w perspektywie „Listu braterskiej troski” byłoby to „obniżenie ideałów” i „poddanie się wzorcom dominującej kultury”) – jest pożyczka na procent. Przez wieki była ona bez żadnego rozróżniania traktowana jako lichwa i surowo karana. Odwoływano się do Pisma Świętego i do społecznej teorii o bezpłodności pieniądza. Rozwój bankowości w XV i XVI wieku oraz pożyczek inwestycyjnych praktycznie zaprzeczył tej teorii, mimo to została ona uroczyście potwierdzona w 1745 r. przez Benedykta XIV.

Bernard Sesboüé, który omawia ten przykład w książce „Władza w Kościele”, zauważa, że na zasadzie praw nabytych banki do dziś zamykane są w południe wigilii świąt obowiązkowych. „Pierwotną przyczyną tego trwającego jedno popołudnie urlopu była chęć umożliwienia urzędnikom bankowym wyspowiadania się”. Kościół po cichu (notą do biskupów, by nie niepokoili spowiedników, którzy udzielają rozgrzeszenia penitentom, niechcącym wyrzec się przynoszących zysk pożyczek) wycofał się z tego nauczania dopiero w 1830 r. Historia normy zakazującej pożyczania na procent pokazuje, jak długo Kościół nie potrafił dostosować swojego nauczania do zmieniającej się rzeczywistości społecznej.

Wydaje się to nieprawdopodobne, ale jeszcze dłużej Święte Oficjum (poprzednik Kongregacji Nauki Wiary) za zgodą Piusa IX broniło niewolnictwa. W jednym z listów z 1866 r. odwoływano się do świadectwa samego Jezusa, a więc do najsilniejszego argumentu teologicznego: tam, gdzie we współczesnych tłumaczeniach Jezus mówi o „słudze”, w oryginalnych tekstach mówi o „niewolniku”, stawiając go za wzór chrześcijanom. Najwyraźniej Duch Święty w tej sprawie przez długi czas oświecał nie Magisterium Kościoła, tylko ruchy abolicjonistyczne wywodzące się – o ironio! – z „bezbożnego” Oświecenia. Tu widać, jak zwykła ludzka empatia może okazać się bardziej trafna od argumentu „z Pisma Świętego”. Do zwrotów o 180 stopni w doktrynie doszło też podczas Soboru Watykańskiego II. Najgłośniejszymi przykładami były zmiany w podejściu do ekumenizmu i wolności religijnej.

Zatem doktryna się zmienia. Co wymaga teraz korekty i dlaczego jest to możliwe?

Do zmiany

Wymóg celibatu nie ma i nigdy nie miał charakteru doktrynalnego. Jest to kościelny przepis dyscyplinarny o wyraźnie praktycznym znaczeniu. Dodatkowo dzisiaj – w dobie kryzysu pedofilskiego – staje się on coraz mniej zrozumiały. W teorii jest to świadectwo całkowitego oddania się Jezusowi i bliźnim (patrz „List braterskiej troski” abp. Gądeckiego), tymczasem w praktyce to wygodna dla biskupa całkowita dyspozycyjność księdza, odrywająca go jednak od życia ludzi świeckich i wręcz automatycznie tworząca klerykalne struktury. Silna obrona księżowskiego celibatu w niektórych kręgach katolickich świadczy o uzależnieniu Kościoła od jednego modelu funkcjonowania. Zatem to nie jest doktrynalnie poważny problem.

O wiele poważniej wygląda postulat kapłaństwa kobiet. Przy bliższym przyjrzeniu się trudno jednak w zakazie ­wyświęcania kobiet nie widzieć irracjonalnej niesprawiedliwości: połowa wierzących jest z niejasnych przyczyn poddana religijnemu kierownictwu przedstawicieli drugiej połowy. W istocie niedopuszczanie kobiet do święceń przypomina XIX-wieczną obronę niewolnictwa. Z egalitarnym duchem ewangelii ma ono niewiele wspólnego. Być może za jakiś czas trudno będzie nam zrozumieć, dlaczego ta niesprawiedliwość tak długo trwała.

Abp Gądecki przekonuje: „Jan Paweł II w swoim nauczaniu na temat sakramentu święceń zarezerwowanego dla mężczyzn odwoływał się do samej woli Chrystusa i Tradycji, wskazując ­jednocześnie na tzw. »komplementarność płci«”. Można się zastanawiać, czy wybór mężczyzn na apostołów to była specjalna i zobowiązująca wola Jezusa, czy raczej wymóg ówczesnej patriarchalnej kultury. Jeśli to pierwsze, to powinniśmy umieć podać mocne za tym argumenty. „Komplementarność płci” takim argumentem nie jest.

Dwa elementy są komplementarne, gdy się dopełniają, czyli razem nabywają nowych cech lub możliwości. W tym sensie komplementarne są męskie i żeńskie narządy płciowe i zdolności prokreacyjne, ale już nie męska i żeńska seksualność (jej przeżywanie) czy osobowość. Za tezą o komplementarności płci stoi koncepcja esencjalizmu płci, głosząca, że osoba ludzka została stworzona w dwóch różnych wersjach, mających do wypełnienia w życiu różne, choć uzupełniające się naturalne zadania. Współczesna wiedza o człowieku tego nie potwierdza, przeciwnie – pokazuje, że takie podejście prowadzi do dyskryminacji.

Do tezy o komplementarności płci odwołują się obrońcy małżeństwa jako wyłącznie heteroseksualnego związku oraz kościelne nauczanie o moralnej dopuszczalności korzystania z seksualności jedynie w małżeństwie. Zatem od losów dyskusji na temat komplementarności płci zależy wiele „prawd” dotychczasowego nauczania doktrynalnego. Ponieważ coraz większą rolę w tej dyskusji odgrywa głos nauki, wydaje się ona już przesądzona. Jest całkiem możliwe, że prędzej czy później Kościół instytucjonalny dojdzie do przekonania, iż „komplementarność płci” była jedynie teologiczną projekcją ratunkową.

Żyjemy w niepewnym czasie przełomu, w którym powinna wykrystalizować się nowa postać doktryny katolickiej. Nie po to, by ludziom ułatwiać życie, ale po to, by wierzącym ułatwiać dostęp do prawdy w zmieniającym się świecie.

Wobec tego wyzwania można przyjąć strategię wyparcia: trzymajmy się tego, co było, a reformatorów wzywajmy do opamiętania! Bardziej niż hamulcowych, Kościół potrzebuje jednak teraz ryzykantów, bo to oni są twórczy. Nowe jest trudniej wykuć, niż konserwować stare. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2022