Dobry spowiednik pilnie poszukiwany

Bywa, że ksiądz opuszcza konfesjonał po kilkunastu minutach czekania, widząc, że nie ma chętnych. A jeśli za filarem stał ktoś, kto przez te kilkanaście minut wewnętrznie się zmagał: przystąpić? Nie przystąpić?

06.03.2008

Czyta się kilka minut

W krakowskim klasztorze Kapucynów przy ul. Loretańskiej zmarł 8 lutego o. Romuald Szczałba, nazywany "spowiednikiem Krakowa". Do jego konfesjonału ustawiały się kolejki: garnęli się do niego świeccy, prości księża i biskupi. (Przy okazji dodam, że księża, biskupi, papieże też się spowiadają. Widywałem, jak spowiednik Jana Pawła II co tydzień przybywał z via delle Bothege Oscure i ciężkim krokiem byłego żołnierza zmierzał do papieskiego apartamentu).

Do konfesjonału świętego o. Pio ludzie wędrowali z różnych stron świata. W Ars jeszcze dziś można oglądać konfesjonał, w którym spowiadał św. Jan Vianney (zm. 1859). Święty spędzał w nim regularnie od 14 do 18 godzin dziennie. Podobno rocznie wysłuchiwał około 20 000 spowiedzi.

Wiadomo, są spowiednicy wspaniali, ale i mniej wspaniali. Pamiętam z lat szkolnych, jak w jednym z warszawskich kościołów omijaliśmy konfesjonał białowłosego kapłana, zresztą znakomitego kaznodziei, bo wiedzieliśmy, że bezwzględnie wymaga podawania precyzyjnej liczby nawet drobnych grzechów. Kto nie podał, mógł nie otrzymać rozgrzeszenia. Wszyscy znamy różne opowieści o niefortunnych, przykrych, antypatycznych czy wręcz skandalicznych zachowaniach księży w konfesjonale. One się zdarzają, choć przyznam, że tych opowieści słucham z umiarkowaną wiarą. Spowiednik, związany tajemnicą spowiedzi, i tak niczego nie wyjaśni, a podbarwiona opowieść, w którą w końcu sam opowiadający zaczyna wierzyć, może być wymówką od korzystania z sakramentu.

Trudno jednak się nie zgodzić z tym, że przyjemniej trafić na księdza mądrego, dobrego, inteligentnego, uduchowionego i świątobliwego jak o. Romuald niż na znerwicowanego, znudzonego, sarkastycznego, mało bystrego i mało pobożnego (cóż, i tacy się zdarzają). Ilu jednak mamy mistrzów konfesjonału? 5, 10, 15 procent? Ale chociaż dobry spowiednik jest Bożym błogosławieństwem, to jednak w tym, że Kościół nie zastrzegł władzy rozgrzeszania dla kapłanów na miarę o. Romualda, o. Pio, Jana Vianneya i ks. Jana Ziei, także jestem skłonny widzieć błogosławieństwo. Dzięki temu, chcąc się wyspowiadać, nie musimy pielgrzymować do Ars, San Giovanni Rotondo czy na ul. Loretańską w Krakowie. Nie musimy, choć oczywiście zawsze możemy szukać dobrego spowiednika. Jednak sakramentalnego znaku pojednania może nam udzielić każdy ksiądz działający w jedności z biskupem, a w niebezpieczeństwie śmierci także ten, który formalnie nie jest upoważniony do słuchania spowiedzi, bo np. odszedł od Kościoła czy poniechał sprawowania funkcji otrzymanego niegdyś sakramentu kapłaństwa.

Dobrzy spowiednicy zachwycają i budzą uczucia wdzięczności. Ale czy nie jest zachwycająca także dostępność sakramentalnego znaku? Znaku przychodzącego do mnie przez spowiedników mniej albo zupełnie niewspaniałych? Czy nie jest cudowne, że czasem także przez nich Duch Święty potrafi powiedzieć coś zaskakująco ważnego?

Primo: modlitwa

"Aby spowiednik mógł spełniać swój obowiązek poprawnie i wiernie, powinien poznać choroby dusz i stosować odpowiednie lekarstwa oraz mądrze wykonywać zadanie sędziego. Powinien zdobyć potrzebną do tego wiedzę i roztropność przez wytrwałe studium pod przewodem nauczycielskiego urzędu Kościoła, a przede wszystkim przez modlitwę. Rozeznanie duchów jest bowiem wewnętrznym poznaniem działania Bożego w sercach ludzkich, darem Ducha Świętego i owocem miłości". Tak napisano we "Wprowadzeniu teologicznym i pastoralnym do rzymskiego rytuału sakramentu pokuty". W innym miejscu "Wprowadzenia" (jest to zresztą znakomita synteza nauki o sakramencie pokuty, polecam każdemu) przypomina, że "kapłan i penitent powinni się przygotować do sprawowania sakramentu, przede wszystkim przez modlitwę". Oby rutyna, zmęczenie itp. nie zabiły u żadnego spowiednika nawyku proszenia, przed wejściem do konfesjonału, Ducha Świętego o światło i miłość.

Pusty konfesjonał

Pusty konfesjonał zniechęca. W cytowanym "Wprowadzeniu..." napisano, że z zasady do sakramentu pojednania powinno się przystępować poza Mszą św. To logiczne, bo stojąc pół Mszy w kolejce i robiąc rachunek sumienia, a potem się spowiadając, trudno jednocześnie uczestniczyć w odprawianej przy ołtarzu liturgii. Nie mówiąc już o tym, że spowiednik i penitent muszą przekrzykiwać huk organów i śpiewy zgromadzenia oraz jakoś wewnętrznie "wyłączyć" odbiór głoszonego, często ze swadą i mocą, kazania, co, wierzcie mi, nie jest łatwe, zwłaszcza jeśli głośnik umieszczono na wprost konfesjonału.

Ale jeśli już się spowiada tylko w czasie Mszy, to dobrze, gdy ksiądz wytrzyma w konfesjonale przez cały czas jej trwania. Bywa, że ksiądz opuszcza konfesjonał po kilkunastu minutach czekania, widząc, że nie ma chętnych. A jeśli za filarem stał ktoś, kto przez te kilkanaście minut wewnętrznie się zmagał: przystąpić? Nie przystąpić? I oto ksiądz wychodzi. Ulga i rozczarowanie. Trudno - myśli biedny grzesznik - nie moja wina, wyspowiadam się innym razem.

Nie twierdzę, że księża mają, jak św. Jan Vianney, siedzieć w konfesjonałach 14-18 godzin. Ale żeby choć odrobinę dłużej, poza Mszami i w ustalonym (podanym na parafialnej stronie internetowej) czasie. Daje do myślenia, że konfesjonały w kościołach, w których spowiada się przez cały dzień (np. u jezuitów na warszawskiej Starówce, w kościołach Mariackim i Dominikanów w Krakowie, Saint Lazare w Paryżu), cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Kto wie, może zanik praktyki sakramentu pojednania ma u źródła (także, nie wyłącznie) winę księży, którym nie chciało się siedzieć w konfesjonale albo wykonywali tę posługę byle jak?

Kumulacja penitentów

Nie istnieje obowiązek "spowiedzi wielkanocnej". Drugie przykazanie kościelne brzmi: "Przynajmniej raz w roku przystąpić do sakramentu pokuty". Z Wielkanocą związany jest nakaz przykazania trzeciego: "Przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć Komunię świętą".

Mówiąc o "obowiązku", mamy dziś na myśli obowiązek moralny, duszpasterskie wskazanie, bez sankcji. Nie tak było w przeszłości. Pisał w "Znaku" ks. Jan Kracik: "W kilku diecezjach (krakowska do nich nie należy) utrzymuje się ciągle najstarsza, czyli wielkanocna, praktyka spowiedzi na kartki. Obowiązek spowiadania się przynajmniej raz w roku przed własnym duszpasterzem i przyjęcia komunii w okresie wielkanocnym ustanowił w 1215 roku IV Sobór Laterański. Ta lokalizacja sakramentu pokuty miała naturalnie ułatwić kontrolowanie spełniania powinności. Prawo zostało wkrótce wsparte sankcjami. Biskup krakowski Jan Grot w 1331 r., a włocławski biskup Piotr z Bnina w 1487  r. polecali, by odmawiać pogrzebu chrześcijańskiego tym, którzy zaniedbali przystąpienia do spowiedzi i komunii wielkanocnej. Biskup krakowski Piotr Wysz za tę opieszałość groził w 1396 r. ekskomuniką". Dziś, jak widać, to się zmieniło. Jednak nawyk przystępowania do sakramentu pojednania "raz w roku, około Wielkanocy" sprawia, że w ostatnich dniach Wielkiego Postu i w Wielkim Tygodniu księża zmieniają się w Janów Vianneyów. Półprzytomni ze zmęczenia kapłani, zirytowani długim czekaniem pokutnicy... Jest w tej kumulacji jakiś absurd. Pytam: czy sakramentalnego przygotowania się do wielkanocnej Komunii nie dałoby się rozłożyć w czasie?

Na kartki

Kartki poświadczające odbycie wielkanocnej spowiedzi wyszły, Bogu dzięki, z użycia, co nie znaczy, że "spowiedzi na kartki" zanikły. Od narzeczonych przed zawarciem małżeństwa, od kandydatów przed przystąpieniem do bierzmowania, czasem też od rodziców chrzestnych wymaga się zaświadczenia o przystąpieniu do sakramentu pojednania. Cytowany wyżej ks. Jan Kracik słusznie zauważa: "Tym zaś, do których nie trafi duszpasterska perswazja, kartka też bardziej zaszkodzi, niż pomoże, bo raczej skłoni ich do udawania niźli do nawrócenia. Biurokratyczna satysfakcja kompletowania ślubnego dossier stanowi jedyny bezdyskusyjny walor spowiedziowych kwitów".

hhh

W relacjach księży, którzy odwiedzali republiki radzieckie i potajemnie posługiwali żyjącym tam katolikom, stale się powtarza motyw sakramentu pojednania. Jeden z nich mi opowiadał, że kiedyś przez cały dzień przesiedział w wiejskiej izbie, spowiadając ludzi, którzy pierwszy raz po wielu latach mieli dostęp do księdza. Mszę św. miał odprawić po zapadnięciu zmroku. Zrobiło się ciemno, znużony wyszedł przed dom zaczerpnąć przed Mszą powietrza. W ciemnościach zobaczył milczący tłum. Ktoś wyjaśnił: oni wszyscy przyszli, bo chcą jeszcze przystąpić do spowiedzi. Konkluzja? Bądźmy wdzięczni Panu Bogu. Mimo wszystkich ludzkich mankamentów dostęp do sakramentalnego znaku przebaczenia mamy w gruncie rzeczy łatwy i prosty. Bądźmy Panu Bogu wdzięczni, a to, co na skutek naszej ludzkiej mizerii bywa przykre, potraktujmy jako pokutę. Sakrament przebaczenia przecież określamy także jako sakrament pokuty.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2008