Dobre miejsce na postój

Ta wystawa dotyka jednego z najważniejszych problemów Europy: miejsca Romów we współczesnych społeczeństwach.

11.11.2013

Czyta się kilka minut

Delaine Le Bas, instalacja „Dobre miejsce na postój?” / Fot. Narodowa Galeria Sztuki Zachęta
Delaine Le Bas, instalacja „Dobre miejsce na postój?” / Fot. Narodowa Galeria Sztuki Zachęta

Nie jest to wystawa obszerna. Zajmuje zaledwie trzy sale Zachęty. W środkowej nad głowami widzów rozpościera się przedziwna konstrukcja stworzona przez holenderskiego artystę Aernouta Mika, bliższa idei namiotu niż zadaszenia tradycyjnego domu. Pod nią, na ścianach umieszczono dziesiątki wyobrażeń Romów, powstałych od XIX do XXI wieku. Są tu obrazy, ryciny, fotografie, filmy. Dzieła wybitne i, delikatnie mówiąc, nie najlepszego sortu. „Portret kobiecy – Cyganka” Olgi Boznańskiej z 1888 r. i zdjęcia Tadeusza Rolkego oraz Tomasza Tomaszewskiego. Widzimy sceny z taboru, nocne ognisko, Cygankę wróżącą z kart. Wszystkie te prace łączy jedno: ich autorami nie są Romowie. To inni o nich opowiadają.


KLISZE CYGAŃSKOŚCI


„Akt kolonizacji Romów przez europejską większość – dokonuje się w sposób najbardziej widoczny na płaszczyźnie wizualnej”. Ten cytat z tekstu Timei Junghaus, zamieszczonego w towarzyszącej wystawie książce „Romano kher. O romskiej sztuce, estetyce i doświadczeniu” uczyniono jednym z kluczy do ekspozycji. Dotyka on bowiem podstawowego problemu: tworzenia wyobrażeń i tego, w jaki sposób wpływają one na sposób percepcji tych, którzy zostali na nich przedstawieni.

Wiele z tych prac wpisuje się w obiegowe klisze i obrazy „cygańskości”. Są to bardziej „typy charakterystyczne” niż wizerunki konkretnych osób. „Ikonografia sztuki europejskiej wtrąciła ich, jako »Cyganów« do (...) imaginarium wykreowanego na podstawie fałszywych przesłanek i tych samych schematów – zamieszkanego przez dzikich ludzi, kryminalistów, osoby utrzymujące się z zasiłku, egzotyczne prostytutki i piękne dzieci żyjące w skrajnej nędzy, a mimo to szczęśliwe” – pisze Junghaus.

Ma wiele racji. Tyle że w dziejach kultury – nie tylko europejskiej – jest wiele przykładów grup, których wizerunki tworzyli inni. Nie tylko mniejszości, ale też np. robotników czy chłopów, tych wszystkich, którzy nie mogli – z różnych powodów – wykreować swych wyobrażeń. Czy wszystkie je należy uznać za dzieła deprecjonujące to, co przedstawiały? I czy, paradoksalnie, to dzięki nim owe grupy nie przestawały być niewidoczne, skazywane na nieobecność, nie wkraczały do przestrzeni, w której nie miały prawa się pojawiać? Czyż prawo do wizerunku nie jest jednym z koniecznych warunków emancypacji?


PRZEMOC


Dzieje Romów pokazują, jak złowrogą, destruktywną siłę mogą nieść wyobrażenia. O tym mówi druga część „Domów...”. Przypomina o istnieniu wyobrażeń wykluczających, skazujących na podrzędność, wreszcie dopuszczających zabijanie. O wielkiej zbrodni – Porajmos, czyli Pochłonięciu, dokonanej przez nazistowskie Niemcy na Romach i Sinti. O wydarzeniu słabo obecnym w pamięci Europejczyków (pouczające są losy berlińskiego pomnika upamiętniającego ofiary tej zbrodni, który bardzo długo czekał na ukończenie).

Na jednym ze zdjęć widzimy młodą antropolożkę Evę Justin. Jest rok 1938. Uczona dokonuje pomiarów czaszki Romki. Justin jest pracownicą Zespołu Badawczego ds. Higieny Rasowej i Biologii Ludnościowej, zajmującej się kwestiami czystości rasowej. To ona należała do grupy badaczy, którzy przygotowali „naukowe” uzasadnienie dla eliminacji ludzi „niepełnowartościowych rasowo”. Tuż obok wyświetlany jest film Jany Müller, przypominającej losy Erny Lauenburger, która była pierwowzorem dla bohaterki książki Alex Wedding „Ede und Unku”, wydanej w 1931 r. z ilustracjami Johna Heartfielda: opowieści o przyjaźni berlińskiego chłopca z romską dziewczyną. Lauenburger padła ofiarą prześladowań w III Rzeszy: osadzona w tzw. cygańskim obozie w Magdeburgu, została następnie wraz z bliskimi wywieziona do Auschwitz i tam 2 lipca 1943 r. zamordowana. Justin zaś po wojnie dalej pracowała jako psycholog. Pod koniec życia nawet wróciła do badań nad Romami (!). To dwie, bardziej niż symboliczne biografie.

Wystawa mówi nie tylko o zamordowanych podczas II wojny. Stawia pytanie o sytuację Romów we współczesnych społeczeństwach. Przypomina, że dzisiaj są oni grupą wykluczaną i dyskryminowaną. Mniejszością, przeciwko której kierowana jest agresja i przemoc, także stosowana przez państwa. Przykładów jest wiele: ataki na rodziny romskie na Węgrzech, próby wprowadzania segregacji w Czechach i na Słowacji, antyromskie posunięcia francuskiego rządu, usuwanie siłą nielegalnych romskich obozowisk we Włoszech. Także w Polsce dochodzi do wystąpień przeciwko Romom, by przywołać tylko niedawne wezwania do ich usunięcia z centrum Andrychowa.

Na jednej ze ścian Zachęty zawisł neon Huberta Czerepoka „Nigdy nie będziesz Polakiem” (2008) obok zaś „Figura 17: Jasny znak” Daniela Bakera. To podłużna tablica. Dopiero po chwili można odczytać umieszczony na niej napis „NO TRAVELERS”. Pozornie niewidoczny, przezroczysty, a jednak złowrogi w swej wymowie zakaz. Podobny jak wiele innych w przeszłości, a czasami nawet dziś wywieszanych, umieszczanych po to, by kogoś poniżyć.

Nie ma państwa, które by się ujmowało za Romami. Nawet te, których są obywatelami, nie zawsze poczuwają się do obrony ich praw. Problemem jest nie tylko sposób autoreprezentacji mniejszości, tego, jak tworzyć swój wizerunek, ale też jej stosunek do większości. Czy i jakie są granice integracji, akceptacji i przyjmowania praw, norm i wzorców kulturowych przez tę większość narzucanych. Neon autorstwa Czerepoka może zostać odmiennie odczytany – chociaż to zapewne nadinterpretacja – nie jako oskarżenie przed wykluczeniem, lecz przed utratą własnej tożsamości. I tu ponownie pojawia się problem stereotypu oraz estetyki.


OBRAZ SAMEGO SIEBIE


Pasjonująca jest lektura tekstów, które znalazły się w „Romano kher”. Z jednych przebija pragnienie stworzenia własnego obrazu, opartego na podkreślaniu wyjątkowości i odmienności, wręcz próbie poszukiwania „romskiego ducha”. Można przeczytać np. o „wrodzonej areligijności” Romów, ale też znaleźć zaprzeczenie, nawet najbardziej podzielanych przekonań, jak o nomadycznej naturze tej społeczności. Podobnie jest w przypadku stereotypów. Można je zwalczać, krytykując wszystkich, także Romów, którzy sami – wcielając się chociażby w typowych Cyganów u Emira Kusturicy – podtrzymują wyobrażenia o malowniczym, dzikim i trochę nieokrzesanym ludzie. Lub spojrzeć na ten problem inaczej. „Zamiast przeczyć stereotypom, chcą je przezwyciężyć – podkreśla Thomas Acton – zrozumieć ich skomplikowany związek z rzeczywistością – samo zaprzeczanie nie jest bowiem skutecznym rozwiązaniem na dłuższą metę”. I dodaje: stereotypy „nie są tylko zwykłym kłamstwem; ich korzenie tkwią w rzeczywistości, ale w rzeczywistości niepełnej, selektywnej, niesprawiedliwej, która potrzebuje dopełnienia, dodania brakującej wersji drugiej strony, by mogła stać się całością”. Czy można stworzyć jeden obraz Romów? Nieprzypadkowo niektórzy miast używać jednego określenia, piszą w ciągu: Romowie, Cyganie i Travellersi. Bo każde z nich niesie inne treści i inne tożsamości. Może zatem nie ma potrzeby tworzyć jednego, spójnego wizerunku Romów i raczej – jak zwraca uwagę Acton – przyjąć, że jak każda inna wspólnota jest ona różnorodna, i w obrębie niej dochodzi do podziałów: kulturowych czy ekonomicznych. Także estetycznych.

Gra z estetyką jest zresztą najciekawszą częścią tej wystawy. Służy ona demonstracji własnej tożsamości. Pokazują to artyści. Bownik i Marcelina Gunia w „Kunstkamerze” (2013) przyglądają się architekturze romskiej, z jej upodobaniem do przepychu. Igor Omulecki i Payam Sharifi w cyklu „Gypsies for Real” (2012) pokazują pełne zbytku wnętrza. Wreszcie Delaine Le Bas swe prace konstruuje z rzeczy zdegradowanych, zniszczonych, niepotrzebnych, ukrywanych przez wzrokiem innych. Bierze to, co znalazło się na marginesie. Jakby chciała podkreślić swój status „outsidera” – romskiej artystki. Wydobywa je, eksponuje.

W Zachęcie stanęła jedna z „kapliczek”, zatytułowana „Kushti Atchin Tan?” (Dobre miejsce na postój?). To zaskakująca konstrukcja. Przypomina namiot, ale też domek dla lalek. Ściany tej budowli zostały pokryte folią, co nadaje jej lekkość, ale też podkreśla tymczasowość, niestabilność. A we wnętrzu znalazły się tkaniny, zabawki, kolorowe pudełka, sztuczne kwiaty. Na stoliku w rogu ustawiono mały telewizor „ozdobiony” porcelanowymi figurkami ptaszków. Ten pogodny nastrój burzą wypisane dookoła teksty. Na jednej z tkanin można przeczytać długi dialog brytyjskiego ministra stanu z... duchem. Na innej makatce wyszyto komunały: „Home sweet Home”, „Home is where the Heart is”. Poprzedzielane pytaniami: „Where?”, „For Who?”. Jest wreszcie flaga Unii Europejskiej z umieszczonym pośrodku napisem: „Safe European Home?”. Jak tłumaczy sama artystka: „dom o przezroczystych plastikowych ścianach stanowi metaforę wykluczenia ukrytego pod pozorami integracji – gdy integracja ma nastąpić, wyrastają niewidzialne ściany rasizmu.”


***


Romowie są tematem słabo obecnym w debacie publicznej, ale także w literaturze i sztuce. „Historie przemilczane mają o wiele większy potencjał i siłę niż te wielokrotnie interpretowane” – zauważają twórcy wystawy. I dodają: „kryje się w nich także pewne niebezpieczeństwo – w sytuacji wieloletniego milczenia każde narracyjne i dyskursywne podejście staje się uproszczeniem czy nadużyciem”. Czy jednak możemy nie rozmawiać o Romach i nie wsłuchiwać się w to, co sami mówią? Może wtedy dostrzeżemy to, co nas łączy. „Lustrzane książki” Daniela Bakera to okładki kilku dziesiątek książek historycznych i powieści o Romach. To nie-Romowie je napisali. Widzimy ich lustrzane odbicia, jakby wszystkie te książki przeglądały się w zniszczonej tafli lustra. Nasze odbicia także w nich się odbijają. Stają się częścią opowieści o tej społeczności.


„Domy srebrne jak namioty”, kuratorka Monika Weychert-Waluszko, Narodowa Galeria Sztuki Zachęta w Warszawie, wystawa czynna do 15 grudnia 2013 r.

„Romano kher. O romskiej sztuce, estetyce i doświadczeniu”, redakcja Monika Weychert-Waluszko, Narodowa Galeria Sztuki Zachęta, Warszawa 2013

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2013