Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy w 1999 r. został gubernatorem amerykańskiego stanu Illinois, był gorącym zwolennikiem kary śmierci. Odchodząc w minionym tygodniu z urzędu, jednym podpisem ułaskawił wszystkich 170 skazańców, oczekujących w stanowych więzieniach na egzekucję, zamieniając im wyroki na kary więzienia, najczęściej dożywotniego. Czy 69-letni republikanin George H. Ryan stał się nagle pryncypialnym przeciwnikiem kary śmierci? Bynajmniej. Ale - jak mówił w pożegnalnym przemówieniu - podjął tę decyzję z jednego powodu: z przekonania, że ryzyko zabicia niewinnego człowieka jest za wysokie.
Cóż się stało? Oto w kilka miesięcy po objęciu przez Ryana urzędu gubernatora czterech skazanych już prawomocnie więźniów musiało opuścić cele śmierci: wolontariusze z miejscowego uniwersytetu dowiedli na podstawie testów DNA ich niewinności. Okazało się też, że od 1977 r. - odkąd sądy w Illinois zaczęły na nowo orzekać karę główną, korzystając z wydanego rok wcześniej orzeczenia Sądu Najwyższego USA, uznającego ją za zgodną z konstytucją - musiano zwolnić z cel śmierci 13 niesłusznie skazanych; w tym samym czasie wykonano 12 wyroków. Skonfrontowany z tymi faktami Ryan ogłosił wtedy moratorium na wykonywanie wyroków (tymczasem testy DNA wykazały niewinność kolejnych czterech skazańców) i zlecił prawnikom ekspertyzę, która miała wyjaśnić, skąd tyle pomyłek. Jej efekty były wstrząsające. Okazało się, że prawdopodobieństwo orzeczenia kary śmierci jest 3,5 razy większe, gdy ofiarą mordu jest Biały, a nie Czarny czy Latynos, i że duże znaczenie ma geografia: prawdopodobieństwo, że w podobnej sprawie zapadnie wyrok śmierci, jest w regionach wiejskich pięciokrotnie większe niż w mieście. Nie ma też jednolitych wytycznych dla wszystkich 102 stanowych sądów.
Niektórzy krytycy decyzji gubernatora - a jest ich niemało, wśród nich własna żona i jego następca, gubernator z Partii Demokratycznej - zarzucają mu, że spektakularnym gestem chciał odwrócić uwagę od skandalu korupcyjnego, w który jest uwikłany i który zmusił go do rezygnacji z ubiegania się o ponowny wybór. Zapewne fakt, że Ryan nie musiał zabiegać o wyborców, ułatwił mu decyzję, skoro za karą śmierci - obowiązującą w 38 stanach (na egzekucję czeka ok. 3600 osób, co sytuuje USA w światowej czołówce) - opowiada się dwie trzecie Amerykanów. Gest gubernatora nie będzie pewnie przełomem w toczącej się w USA dyskusji wokół kary śmierci. Ale może jego argumentacja da do myślenia wielu jej zwolennikom.