Czytelnik prawdziwy

Jan Gondowicz: PAN TU NIE STAŁ. ARTYKUŁY DRUGIEJ POTRZEBY - "18 kwietnia 1971 roku zdarzyło mi się zadebiutować na łamach »Kultury«, tej gorszej, szkicem o Parnickim" - wspominał Jan Gondowicz, dokonując alegorycznego opisu kolejnych generacji powojennej polskiej krytyki.

14.06.2011

Czyta się kilka minut

No to mamy już czterdziestolecie - i aż dwie książki autora, który mimo świetnego pióra i wielkiej erudycyjnej wiedzy nie zarzucał nas dotąd nadmiarem publikacji. Pierwsza to właśnie "Pan tu nie stał", której podtytuł parafrazuje, jak mniemam, tytuł dawnej książeczki Antoniego Słonimskiego. Drugą jest zbiór esejów "Paradoks o autorze", wydany przez Ha!art.

Sześćdziesięciojednoletni dziś krytyk i wydawca, autor "Zoologii fantastycznej uzupełnionej", którą złożył hołd jednemu ze swoich mistrzów - Borgesowi, tłumacz "Słownika komunałów" Flauberta, a także Alfreda Jarry’ego, Raymonda Queneau i Georges’a Pereca, Daniiła Charmsa, Josifa Brodskiego i Michaiła Kononowa, miłośnik gier literackich spod znaku OuLiPo (Warsztatu Literatury Potencjalnej) i taternik, jest przede wszystkim idealnym przewodnikiem po Borgesowskiej Bibliotece, w której niezliczone ścieżki wciąż rozwidlają się i równie często niespodziewanie się łączą.

Gondowicz to mistrz sztuki czytania, która, jak sam pisze, "nie jest rozrywką, ale może być rozrywką; nie jest eksperymentem, ale może być eksperymentem; nie jest filozofią, ale może być filozofią, nie jest rewoltą, ale może być rewoltą; nie jest ekstazą, ale może być ekstazą". W krótkich, a zarazem niebywale gęstych szkicach, które w większości drukowane były wcześniej na łamach miesięcznika "Nowe Książki", pokazuje, jak czytać, by owe potencje się urealniły i byśmy się utwierdzili w przekonaniu, że "każda rzecz może być czymś innym, a nawet swym własnym przeciwieństwem". Jak odkrywać dla siebie rzeczy niesłusznie zapomniane i nakłuwać nadęte nad miarę balony fałszywych wielkości.

Czytanie to sposób życia, być może wyższy ponad inne. Na pewno pomaga zrozumieć świat realny i oddaje nam we władanie rozległe obszary, pozwala rozwinąć wyobraźnię i budować hipotezy najbardziej nawet szalone. W zamykającym książkę tekście "Się czyta" Gondowicz dowodzi wręcz, że bycie "prawdziwym pisarzem" nie jest warte zachodu, lepiej być "prawdziwym czytelnikiem". Czyni to zresztą w kawałku doskonałej, dyskretnie autobiograficznej prozy. Pośmiertny hommage dla Stanisława Lema składa, rozwijając lingwistyczne wątki opowieści o "smokach prawdopodobieństwa" z "Cyberiady" we własnym "Krótkim leksmokonie"; nie wątpię, że pomysły takie jak "przedsmok" ("intuicyjne poczucie zbliżania się smoka") czy "smoczeniec" ("okaz smoka o nietypowych popędach") bardzo by się Lemowi podobały.

Czegóż tu zresztą nie ma! Michał Choromański - kto o nim pamięta? - ukazany jako piewca niewyrażalnej zgrozy, portrecista "nowego, strasznego oblicza świata" po światowej wojnie i rewolucji, u którego Zakopane przemienia się niemal w polskie miasteczko Twin Peaks; cóż, gra w literaturze bywa grą o życie... Innego nieczytanego dziś klasyka, Zolę, przywołuje Gondowicz opisem... zapachu dojrzewających serów z powieści "Brzuch Paryża". Ów opis, podany oczywiście we własnym przekładzie Gondowicza, jest tak sugestywny i niezwykły, że skłania do sięgnięcia po "Rougon-Macquartów". Równie istotny jest jednak komentarz autora.

"Pisarze tacy jak Zola - zauważa Gondowicz - mieli ambicję, by ich opisy, realniejsze niż rzeczywistość, dawały iluzję spotęgowanego istnienia. Piszcie tak, jeśli łaska, hołubieni na łamach damskich periodyków adepci literackiego fachu, a rzucimy kino, odkleimy się od kolorowych szmatławców, telenowel i MTV. I znów zaczytamy się z płonącymi uszami jak wtedy, gdy w wieku lat dziesięciu książka objawiała nam świat". Bowiem książka Gondowicza, tego "handlarza starzyzną", jak zechciały go kiedyś nazwać młode graficzki pewnego tygodnika, z którym współpracował, jest także głosem w dyskusji o współczesnej kulturze. Zapewne jest to głos wołającego na puszczy - ale dobrze, że się wciąż rozlega. (Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2011, ss. 292.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2011