Czysta psychologia

Spektakularny sukces albo dotkliwa klęska naszej dyplomacji na Wschodzie zależą od decyzji jednego człowieka. To Wiktor Janukowycz – dla nas polityk całkowicie nieprzewidywalny.

11.11.2013

Czyta się kilka minut

Odbicie plakatu wyborczego Julii Tymoszenko, wybory prezydenckie. Lwów, styczeń 2010 r. / Fot. Jason Andrew / GETTY IMAGES/ FPM
Odbicie plakatu wyborczego Julii Tymoszenko, wybory prezydenckie. Lwów, styczeń 2010 r. / Fot. Jason Andrew / GETTY IMAGES/ FPM

Nie wiemy, czy za kilkanaście dni podczas szczytu w Wilnie uda się zakończyć jedną z najważniejszych polskich rozgrywek geopolitycznych – próbę przeciągnięcia Ukrainy na Zachód. Sukces naszej polityki wschodniej, wywodzonej jeszcze z koncepcji Piłsudskiego i Giedroycia, zależy od jednego człowieka. To prezydent Wiktor Janukowycz podejmie decyzję, czy Kijów podpisze umowę stowarzyszeniową z Unią, czy za namową Kremla wybierze Unię Celną i drogę na Wschód.

– Najgorsze, że nie mówimy tu o żadnych racjonalnych argumentach czy przewidywaniach. Sprawa jest czysto psychologiczna – usłyszałem w zeszłym tygodniu w polskim ministerstwie spraw zagranicznych.

MOWA CIAŁA

Zabiegi i naciski na Janukowycza trwają od wielu miesięcy. Kreml straszy go, że podpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE będzie oznaczało wojnę handlową z Rosją i bankructwo Ukrainy. Politycy Unii naciskają, by prezydent w końcu dał rozkaz „swoim” deputowanym w Radzie Najwyższej, przepchnął odpowiednią ustawę i wypuścił byłą premier Julię Tymoszenko na leczenie do Niemiec.

Na kolejne spotkanie z europejskimi politykami ukraiński prezydent przyszedł wyraźnie przygaszony. Zaczęło się od wymiany uprzejmości, a potem nastąpiły tradycyjnie trudne pytania. Oczywiście dotyczyły Julii Tymoszenko. Przy trzecim Janukowycz zdradził objawy lekkiej irytacji.

Polski polityk zaangażowany w sprawy Ukrainy: – Jasne, że takie pytania muszą padać. I mniej więcej wiadomo, co powie Janukowycz.

– Co? – pytam.

– Będzie się tradycyjnie wił. Chodzi o to, że pytania trzeba stawiać, ale nie należy go poniżać.

– Ale dlaczego nie mielibyśmy go poniżać? Nie należy mu się?

– Dlatego, że chcemy się z nim dogadać. Postanowiłem rzucić mu koło ratunkowe.

– I?

– Zapytałem go o ostatnie rozmowy z Władimirem Putinem. To miał być żart.

Żart trzeba wyjaśnić. Polityczny Kijów należy do najbardziej rozplotkowanych miast na ziemi. Ostatnie plotki dotyczą właśnie tajnych spotkań obu prezydentów. Konkretnie tego, ile pieniędzy Putin zaproponował Janukowyczowi za to, by nie szedł do Unii Europejskiej.

– Czego pan oczekiwał?

– Janukowycz zna mnie i lubi. Powinien był więc zrozumieć żart i żartem odpowiedzieć, że dostał wagon złota albo coś takiego.

– I jak odpowiedział?

– Skamieniał cały. Wziął to za przedłużenie ataku na swoją osobę. Wtedy zacząłem się zastanawiać.

– Nad czym?

– Nad tym, co on kombinuje. Czy rzeczywiście się z kimś nie dogadał.

– Czysta psychologia.

– Bo to jest czysta psychologia. Jestem w stanie przewidzieć każdą oficjalną wypowiedź prezydenta i większości ważnych polityków. Tak naprawdę liczy się to, w jaki sposób odpowiadają, jaka jest mowa ciała. W ten sposób usiłujemy zrozumieć, co kryje się za sztampowymi słowami.

WIEMY, ŻE NIE WIEMY

Urzędnicy ministerstwa spraw zagranicznych, pytani w kuluarowych rozmowach, czy Janukowycz wypuści Julię Tymoszenko i czy Ukraina podpisze umowę stowarzyszeniową na szczycie w Wilnie, odpowiadają wprost: „Nie wiemy!”.

Każdy scenariusz jest możliwy. A decyzja należy do Janukowycza. Wystarczy jego zgoda na to, by Tymoszenko wyjechała do Niemiec i leczyła się tam jak wolna osoba. Wymyślono nawet kompromisową formułkę: „przerwa w odbywaniu kary”.

Na szali można ważyć różne argumenty. Np. gospodarcze: Unia Celna z Rosją to wdzięczność Kremla, ułatwienia handlowe, ale jednocześnie zagrożenie dla oligarchii reprezentującej przemysł ciężki i wydobywczy – a więc bezpośredniego zaplecza Janukowycza.

Stowarzyszenie z UE to operacja w krótkim i średnim terminie bolesna. Po pierwsze, wojna handlowa z Rosją, po drugie otwarcie rynków. W długim terminie jednak to szansa na modernizację, fundusze z Unii i przynależność do Zachodu.

Można ważyć argumenty polityczne. Kreml od zawsze traktuje Ukrainę jako teren swoich wpływów. Putin potrafi powiedzieć, że Ukraińcy i Rosjanie to jeden naród. Zbliżenie z Unią wiązałoby się z gniewem Moskwy, próbami destabilizacji sytuacji wewnętrznej, ale w końcu dałoby stabilność.

Urzędnik z MSZ: – Tyle że Janukowycz tak nie rozumuje. Ostatnio myśli tylko o Tymoszenko. To mieszanina strachu przed tym, że ona wyjdzie i odsunie go od władzy, obawy przed tym, jak zareaguje na jej oswobodzenie jego partia i otoczenie, oraz irytacji na Unię, która go w tej sprawie naciska. A w końcu osobistej, ogromnej nienawiści do byłej pani premier.

PARTNERSTWO NIEDOSKONAŁE

Aż dziwne, że tak wiele w naszej polityce zagranicznej zależy od decyzji jednego człowieka. Nie dość, że jest on prezydentem obcego państwa, to jeszcze nie kieruje się racjonalnymi przesłankami.

To każe zadać pytanie: czy popełniliśmy błędy? Czy nie miał racji były szef MSZ Ukrainy Borys Tarasiuk – i jeden z najbardziej proeuropejskich polityków – gdy zastanawiał się nad sensem Partnerstwa Wschodniego, mającego zacieśnić współpracę UE także z kilkoma innymi krajami postsowieckimi?

Obawa polegała na tym, że wrzucenie Kijowa do wspólnego worka z Mińskiem, Erewaniem czy Baku wyhamuje procesy integracyjne. Że dialog dwustronny Ukraina–UE byłby bardziej korzystny.

Czas pokazał, że nie udało się ucywilizować białoruskiej dyktatury. Biedna i zależna militarnie od Kremla Armenia wybrała drogę na Wschód – i chce przystąpić do wymyślonej w Moskwie Unii Celnej. Bogaty Azerbejdżan też nie jest szczególnie zainteresowany Unią Europejską.

Faktycznie w Partnerstwie są dziś Mołdawia i Gruzja – kraje te parafują umowę stowarzyszeniową – i jeszcze ciągle lider zbliżenia do UE, Ukraina. Klub zredukował się więc do tych, którzy już przed jego powstaniem znajdowali się najbliżej Zachodu. W wątpliwościach Tarasiuka było coś na rzeczy.

ROZMOWY W BOCZNYCH SALKACH

Z drugiej strony trudno nie dostrzec, że to w czasie obowiązywania Partnerstwa Ukraina zaczęła przyjmować potrzebne do zbliżenia z Unią regulacje prawne.

Robert Tyszkiewicz, poseł PO i wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, mówi „Tygodnikowi”, że Partnerstwo nie jest oczywiście doskonałe, ale niezależnie od tego, co się stanie w Wilnie, liczba plusów jest znacznie większa niż minusów: – Nie wierzę, żeby rozmowy dwustronne z Kijowem dały lepszy rezultat. W dzisiejszych warunkach to bajka. Bez Partnerstwa Wschodniego rozmowy o stowarzyszeniu Ukrainy z UE zmieniłyby się w konferencje z bocznych salek Parlamentu Europejskiego, na które mało kto by zaglądał – twierdzi Tyszkiewicz. – Tymczasem mechanizm Partnerstwa, jego szczyty, zmuszają starą Europę do interesowania się Wschodem mimo wewnętrznych trudności i kryzysu. Unia nie jest tak otwarta jak kiedyś. Gdy w parlamentach krajów Beneluksu przekonywaliśmy kolegów posłów do poparcia stowarzyszenia Kijowa z Unią, po drugiej stronie stołu mieliśmy eurosceptyków: lewicowych i prawicowych. Patrzyli na nas trochę jak na oszustów: „O, Polacy! Mówią o stowarzyszeniu, a chcą wprowadzić do Unii Ukrainę bocznym wejściem. My już nikogo w Unii nie potrzebujemy!”.

To dobre argumenty, tym mocniejsze, że można do nich dodać jeszcze liczby. W latach 2010-13 Komisja Europejska dała na Partnerstwo 1,9 mld euro z funduszy Europejskiego Instrumentu Sąsiedztwa i Partnerstwa. Do tego dochodzi 700 mln euro na wspieranie inwestycji infrastrukturalnych w energetyce i transporcie. I łatwiejszy dostęp do środków z innych funduszy, np. skierowanych na rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Są przeznaczone dla krajów Partnerstwa programy Europejskiego Banku Inwestycyjnego oraz Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Niedawno powołano Europejski Fundusz na Rzecz Demokracji, na czele którego stanął polski dyplomata Jerzy Pomianowski.

Pewnie te pieniądze nie zawsze wydawane są z sensem, ale są, a bez Partnerstwa byłoby ich znacznie mniej. Mimo wątpliwości Partnerstwu należy więc oddać sprawiedliwość.

RZUCENI NA ODCINEK

Przeciągając Kijów na „naszą stronę”, rzuciliśmy do boju wszystkie siły. Bronisław Komorowski wielokrotnie spotykał się z Wiktorem Janukowyczem. Radosław Sikorski woził na Ukrainę zachodnich ministrów spraw zagranicznych.

W Parlamencie Europejskim to nasi deputowani są największymi adwokatami Kijowa. Ambasadorem UE na Ukrainie jest Jan Tombiński – jeden z najlepszych dyplomatów, jakich mamy. Szefem misji obserwacyjnej Parlamentu Europejskiego podczas ostatnich wyborów był Paweł Kowal. Aleksander Kwaśniewski wraz z Patem Coxem jest w wielomiesięcznej misji mediacyjnej, mającej na celu oswobodzenie Tymoszenko i otwarcie Kijowowi drzwi do Europy.

Dobre w tym wszystkim jest to, że Ukraińcy – niezależnie od rezultatów naszych zabiegów – nigdy o nich nie zapomną. To wdzięczny naród, który doceni nasze wysiłki. Świadczy o tym choćby fakt, że Kwaśniewski i Cox zostali podczas ostatniej wizyty w Radzie Najwyższej przywitani owacją na stojąco – choć posłowie nie przyjęli popieranych przez nich propozycji, tylko znów zagrali na czas.

SPRAWA JEDNEJ KOBIETY

Sukces szczytu będzie więc naszą polską wiktorią, ale porażka będzie naszą klęską. Tylko czy dążenie do podpisania przez Kijów umowy stowarzyszeniowej za wszelką cenę nie zadziałało szkodliwie?

Dziś w ustach naszych polityków brzmią słowa: „Julia Tymoszenko nie jest świętą dziewicą, ma swoje za uszami”. Oni sami zaś, w rozmowach z unijnymi partnerami, po cichu używają argumentu, że ważnych rozstrzygnięć geopolitycznych nie można blokować „z powodu jednej kobiety”.

Postawmy sprawę jasno: Julia Tymoszenko ma wiele za uszami, ale ile za uszami ma nasz partner Wiktor Janukowycz? Kto wierzy, że Tymoszenko siedzi w kryminale za malwersacje finansowe? Siedzi, bo Janukowycz chciał się jej pozbyć z polityki. Jej przewiny nie mają znaczenia. Obrona Tymoszenko nie jest obroną „jednej kobiety”, ale zasad.

Nie potrafiliśmy powiedzieć Janukowyczowi wprost i dosadnie: „Nie będziemy z tobą rozmawiać, jeśli jej nie wypuścisz”. Ciągle dawaliśmy mu szansę – choć tak naprawdę Tymoszenko powinna była zostać wypuszczona nie dziś, ale wiele miesięcy temu, przed ubiegłorocznymi wyborami. Przecież wybory, gdy lider opozycji jest za kratami – są farsą.

My zaś przymykaliśmy oczy albo patrzyliśmy przez palce. To dawało obozowi Janukowycza nadzieję, że Unia Europejska może się ugiąć. Testowali naszą wytrzymałość, co psuło także sytuację na samej Ukrainie. Tamtejsze społeczeństwo obywatelskie, dziennikarze, naukowcy, intelektualiści widzą nasze tango z Janukowyczem i – wiem to – czują obrzydzenie.

Naraziło to nas też na despekty. Bo kto mógł przypuszczać, że eurodeputowani od lat klepiący się po plecach z ekipą Władimira Putina będą w stanie zarzucić Polsce stosowanie „podwójnych standardów” – podając za przykład nasze miękkie stanowisko w sprawie Julii Tymoszenko?

KLĘSKA JAKO ZWYCIĘSTWO

Paweł Kowal, eurodeputowany i były wiceszef MSZ, a przede wszystkim gorący zwolennik podpisania umowy UE–Ukraina, z którym niedawno spotkałem się w Warszawie, powiedział, że nad szczytem UE w Wilnie unosi się jak widmo cień szczytu NATO w Bukareszcie, który odbył się w kwietniu 2008 r.

– Po tamtym wydarzeniu nastąpiła demobilizacja prozachodniej części ukraińskiej klasy politycznej – mówi.

Pewnie to samo można powiedzieć o Gruzji. Przypomnijmy, że na tamtym szczycie Tbilisi i Kijów – przy wspólnym wsparciu USA i Polski – miały dostać tzw. MAP – plan dochodzenia do członkostwa w NATO. Propozycji nie udało się przepchnąć wobec oporu „starej” Unii. Kilka miesięcy później mieliśmy wojnę gruzińsko-rosyjską i do sprawy skutecznego rozszerzania NATO nikt nie wracał.

Szczyt w Bukareszcie przerwał pasmo dobrej koniunktury polskiej polityki wschodniej, datujące się od kolorowych rewolucji w Gruzji (2003 r.) i na Ukrainie (2004 r.). Była to wielka porażka – choć oczywiście politycy próbowali przedstawić ją jako zwycięstwo. Radosław Sikorski mówił, że osiągnięto tam „dobry kompromis”, zaś Lech Kaczyński „sukces” szacował na 70 procent.

Teraz będzie podobnie. Okaże się, że jest „plan B”, wedle którego umowę będzie można podpisać np. w przyszłym rok, oraz że żadnej tragedii nie ma.

Warto pamiętać słowa Radosława Sikorskiego, który w marcu przedstawiał Sejmowi informację o założeniach polityki zagranicznej na ten rok: „Za pełny sukces szczytu w Wilnie uznamy podpisanie umów – stowarzyszeniowej i o wolnym handlu z Ukrainą oraz sfinalizowanie negocjacji analogicznych porozumień z Mołdawią, Gruzją i Armenią”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2013