Czwórka walczy o finał

Prezydentem Francji zostanie zwolenniczka Frexitu? Młody eksbankier? Lider skrajnej lewicy? A może były premier, podejrzany o malwersacje? Chwilę przed wyborami mamy same zagadki.

17.04.2017

Czyta się kilka minut

Przed debatą telewizyjną kandydatów na prezydenta. Od prawej: Marine Le Pen, Jean-Luc Mélenchon, Benoît Hamon (tyłem), Emmanuel Macron i François Fillon. Paryż, 20 marca 2017 r.  / Fot. Patrick Kovarik / REUTERS / FORUM
Przed debatą telewizyjną kandydatów na prezydenta. Od prawej: Marine Le Pen, Jean-Luc Mélenchon, Benoît Hamon (tyłem), Emmanuel Macron i François Fillon. Paryż, 20 marca 2017 r. / Fot. Patrick Kovarik / REUTERS / FORUM

Nad Sekwaną wszyscy właściwie są zgodni: wybory prezydenckie, których pierwsza tura odbędzie się w niedzielę 23 kwietnia (druga jest planowana na 7 maja), mają wyjątkową stawkę. Nie tylko dlatego, że zapewne spowodują przewrót na krajowej scenie politycznej, gdzie od 35 lat dominowały na przemian dwie siły: socjaliści i umiarkowana prawica. Co ważniejsze, mogą one przesądzić o tym, czy Francuzi pozostaną w Unii Europejskiej, czy też pójdą drogą Wielkiej Brytanii. A zatem czy po Brexicie nastąpi Frexit. Chce go Marine Le Pen, kandydatka skrajnie prawicowego Frontu Narodowego.

Tymczasem Francuzi głosują w szczególnej chwili. Jak powiedziałby politolog: w burzliwym kontekście międzynarodowym. W sytuacji, gdy rząd brytyjski prowadzi procedurę „rozwodową” z Unią, w USA rządzi Donald Trump, a w Europie doszło ostatnio do kolejnych zamachów terrorystycznych: w Londynie, Petersburgu i Sztokholmie.

Wszystko to przyczynia się do rozhuśtania i tak niepewnych nastrojów we Francji. Kraju, w którym już od blisko półtora roku obowiązuje stan wyjątkowy z powodu zagrożenia terrorystycznego, a możliwe są nowe ataki. Na miesiąc przed wyborami, 18 marca, na paryskim lotnisku Orly próbę zamachu udaremnił w ostatniej chwili patrol wojskowy. Terrorysta zginął, innych ofiar nie było. Ale wieść o tym obiegła Francję i rozpaliła dodatkowo kampanię wyborczą.

W czołówce peletonu

O fotel w Pałacu Elizejskim ubiega się aż 11 kandydatów, choć większość nie ma szans w tym wyścigu. W barwnej palecie poglądów i osobistości nie brak postaci nieco folklorystycznych – od dwójki trockistów poczynając, aż po kandydata rodem z Pirenejów, który prezentuje się krótko jako „pasterz, syna pasterza i brat pasterza”.

Z tego spektrum o zwycięstwo walczy troje, może czworo. Jeśli opierać się na sondażach, najbardziej stabilne poparcie – około jednej czwartej elektoratu – ma od miesięcy Marine Le Pen, znana z antyunijnych i prorosyjskich zapatrywań. Łeb w łeb z nią idzie najmłodszy z kandydatów: człowiek politycznego centrum, były minister gospodarki w rządzie socjalistycznym, 38-letni Emmanuel Macron. Startuje jako lider założonego przez siebie ledwie przed rokiem obywatelskiego ruchu politycznego Naprzód!.
W świetle sondaży, w drugiej turze powinno dojść więc do pojedynku między Le Pen i Macronem. Faworytem byłby tu Macron. Jednak aby wygrać, musi przekonać do siebie ideową lewicę, która postrzega go jako ultraliberała, wysłannika wielkiego kapitału i banków.

Sam Macron woli przypominać, że na studiach pasjonował się filozofią polityczną i był uczniem samego Paula Ricoeura. A nade wszystko, że chce godzić dwie kłócące się Francje, bo sam nie jest „ani z lewicy, ani z prawicy”.

Kłopot Macrona polega na tym, że miejsca w finałowym meczu – tym 7 maja – nie są jeszcze rozdzielone. Czuje on za sobą oddech dwóch kolejnych pretendentów: byłego premiera i konserwatysty François Fillona oraz lewicowego radykała i zarazem eurosceptyka Jeana-Luca Mélenchona. Były chwile, gdy obaj ocierali się o 20 proc. poparcia, ich szanse na drugą turę nie są więc pogrzebane – skoro na ostatniej prostej wielu Francuzów deklaruje, że nadal nie wie, na kogo oddać głos. Inaczej rzecz ma się w przypadku piątego w sondażach: kandydat rządzących (jeszcze) socjalistów, Benoît Hamon, tak odstaje od czołówki, że szans nie ma żadnych.

Kto więc wygra? Komentatorzy są ostrożni – świadomi, że wielu Francuzów może podjąć decyzję już w lokalu wyborczym. Pisze na swoim blogu Bernard Lecomte (pisarz, przez ćwierć wieku dziennikarz paryskiej prasy, obecnie na aktywnej emeryturze w małej burgundzkiej miejscowości): „Nigdy jeszcze na trzy tygodnie przed wyborami nie spotkałem tylu przyjaciół, znajomych i sąsiadów, którzy nie wiedzieliby jeszcze, na kogo głosować. Nigdy!”.

Za Unią czy przeciw

Le Pen oraz Mélenchon są otwarcie antyunijni i antysystemowi. Oboje, mimo diametralnych różnic ideowych, niosą na swych sztandarach walkę z elitami polityczno-medialnymi oraz z „dyktatem” Brukseli. Można uznać, że reprezentują różne oblicza populizmu – lub też, precyzyjniej, że sprzeciwiają się liberalnej demokracji.

Le Pen oraz Mélenchona łączy też jawna sympatia do prezydenta Rosji. – To dotyczy dużej części skrajnych sił, zwłaszcza prawicowych, w Europie. Widzą one w Putinie lidera broniącego interesu narodowego. Jeśli chodzi o czołówkę Frontu Narodowego, to w grę wchodzą też interesy gospodarcze: polityka Putina polega na wspieraniu, także finansowym, wszystkich partii kontestujących liberalną demokrację – tłumaczy w rozmowie z „Tygodnikiem” politolog Christian Lequesne z paryskiego Sciences Po CERI.Marine Le Pen już od lat wzywa Francuzów, by powrócili do franka i porzucili strefę Schengen. To pozostaje rdzeniem jej programu. Przypadek brytyjski pchnął ją krok dalej. – W myśleniu Le Pen zaszła ewolucja. Długo nie mówiła o wyjściu z Unii, ale tylko z eurostrefy. Wraz z Brexitem jej postawa stała się bardziej radykalna – mówi Lequesne. Ale w świetle sondaży większość Francuzów chce pozostać wewnątrz Unii. – Dlatego Le Pen głosi, że jeśli wygra, najpierw będzie renegocjowała warunki członkostwa w Unii, a dopiero potem rozpisze referendum w sprawie Frexitu – dodaje politolog.

Z kolei Mélenchon – doświadczony trybun, kiedyś minister w rządzie socjalistów – też chce negocjować z Unią, by Francja, jak mówi, odzyskała ekonomiczną suwerenność. On też wspomina, że podda tę kwestię narodowemu referendum. Nie wzywa wprost do Frexitu, ale domaga się, by Francja opuściła NATO.

Natomiast Macron i Fillon stoją po drugiej stronie barykady, gdy idzie o ich postawę wobec Europy: obaj chcą silnej Francji w Unii. Tyle że Macron jako jedyny kandydat kreśli przyszłość Unii w jasnych barwach. Ale nawet ci dwaj prounijni politycy mówiąc „Europa”, mają na myśli Europę Zachodnią lub strefę euro, a nie Europę Środkową.

– Jedynym bodaj kandydatem, który mówił o wschodniej części Europy, był ekspremier Alain Juppé, ale on odpadł w przedbiegach, przegrywając w prawicowych prawyborach z Fillonem – mówi „Tygodnikowi” prof. Joanna Nowicka, badaczka komunikacji politycznej z Uniwersytetu w Cergy-Pontoise.

Christian Lequesne uważa, że Macron jest zwolennikiem szybkiej konsolidacji strefy euro, w tym umocnienia wspólnej polityki ekonomicznej i obronnej Unii. – Macron sądzi, że po Brexicie Francja powinna wspólnie z Niemcami zgrupować inne kraje ze strefy euro jako twarde jądro, nie oglądając się na pozostałe państwa. Za rządów Platformy w Polsce, gdy szefem dyplomacji był Radosław Sikorski, wielu francuskich polityków widziało miejsce Polski w twardym jądrze Unii. Teraz, po objęciu władzy przez PiS, Paryż już w to nie wierzy – mówi Lequesne.

Niezależnie więc od tego, kto zostanie prezydentem Francji, nie będzie on zainteresowany w umacnianiu jedności całej Unii 27 państw (licząc bez Wielkiej Brytanii). Efektem może być pogłębienie istniejącej już „Europy wielu prędkości”. A więc także odsunięcie na peryferia państw niemających wspólnej waluty – w tym Polski.

Nowe układy, nowe pomysły

Kampania wyborcza przed pierwszą turą obfitowała w nowości – zarówno jeśli chodzi o osoby i idee, jak też formy komunikacji.
Już w przedbiegach odpadli doświadczeni politycy. Były prezydent Nicolas Sarkozy i ekspremier Juppé przegrali w prawyborach, a obecny szef państwa François Hollande wobec fatalnych notowań sam zrezygnował z walki o reelekcję. Dla nich wszystkich to zapewne koniec kariery politycznej.

Kolejne nowe zjawisko. Po raz pierwszy od 35 lat faworytami wyścigu są politycy spoza klasycznej lewicy i prawicy. Macron, jeśli wygra, będzie też najmłodszym prezydentem w historii Francji.

– Nigdy w kampanii prezydenckiej nie było tak dużo propozycji wyborczych, każdy kandydat zgłosił po 400-800 pomysłów. Nic dziwnego, że zwykły wyborca ma problem z nadmiarem informacji – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” politolog prof. Georges Mink z paryskiego CNRS.

Mélenchon i Hamon rzucili nawet hasło zmiany ustrojowej i powołania VI Republiki. Wśród innych nowych idei był też pomysł socjalisty, by wprowadzić gwarantowany przez państwo dochód minimalny dla każdego obywatela (w przypadku osób bez pracy zastąpiłby on zasiłek). Kandydaci prześcigali się także w obietnicach organizowania różnych referendów.

– Nowością jest też, że wszystkie tradycyjne partie straciły na znaczeniu – uważa prof. Nowicka.

Dowodem na słabość klasycznych partii jest błyskawiczny sukces ruchu Naprzód! Macrona, powołanego zaledwie przed rokiem (po francusku En Marche! – tożsamy z inicjałami kandydata). W krótkim czasie zebrał on 200 tys. członków. Akurat wyjaśnienie tak szybkiego naboru jest proste: poza charyzmą lidera chętnych przyciąga bezpłatne członkostwo i możliwość zapisania się online, w kilka minut.

Afery po staremu

Nowością nie są natomiast afery, które wybuchały w trakcie kampanii. Najgłośniejsza dotyczyła podejrzeń wobec Fillona – o fikcyjne zatrudnienie żony i dzieci za publiczne pieniądze [patrz „TP” nr 7/2017 – red.]. Kandydat wpadł tu we własne sidła: zaraz po ujawnieniu sprawy oświadczył, że jeśli śledczy postawią mu oficjalne zarzuty, wycofa się z wyścigu. Ale gdy tak się stało, słowa nie dotrzymał i dalej walczy o prezydenturę.

Jednak po tej wpadce notowania Fillona mocno spadły. Nie pomogło nawet to, że odpowiedzialnością za pojawienie się w mediach podejrzeń pod jego adresem oskarżył on domniemany „czarny gabinet” prezydenta Hollande’a. Ten ostatni stanowczo zaprzeczył, a cała sprawa podkopała reputację Fillona, który wcześniej bardzo chciał uchodzić za „nieskazitelnego”.

Inna głośna afera dotyczy Le Pen. Prokuratura wszczęła wobec niej śledztwo w związku z tym, że unijne pieniądze, przeznaczone na wynagrodzenie swoich asystentek w Parlamencie Europejskim, miała wydawać na działalność partyjną Frontu Narodowego, a więc niezgodnie z prawem. Le Pen odmówiła stawienia się na przesłuchanie ze względu na udział w kampanii wyborczej. Zakwestionowała przy tym niezależność francuskich sądów. Sprawa raczej nie zaszkodziła jej notowaniom, bo antysystemowa Le Pen nie od dziś przedstawia się swoim zwolennikom jako ofiara nagonki mediów i sądów.

Kohabitacja na horyzoncie

Tymczasem jest tu jeszcze jedna okoliczność, dość kluczowa: już w miesiąc po wyborach prezydenckich odbędą się wybory parlamentarne (11 i 18 czerwca). Od ich wyniku zależy, czy nowy prezydent będzie miał w swoich poczynaniach ręce wolne, czy też skrępowane.

Prof. Georges Mink spodziewa się, że w nowym parlamencie zatriumfuje klasyczna prawica, czyli republikanie (obecnie zaplecze Fillona). A jeśli tak, to w razie triumfu Marine Le Pen nie będzie ona absolutną panią sytuacji w kraju. Podobnie – jeśli wygra Macron.

Francuzów może czekać więc trudna kohabitacja: współistnienie obok siebie prezydenta i premiera z różnych formacji politycznych. Czy wobec tego Francja uniknie wewnętrznego chaosu? Oto jeszcze jeden suspens gorącego politycznego sezonu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2017