Cztery metry pod ziemią

Setki lat historii krakowskiego Rynku można będzie obejrzeć w podziemnym muzeum. Po wyjściu z niego nigdy już nie spojrzymy na ten plac tak, jak dotąd.

21.09.2010

Czyta się kilka minut

Odbijający się w lustrzanym suficie jeden z odkrytych pod rynkiem brukowanych gościńców, z potężnymi, drewnianymi krawężnikami (XIII/XIV w.). / fot. Grażyna Makara /
Odbijający się w lustrzanym suficie jeden z odkrytych pod rynkiem brukowanych gościńców, z potężnymi, drewnianymi krawężnikami (XIII/XIV w.). / fot. Grażyna Makara /

Pierwszy raz można było oglądać wykopaliska podczas czerwcowej Nocy Muzeów. Archeolog Sławomir Dryja prowadzi przez zaskakujące (dla krakowian) boczne wejście - dawniej wiodło do męskiego szaletu (wejście główne urządzono w podcieniu Sukiennic). Przez XIX-wieczną piwnicę schodzimy do hali, skąd trasa wiedzie do archeologicznych zabytków weryfikujących dotychczasową wiedzę o Rynku. Wejście do hali prowadzi przez ekran z mgły, na którym zwiedzających witają sceny ze średniowiecznego targu.

Chrześcijanie i wampiry

Na początku: tzw. świadek ziemny. To pozostawiony przez archeologów fragment osadów, na przekroju którego widać kolejne epoki historii Rynku. Naukowcy wyróżnili trzy fazy osadnicze: najstarsza, sięgająca przełomu XI i XII w., to ni mniej, ni więcej, tylko wielki cmentarz: ówczesna osada pod Wawelem kończyła się przed dzisiejszym placem Wszystkich Świętych. Tu zaś, poza osadą, grzebano zmarłych. - Odkrywane na Rynku pochówki wiązano dotąd z cmentarzami przykościelnymi - mówi Dryja. - Okazało się, że był to jeden wielohektarowy cmentarz. Leżał faktycznie przed kościołem Mariackim, ale trudno powiedzieć, czy był z nim związany: sięga narożnikiem aż do dzisiejszego rogu Jagiellońskiej i Szewskiej.

Znaleziono tu przeszło 200 chrześcijańskich pochówków. Gdy archeolodzy skończyli prace, szczątki pogrzebano w kryptach kościoła Mariackiego. W ekspozycji znajdują się tylko ich kopie z tworzywa.

Niektórych zmarłych pochowano tak, by nie wstawali z grobów. Jak wampiry. - Za pochówki wampiryczne uznaje się takie, w których ciało zostało skrępowane albo odcięto mu głowę, umieszczając ją między nogami - tłumaczy archeolog. To nie pierwszy przypadek odnalezienia szczątków polskich odpowiedników Nosferatu. W 1870 r. we wsi Byki, w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego, znaleziono czaszkę przebitą długim gwoździem. Trafiano też na szkielety przebite kołkiem. Aleksander Gieysztor w "Mitologii Słowian" opisuje znaleziony w Radomiu grób z XI w.: ciało skrępowano i odwrócono ku ziemi. Bohdan Baranowski w książce "W kręgu upiorów i wilkołaków" nadmienia zaś, że w okolicach Radomska zachowały się opowieści o przebijaniu nieboszczyków kołkiem. W Wieluńskiem takie praktyki zdarzały się jeszcze z końcem XIX w.

- Na chrześcijańskich cmentarzyskach pochówki są raczej ubogie - mówi Dryja. - Znajdowaliśmy tu najwyżej elementy stroju, czyli zausznice, paciorki, kolie, klamry, czasem noże. Ale przy niektórych także gliniane naczynka: były to więc groby wyposażane raczej według tradycji pogańskiej.

Plac, nie plac

W połowie XII w. wyrasta tu osada. - To, że powstała na terenie grzebalnym, wydaje się fenomenem - mówi prof. Andrzej Kadłuczka, historyk architektury i autor projektu podziemnego Rynku. - Wykorzystano wówczas niezainwestowany teren.

Wyrosły na nim drewniane chaty, których rekonstrukcje będzie można zobaczyć w podziemnym muzeum - tam, gdzie odkryto ich szczątki. Zachowało się nawet klepisko, stanowiące podłogę jednej z nich, i drewniane rury wodociągu. W holograficznej inscenizacji chaty staną w ogniu. Faktycznie osada spłonęła podczas najazdu tatarskiego w 1241 r. Sławomir Dryja: - Zachowały się ślady spalenia, a także wbite w drewno grociki tatarskich strzał.

Taki był koniec drugiego etapu historii tego miejsca. Ale zagłada stała się też zalążkiem rozwoju. - Spustoszenie tego miejsca umożliwiło ufundowanie tu Rynku - mówi archeolog. - Gdyby nie tamten dramat, dzisiejszy Kraków musiałby wyglądać zupełnie inaczej.

5 czerwca 1257 r. książę Bolesław Wstydliwy wystawił akt lokacyjny Krakowa na prawie magdeburskim. Wówczas zaczyna się faza trzecia: wytyczone zostaje miejsce, które do niedawna nazywano największym placem średniowiecznej Europy. - Plac kojarzy się nam z otwartą przestrzenią publiczną - uśmiecha się prof. Kadłuczka. - A taka przestrzeń powstała tu dopiero w XIX w., gdy wyburzono większość stojących na Rynku obiektów. Średniowieczny Rynek nie był miejscem do spacerów, lecz przypisany był gminie, która miała prawo lokować tu swoje budowle.

Badania zweryfikowały też pogląd, jakoby cały Rynek był wybrukowany. Przeciwnie: przez polokacyjny Rynek biegły nieregularne gościńce, a raczej monumentalne drogi. - Całkowicie unikalne - podkreśla Dryja. - O szerokości 6 do 10 metrów, z wapiennego kamienia, obramowane potężnymi krawężnikami dębowymi lub modrzewiowymi.

Prof. Kadłuczka podkreśla, że takiej technologii nie powstydziliby się budowniczowie dróg rzymskich. A na wystawie zobaczymy też jedyny w Europie średniowieczny drewniany mostek: potężne krawężniki tworzyły groble i gdyby nie podobne przepusty, deszczówka zamieniłaby Rynek w bagno. - Prezentowaliśmy wyniki naszych prac na międzynarodowej konferencji - opowiada Dryja. - Gdy badacze z innych krajów usłyszeli o drogach, cmokali z uznaniem. Gdy powiedzieliśmy, że pochodzą z końca XIII w., zsunęły się im z nosów okulary. A gdy pokazaliśmy slajd z naszym mostkiem, opadły im szczęki.

Rozmach i zakaz szpecenia

Między tą plątaniną gościńców stawiano drewniane kramy zorganizowane w mniejsze "rynki": kurzy, sienny, solny. A także ratusz, budynki wag, Sukiennice i tzw. Kramy Bogate.

Archeolog prowadzi ku reliktom tych ostatnich, zwanych "bogatymi", gdyż sprzedawano tu kosztowności. Budowla (a raczej cztery budowle przy krzyżujących się alejkach) miała schemat taki jak Sukiennice i była tej samej długości.

Idziemy tzw. miedzuszkiem, czyli alejką między Sukiennicami a Kramami. Podczas restauracji Sukiennic w latach 1875-79, gdy wyburzono Kramy Bogate, pogłębiono tę alejkę i przesklepiono, tworząc podziemne obejście gmachu. Przebito też wejścia z miedzuszka do piwnic Sukiennic, w których dziś znajdują się prezentacje najważniejszych momentów historii Rynku. Po lewej mamy ścianę piwnic Kramów Bogatych, które zbudowano za Kazimierza Wielkiego i które przetrwały do XIX w. Pod nogami zaś widzimy relikty wcześniejszej budowli, czyli kramów, które książę Bolesław obiecał miastu w akcie lokacyjnym.

Oto kolejny fenomen Rynku: zwykle w średniowiecznej Europie z oszczędności rozbudowywano budowle już istniejące. Tymczasem za Kazimierza Wielkiego rozebrano bolesławowskie kramy i ówczesne Sukiennice, by wznieść je od nowa, z większym rozmachem. Sławomir Dryja podkreśla, że świadczy to o potędze miasta. I weryfikuje pogląd, jakoby krakowianie byli sknerami...

Król Kazimierz w tzw. wielkim przywileju z 7 grudnia 1358 r. (czyli odnowionym akcie lokacyjnym) zastrzegł, by nie szpecić miasta nieporządną zabudową. - Przydałoby się, by tamto prawo obowiązywało również dziś - wzdycha archeolog.

Pierwszych kramów szczęśliwie nie rozebrano do końca, lecz tylko do pewnego poziomu. Bowiem poziom Rynku przez pierwsze 100-150 lat po lokacji dynamicznie się podnosił. To kolejne novum: dotąd sądzono, że trwało to dłużej. Tymczasem pierwsze kramy szybko znikły pod ziemią - dzięki temu ich część się zachowała. Wychodzimy z miedzuszka w jedno z najbardziej spektakularnych miejsc: przy tzw. krzyżu Sukiennic odsłonięto przyziemia kramów bolesławowskich. Polepa ich podłogi leży dziś aż 8 metrów poniżej poziomu Rynku. W ścianach widać wnęki: to nie okna, lecz tzw. almaria. Obudowane drewnem, były rodzajem szafek czy raczej sejfów.

Krakowskim targiem

Idąc dalej, dotarlibyśmy do reliktów Wielkiej Wagi, gdzie ważono np. ołów; ich udostępnienie planuje się w 2011 r. Tymczasem wracamy szklaną kładką przez ciąg piwnic kramów. Gdy działały, nie byłoby to możliwe: odgradzały je ściany działowe. Najpierw naruszyła je XIX-wieczna przebudowa Sukiennic: na reliktach rozebranych kramów architekt Tomasz Pryliński, autor arkadowych podcieni, posadowił ich filary. Dzieła zniszczenia dopełniono w latach 60. XX w., gdy przepruto ściany działowe, by puścić tędy kolektor ścieków.

Kolejne zniszczenia widać w narożniku Kramów. Nad nim postanowiono umieścić fontannę, wpruto więc w średniowieczny relikt betonową studnię. Fontannę zaprojektował prof. Wiktor Zin: ten, który wiele lat później, w liście otwartym do radnych nazwał badania w podziemiach Rynku zbrodnią architektoniczną i domagał się postępowania prokuratorskiego.

Bo też sporów o podziemny Rynek było mnóstwo. - Od początku byłem przeciw - mówi prof. Bogusław Krasnowolski, wiceprzewodniczący Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa. - Nie wiemy, jakie informacje przeszłe mogłyby wydobyć przyszłe pokolenia z warstw archeologicznych, które dziś zostały zniszczone. Wierzę, że kompetentni archeolodzy wyciągną wszelkie wnioski z tych badań. Ale zgodnie z metodologią na początek XXI w.A nie wieku XXII. Badania tak, ale sondażowe. Nie na tak wielkiej powierzchni.

- Nic nie uszczknęliśmy z autentycznej struktury - ripostuje prof. Kadłuczka. - Kolektor, który przebił ściany, umieszczono tam kiedyś właśnie bez badań. Zaś warstwy kulturowe, które są zawsze przy tego typu inwestycjach zostawiane przyszłym pokoleniom do weryfikacji, znajdują się poza palisadą podziemnego Rynku.

Krasnowolski nazywa ekspozycję Disneylandem: - To oszukiwanie widza, który będzie wierzył, że obcuje ze średniowieczem. Czysta komercja. Zrobi się korytarz, który przebije średniowieczne ściany, i będzie się ludziom tłumaczyć, że oglądają coś autentycznego.

- On tu nigdy nie był - wzdycha Kadłuczka.

Były też pogłoski, że powstanie tu supermarket. Pojawiły się, gdy kupiecka rodzina Likusów zgłosiła chęć partycypowania w inwestycji. Ostatecznie do tego nie doszło. Prof. Kadłuczka tłumaczy, że stosowane w planach pojęcie "przestrzeń ekspozycyjno-komercyjna" miało dotyczyć sprzedaży pamiątek.

Prokuratura oskarżyła natomiast dwoje urzędników, byłego dyrektora Zarządu Dróg i Komunikacji oraz byłą szefową powiatowego nadzoru budowlanego, w związku z pracami pod Rynkiem. Lokalna "Gazeta Wyborcza" pisała, że śledczy mieli znaleźć dowody, iż nie dopełnili obowiązków, gdy wbrew pozwoleniu na budowę poszerzono zakres podziemnych prac.

Spory wieńczy lokalna polityka: podziemny Rynek to oczko w głowie prezydenta Jacka Majchrowskiego, a zbliżają się wybory samorządowe. Prof. Krasnowolski wprost mówi, że Majchrowski nie nadaje się na prezydenta takiego miasta jak Kraków.

Gabloty w 3D

- Z poszerzeniem prac wynikło nieporozumienie - opowiada Sławomir Dryja. Przygotowując Kraków do obrony przed Armią Czerwoną, hitlerowcy wykopali w Rynku zbiornik przeciwpożarowy. Prace dokumentował w konspiracji archeolog Gabriel Leńczyk (opisał też zresztą wówczas ślady osady przedlokacyjnej). Wyznaczył on na planach punkt, od którego zaczęto kopanie zbiornika, ale gdy po latach postanowiono miejsce po nim włączyć do podziemi, okazało się, że nie można nań trafić. Rzecz w tym, że aby uniknąć szalowania ścian zbiornika, Niemcy budowali je pod skosem i dno wypadło dalej niż ów górny punkt. - Powstał pas nieprzebadanej ziemi i trzeba było po prostu poszerzyć wykop - mówi archeolog.

Na koniec podziemiom zagroziły przecieki przez płytę Rynku, a wraz z nimi zagrzybienie. Mówiło się o zagrożeniu zdrowia; skojarzenia wędrowały ku słynnej klątwie Jagiellończyka (przez 10 lat po otwarciu jego grobowca zmarło 15 uczonych, którzy brali w tym udział; podejrzewa się, że to wina mikrobów). Dryja rozwiewa obawy: - Taki problem pojawi się w każdym pomieszczeniu zamkniętym na dłuższy czas. Nie było niebezpiecznych gatunków, normy były w niektórych miejscach nieznacznie przekroczone. Uporano się z grzybem przy pomocy nanosrebra i wentylacji.

Tymczasem w podziemiach zaczęły wtedy rosnąć... pieczarki ze średniowiecznej grzybni. Niektóre miały półmetrowe kapelusze.

Wracamy do hali w miejscu zbiornika. Nad nią nowa, szklana fontanna, przez którą wpada tu światło słoneczne. Pod nią makieta dawnego Rynku, miejsce na multimedialne pokazy, holograficzne obrazy kościoła Mariackiego i Sukiennic w XVI w. Na ekranie można też przejrzeć kodeks Behema z rycinami średniowiecznego miasta. Ponad 700 znalezionych przez archeologów drobnych przedmiotów zeskanowano laserowo; będzie je można obejrzeć w 3D na ekranach przy gablotach (wbrew obawom konserwatystów będą tu też gabloty).

Wśród przedmiotów z przełomu XIII i XIV w. większość to okazy ówczesnego rzemiosła: biżuteria, figurki Matki Boskiej czy św. Barbary, nożyki, drewniane łyżki, ceramika, zabawki (koniki, figurki Tatarów). A także fragmenty płótna: specjaliści rozpoznali włoskie adamaszki i bliskowschodni jedwab. Są też igły. Sławomir Dryja: - Przysłowie mówi o szukaniu igły w stogu siana. My znaleźliśmy ich tu więcej niż trzysta.

Zoolodzy badają znalezione ości i kości. Składnikiem diety były wówczas nie tylko ryby, ale też wiewiórki: znaleziono nie całe szkielety, lecz tuszki. Mnóstwo było też pestek i przypraw. Najwięcej: orzechów laskowych. - Gdyby ludzie niczego nie gubili i nie śmiecili - mówi Dryja - ciężko byłoby archeologom.

***

Zapytany o światowe odpowiedniki tych podziemi, prof. Kadłuczka wymienia Kolonię, pod której powierzchnią kryją się świetnie eksponowane relikty: rzymskie pod ratuszem, zaś pod katedrą - resztki poprzedzających ją świątyń. Z kolei w Herkulanum, by uchronić relikty zniszczonego przez Wezuwiusza miasta, stworzono wirtualne muzeum. Także podziemna część nowego muzeum Akropolu jest rezerwatem archeologicznym. Kadłuczka opowiada też o Saragossie, gdzie podczas badań przed budową podziemnego parkingu trafiono na fragment forum z czasów cesarza Augusta; powstało tam podziemne muzeum.

- Saragossa stała się jednym ze sztandarowych projektów Unii Europejskiej: pod hasłem publicznego dostępu do własnej historii - podkreśla profesor.

Archeolodzy zapewniają, że podziemia Rynku - dla zwiedzających dostępne od 24 września - są w europejskiej czołówce. Ale, dodają, przed naukowcami jest jeszcze mnóstwo pracy nad interpretacją znalezisk.

Materiałów do badań starczy dla kilku pokoleń.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2010