Człowiek morza nie ufa Unii

Im większe zamieszanie wokół brexitu, tym bardziej lokalny rząd Szkocji upiera się, by przeprowadzić nowe referendum w sprawie oderwania się od Zjednoczonego Królestwa. Jednak mieszkańcy są wciąż podzieleni w kwestii niepodległości.
ze Szkocji

13.05.2019

Czyta się kilka minut

Manifestacja na rzecz niepodległości Szkocji, Glasgow, 4 maja 2019 r. / JEFF J. MITCHELL / GETTY IMAGES
Manifestacja na rzecz niepodległości Szkocji, Glasgow, 4 maja 2019 r. / JEFF J. MITCHELL / GETTY IMAGES

Na początku maja ulice Glasgow – największego, ponad półmilionowego miasta Szkocji – wypełniły się morzem błękitnych flag z białym krzyżem św. Andrzeja.

Marsz poparcia dla przyszłej niepodległości Szkocji zorganizował ruch All Under One Banner (Wszyscy pod Jednym Sztandarem). I rzeczywiście, pod łopoczącymi na wietrze flagami saltire – to odpowiednik francuskiego tricolore lub naszej biało-czerwonej – maszerowały tysiące ludzi. W różnym wieku, rodziny z dziećmi i psami, z pomalowanymi na błękitno twarzami, w kiltach, z dudami i bębnami.

Atmosfera była niemal karnawałowa. Niektórzy się przebrali, więc obok siebie maszerowali średniowieczni rycerze i szturmowcy z „Gwiezdnych wojen”, rzecz jasna z błękitną flagą. Ktoś rozwinął wielki transparent: „Nadzieja nad strachem”.

Szacunki dotyczące frekwencji jak zawsze się różniły: te policyjne (30-35 tys.) od tych podawanych przez organizatorów (100 tys.). Ale nawet gdyby przyjąć szacunki policyjne, był to wyraz nastrojów, jakie panują dziś w tej jednej z czterech krain Zjednoczonego Królestwa.

Zapowiedziano już kolejne demonstracje. Bo Glasgow to dopiero początek marszowego sezonu. Członkowie AUOB zapowiadają, że zamierzają wychodzić na ulice, „dopóki Szkocja nie będzie wolna”. Maszerowali w ubiegłym roku, będą i w tym: w czerwcu w Galashiels (koło granicy z Anglią), dwa tygodnie później w Oban i tak przez całe lato, aż do kulminacyjnego marszu w Edynburgu, stolicy kraju, na początku października.

Tymczasem maszerować zaczynają u siebie także Walijczycy... Ferment trwa również w Irlandii Północnej [patrz „TP” nr 16 – red.]. Królestwo wydaje się coraz mniej zjednoczone, przynajmniej emocjonalnie.

Nicola waleczna

„Uważam, że możliwość wyboru między brexitem a przyszłością Szkocji jako niepodległego europejskiego państwa powinna zostać przedstawiona [obywatelom do decyzji] jeszcze za kadencji tego parlamentu” – powiedziała pod koniec kwietnia szefowa szkockiego rządu autonomicznego Nicola Sturgeon.

To nie był jakiś tam wywiad prasowy, lecz poważna deklaracja – złożona z mównicy lokalnego parlamentu w Edynburgu. Oznacza to, że referendum niepodległościowe miałoby odbyć się nie później niż w maju 2021 r.

Argumentów za kolejnym głosowaniem jest, według Nicoli Sturgeon, kilka. Przede wszystkim katastrofalne skutki, jakie brexit może mieć dla szkockiej gospodarki, oraz chaotyczne działania Londynu, niedające pewności co do przyszłości. No i jest argument najważniejszy: w referendum brexitowym Szkocja zagłosowała, i to zdecydowanie, za pozostaniem w Unii Europejskiej (62 proc.).

Wprawdzie w 2014 r., we wcześniejszym referendum na temat niepodległości, nieznaczna większość (55 proc.) opowiedziała się za pozostaniem w Wielkiej Brytanii. Jednak wtedy jednym z głównych powodów, by głosować przeciw niepodległości, było właśnie członkostwo w Unii. Pozostanie w ramach Zjednoczonego Królestwa miało to gwarantować, podczas gdy niepodległa Szkocja, zdaniem ekspertów, musiałaby ubiegać się o członkostwo w Unii od nowa.

Teraz proeuropejscy Szkoci czują się oszukani. Nie poprawia nastrojów obcesowy sposób, w jaki premier Theresa May traktowała Szkocję, ignorując opinie i wnioski szkockiego rządu dotyczące brexitu. „Wracaj na Skye!” – usłyszał w grudniu 2018 r., podczas debaty w Westminsterze, szef klubu Szkockiej Partii Narodowej (SNP) Ian Blackford od jednego z posłów Partii Konserwatywnej. „To przesłanie dla Szkotów od konserwatystów. Lud Szkocji wyciągnie wnioski z tej ignorancji i arogancji” – ripostował Blackford, który reprezentuje okręg wyborczy obejmujący wyspę Skye.

Wnioski wyciągnęła też Nicola Sturgeon. Bo choć kwestia niepodległości dzieli Szkotów, chaos wokół brexitu zmienia nastroje. Z sondażu Progress Scotland opublikowanego w kwietniu wynika, że 56 proc. ankietowanych jest skłonnych wybrać suwerenne państwo w przypadku brexitu bez porozumienia. 63 proc. uważa, że brexit czyni szkocką secesję bardziej prawdopodobną. Tyle samo wierzy, że w przyszłości Szkocja będzie niepodległa.

Niepodległość: za i przeciw

O kolejnym referendum niepodległościowym zaczęto mówić niemal natychmiast po tamtym głosowaniu z 2014 r. To ­brexit dał Szkotom powód, by do tej kwestii wrócić. Ale Londyn konsekwentnie odrzuca ten pomysł. Czy jest szansa, że to się zmieni? – Niezbyt duża. Sądzę raczej, że SNP wykorzysta odmowę brytyjskiego rządu w swojej kampanii wyborczej w 2021 r. – mówi „Tygodnikowi” prof. Paul Cairney, politolog z uniwersytetu w szkockim Stirling.

Nicola Sturgeon zdaje sobie sprawę z oporu w Londynie. Dobrze też wie, jak w 2017 r. zakończyło się głosowanie w Katalonii, przez centralny rząd w Madrycie uznane za nielegalne. W końcu jedna z jego inicjatorek, prof. Clara Ponsati, znalazła drugi dom w Szkocji, na uniwersytecie w St. Andrews – po tym, jak w Barcelonie groziło jej aresztowanie (przez pewien czas był wydany za nią międzynarodowy nakaz aresztowania).

Dlatego teraz szefowa szkockiego rządu jest ostrożna i zapowiedziała jedynie możliwość referendum. Żeby doszło do skutku, musi pokonać przeszkody prawne. A przede wszystkim: przekonać do niepodległości zwolenników utrzymania związku z Wielką Brytanią. Na razie głosy są wyrównane: w kwietniowym sondażu YouGov za niepodległością było 44 proc., przeciw 45 proc. Jednak aż 11 proc. deklarowało niezdecydowanie.

Czy kampania przed ewentualnym referendum może przekonać niezdecydowanych? – Tak, może, ale to zbyt nieprzewidywalne do przewidzenia! – śmieje się prof. Cairney. – Głosy „przeciwko” mogą być oparte na obawach związanych z takimi kwestiami jak waluta i gospodarka. Głosy „za” mogą być wynikiem argumentu, że fundamentalne decyzje, jak brexit, są podejmowane za plecami szkockich wyborców.

Pojawiała się też propozycja, by referendum było dwustopniowe: pierwsze głosowanie miałoby pokazać, jakie są intencje Szkotów, a drugie byłoby oparte już na konkretnych propozycjach secesji wynegocjowanych z Londynem. Wiadomo, że najważniejsze i najtrudniejsze kwestie to przyszła waluta, opieka zdrowotna i gospodarka.

Paradoks szkockiego rybaka

Wyzwaniem dla Nicoli Sturgeon może być przekonanie do idei niepodległości jednej, ale eksponowanej społecznie grupy: szkockich rybaków. W referendum niepodległościowym z 2014 r. ponad 70 proc. z nich głosowało za pozostaniem w Wielkiej Brytanii. Zaś ponad 90 proc. z nich chciałoby opuścić Unię Europejską.

Kim są? Z badań prowadzonych przez Craiga McAngusa z Uniwersytetu Zachodniej Szkocji wśród szkockich szyprów i właścicieli łodzi większych niż 10 metrów wynika, że w porównaniu z przeciętnym Szkotem politycznie plasują się oni nieco bardziej na prawo, zwykle są żonaci lub w stałym związku i deklarują się jako osoby wierzące. Nie mają zwykle formalnego wykształcenia, lecz wynika to nie z braku zdolności, ale z faktu, że pracę na morzu zaczyna się wcześnie i liczy się tu praktyka. W wyborach głosują na Partię Konserwatywną. Swoją tożsamość określają jako silnie szkocką, ale równocześnie chcą pozostać w Wielkiej Brytanii.

Brora: kiedyś było inaczej

Jesteśmy w miasteczku Brora – niewielkim, liczącym trochę ponad tysiąc dusz i położonym na wschodnim wybrzeżu Szkocji. Rybacy zawsze mieszkali w dolnej części miasteczka, w charakterystycznych małych kamiennych domkach. Przypisane do nich ogródki znajdowały się po drugiej stronie drogi.

Chwilami jest tu zacisznie i niemal nie słyszy się ryku wiatru. Ale to tylko do chwili, gdy ruszymy ku przystani. Kiedyś od siły wiatru i od przypływu zależałoby, czy łodzie wyjdą w morze. Dziś niemal nikt już w Brorze tego nie robi. Pogoda obchodzi tylko turystów.

Jeden z rybaków opowiada mi, że zostało tylko kilka małych łodzi, służących do połowów homarów i krewetek, ale nie da się z tego utrzymać rodziny. Kiedyś było inaczej, a profesja przechodziła z pokolenia na pokolenie. Przykładowo, jego dziadek był rybakiem i jego ojciec był rybakiem. On sam spędził życie na morzu, ale jego syn dokonał już innego wyboru. – Ja bym jednak stąd nie odszedł. Mówię szczerze, nawet gdyby ktoś dał mi milion funtów, nie mógłbym żyć z dala od morza – wyznaje.

W sąsiednim Helmsdale historie są podobne. Tylko łodzi trochę więcej, około dziesięciu, ale też przystań w Helmsdale jest większa. Zbudowano ją na początku XIX w., gdy stara nie mogła pomieścić rosnącej „śledziowej floty”.

W Szkocji trwał wtedy boom na połowy śledzia, który na kontynencie był cenionym smakołykiem. W 1907 r., w szczycie „śledziowej gorączki”, Szkoci wyeksportowali aż 250 tys. ton tych ryb, a całe wschodnie wybrzeże uzależniało swą egzystencję od tego jednego gatunku ryby i jej zwyczajów. W sezonie rybackie floty przesuwały się za ławicami śledzia wzdłuż brzegu, w ślad za nimi lądem wędrowały kobiety, które zajmowały się patroszeniem ryb, czekając na łodzie w kolejnych portach. Ten szlak determinował życie całych rodzin. A potem zaczęła się I wojna światowa, mężczyźni poszli walczyć i umierać, a łodzie niszczały. Później była kolejna wojna, a w końcu śledź przestał być tak ceniony.

Choć z czasem zmieniała się ryba (śledzia w sieciach zastąpił dorsz) i techniki połowu, to nie zmieniały się rybackie wsie i ich zwarte społeczności.

Dalej takie są, synowie nadal noszą imię po ojcu i po nazwisku można poznać, kto skąd jest: Sutherland, Ross, Gunn. Praca na morzu nadal jest niebezpieczna, wymaga niezależnych i szybkich decyzji. Ona sprawia, że rybacy cenią wolność – tę, którą daje im morze i praca na własnej łodzi. Sami chcą decydować o sobie i wierzą, że umieją o siebie zadbać. To wpływa na ich poglądy.

Morze możliwości

Szkoccy rybacy w jeszcze jednej sprawie pokazują, jak inni są od reszty społeczeństwa: bardziej niż rządowi szkockiemu ufają rządowi w Londynie. Zaufanie dla brytyjskiego rządu deklaruje 40 proc. z ankietowanych przez McAngusa rybaków, a dla szkockiego tylko 20 proc.

Można więc powiedzieć, że ich zaufanie do władz jest w ogóle niewielkie (poza lokalnymi, którym ufa ponad 60 proc.). Ale nikomu nie ufają mniej niż Unii: brak zaufania deklaruje prawie 100 proc. Nie widzą też w niej nic pozytywnego. Dosłownie: pozytywnego wizerunku Unii nie miał ani jeden z ankietowanych. Natomiast bardzo zły lub raczej zły – 90 proc.

Powód jest jeden: Wspólna Polityka Rybołówstwa i kwoty połowowe, tj. ilość ryb, którą mogą złowić rybacy z danego kraju. Unijna strategia ograniczania połowów ma chronić ryby przed przełowieniem, ale uderzyła bardzo mocno w szkockich rybaków.

W przeszłości rybacy mówili, że system kwot zmuszał ich do wyrzucania za burtę dobrych ryb, jeśli dostały się w sieci w złym okresie lub złowili więcej, niż mogli. Teraz, po reformie Wspólnej Polityki, mają obowiązek wyładunku w porcie wszystkich złowionych ryb. To oznacza, że jeśli przypadkowo przekroczą kwotę, muszą przerwać połowy. Grożą im kary (za egzekwowanie przepisów odpowiada szkocki rząd, stąd być może nieufność do niego rybaków). W każdym razie system ten jest niemal powszechnie krytykowany – choć ekolodzy twierdzą, że i tak łowi się za dużo.

O sposobach na zrównoważone i zarazem opłacalne dla rybaków połowy można dyskutować. Problem w tym, że Szkoci mają poczucie, iż na ich głos nie zwraca się uwagi, a rybacy z innych krajów czerpią zyski z brytyjskich wód. Aż 60 proc. ryb ma być stamtąd wyławianych przez obce łodzie. Brexit byłby zatem dla szkockich rybaków – jak ujął to Bertie Armstrong, szef Szkockiej Federacji Rybackiej – „morzem możliwości”. Choć wyjście z Unii stworzyłoby z kolei problem z dostępem do unijnego rynku, na który trafia potężna część połowów, rybacy nie tracą pewności siebie.

Zarazem jednak rybacka flota odpowiada za niewielką część szkockiej gospodarki (0,2 proc.), a na kutrach pracuje zaledwie kilka tysięcy osób (w tym sporo imigrantów z Unii, np. Łotysze). W skali całej Wielkiej Brytanii to niewielka grupa i jej interesy łatwo pominąć.

Dlatego nigdy chyba nie było o rybakach tak głośno jak teraz. Nie pozwalają o sobie zapomnieć. Być może jako jedyni głosowali za brexitem, mając konkretny plan i nie chcąc z niego rezygnować. Chcą decydować, kto i co może łowić na szkockich wodach. Armstrong twierdził (pewnie nie będąc w tej opinii odosobnionym), że pozbawienie ich tego prawa w 1973 r., gdy kraj wszedł do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, było zdradą pokoleń rybaków.

Gdy historia przyspiesza

Kiedy ówczesny brytyjski premier David Cameron ogłaszał – historyczne, jak dziś widzimy – referendum w sprawie wyjścia kraju z Unii Europejskiej, nikt nie przewidział ani chaosu, w którym pogrąża się teraz kraj, ani jak bardzo ta kwestia podzieli brytyjskie społeczeństwo.

Wydaje się, że postulując teraz kolejne – i być może równie historyczne – szkockie referendum niepodległościowe przed majem 2021 r., Nicola Sturgeon działa pod presją partyjnych kolegów i elektoratu SNP. Jednoznacznego poparcia dla secesji wszak nie ma, a ewentualna kampania może – jak brexit – głęboko podzielić Szkotów.

– Jednak nie na taką skalę jak brexit – przekonuje prof. Cairney.

– Dlaczego, no dlaczego nie mogę być i Szkotem, i Brytyjczykiem? Dlaczego muszę wybierać? – zapytał retorycznie jeden z moich znajomych, zwolennik statusu quo, czyli pozostania i w Unii, i w Wielkiej Brytanii.

Gdy o tym mówił, łamał mu się głos. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2019