Człowiek cienia

Były kanclerz Schröder, dziś lobbysta Gazpromu, wraca do polityki. Nie pełniąc formalnie żadnej funkcji, będzie jednak szarą eminencją socjaldemokracji, a w przyszłym - wyborczym - roku może nawet jej "twarzą".

30.09.2008

Czyta się kilka minut

Właściwie chcieli tylko dyskutować o "treściach politycznych" i "przyszłej kampanii" - tak zapewniali, gdy było już po wszystkim, liderzy niemieckiej socjaldemokracji. A jednak rutynowe spotkanie w idyllicznym pensjonacie Landhaus Ferch koło Poczdamu wywołało wstrząsy tektoniczne w SPD, które trwają do dziś - choć minęło już kilka tygodni. Bo "treści polityczne" poszły szybko na bok i nad ranem, po burzliwej nocy, najstarsza niemiecka partia nie miała wprawdzie nowego programu wyborczego, miała za to nowe kierownictwo.

Nowa gwiazda SPD nazywa się Frank-Walter Steinmeier. Urzędujący szef MSZ został mianowany kandydatem SPD na kanclerza w wyborach do Bundestagu w 2009 r. Jest też nowy przewodniczący partii: Frank Müntefering. On i Steinmeier należeli kiedyś do grona najbliższych współpracowników ówczesnego kanclerza Gerharda Schrödera. Spotkanie w Landhaus Ferch zamieniło się w partyjny pucz. Jego celem było odsunięcie Kurta Becka - od dwóch i pół roku szefa SPD. Pechowy Beck, pod którego kierownictwem notowania SPD spadały i spadały, trzymał się kurczowo stanowiska. Teraz zdetronizowany, wycofał się nadąsany do swego prowincjonalnego matecznika Nadrenii-Palatynatu, skąd wyszedł.

Ale nadzieje, że nastroje w SPD i wokół niej się uspokoją, a socjaldemokracja skoncentruje się teraz na celu zasadniczym - pokonaniu Angeli Merkel 27 września 2009 r. - mogą okazać się płonne. Pokonany lider nie chce milczeć: w wywiadzie, który w minionym tygodniu opublikował tygodnik "Stern", Beck zarzuca kolegom z władz SPD, że nigdy nie byli lojalni. "Niektórzy podawali mi kamień zamiast chleba" - oskarża patetycznie. A jednym z tych, którzy przygotowali pucz, miał być Schröder - pociągający za sznurki zza kulis.

Duet, czyli trio

Steinmeier, w Wielkiej Koalicji CDU/CSU-SPD pełniący też funkcję zastępcy kanclerz Merkel, jest teraz nową gwiazdą SPD. Sprzymierzył się z kimś, kto w niemieckiej polityce zna chyba najwięcej tricków: z 68-letnim Münteferingiem - kiedyś wicekanclerzem pod Schröderem i już raz, na krótko, szefem SPD. Ten stary-nowy duet z "dobrym" Steinmeierem i "złym" Münteferingiem (złym, bo trzymającym partię w ryzach) ma wyprowadzić socjaldemokrację z dołka - dziś sondaże dają jej niewiele ponad 20 proc. poparcia.

Duet, a właściwie trio.

Były kanclerz Schröder, choć od swojej klęski w 2005 r. pozostaje politycznym emerytem, nigdy nie dał o sobie zapomnieć - bo zaraz po odejściu z urzędu podjął pracę w konsorcjum budującym Gazociąg Północny. Ale teraz, wraz z nominacją Steinmeiera i powrotem Münteferinga do SPD, powraca też duch "ery Schrödera". Gazety nazywają ekskanclerza "szarą eminencją" socjaldemokratów. "SPD chce zaprezentować swą nową twarz, ale ona pokryta jest głębokimi zmarszczkami: to oblicze Schrödera. Stoi on znów w centrum SPD" - ocenia magazyn "Spiegel". A prokremlowski dziennik "Izwiestia" otwarcie wyraża nadzieję (Kremla?), że w przypadku zwycięstwa Steinmeiera w relacjach między Niemcami i Rosją wróci "złoty wiek Gerharda Schrödera".

I tu leży sedno problemu: jest nim uwikłanie Schrödera w państwową gospodarkę rosyjską. Oczywiście Schröder nie dąży do jakichś urzędów - zbyt dobrze płaci mu Gazprom, obecny pracodawca. Przyjaciel Putina, jest szefem rady nadzorczej North-Stream, która to firma buduje z Rosji do Niemiec gazociąg po dnie Bałtyku na zlecenie Gazpromu i firm niemieckich. Dodatkowo zajmuje się Schröder uprawianiem na Zachodzie prokremlowskiej propagandy. Podczas wojny w Gruzji otwarcie bronił rosyjskiego stanowiska.

Schrödera ciągnie jednak do polityki, a polityka (tj. SPD) przyciąga Schrödera: podczas przyszłorocznej kampanii wyborczej ekskanclerz zamierza wesprzeć swojego wychowanka Steinmeiera. Nie ma też wątpliwości, że wpływy Schrödera w SPD są dziś znacznie silniejsze niż parę lat temu - zbyt mocno związani są biografiami on i Steinmeier. Ten ostatni w ogóle nie zaistniałby politycznie, gdyby nie Schröder: on go wciągnął, uczynił sekretarzem stanu, a potem ministrem i szefem swego Urzędu Kanclerskiego.

Aż do tej pory Frank-Walter Steinmeier nie był uważany za politycznego wojownika, ale za polityka sprawnego wprawdzie, lecz wolącego pozostawać w drugim szeregu. Solidny, refleksyjny, ale kiepski mówca, bez charyzmy - tak go postrzegano. Zaskoczeniem była już jego nominacja na szefa MSZ i wicekanclerza; tym większym, że Steinmeier nie pełnił wcześniej funkcji wynikających z demokratycznego wyboru (np. we władzach partii), lecz zawsze był desygnowany, z nominacji partyjnej. A promotorem takiej jego kariery był zawsze Schröder: on go nominował, wspierał, promował.

Partnerzy, czyli konkurenci

Są politycy, którzy mówią, zanim jeszcze pomyślą. Steinmeier mówi mało i nie czyni nic, nie przemyślawszy uprzednio problemu; sprawia wrażenie człowieka utrzymującego otoczenie na dystans. Wprawdzie jego próba mediacji w konflikcie gruzińsko-rosyjskim - tuż przed wybuchem wojny - skończyła się dlań porażką, ale generalnie kierował niemiecką polityką zagraniczną w ostatnich trzech latach roztropnie i skutecznie. Syn stolarza (rocznik 1956), dorastał na westfalskiej wsi. Po maturze wstąpił do SPD. Absolwent prawa, w wieku 35 lat został prawą ręką Schrödera, wtedy premiera landu Dolna Saksonia, i przez siedem lat odwalał dla niego żmudną robotę merytoryczną, dbając o to, by aparat rządowo-partyjny w "królestwie" pryncypała działał bez zarzutu. A teraz chce być numerem jeden.

Czy mu to się uda, zależy najpierw od kondycji SPD, a ta jest dziś fatalna: kłótnie wewnętrzne, kiepskie sondaże. Ciąży bagaż przeszłości: reformy podejmowane przez rząd Schrödera (nazwane "Agendą 2010") wzmocniły wprawdzie gospodarkę, ale przyniosły cięcia socjalne i w efekcie odebrały SPD sporo popularności wśród elektoratu lewicowego, który po części ucieka dziś do Partii Lewicy prezentującej się nie tylko jako lewicowa alternatywa SPD, ale jedyna prawdziwa lewica.

W minionych trzech latach SPD pod kierunkiem Becka usiłowała zrzucić odium "Agendy 2010" i odciąć się od gospodarczo-socjalnej schedy Schrödera - mało skutecznie. Tym większym ryzykiem dla SPD jest dziś powrót starej ekipy. Steinmeier i Müntefering, ze Schröderem w tle, to nie nowe otwarcie, ale powrót do tego, co już było. Wprawdzie Steinmeier ma wysokie notowania w sondażach, najwyższe wśród polityków SPD, ale to nie gwarantuje sukcesu - notowania Merkel są o wiele wyższe.

Skoro o Merkel mowa: zmiana władzy w SPD i nominacja Steinmeiera stwarzają dość osobliwą i potencjalnie wybuchową sytuację w Wielkiej Koalicji. Jej dwoje liderów, Merkel i Steinmeier, będą przez rok równocześnie partnerami i konkurentami.

Przełożył Wojciech Pięciak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2008