Czekając na samosznurujące się buty

Nie ma już powrotu do przeszłości. Od środy 21 października wszyscy oficjalnie jesteśmy obywatelami przyszłości. Okazała się ona komediowa.

18.10.2015

Czyta się kilka minut

Stworzona przez firmę Lexus w 2014 r. lewitująca deska inspirowana filmową „deskolotką”. Działa dzięki nadprzewodzącym magnesom, ale tylko nad specjalnym podłożem. / Fot. Materiały prasowe Lexus
Stworzona przez firmę Lexus w 2014 r. lewitująca deska inspirowana filmową „deskolotką”. Działa dzięki nadprzewodzącym magnesom, ale tylko nad specjalnym podłożem. / Fot. Materiały prasowe Lexus

Tuż po czwartej 21 października Marty McFly, grany przez Michaela J. Foxa główny bohater serii filmów „Powrót do przyszłości”, trafia do egzotycznego, futurystycznego roku... 2015. Oczywiście „Powrót” to komedia bez wielkich ambicji przewidywania biegu historii. Ale tym bardziej zadziwiające jest to, że „przyszłość” z filmu wydaje się bardzo znajoma.

SCENA PIERWSZA: wnętrze, dom rodzinny, rok 2015, wieczór

Przy stole siedzi ojciec z dwójką dzieci. Matka wkłada mały krążek z logo Pizza Hut do maszyny, która pompuje go do rozmiarów pełnowymiarowej pizzy. Siedzące przy stole dzieci zupełnie ignorują rodziców, skupione na ekranach swoich elektronicznych gadżetów. Po chwili rodzinną kolację i tak przerywa wideokonferencja. Najpierw ze znajomym ojca domagającym się natychmiastowego przelewu, potem z wściekłym szefem. Rozmowa kończy się przesłaniem faksem wiadomości „jesteś zwolniony”.



Gdyby nie faks – wynalazek, który po 30 latach od premiery filmu odszedł do lamusa, ta scena mogłaby się rozgrywać w każdym domu prawdziwego roku 2015. Co prawda ekrany, w które wpatrzone są dzieci, to nie smartfony czy tablety, lecz przypominają gogle do wirtualnej rzeczywistości. A ta dopiero w ciągu najbliższych kilku lat może się znaleźć przy rodzinnym stole. Lecz i tak wpływ technologii na życie rodzinne został w filmie oddany zaskakująco trafnie. Nie mamy urządzeń „nadmuchujących” żywność, ale na rynku już dziś dostępne jest coś ciekawszego: drukarki 3D pozwalające tworzyć całkiem skomplikowane dania za pomocą przerobionych na pastę składników. Pizza też jest w ich menu. Już wkrótce mają ją zjeść astronauci na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Ta scena oddaje też urok wiekowych filmów science fiction: pozwalają one dostrzec elementy codzienności tak oczywiste, że dla nas niewidzialne, a w czasach, gdy powstawał film – całkowicie futurystyczne. Jak przelewy wykonywane z własnej kanapy. Albo wideorozmowy. Co prawda pierwsze wideofony pojawiły się już w 1938 r. w Niemczech, gdzie poczta połączyła eksperymentalnym systemem Berlin, Lipsk, Norymbergę, Monachium i Hamburg – ale przez następnych 50 lat ta technologia pozostawała drogim eksperymentem. Problemem były koszty i przepustowość łączy. Dziś wideofon ma w kieszeni każdy. Ale komunikacja z wideo okazała się mało praktyczna. Wciąż zdecydowanie częściej rozmawiamy za pomocą klasycznej telefonii.

SCENA DRUGA: wnętrze, Hollywood, rok 1985, wieczór Robert Zemeckis pracuje nad scenariuszem

Paradoks „Powrotu do przyszłości” polega na tym, że przedstawiona w nim wizja przyszłości – pod wieloma względami jedna z najcelniejszych – miała być żartem.

„Początkowo nie chciałem przenosić akcji »Powrotu do przyszłości« do przyszłości – opowiada reżyser w wywiadzie towarzyszącym specjalnej edycji tej filmowej trylogii na DVD. – Podstawowym problemem jest to, że zawsze się pomylisz, nie docenisz tempa rozwoju. Nawet Stanley Kubrick zawsze błędnie przewidywał w swoich filmach przyszłość”.

Rzeczywiście, fabuła „2001: odysei kosmicznej” Kubricka powstała po długich konsultacjach z najwybitniejszymi umysłami epoki. Specjalistami od lotów kosmicznych, komputerów, łączności, sztucznej inteligencji, wybitnymi projektantami przemysłowymi. Film z założenia miał być technologicznym proroctwem. Jak mówił potem Marvin Minsky, bodaj najwybitniejszy badacz sztucznej inteligencji, konsultant Kubricka i „ojciec” komputera HAL 9000 – była to dyktowana ich wiedzą, doświadczeniem i intuicją, „konserwatywna” wizja tego, na jakim etapie rozwoju znajdą się nasze technologie u świtu XXI wieku.

HAL nam nie grozi. Sztab geniuszy przestrzelił.

Zemeckis nie przejmował się naukowymi podstawami swojej wizji. „Postanowiliśmy po prostu zbudować przyszłość wokół serii gagów” – mówił.
I – żart stulecia – ta komediowa przyszłość wydaje się spełniać.

SCENA TRZECIA: plener, główna ulica fikcyjnego miasteczka Hill Valley, dzień

Świat przyszłości z „Powrotu do przyszłości” był dla autorów filmu odległy o 30 lat. Kawał czasu. Mogli więc popuścić wodze fantazji. Rozejrzyjmy się.
Na niebie – korek. To latające samochody napędzane jakimś rodzajem silników odrzutowych. Korków na niebie jeszcze nie doczekaliśmy. Na szczęście. Bo choć co jakiś czas pojawiają się firmy zapowiadające wprowadzenie aeromobilu na rynek – np. słowacki Aeromobil właśnie – to nieodmiennie proponują hybrydę awionetki i auta, łączącą najgorsze cechy obu: żeby wystartować, potrzeba długiego pasa. A żeby dojechać na ten pas, trzeba najpierw stać w korku.

Istnieje prototyp, który mógłby to zmienić – Moller Skycar to maszyna, która dzięki czterem silnikom Wankla w obrotowych gondolach mogłaby wystartować z każdego pojazdu, a w pilotażu nie jest jakoby trudniejsza od klasycznej awionetki. Ale Paul Moller, który nad latającym samochodem pracuje od pół wieku, wprowadzenie Skycara na rynek obiecuje od 15 lat. I zawsze na drodze stają mu „obiektywne przeszkody”.

Ale w filmie latają też... deskorolkarze. „Deskolotka” stała się wizualną wizytówką „Powrotu do przyszłości”. I jest już rzeczywistością. Kilka miesięcy temu prototyp lewitującej deski pokazał Lexus. Bazuje ona na magnesach wbudowanych w podłoże i samą deskę. Pozwala się unosić kilka centymetrów nad specjalnie przygotowaną powierzchnią. Wyrzuca z siebie niewielkie obłoczki – to parujący ciekły azot, który chłodzi nadprzewodzące elektromagnesy. Choć deska to tryumf inżynierii, jest zupełnie niepraktyczna. Nie robi nic, czego nie może deska z kółkami, a ile skateparków ma magnetyczne podłoże?
Po drodze do sklepu zatrzymuje nas człowiek zbierający datki na ratowanie zabytkowego zegara. Nie mamy gotówki? Drobiazg. Wystarczy przyłożyć palec do czytnika. Znów – dwie technologie doskonale przewidziane przez Zemeckisa. Identyfikacja przez odciski palców, która powoli staje się standardem w telefonach nowej generacji i pozwala m.in. na dostęp do konta. Oraz szybkie, zbliżeniowe transakcje bezgotówkowe. Obie przewidziane na potrzeby kilkusekundowego gagu. Pod niebem, po którym krąży dron filmujący miasto na potrzeby informacyjnej telewizji. W prawdziwym roku 2015 – norma.
Wreszcie – ubrania. Nafaszerowane elektroniką ciuchy, które dostaje McFly, same dostosowują się do jego rozmiarów, mają wbudowaną suszarkę czy silniczki do wiązania sznurowadeł. Tu Zemeckis trochę się pomylił. O kilka miesięcy.

Otóż Nike, na fali nostalgii wywołanej przez film, zapowiada, że samosznurujące się buty trafią na rynek jeszcze w tym roku. Zaś komputery wbudowane w biżuterię bądź ubrania już są w sprzedaży, a w ciągu najbliższych kilku lat mogą się stać powszechne: najnowsze procesory Intela mieszczą się w guziku, a w przyszłym roku pojawią się na rynku jeansy wyprodukowane wspólnie przez Levi’sa i... Google’a. Projekt Jacquard zakłada opracowanie przewodzących prąd włókien, dzięki którym komputer stanie się integralną częścią materiału. A to otwiera pole do np. tworzenia ubrań monitorujących stan zdrowia właściciela.

Owszem, nikt jeszcze nie wspomina o wbudowanych w ciuchy suszarkach.

SCENA CZWARTA: wnętrze, kanapa w prawdziwym roku 2015, poranek

Ale Zemeckis, pokazując swoją wizję roku 2015, też zgrzeszył. Choć w przeciwieństwie do Kubrickowskiego komitetu geniuszy, zgrzeszył ostrożnością.
W jego świecie informacja nadal jest uwięziona na papierze: obiektem pożądania bohaterów i ich przeciwników staje się almanach z wynikami wszystkich imprez sportowych ostatnich 50 lat. Czyli coś, co dziś w każdej chwili możemy sprawdzić w Wikipedii. Scenarzyści nie przewidzieli też, w jakim stopniu nasze życie skupi się wokół jednego, kieszonkowego urządzenia, które zastąpi kamery, telefony, walkmany, a nawet telewizory czy gazety.
Natomiast plakat widoczny w jednej ze scen dowodzi, że producenci filmu przewidzieli coś, co nie ma nic wspólnego z technologią – nostalgię. To plakat filmu „Imperium kontratakuje” z 1982 r. Bob Gale, współscenarzysta i koproducent „Powrotu do przyszłości”, uważa, że to naturalna część życia. „Zawsze tęsknimy za tym, co miało miejsce 30 lat temu” – mówił w wywiadzie dla „The Hollywood Reporter”. Tak jak ich rok 2015 tęskni za rokiem 1985.
Tylko za czym nostalgię poczujemy w 2045? ©

WOJCIECH BRZEZIŃSKI jest dziennikarzem Polsat News, gdzie prowadzi autorski program popularnonaukowy „Horyzont zdarzeń”. Stale współpracuje z „TP”.

„POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI”

– trylogia fantastycznonaukowych komedii Roberta Zemeckisa była jednym z największych przebojów kinowych lat 80. Przygody nastoletniego Marty’ego McFly’a (Michael J. Fox) i szalonego naukowca Emmeta Browna (Christopher Lloyd) zarobiły prawie miliard dolarów. Dzięki przebudowanemu na wehikuł czasu samochodowi DMC DeLorean, obaj odwiedzają lata 50., rok 2015 i Dziki Zachód.

NAJWIĘKSZY NIESPEŁNIONY WYNALAZEK

Istnieje urządzenie, które na ekranie debiutowało w „Powrocie do przyszłości”, ale którego świat nadal nie może się doczekać: generator „Mr. Fusion”. Ma rozmiar niewielkiego miksera i ze śmieci produkuje czystą energię. Fuzja jądrowa – reakcja łączenia się dwóch jąder atomów w jedno, przy której wydziela się energia – rzeczywiście jest naszą największą nadzieją na nieograniczone zasoby energii, ale wciąż umyka naukowcom. Dziś daje się ją podtrzymywać i kontrolować przez kilka milisekund, ale produkcja energii jest niewiele większa niż jej koszt. Badania prowadzone za miliardy dolarów w Europie, Japonii i USA zakładają, że pierwsze, eksperymentalne fuzyjne reaktory zapłoną za ok. 20 lat. Ale amerykańscy inżynierowie z tzw. „Zakładów Skunksa” – należącej do koncernu Lockheed Martin fabryki tajnych wojskowych technologii – twierdzą, że są bliscy opracowania generatora wielkości naczepy ciężarówki, i prototyp stworzą w ciągu 5 lat. To wciąż nie „Mr. Fusion” – ale jeśli tak, to konsekwencją może być energetyczna rewolucja.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2015