Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oto wskazówka zegara innego kalibru sunie nieubłaganie ku godzinie mrocznej, w której to wszystkie narody Ziemi, czy to na widok dyni, czy tęczy, będą się trwożyć, jak nie przymierzając faraon na widok zaćmienia Słońca.
Nastroje, mody i lęki przepływają dziś między kontynentami prędko, protesty przeciw dyniom, tęczom czy punktom erogennym mogą się rozlać bez kontroli po planecie. To nasza szansa na aktywność ujętą wedle wielkich możliwości i aspiracji. Popatrzmy wokół, szerzej i bez kompleksów, bowiem dzierżymy palmę pionierstwa w dziedzinach nietechnicznych. To kapitał nie do zmarnowania. Ludzie w naszym kraju masowo dostają bzika na widok dyni. Szukają ukojenia w prokuratorskim donosie, gdy widzą kropkę wskazującą punkt erogenny, podczas zwykłego przedstawienia teatralnego publiczność rodzima wygina się w histerycznym łuku. Dość powiedzieć, że młodzież nasza, której stabilność emocjonalna tak leży nam na sercu, na widok tęczy chyżo dobywa hubki i krzesiwka. Czekać tylko, aż zacznie palić sędziwe dęby i równać z ziemią prastare kurhany. Jest już czas, by dziękować Opatrzności, że oszczędziła naszemu polskiemu niebu zjawiska zwanego zorzą. Dopiero by się zrobił rejwach i tumult. Bierzmy jednak to, co mamy, z dobrodziejstwem inwentarza, nie szukając sławy w dziedzinach nam obcych.
Nie budową wieżowców drapiących stratosferę zaimponujemy światu i wybijemy się na przewodnictwo narodom globu. Nie wybijemy się ponad szarzyznę plemion ziemskich modernizowaniem gospodarki, przyśpieszaniem pociągów, budową nawet i samojezdnych, wielkich stadionów piłkarskich. Nie ruszymy nikogo organizacją olimpiady zimowej w Krakowie – w stolicy czarnego puchu i brudnego szaleństwa. O nie. To wszystko nie jest dla nas, ludu wybranego do czynów większych, w wymiarach doprawdy znaczniejszych niźli konstrukcje widzialne.
Nie da się ukryć, że naturą pociągu polskiego jest jechać wolno – i to dobrze; naturą autostrady naszej jest jej szorstkość – też nieźle; wieżowca polskiego zaś osobliwa obskurność i zawsze zapach kapusty – co jest ściśle nasze. Głębią naszej demokracji jest brak demokracji, wolności zaś – pragnienie jej ograniczania. Po cóż zatem silić się na megalomańskie i obce naturze plany, skoro wielkość nasza leży i czeka, by ją podnieść zupełnie gdzie indziej.
Widać jasno, że naród, w tym młodzież, szczególne znaczenie przykłada do symboliki, że to symbol jest bolączką totalną, a nie wybrzuszenie się jezdni czy torowiska. Odmykamy tym samym globalną agendę dla wielkich działań terapeutycznych. Przyjmijmyż wreszcie, że nasz dotychczasowy wkład w światową psychoterapię, ów fundament, z któregośmy tak dumni, choć skromny, a sumujący się porzekadłem: „Na frasunek dobry trunek”, już nie wystarczy.