Oaza

Stuk kieliszków – oto sygnał, znak i kod ludu polskiego.

22.02.2016

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz /  / Fot. Grażyna Makara
Stanisław Mancewicz / / Fot. Grażyna Makara

Gdy tak próbujemy definiować i racjonalizować, gdy błąkamy się po pustyniach niejasnych koncepcji, gdy przewidywania ich finiszu widzą się nam raz strasznie, raz groteskowo, wypada choćby na chwilę wejść do oazy, by tamże usiąść pod liściem palmy, która nie nam odbiła, i wdać się w rozmyślania.

Zważmy, że atrybuty towarzyszące siedzeniu i rozważaniu są w naszej tzw. „kulturze” kluczowe dla interpretacji: po co siedzimy, jak i gdzie, o czym rozmyślamy i w jakiej intencji. By rzec wprost, gdy rozmyślając trzymamy w dłoni kieliszek czystej, nasze rozmyślania są kompromitujące, zaś gdy kieliszka nie ma, nasze rozmyślania są prawidłowe, godne i cnotliwe. Ta szalenie prosta klasyfikacja ułatwia, ale i zasadniczo definiuje nasze intencje, obyczaj oraz motywy naszych rozmyślań w oczach opinii publicznej. Otóż, niewątpliwie opinia publiczna w pierwszej kolejności zwraca uwagę na obecność kieliszka czystej, natomiast sens naszych przemyśliwań jest sprawą dla opinii publicznej absolutnie czwartorzędną. By mistrzowsko zilustrować tę tezę, trzeba przytoczyć wydarzenia dawne, a przypomniane niedawno, na antenie Szydłotele.

Szydłotele pokazało oto starodawne zdjęcia, na których opozycja stuka się kieliszkami z komuchami. Pomijając drobnostkę taką, że i bez pomocy Szydłotele znamy przebieg oraz finisz tej imprezki, zapytajmy, czy na owym filmie słychać cokolwiek prócz zawziętego stukania? Otóż – nie. Czy to jest wada tego materiału? Też nie, bowiem jest to jego zaleta. Dlaczego? Ponieważ opinia publiczna jest zaiste najmniej zainteresowana dialogiem, a zwłaszcza monologiem, i jeżeli coś ją wzmaga i zajmuje, to tylko solenizowanie pucharami na wizji. Dlaczego ją to wzmaga i zajmuje? Bowiem jest to niewątpliwie jeden jedyny element kodu, który jest w Polsce czytelny dla każdego, od dziecka w pieluszce po starca w stanie deterioracji.

Stuk kieliszków – oto sygnał, znak i kod ludu polskiego. Tę mistrzowską obserwację trzeba koniecznie wzbogacić paradoksem: otóż dodawać nie trzeba, że stuk tu przywołany uruchamia zawsze oburzenie, a stukający się na wizji są piętnowani z największą mocą tutejszego języka, a zarazem tutejszej zdolności kojarzenia. Gdzie tu paradoks, pytacie? Otóż gdyby naród nasz, po wielokroć umęczony szalonymi statystykami na temat spożycia przezeń wódki, był oto – teoretycznie załóżmy – zwierzęco abstynencki, można by było owe oburzenia i piętnowania uznać za zjawisko prawidłowe. Jest jednak, jak wiemy – zgoła inaczej. Naród chlał i chleje, stukał się i stuka, i będzie się stukać aż do chwili, gdy w planetę naszą uderzy rozżarzona do białości monstrualna skała i zamieni ją w sino świecący proszek. Rzec tu należy, że i wtedy być może, pośród tego proszku, jakiś ocalały cudem zsiniały rodak stuknie się zapewne choćby ze sobą samym, w imię arcypolskiego i jedynego naszego wkładu w światowe psychoterapie, czyli huknie bańkę, jako że „na frasunek dobry trunek”. Oto nie lękajmy się tego, co powyżej, twierdzić, głosić i artykułować, choćby sam pan Zbyszek za lżenie narodu miał nas posadzić w jednym ze swych licznych pierdli, gotowych już na nową, a dobrą zmianę klientów.

Wracając do naszych znakomitych rozważań i je sumując: stuk kielicha naród oburza, choć ów sam się zawzięcie stuka, widok kielicha jest dla narodu fundamentem oceny moralnej, choć i on sam, ladaco – pije jak gąbka. Przed nami zatem trud zadania kluczowego pytania: „dlaczego?”. Można rzec bez intelektualnego starania, że jest to objaw urojonej suchości w gardle, a zatem zawiści, wynikłej z – pardon – wykluczenia z kompanii pijących, że to takoż objaw fałszywego widzenia siebie samego jako ostoi cnót, wstrzemięźliwości i wszechracji. Bądźmyż jednak – do diaska – ambitniejsi i nie bójmy się rzec, iż w apogeum czasów „polityki uczuć” jedyne, co rozumiemy, to gestykulacja. Po to, by transmitować tylko gesty, powstało przecież Szydłotele. Lada moment będziemy go finansować wszyscy, jak tu siedzimy, pod palmą, która nie nam odbiła, a pustka tych gestów wypełni nam życie. Do pełna. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2016