Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Okazuje się, że na takim skrawku celuloidu odnaleźć można całą epicką opowieść. O mieszkańcach pewnego przedwojennego miasteczka na Mazowszu, o pozostawionych i niepozostawionych przez nich śladach, a także coś o naturze filmowego medium.
„Trzy minuty zawieszone w czasie” zrealizowała debiutująca w dokumencie Bianca Stigter, holenderska historyczka, prywatnie żona Steve’a McQueena (tego od „Głodu”, „Wstydu” i „Zniewolonego”). To on zresztą współprodukował jej film o nasielskich Żydach, utrwalonych latem 1938 roku kamerą żydowskiego turysty z Nowego Jorku. Materiał z wakacyjnych podróży po Europie, przypadkiem odnaleziony przez wnuka, dziś został poddany drobiazgowemu śledztwu. Efektem jest nie tylko rekonstrukcja fragmentów świata zamordowanego chwilę później, ale i pasjonujący esej o tym, w jaki sposób fotografia czy kino przemienia się w cudowny wehikuł uruchamiający różne rejestry pamięci.
Z terkoczącego projektora zostaje nam wyświetlony krótki film. Będą jeszcze wielokrotne powtórzenia, zapętlenia, spowolnienia i zatrzymania, żeby w wątłym acz kolorowym materiale udało się zobaczyć jak najwięcej. Na pierwszy rzut oka widać po prostu stojącą przed sklepem sporą grupę ludzi w różnym wieku: uśmiechają się, machają do kamery, niektórzy pchają się przed obiektyw. Takich nagrań z dawnych sztetli powstawało wiele; pokazywała je na przykład Jolanta Dylewska w nostalgicznym „Po-lin” (2008).
W dokumencie Stigter stają się one punktem wyjścia do wielopoziomowej opowieści o znikaniu. Tym dosłownym, spowodowanym przez Zagładę (przed wojną prawie połowę mieszkańców Nasielska stanowili Żydzi). Tym metaforycznym, wywołanym przez dzisiejszą niepamięć (z filmu wynika, że dopiero niedawno rozpoczęło się tam upamiętnianie „znikniętych” sąsiadów). I tym czysto technicznym, powodowanym przez niszczenie archiwalnych taśm.
Po odrestaurowaniu i digitalizacji cennego znaleziska anonimowi bohaterowie zdają się jak żywi, lecz twórcom dzisiejszego filmu nie wystarcza budowanie iluzji czy wywoływanie duchów. Dzięki iście detektywistycznej pracy Stigter i jej ekipy wielu spośród bohaterów zaczyna odzyskiwać imiona i nazwiska, a nawet swoje historie.
10 najlepszych filmów roku i gdzie je oglądać. Poleca Anita Piotrowska
Fascynujący jest sam proces odtwarzania przedwojennych realiów – na podstawie detali architektonicznych, ruchu warg czy pogody w danym dniu można wyczytać całkiem niemało. Identyfikacja konkretnych osób przypomina układanie puzzli, choć wiadomo, że finalny obraz musi być niekompletny.
Twórcy „Trzech minut” robią jednak wszystko, by wypełnić tę nasielską pustkę, a równocześnie prześcignąć umykający czas. I tak w pierwotnym materiale pewna kobieta z Detroit zdążyła rozpoznać swojego dziadka, trzynastoletniego w przededniu wojny, jednego z setki ocalałych. A zarazem jednego z ostatnich, którzy ciągle mają wgląd w przestrzeń ukrytą poza kadrem i mogą nam o niej coś opowiedzieć.
Przywracając kolejne tożsamości, film próbuje wybudzać bohaterów z wiecznego snu, ale też nie ukrywa swej wrodzonej ułomności. Jednocześnie autotematyzm i zawarta w nim pokora równoważą nazbyt kaligraficzną narrację, czytaną z offu przez Helenę Bonham-Carter. Również pomysł, by po stworzeniu mozaiki z fotografii żydowskich nasielszczan umieścić w napisach końcowych zdjęcia filmowców pracujących przy dokumencie Stitger, wydaje się niezbyt trafiony, choć oczywiście wszyscy oni zasłużyli sobie na rozpoznanie.
Lecz przecież najważniejsze są tutaj inne twarze: Czarnej Myrli, Miriam Myrli czy Szmula Ticka, uchwyconych w momencie, kiedy – w przeciwieństwie do nas patrzących na nich dzisiaj – nie znają swojego tragicznego losu ani tym bardziej nie mogą go zmienić. Mogą jedynie, utrwaleni na taśmie, cieszyć się w kółko tym ciepłym letnim dniem.
„TRZY MINUTY ZAWIESZONE W CZASIE” – reż. Bianca Stigter. Prod. Holandia/Wielka Brytania 2021. vod.mdag.pl