Co się stanie po wyborach

Wszystko wskazuje na to, że wygra je PiS. Nie wiadomo tylko, czy uda mu się stworzyć skuteczną większość w Sejmie.

16.09.2019

Czyta się kilka minut

Jarosław Kaczyński podczas konwencji wyborczej PiS w Gdańsku,  12 września 2019 r. / ŁUKASZ DEJNAROWICZ / FORUM
Jarosław Kaczyński podczas konwencji wyborczej PiS w Gdańsku, 12 września 2019 r. / ŁUKASZ DEJNAROWICZ / FORUM

Po konwencjach partyjnych kampania wyborcza weszła w fazę dojrzałą. Cztery ugrupowania od miesiąca mają stabilną pozycję nad progiem wyborczym. Zapewniły sobie bezpieczeństwo, przygarniając pozostałości aż sześciu inicjatyw, próbujących w ostatnich latach wywrócić ten „stolik do brydża”. Uporały się także z wewnętrznymi napięciami, czego ostatnim akcentem było schowanie się przez Grzegorza Schetynę za plecami Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, w partii przyjęte z ulgą. W chwili rozlosowania przez PKW numerów na koszulkach, wszyscy stali już w blokach startowych.

Cztery ręce

Dobrze przeprowadzona kampania to utwór na cztery ręce: dwie muszą rozgrywać sytuację przed wyborami, a dwie – wydarzenia po wyborach. Zadania przedwyborcze to równoległa mobilizacja twardego elektoratu i przekonywanie niezdecydowanych.

Wybory wygrywa się, czerpiąc z obu zasobów naraz. Ale dobrze znany paradoks przekazów politycznych sprawia, że to, co mobilizuje wyborców najgorliwszych, zraża zarazem tych umiarkowanych. Najlepiej więc tak podpuścić drugą stronę, żeby tych gorliwych zmobilizowała za nas. Oczywiście zarządzać tym, co robi przeciwnik, nie jest łatwo. Mimo to zobaczymy, jak główne partie będą nawzajem wbijać sobie szpile, w nadziei że komuś puszczą nerwy i – tak jak kiedyś Lech Wałęsa podczas debaty z Aleksandrem Kwaśniewskim – poda komuś nogę, czyli wykona gest kosztujący go przegraną w wyborach.

W tle tej gry na nastrojach, skupionej na bieżącej mobilizacji elektoratu, pracuje druga para rąk, mając na względzie niedaleką przyszłość. Po pierwsze, toczy się walka o hierarchię w partiach: kto zachowa pozycję, zależy oczywiście od wyniku wyborczego, ale widzieliśmy w ostatnim 30-leciu sytuacje, kiedy lider przegranej partii uchował się na stanowisku albo że ktoś odnosił sukcesy, ale odsuwano go na bok. Dlatego też ważne jest przekonanie setek kandydatów, w szczególności dotychczasowych posłów, że walka toczy się o wspólne zwycięstwo. Są przecież – tak samo jak liderzy – narażeni na pokusę koncentracji na obronie własnej pozycji: zwalczanie wewnętrznych konkurentów może być ważniejsze od pozyskiwania wyborców.

Trzy scenariusze

Są też ręce tworzące harmonię powyborczych układów koalicyjnych. Trudno bowiem w tym momencie orzec, czy PiS będzie w stanie samodzielnie rządzić. Jeśli ośrodki badawcze, interpretując wyniki sondaży, przydzielają automatycznie wyborców niezdecydowanych partiom według tego, jakie zbierają poparcie, to ugrupowanie Kaczyńskiego faktycznie zdobywa większość. Jeśli jednak w takiej ekstrapolacji rozdzielimy np. trzy czwarte niezdecydowanych pomiędzy partie opozycyjne, to PiS traci większość.

Drugi możliwy scenariusz powyborczy to wariant sprawdzony przed czterema laty w Portugalii, zaś potwierdzony przed dwoma laty w Nowej Zelandii: trzy partie opozycji tworzą rząd, odsuwając największą partię od władzy. Taki wariant prowadzi jednak do pewnych napięć przed wyborami: otóż pozycja każdej z trzech partii potencjalnej koalicji zależeć będzie także od tego, na ile uda się jej podkraść wyborców przyszłym sojusznikom. Gra na lepszy wynik 13 października dziś wymaga wyostrzenia podziałów między Lewicą a PO, a to z kolei zmniejsza prawdopodobieństwo koalicji z ludowcami. Poza tym takie licytacje tworzą napięcia wśród koalicjantów i utrudniają stworzenie przekazu dla tych wyborców, którzy się wahają między PiS-em a nie-PiS-em.

Dlatego jest jeszcze możliwy trzeci scenariusz: PiS nie zdobywa samodzielnej większości, ale wskutek zbyt wielkich napięć w opozycji tworzy rząd z PSL, choć warunki ludowców mogą być dla Kaczyńskiego bardzo kosztowne – np. Władysław Kosiniak-Kamysz na premiera, a Zbigniew Ziobro w kajdankach. To byłby kompletnie inny rząd niż obecny i rodzi się pytanie o jego trwałość. W tym wariancie liczyć się też trzeba ze zmianą przywództwa w PO i przetasowaniami na lewicy – teoretycznie może dojść do odwrócenia sojuszy. Mogłyby skończyć się czasy stabilnych rządów, bez zmian układów w trakcie kadencji.


Czytaj także: Marcin Napiórkowski: Trudno o wydarzenie bardziej polityczne niż awaria kanalizacji


Dla koalicyjnych opcji – jeśli pojawią się na stole – znaczenie będzie mieć to, czy PiS straci większość w Senacie. Przeliczenie wyników ostatnich wyborów samorządowych na okręgi senackie wskazuje, że jest to wysoce prawdopodobne. Wtedy PiS wygrywał ogromną przewagą w mniejszości okręgów, co przy większościowej ordynacji jest układem niekorzystnym – o wiele lepiej mieć niewielką przewagę w większości okręgów. Rządzić bez kontroli nad izbą wyższą się da, ale na pewno nie da się przepychać przez jedną noc ustaw. Regulamin prac Senatu nagle stanie się istotnym dokumentem i orężem w rękach anty-PiS-u. Jarosław Kaczyński straci poczucie wszechmocy.

Nie da się też wykluczyć, że do Sejmu wejdzie jednak Konfederacja. Szeroka presja, żeby nie dopuszczać jej do władzy, sprawi, iż PSL-owi łatwiej będzie zawrzeć koalicję z PiS-em. Kosiniak-Kamysz będzie się wtedy tłumaczył, że ratuje kraj przed wejściem Winnickiego do rządu.

Te wszystkie podchody przyciągają uwagę także dlatego, że pozycja całej czwórki stała się całkiem przewidywalna. Politycy wszystkich obozów popełnili w minionych latach porównywalną liczbę błędów, a choć przed wyborami nieco zmniejszyli ich dopływ (stale wracają te, które obciążały ich konto w przeszłości), wciąż próbują ignorować problemy, z którymi nie umieją sobie poradzić.

Dwie siły

Nic nie wskazuje na to, że opozycja rozumie zmieniającą się sytuację. Małgorzata Kidawa-Błońska była marszałkiem, kiedy PO przegrywała wybory, a Schetyna zasiadał wówczas w rządzie. Ówcześni bohaterowie afery podsłuchowej wciąż są na listach wyborczych. W sumie Platforma sprawia wrażenie, jakby zwycięstwo w wyborach jej się należało i za wielką zasługę poczytuje samo to, że liderzy ugrupowania się nie pokłócili.

Odnowienie personalne wymagałoby powtórzenia sukcesów z kandydaturami takich polityków jak Jacek Sutryk we Wrocławiu i Rafał Trzaskowski w Warszawie. Ale to wymaga znalezienia i wypromowania np. doświadczonego marszałka sejmiku. Na razie tasowane są te same karty. Trudno przecież uznać Pawła Kowala za nową jakość w polityce, podobnie jak, choć z innych przyczyn – Tomasza Zimocha.

PiS rządzi, jakby przez cztery lata trwał nieustanny grill, a jeśli wychodzi na jaw coś złego – machinacje w Komisji Nadzoru Finansowego, loty Kuchcińskiego, hejterska działalność Piebiaka – to zapewnia, że nikt nie miał prawa o tym wcześniej wiedzieć. Wydaje się, że liczy nie tylko na krótką pamięć wyborców, ale i na to, że opozycja nie umie tymi kartami skutecznie zagrać. Niewątpliwe skandale zostały na tyle „przegrzane” przez sprzyjające opozycji media, że zdają się nie robić na nikim wrażenia.

Coś się jednak może zmienić na ostatniej prostej. Powrót na pierwszą linię frontu Adriana Zandberga przypomina wydarzenie sprzed czterech lat: jeden jego dobry występ w telewizyjnej debacie przesunął 2 procent poparcia na stronę partii Razem i w ostatniej chwili zmienił wynik wyborów. Podobnie przez długi czas wydawało się, że afera taśmowa nie zaszkodziła notowaniom PO, jednak opublikowane z dużym opóźnieniem nagranie rozmowy Ewy Bieńkowskiej z Pawłem Wojtunikiem wzmocniło przekaz opozycyjnego PiS. Dziś takie akcje jak przełożenie ostatniego posiedzenia Sejmu na dwa dni po wyborach przypominają, że rządzących stale świerzbią ręce, żeby coś pomajstrować w prawie na swoją partyjną korzyść.

PiS może udawać, że nic się nie stało, ale jest dość powodów, by zostało przez wyborców ukarany – choćby za reformę szkół. Nagromadzone błędy mogą przyćmić strategiczny przekaz tej partii – konserwatyzm w pakiecie z państwem dobrobytu – który daje jej przewagę na polu ideowym. Skądinąd stabilna pozycja sondażowa PSL pokazuje, że PiS nie ma już monopolu na „pakiet konserwatywno-solidarny”, który ma tylu zwolenników w polskim społeczeństwie. Pozostałe dwie partie opozycji mają z tym problem – wiele wskazuje, że w dostępnym na naszym rynku politycznym pakiecie postępu, oświecenia i praworządności mało jest miejsca na opiekuńczość.

Oczywiście istnieje grupa ludzi przeciwnych opiekuńczości i solidaryzmowi i szukająca wyraziciela swoich uczuć, jednak jej głośne zachowania wyraźnie zwiększają szanse PiS. To przestroga także dla elektoratu PO i Lewicy: jeśli zacznie zbyt dobitnie mówić, co sądzi o wyborcach PiS, ułatwi Kaczyńskiemu zwycięstwo.

Co ciekawe: przekaz rządzącego PiS nie odwołuje się już do gniewnych, tylko do zadowolonych Polaków. Twardy elektorat został w zasadzie uśpiony, zadowala go frustracja drugiej strony. Można by powiedzieć, że członkowie Klubów „Gazety Polskiej” oglądają TVP i wreszcie są szczęśliwi. Tak jakby polityka godnościowa sprowadzała się do rozwścieczenia tych, którzy przez wiele lat nas złościli.

Wygląda na to, że wynik wyborów będzie wypadkową dwóch sił. Pierwsza to ewentualna oddolna mobilizacja zorganizowana przez najbardziej zaangażowanych wyborców – tych, którzy mają dość patrzenia na nieudolność ścierających się aparatów. Drugą są przysłowiowi widzowie Polsat News. Gdyby wejść na stronę tej telewizji, to ma się wrażenie, że trwa najzwyklejsza kampania, jakby wybory odbywały się w Polsce od stu lat i jakby dobrostanowi obywateli nie zagrażali ani rządzący, ani opozycja.

Dobrze byłoby być przekonanym, że tak jest naprawdę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2019