Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Książka, o której mowa, jest przedsięwzięciem godnym podziwu i zarazem ryzykownym. Autor opisuje i analizuje w niej kolejne ataki na Benedykta XVI. W Polsce wiemy o nich mało, o niektórych wcale, choć jest tu mowa o sprawach nagłośnionych medialnie, roztrąbionych po całym świecie. Nie negując istnienia rzeczywistych skandali w Kościele, autor punkt po punkcie pokazuje, jak przekręcano słowa Benedykta, jak przeinaczano fakty, jak fałszowano informacje; jednym słowem, że Benedykt XVI jest obiektem nienawiści, która nie cofa się przed niczym, byle zakwestionować jego autorytet i podważyć wiarygodność.
Nie sposób tu streszczać kolejnych historii. By wyrobić sobie zdanie, trzeba poznać szczegóły i okoliczności. Nie, autor nie wierzy w spisek przeciwko Papieżowi i Kościołowi. "Nie warto - powiada - podejmować próby wyobrażenia »wielkiego starca« zajętego rozdawaniem ról w kampanii oszczerstw. Jest to raczej zbieżność wielu interesów. W mediach masowych i ośrodkach finansowych, w rządach i grupach nacisku różnego typu i o różnej inspiracji, Papież mimo formalnego szacunku pokazywany jest nieraz jako kłopotliwy kij wetknięty w koła samochodu".
Zasadnicze pytanie brzmi: skąd w zapoczątkowanych przypadkami pedofilii wśród kapłanów atakach na Kościół i na Benedykta XVI tyle zajadłości? Stąd - odpowiada Aldo Maria Valli - że Joseph Ratzinger w centrum swego nauczania umieścił punkty, które "frontalnie się sprzeciwiają dominującej mentalności i interesom potężnych sił, które za sprawą tej mentalności gromadzą bogactwa i przywileje".
Oto główne elementy nauczania Benedykta XVI, które, zdaniem autora, prowokują owe złowrogie reakcje.
Koncepcja głosząca, że istnieje prawda absolutna, obarczona nieuchronnymi i decydującymi konsekwencjami, dotyczącymi wyborów moralnych. "Jest ona skierowana przeciwko szerzącemu się relatywizmowi, który chce postawić na równi wszystkie wybory moralne i jako jedyną zasadę normującą wprowadzić czysto arytmetyczną zasadę większości, (...) jak gdyby (...) ona sama z siebie (...) gwarantowała dobro jednostek i zbiorowości, jak gdyby większości nie mogły błądzić".
Przekonanie Papieża, że demokracja nie jest dobra sama w sobie, lecz potrzebuje wartości moralnych, a tych dostarczyć może religia, która na zasadzie pozytywnej laickości musi być dopuszczona do uczestniczenia w publicznej dyskusji. Takiej wizji nie może zaakceptować ktoś, komu zależy na uczynieniu z demokracji nietykalnego bożka, by potem w bezwzględny sposób użyć jej we własnej grze o władzę.
Doktryna głosząca, że prawda istnieje i że jest dostępna każdemu człowiekowi czyniącemu użytek z rozumu otwartego na transcendencję. Ta doktryna jest skrajnie niebezpieczna w oczach tych, którzy się starają osiągać swoje cele, kładąc nacisk na interioryzację relatywizmu moralnego, dzięki czemu mogą manipulować sumieniami na wszystkich obszarach - od polityki po gospodarkę.
Równie groźna jest koncepcja, że wolność, by rzeczywiście mogła służyć dobru człowieka, wymaga wsparcia ze strony moralnej odpowiedzialności, która jest oświecona przez wiarę, bowiem jeśli wolność staje się absolutem pozbawionym wartościowania etycznego, prędzej czy później przekształca się w swoje zaprzeczenie, to jest w tyranię czy to na planie indywidualnym, czy społecznym.
Benedykt XVI, potwierdzając podstawowe zasady chrześcijańskiej doktryny (w książce są omówione jeszcze inne "groźne" elementy papieskiego nauczania, np. ekumenizm), staje się zagrożeniem dla tych, którzy nie chcą, żeby człowiek był wolny. Im odpowiada człowiek zniewolony, nie w pełni odpowiedzialny, otumaniony, nieświadomy piękna i umiejętności ludzkiego rozumu, pozbawiony giętkości i zdolności do tworzenia wielkich idei.
Jeśli diagnoza Alda Marii Vallego jest słuszna, nie jest najgorzej. Bo ataki na chrześcijaństwo w tym, co jest jego istotą, świadczą o jego ogromnej sile. Ewangelia od początku była "znakiem sprzeciwu". Gorzej, jeśli opisane, często niesprawiedliwie przesadzone ataki są prowokowane zakłamaniem ludzi Kościoła, grzechami instytucji, która na przykład głosząc wartość ubóstwa - nadmiernie zabiega o bogactwo; głosząc miłość - toleruje wyrządzanie przez jej przedstawicieli krzywd bezbronnym; budując królestwo nie z tego świata - uczestniczy w walkach o całkiem doczesną władzę itd.
Jan Paweł II, wyznając historyczne winy ludzi Kościoła, nie tylko nie zaszkodził Kościołowi, lecz przywrócił mu wiarygodność. Benedykt XVI myśli podobnie. 29 czerwca 2010 r., w uroczystość świętych Piotra i Pawła, powiedział: "W gruncie rzeczy, kiedy pomyślimy o dwóch tysiącleciach historii Kościoła, możemy zauważyć, że - jak przepowiedział uprzednio Pan Jezus - nie brakowało prób dla chrześcijan, a w niektórych okresach i miejscach przybrały one postać prawdziwych prześladowań. One jednak mimo cierpień, jakie powodują, nie stanowią groźniejszego niebezpieczeństwa dla Kościoła. Najgorszą szkodę w istocie wyrządza Kościołowi to, co skaża wiarę i życie chrześcijańskie jego członków i jego wspólnot, naruszając integralność mistycznego Ciała, osłabiając jego moc prorokowania i świadczenia, przysłaniając piękno jego oblicza".