Zmarł Benedykt XVI

Wydawało mu się, że może być jednocześnie subtelnym teologiem i obdarzonym wielką władzą urzędnikiem Kościoła. To przekonanie stało się przyczyną wielu nieporozumień, także wtedy, gdy został papieżem i przyjął imię Benedykt XVI.

31.12.2022

Czyta się kilka minut

Papież Benedykt XVI podczas Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek. Koloseum, Rzym, 6 kwietnia 2012 r.  / /  FOT. Vandeville Eric / Abaca / East News
Papież Benedykt XVI podczas Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek. Koloseum, Rzym, 6 kwietnia 2012 r. / / FOT. Vandeville Eric / Abaca / East News

Nie ja jestem tym przewodnikiem, którego potrzebujecie” – mówił do wiernych zebranych na placu św. Piotra nowo wybrany papież w filmie Nanniego Morettiego. W 2011 r. pomysł reżysera „Habemus Papam” uznano za absurdalny. Dwa lata później rzeczywistość dogoniła fikcję.

Benedykt XVI swoją rezygnację tłumaczył brakiem sił do dalszego pełnienia urzędu. Miał 86 lat – rok więcej niż jego poprzednik, Jan Paweł II, w chwili śmierci. Może nie chciał, by Kościół kolejny raz przeżywał dramat choroby i agonii papieża. Może nie chciał fundować mu po raz wtóry chaosu i rządów kurii. A może po prostu się poddał.


PAPIEŻ BENEDYKT XVI: CZYTAJ WIĘCEJ W SPECJALNYM SERWISIE >>>


Wybrał nieznaną dotąd rolę papieża emeryta, którą sam dla siebie napisał – w pośpiechu i z naiwną wiarą, że może być drugoplanowa i ukryta. Na swojej ostatniej audiencji generalnej tłumaczył: „Nie mam już władzy rządzenia w Kościele, ale w posłudze modlitwy zostaję, że tak powiem, w zagrodzie św. Piotra”.

Na bawarskiej wsi

„Jestem jak stary rolnik z Bawarii, który przekazał gospodarstwo synowi, zrzekł się na niego wszystkich swoich praw i zamieszkał w Austrag-Haus” (małym domku leżącym w obrębie zagrody) – mówił jesienią 2018 r. Peterowi Seewaldowi (wywiad ukazał się w opublikowanej dwa lata później książce „Benedykt XVI. Życie”).

Na bawarskiej wsi spędził dzieciństwo. Jego ojciec był wiejskim żandarmem, matka kucharką. Rodzina często się przeprowadzała – ojcu nie po drodze było z nową władzą, więc by nie wchodzić w konflikty z jej zwolennikami, wolał co jakiś czas zmienić miejsce pracy i zamieszkania. Wyrywane z rówieśniczego środowiska rodzeństwo – Maria (ur. 1921), Georg (1924) i Joseph (1927) – mogło liczyć tylko na siebie. Do końca życia byli ze sobą mocno związani: Maria nie wyszła za mąż i opiekowała się swym najmłodszym bratem – księdzem, biskupem, kardynałem – aż do swej śmierci w 1991 r. Georg został księdzem tego samego dnia, co Joseph, i był dla niego do końca „duchowym przewodnikiem”. Gdy pod koniec życia oślepł i opadł z sił, 93-letni papież emeryt raz jedyny opuścił swoje miejsce odosobnienia i pojechał do Ratyzbony, by pożegnać się z bratem.


Józef Majewski o Benedykcie XVI: Pragnął przyhamować Kościół, rozpędzony po Soborze Watykańskim II, rozdyskutowany, w ogniu sporów, po omacku szukający nowych dróg dla siebie i do świata. Papież z Niemiec pragnął dać Kościołowi czas do zadumy i namysłu. Dlatego szybko postawił na liturgię, na nowe odczytanie istoty soborowych reform. I równie szybko okazało się, że ściągnął na Kościół nowe burze.


 

Wiejskie kościoły były miejscem pierwszych fascynacji Josepha liturgią. Zapamiętał szczególnie nabożeństwa Wielkiej Soboty – „Misterium światła” – gdy opadały ciemne zasłony, a wnętrze świątyni rozświetlały promienie słońca. Łacińskie obrzędy mszy śledził z niemieckim mszalikiem w ręku. Dziecięce doznania, potem pogłębione studiami i refleksją teologiczną, zaważyły na jego stosunku do „najczystszej starożytnej liturgii rzymskiej”, którą należy zachować i pieczołowicie pielęgnować. Jej piękna nie traktował tylko w kategoriach estetycznych. Była dla niego widzialnym znakiem piękna Boga. Nie ukrywał, że posoborowa „rewolucja” przyniosła więcej szkód niż pożytku, a w kryzysie liturgii widział jedno ze źródeł kryzysu całego Kościoła.

Gdy zostanie papieżem, zezwoli na powrót do mszy trydenckiej. Zdejmie też ekskomunikę nałożoną na posoborowego schizmatyka abp. Lefebvre’a i jego zwolenników, nałożoną przez Jana Pawła II.

Z drugiej strony wojny

„Po tym, jak Hitler ze Stalinem brutalnie rozgromili Polskę, zrobiło się spokojnie” – napisze we wspomnieniach z czasów szkolnych. Po przejściu ojca na emeryturę zamieszkali w domu niedaleko Traunstein. Tam dwa lata chodził do gimnazjum klasycznego, po czym przeniósł się, za namową proboszcza, do niższego seminarium. Trudno było mu przywyknąć do życia w internacie – był nieśmiały, lubił spokój i ciszę, nie radził sobie z ćwiczeniami fizycznymi, nie potrafił skupić się w dużej, wspólnej sali, gdzie 60 chłopców odrabiało zadania. Po ataku Niemiec na Związek Radziecki, gdy z frontu zaczęły przyjeżdżać transporty z rannymi, a internaty zamieniono w szpitale, wrócił do domu i starego gimnazjum.

Zapisano go – jak wszystkich chłopców – do Hitlerjugend. Przeszedł szkolenie wojskowe, z całą klasą bronił fabryki BMW i zakładów lotniczych przed alianckimi atakami (choć on – jak zapewniał – był w drużynie pomiarowej i nie musiał strzelać). Potem budował zasieki na granicy z Węgrami, a na sam koniec wojny trafił do piechoty, w której zdążył jedynie nauczyć się równo maszerować w takt wojskowej orkiestry. Po śmierci Hitlera zdezerterował, na krótko trafił do obozu jenieckiego, aż wreszcie, pod koniec czerwca 1945 r., wrócił do domu. Po wakacjach rozpoczął naukę w wyższym seminarium diecezjalnym we Fryzyndze.

Nauka w służbie Kościoła

„Kościół jest mądrzejszy ode mnie i bardziej ufam jemu niż swojej wiedzy” – te słowa ks. prof. Gottlieba Söhngena, profesora teologii i mentora, stały się seminaryjnym mottem Josepha Ratzingera. Padły nie z byle powodu – Söhngen był przeciwny dogmatowi o Wniebowzięciu Matki Bożej i tak odpowiadał na pytanie, co będzie, jeśli Pius XII postawi jednak na swoim i nie posłucha opinii teologów. U progu kapłańskiej drogi Ratzinger zrozumiał, że teologia – nawet uprawiana krytycznie – ma być posłuszna nauczaniu Kościoła.

Po dwuletnim kursie filozofii we Fryzyndze przeniósł się na wydział teologiczny uniwersytetu w Monachium. Jego praca „Lud i Dom Boży w doktrynie kościelnej św. Augustyna”, napisana na ostatnim roku studiów, zajęła pierwsze miejsce w konkursie teologicznym i przyjęto ją jako przyszłą rozprawę doktorską. Po przyjęciu święceń kapłańskich (1951) zaczął przygotowanie do egzaminów. Tytuł doktora teologii uzyskał dwa lata później.


CZYTAJ TAKŻE

RATZINGERA DZIEŁA NIE WSZYSTKIE. Napisanie biografii osoby, która działa w kilku epokach, jest niezmiernie trudne. Tym bardziej, jeśli życie bohatera nie jest zamkniętą księgą >>>


Był przekonany, że z habilitacją pójdzie mu równie gładko. Pewny awansu, przyjął nawet zawczasu posadę profesora i służbowe mieszkanie. Jednak tym razem rada wydziału odrzuciła jego rozprawę (o Objawieniu w dziełach św. Bonawentury), twierdząc, że nie spełnia kryteriów naukowych. Czasu na pisanie pracy od nowa już nie miał. By ratować karierę, etat i mieszkanie, stworzył wersję opartą jedynie na trzecim rozdziale, do którego recenzenci mieli najmniej zastrzeżeń. Licząca zaledwie 200 stron rozprawa została przyjęta, a habilitacja obroniona.

Dojrzewanie i poglądy

„To nie ja się zmieniłem, ale oni” – tak w pierwszym wywiadzie po objęciu Kongregacji Nauki Wiary odpowiedział na pytanie o najbardziej postępowych teologów, do grona których i on przez pewien czas należał, tworząc krytyczne wobec Watykanu czasopismo „Concilium”.

Etykietkę „teologa liberalnego” przypięto mu (uważał, że bezzasadnie) podczas pierwszej sesji Soboru Watykańskiego II, na którą pojechał jako doradca kard. Josepha Fringsa z Kolonii. Szybko włączono go do grona ekspertów soborowych. Miał 35 lat i był – wraz z Hansem Küngiem – najmłodszy w tej grupie (złośliwie nazywanej „teologicznymi nastolatkami”). Gdy przedstawił swą pierwszą, krytyczną opinię nt. projektu konstytucji o objawieniu Bożym, uznano go za radykała, choć on twierdzi, że zastrzeżenia miał głównie do języka, a nie treści dokumentu.


CZYTAJ WIĘCEJ

ARCHIWALNA ROZMOWA Z KARD. JOSEPHEM RATZINGEREM: Jesteśmy wezwani do pójścia w świat i głoszenia Chrystusa, sprzeciwiania się złu i umacniania dobra. Zrozumienie tych zadań i rozszerzanie dostępu do chrześcijaństwa jest niezwykle ważne i nigdy nie pozwala być zadowolonym z nielicznych wspólnot. Ale z drugiej strony, jak już mówiłem, nie trzeba od razu spoglądać do statystyk.


W twierdzeniu, że nie zmienił poglądów, jest sporo przesady. W 1962 r. postulował (wspólnie z Karlem Rahnerem), by papieża wybierali wszyscy biskupi i by Watykan miał obowiązek konsultowania z nimi każdej ważnej decyzji. W 1970 r. podpisał apel o rozpoczęcie dyskusji o celibacie – uważał, że w niedalekiej przyszłości powinno się święcić żonatych mężczyzn. W 1972 r. dowodził, że w tradycji Kościoła można znaleźć argumenty za dopuszczeniem – w pewnych okolicznościach – osób rozwiedzionych do komunii (modyfikacji tego tekstu dokonał już po swojej rezygnacji, w grudniu 2014 r., niewątpliwie w reakcji na burzliwą dyskusję, jaka odbyła się dwa miesiące wcześniej podczas synodu biskupów, a której efektem była późniejsza adhortacja papieża Franciszka „Amoris laetitia”).

Z drugiej strony już od połowy lat 60. Ratzinger coraz głośniej krytykował środowisko, z którym go łączono. Uważał, że wielu jego kolegów po fachu manipuluje nauką Kościoła, dopasowuje poglądy do zmieniających się mód i oczekiwań, rozmywa tożsamość chrześcijańską. Martwił go chaos, jaki zapanował na Soborze i wokół niego, przez co wiele osób dochodziło do wniosku, że wszystko – także w nauce Kościoła – podlega rewizji.

Z redakcją „Concilium” rozstał się na dobre w 1972 r., gdy przeszedł do nowego, bardziej wyważonego czasopisma teologicznego – „Communio”.

Burzliwe naukowe lata

„Wśród wolności, do których w swojej walce dążyła rewolucja roku 1968, była powszechna wolność seksualna, która nie uznawała żadnych norm” – pisał papież emeryt w kwietniu 2019 r., widząc w wydarzeniach sprzed pół wieku początek kryzysu w Kościele (w tym tego najnowszego i najgłośniejszego – seksualnego wykorzystywania nieletnich) i przyczynę moralnego oraz intelektualnego upadku zachodniego społeczeństwa. To wtedy – mówił – odrzucono prawo naturalne, zaczęto relatywizować etykę, podważać tradycyjne wartości, jak małżeństwo i rodzinę. Rewolucja ‘68 dotknęła go osobiście, stając się ważną cezurą w jego życiu.


PAPIEŻ BENEDYKT XVI: CZYTAJ WIĘCEJ W SPECJALNYM SERWISIE >>>


W ciągu pierwszych 10 lat profesury czterokrotnie zmieniał miejsce pracy (Fryzynga, Bonn, Münster i Tybinga), co często miało związek ze złą atmosferą na uczelni, konfliktami personalnymi i coraz większym upolitycznieniem uniwersytetów, które stawały się rozsadnikami radykalnych prądów. Rok 1968 zastał go w Tybindze, gdzie był dziekanem wydziału. I choć dotychczas potrafił rozmawiać z każdym, niezależnie od poglądów, a podczas wykładów odwoływał się nawet do myśli marksistowskiej, odnajdując w niej chrześcijańskie elementy, teraz stał bezradny wobec rewolucyjnej, wiecowej i nieuwzględniającej racjonalnych argumentów retoryki. Ekscesy, w których widział oznaki „ateistycznego totalitaryzmu”, nie ominęły wydziałów teologicznych, gdzie dodatkowo dochodziło do przypadków profanacji i bluźnierstw.

Z ulgą przeniósł się do spokojniejszego ośrodka, jakim była Ratyzbona. Tam osiadł na dłużej (1969-1976), zamieszkał z siostrą we własnym domu z ogródkiem, blisko brata, który był dyrektorem katedralnego chóru. Wcześniejszych lat nie uważał za stracone (ich owocem było choćby słynne „Wprowadzenie do chrześcijaństwa”, wydane w 1968 r. i przetłumaczone na 17 języków), ale dopiero na ratyzbońskiej uczelni zrodziło się w nim poczucie, że osiągnął „własną wizję teologiczną”.

Proroctwo i Kościół

„Z dzisiejszego kryzysu wyłoni się Kościół, który straci wiele. Zostaną nieliczni i trzeba będzie zaczynać od nowa, niemal od początku. Nie będzie już w stanie utrzymywać budynków, które pobudował w czasach dostatku. Za zmniejszeniem liczby wiernych pójdzie utrata większości przywilejów społecznych. Rozpocznie na nowo – od małych grup, ruchów i mniejszości, które postawią wiarę w centrum swego doświadczenia. Będzie Kościołem bardziej duchowym, który sobie nie przypisuje żadnego mandatu politycznego i nie flirtuje ani z lewicą, ani z prawicą. Będzie Kościołem ubogim i dla ubogich. Wtedy ludzie zobaczą, że ta mała trzódka wierzących to coś zupełnie nowego: odkryją w niej nadzieję i odpowiedź, jakiej zawsze w skrytości serca szukali”.

To jedne z najbardziej znanych słów ks. Josepha Ratzingera. Wypowiedział je 24 grudnia 1969 r. na antenie radia Hessian Rundfunk. Wiele osób uważa, że proroctwo właśnie się spełnia.

Kardynał pancerny

Ratyzbońska sielanka skończyła się po siedmiu latach. W maju 1977 r. został biskupem rodzinnej diecezji Fryzynga-Monachium, miesiąc później – kardynałem. Był jednym z najmłodszych elektorów podczas podwójnego konklawe w 1978 r. Nie wiadomo, jak głosował w październiku, ale z Wojtyłą znał się dobrze – korespondowali od kilku lat, przysyłał mu do Krakowa teologiczne nowości wydawnicze. Polski papież będzie chciał go mieć w Watykanie. Pierwszą propozycję – objęcia Kongregacji ds. Wychowania – Ratzinger odrzuci. Stanowisko prefekta Kongregacji Nauki Wiary, strażnika katolickiej doktryny, przyjmie w 1982 r. i pozostanie na nim przez niemal ćwierć wieku. Żadnego innego w swym życiu nie sprawował tak długo.


CZYTAJ TAKŻE

DOKTRYNOZAUR BEZ PANCERZA. ROZMOWA Z JOHNEM L. ALLENEM JR, WATYKANISTĄ: Benedykt XVI nie jest papieżem politycznym. Interesuje go co innego: chciałby odcisnąć swoje piętno na współczesnej kulturze, pozostawić ślad na wiele dekad >>>


Był człowiekiem „z zewnątrz” – nie miał związków z papieską kurią, nigdy nawet nie studiował w Rzymie. Nominację przyjął w przekonaniu, że pozostanie przecież teologiem, odpowiadającym za rozwój doktryny, strzegącym jej przed skrzywieniem i nieufającym innym teologom. „Nie od dziś zdumiewa mnie ich zręczność, gdy upierają się przy dokładnej odwrotności tego, co zostało w sposób jasny ujęte w dokumentach” – mówił w pierwszym wywiadzie po mianowaniu.

Stał się symbolem doktrynalnej surowości pontyfikatu Jana Pawła II. Nie we wszystkim zgadzał się z Wojtyłą (np. w kwestiach liturgii czy ekumenizmu, bojkotując niemal ostentacyjnie pierwsze międzyreligijne spotkanie w Asyżu w 1986 r.), ale dobrze się z nim rozumiał. Nazywano go „pancernym kardynałem”. Leonardo Boff, brazylijski teolog wyzwolenia, mówił mi: „Ponad 110 teologów zostało skazanych, złożonych z katedr uniwersyteckich czy też ukaranych w inny sposób. Jeden z nich, znakomity teolog europejski, potępiony bez słowa wyjaśnienia, był tak przygnębiony, że myślał o samobójstwie”. Również Boff stracił pracę na katolickiej uczelni, ukarany zakazem nauczania. Ale – opowiadając „Tygodnikowi Powszechnemu” o swoich spotkaniach z Ratzingerem, czy to podczas redagowania „Concilium”, czy na przesłuchaniu w Watykanie – nie ukrywał, że rozmowy te zawsze były fascynujące. Błyskotliwa inteligencja, wiedza, precyzja wypowiedzi, a do tego delikatność, uprzejmość, niemal nieśmiałość, i umiejętność słuchania – to cechy, które czyniły z Ratzingera czarującego i wyrozumiałego rozmówcę. Decyzje zapadały później.


CZYTAJ TAKŻE

BENEDYKT XVI: Z WOLNOŚCIĄ REZYGNUJĘ >>>


Wydawało mu się, że może być jednocześnie subtelnym teologiem i obdarzonym wielką władzą reprezentantem urzędu Kościoła. To przekonanie stało się przyczyną wielu nieporozumień, także wtedy, gdy został papieżem. Kiedy podczas wizyty w Niemczech zacytował słowa średniowiecznego, bizantyjskiego cesarza, oskarżające Mahometa i jego wyznawców o „wszystkie rzeczy złe i nieludzkie”, wybuchł skandal. Później wiele razy musiał tłumaczyć, że jego przemowa była naukowym wykładem, a nie stanowiskiem papieża. Na pytanie, dlaczego nie pokazał jej watykańskim specjalistom od islamu, odpowiedział z rozbrajającą szczerością: „Żaden niemiecki profesor nie daje nikomu swoich wykładów do sprawdzenia”.

Przechodząc na emeryturę, myślał, że znów będzie po prostu teologiem. Tymczasem niemal każdą jego publiczną wypowiedź (a było ich kilkadziesiąt) odbierano jako wystąpienie za lub przeciw urzędującemu papieżowi. I choć zapewniał o lojalności wobec następcy i powściągał swoje naukowe i publicystyczne zapędy, jego słowa co rusz były wykorzystywane w wewnątrzkościelnych rozgrywkach – najczęściej przez antyfranciszkową opozycję.

Dobre imię Kościoła

„Ile brudu jest w Kościele, i to właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego!” – mówił kard. Ratzinger w Wielki Piątek 2005 r. podczas Drogi Krzyżowej w Koloseum, ostatniej za życia Jana Pawła II.

Kto inny mógł wiedzieć o „kościelnym brudzie” lepiej niż prefekt Kongregacji Nauki Wiary? Od czterech lat na jego biurko trafiały wszystkie doniesienia o seksualnym wykorzystywaniu nieletnich przez księży (wcześniej tego typu przestępstwa rozpatrywały, bądź nie, sądy biskupie). Ale kongregacja, która szybko i skutecznie umiała zareagować na każde nieprawowierne nauczanie, sprawy o przestępstwa seksualne prowadziła powoli, wręcz opieszale. Gdy belgijska policja weszła w 2010 r. na obrady konferencji episkopatu, by przeszukać telefony i komputery biskupów, prefekt Ratzinger zaprotestował od razu. Na jego reakcję w sprawie pedofilskich afer w Irlandii, USA czy Niemczech trzeba było czekać latami.

Długoletnia bezkarność takich wysoko postawionych przestępców w sutannach, jak ks. Marcial Maciel Degollado czy kard. Hans Hermann Groër, jest najbardziej bulwersującym przykładem tej opieszałości. A tłumaczenie, że „wygrała druga partia”, kompromitują Ratzingera jako prefekta najważniejszej kongregacji. Wprawdzie jako papież ukarał Maciela suspensą i zakazem działalności publicznej (Groër zmarł wcześniej), ale jednocześnie nie zgodził się na jego proces kanoniczny: seryjny pedofil spokojnie dokończył żywota na Florydzie, pod opieką partnerki i córki, wizytując – dopóki starczało mu sił – klasztory założonego przez siebie zgromadzenia.

Po 24 latach pracy w kurii Ratzinger był przesiąknięty jej myśleniem. Problemy Kościoła chciał rozwiązywać własnymi siłami i dyskretnie (gdy w 2001 r., jeszcze jako prefekt, ogłaszał nowe, zaostrzone przepisy walki z pedofilią, nie omieszkał przypomnieć o tajemnicy papieskiej, obowiązującej wszystkich uczestników postępowania, w tym poszkodowanych).


CZYTAJ TAKŻE

KLUCZ DO BENEDYKTA. ROZMOWA Z KS. PAULEM M. ZULEHNEREM: Benedykt XVI prowadzi krytyczną dysputę z nowoczesnym światem, który postrzega tak bardzo pesymistycznie, że zdaje się nie dostrzegać jego pozytywnych stron >>>


Dziś wiemy, że brud w Kościele znał nie tylko z dokumentów. Opublikowany na początku 2022 r. raport kancelarii adwokackiej Westpfahl Spilker Wastl, badającej przypadki seksualnego wykorzystywania nieletnich w diecezji monachijskiej w latach 1945-2019, wykazał, że także kard. Ratzinger bardziej troszczył się o dobre imię Kościoła i nawrócenie grzeszących księży niż o ofiary. W raporcie szczegółowo opisano przypadek ks. Petera H., którego przyjął do swej diecezji, choć ciążyły na nim oskarżenia (i rozpoczęty proces) o czyny pedofilskie. Do raportu dołączone było 80-stronicowe memorandum papieża emeryta, w którym zapewniał o swojej niewinności – miał nie znać przeszłości Petera H. i nie brać udziału w posiedzeniu rady diecezji, na której rozpatrywano jego prośbę o przyjęcie. Co jednak okazało się niezgodne z prawdą. Benedykt XVI przeprosił za to „przeoczenie” autorów memorandum, a dwa miesiące przed śmiercią zgodził się nawet na udział w procesie cywilnym, jaki jedna z ofiar Petera H. wytoczyła dwóm diecezjom i stojącym na ich czele biskupom. Zeznanie miał przesłać do sądu w Traunstein do lutego 2023 r.

Ostatni papież

„Módlcie się, abym umiał coraz mocniej kochać swoją owczarnię. Módlcie się, abym nie uciekł w strachu przed wilkami” – prosił wiernych podczas inauguracji swego pontyfikatu 24 kwietnia 2005 r. Trudno było nie wrócić do tych słów, kiedy po ośmiu latach składał urząd. Mówiono, że powodem rezygnacji były skandale, których ciężaru nie mógł udźwignąć (pedofilskie i finansowe), i całkowita utrata kontroli nad kurią.


CZYTAJ TAKŻE

CZYM JEST WIARA. ROZMOWA Z BENEDYKTEM XVI: Znakiem czasów jest dla mnie coraz bardziej dominująca idea miłosierdzia Bożego. Począwszy od siostry Faustyny, której wizje odzwierciedlają współczesne pragnienie Bożej dobroci >>>


Zaprzeczył temu we wspomnianym na początku wywiadzie z Seewaldem. Zapewniał swego rozmówcę, że przyczyna odejścia była o wiele głębsza. W rozmowie padają smutne słowa, pokazujące słabość i zniechęcenie 91-letniego wówczas starca, który ze smutkiem przyznaje, że chrześcijaństwo przegrywa dziś z nową religią, którą stworzyło sobie nowoczesne społeczeństwo. Nowa „wiara” wyklucza wszystkich, którzy nie akceptują jej zasad, takich jak aborcja, in vitro czy homoseksualne małżeństwa i rodziny. Jest zwycięstwem relatywizmu, egoizmu i banalizowania zła. On, papież, uznał, że nie miał już sił, by prowadzić Kościół w czasach „światowej dyktatury ideologii pozornie humanistycznych”, kierować tonącą łodzią, „która nabiera wody ze wszystkich stron”.

To najważniejszy powód. Bo Kościół, jeśli przetrwa, to nie w świecie papieża Benedykta. Odradza się gdzie indziej  – w Afryce, Ameryce Południowej czy w Azji. Może dlatego wolał oddać ster komuś, kto je bardziej rozumie. Chrześcijaństwo europejskie, zachodnie, które on znał i kochał – upadło. A on był jego ostatnim papieżem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej