Ciało i litera

Zanim wyjechała do Berlina Zachodniego, stanęła naga w nielegalnej łódzkiej galerii, wymawiając po kolei głoski składające się na słowo "Solidarność", a po każdej odbijała ślad ust na białym kartonie. To był jej hołd dla ruchu.

31.08.2010

Czyta się kilka minut

Ewa Partum - jedna z pierwszych artystek feministycznych w Polsce, prekursorka rodzimego body artu, sztuki poczty czy działań w przestrzeni publicznej - została ostatnio doceniona, może nawet stała się modna. Stało się tak przede wszystkim dzięki wystawom w gdańskim Instytucie Sztuki Wyspa i warszawskiej Królikarni, w 2006 r.

A przecież radykalizm i konsekwencja jej postawy artystycznej objawiły się już na początku lat 70., kiedy - ukończywszy Wydział Grafiki i Malarstwa warszawskiej ASP - włączyła się w nurt neoawangardy. Punktem wyjścia stała się dla niej poezja wizualna. W 1971 r. artystka rozsypała 24 litery alfabetu łacińskiego, wycięte z białego brystolu, w przestrzeni warszawskiego Biura Poezji. Wycieraczkę przed drzwiami wysmarowała klejem - tak, że każdy wychodzący wynosił którąś z nich na butach. W tym samym roku w przejściu podziemnym rozsypała litery, które pierwotnie składały się na fragment "Ulissesa" Joyce’a. Każdy mógł z nich zbudować nowe, indywidualne sensy. W sposób czysto fizyczny…

Litery miały też znaczenie w filmach, które rejestrowała na taśmie 8-milimetrowej. Oglądamy w nich artystkę bawiącą się kartonikami pod bezlistnymi jeszcze, wczesnowiosennymi drzewami, zrzucającą je ze stromej skarpy albo do morza. Nieważne, czy ktoś widział te akcje bezpośrednio, czy nie. Wszak, jak zwracała uwagę Ewa Partum w rozmowie z Elżbietą Żmudą, "dla sztuki konceptualnej nie jest tak istotne, czy ma widza, czy nie. (...) Artysta sam określa się poprzez swą pracę, a nie przez to, że ktoś to zobaczył. Moja sztuka to są akty myśli, albo inaczej, akt myśli jest aktem sztuki".

Jednocześnie zdawała sobie sprawę z pomijania kobiet w artystycznych manifestacjach. Kiedy w 1992 r. odbywała się w Berlinie wystawa pt. "Polska Awangarda 1930-90", pokazano na niej prace jednej tylko kobiety - Katarzyny Kobro. Ewa Partum w geście protestu rozdawała wśród publiczności koperty, w których znalazła się informacja, że "polskie artystki awangardowe mają swoją wielką szansę dopiero jako zwłoki".

Redefinicja kobiecości stała się ważnym tematem jej twórczości znacznie wcześniej. Już w 1974 r. z pomocą zawodowej charakteryzatorki postarzyła połowę swojej twarzy. Projekt ten rozwinęła w latach 1978-79 pod hasłem "Zmiana. Mój problem jest problemem kobiety". W łódzkiej galerii Art Forum Partum postarzyła już nie tylko połowę twarzy, ale połowę ciała, ogłaszając je obiektem sztuki.

Na wystawie "Samoidentyfikacja" w 1980 r. pokazała fotomontaże, na których jej akty wpisane zostały w codzienność PRL-owskiej, warszawskiej ulicy. Sama autorka pojawiła się na wernisażu nago.

Grzegorz Dziamski pisał o tamtym wydarzeniu: "W 1980 r. nie istniał w Polsce rozwinięty dyskurs feministyczny, nie można więc było »okryć« nagości artystki żadnym teoretycznym komentarzem (...). Polska krytyka mogła powiedzieć o akcji Ewy Partum tyle samo, co starsza pani mijająca uliczną kolejkę lub kierująca ruchem milicjantka z wystawionych w galerii fotomontaży". Rok później artystka zrealizowała w "Dziekance" parodystyczną instalację "Stupid woman": weszła do galerii ubrana jedynie w świecące lampki, śpiewała "być piękną, pięknie pachnieć, być miłą...", całowała mężczyzn, pytała, czy im się podoba.

Feministyczny wymiar miało także jej artystyczne pożegnanie z Polską. Tuż przed wyjazdem zrealizowała w podziemnej galerii w Łodzi akcję artystyczną pt. "Hommage dla Solidarności" (którą potem powtórzyła w Berlinie): naga, wymawiała po kolei głoski składające się na słowo "solidarność" i odciskała ślad ust na białym kartonie.

Tu pojawia się najważniejsze może pytanie, dotyczące sztuki polskiej lat 80. Do tej pory bowiem w poświęconym jej dyskursie pojawiała się głównie sztuka z klasztornych krużganków oraz młodzi-dzicy z "Gruppy". Może przykład Ewy Partum wskazuje jeszcze inną drogę?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Kobiety Solidarności (36/2010)