Ciąg dalszy nastąpi

Bp Grzegorz Ryś, przewodniczący Zespołu Episkopatu ds. Nowej Ewangelizacji: Tu się wydarzyło coś, co jest z Boga. Ludzie poszli do spowiedzi, na mszę, doświadczyli dobrego obrazu Kościoła. To się stało i to w nich zapadnie.

01.08.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Janek Skarżyński / AFP / EAST NEWS
/ Fot. Janek Skarżyński / AFP / EAST NEWS

PIOTR SIKORA: Pierwsze spotkanie Franciszka z młodzieżą pod oknem. Oni wiwatują, że się na niego wreszcie doczekali, a on ich prosi, by byli cicho, i mówi im o śmierci. Czy to dobry początek radosnego święta wiary?

BP GRZEGORZ RYŚ: Bardzo dobry. Mówiono o tych młodych, że są radośni, jakby ta radość była czymś oczywistym i samorodnym. Wszyscy zdumieni, bo młodzież taka radosna, w tej radości zjednoczona, jakby przekroczyła wszystkie granice. Taka po prostu cecha młodości, więc to jakby „nie pasuje” do Światowych Dni Młodzieży. Tymczasem młodzi nie przyjechali tu po to, by się radować, tylko by się spotkać z Chrystusem. Papież zwołał ich do Krakowa i do Polski nie po to, by im dać dwa tygodnie radości w tańcu i śpiewie, ale żeby im dać doświadczenie tego, co ciągle nazywał życiem pełnym. A pełnia życia pokazuje się także wtedy, kiedy mierzy się ono z najtrudniejszymi próbami, takimi jak śmierć kogoś bliskiego. Poza tym chodziło jeszcze o to, że papież pokazywał życie młodego człowieka, które okazało się summa summarum sensowne. Oczywiście, w kategoriach płaskich niemal bezsensowne, bo chłopak pracował przy czymś, czego nie doczekał. Natomiast w kategoriach wiary sensowne od początku do końca. Sensowne w kluczu, który Franciszkowi jest bardzo bliski, tzn. dobra, które jest czynione bezinteresownie, pokornie i nie musi być od razu wynagrodzone – ktoś powie: namęczył się i zmarł na raka w młodym wieku.

Ale używanie kategorii wiary nie zawsze daje poznanie sensowności. Papież dwa dni później, w piątek, też z okna, mówił o cierpieniu dzieci, że nie ma na nie odpowiedzi. Ktoś mógłby spytać: co to za nauczyciel Kościoła powszechnego, który mówi młodzieży, że nie ma odpowiedzi?

To jest świetny nauczyciel. Bo nieraz znacznie ważniejsze jest postawienie dobrego pytania. Tym bardziej że są ważne pytania, których ludzie w ogóle sobie nie stawiają, a nawet przed którymi chcą uciec albo przywalić pseudoodpowiedziami, żeby tylko to pytanie ich nie drążyło. Zaś w kwestii cierpienia nie ma łatwych odpowiedzi, a już na pewno nie ma odpowiedzi na to, dlaczego ktoś konkretny cierpi, dlaczego dziecko wylądowało w szpitalu z rozpoznaniem nowotworu. Gdyby Franciszek usiłował na to odpowiadać, postawiłby się ponad Panem Jezusem i objawieniem. Natomiast on dał odpowiedź inną – co człowiek może z tym zrobić. Bo zderzając się z tajemnicą i niezrozumieniem możemy jednak coś zrobić: możemy być „przy…”, być blisko. Młodzi nie są naiwni. Dostałem największe brawa w czasie trzech dni katechez wtedy, kiedy powiedziałem: „nie wiem”. To były szczere oklaski masy młodych ludzi, którzy się ucieszyli, że biskup potrafi odpowiedzieć „nie wiem”. Obiecałem pytającej osobie, że dowiem się, wziąłem od niej maila i prześlę jej odpowiedź.

A jak te katechezy, które mówili biskupi, miały się do tego, co mówił Franciszek? Czy one były zharmonizowane pod kątem tematycznym?

Katechezy miały wyznaczone tematy przez Papieską Radę ds. Świeckich, która ostatecznie jest organizatorem ŚDM, a więc w jedności z Franciszkiem. Wszystkie obracały się wokół tematu miłosierdzia. Pierwsza: że nasz czas jest czasem miłosierdzia, druga: daj się dotknąć Bożemu miłosierdziu, trzecia: Panie, uczyń mnie narzędziem swego miłosierdzia. Te tematy są zapisane językiem Franciszka i związane z jego przepowiadaniem miłosierdzia – to dobrze się sprawdziło, młodzi reagowali bardzo żywo, zadawali wiele pytań.

Jakie pojawiały się najczęściej?

Młodzi stawiają pytania, które słyszą wokół siebie w mediach i życiu publicznym. Wracał więc oczywiście temat uchodźców: „czy i jak ich przyjąć do domu”. Młodzi stawiali pytania tak, jak je słyszą w naszych mediach i życiu publicznym: „czy ja nie mam prawa do obrony?”, „czy miłosierdzie oznacza naiwność?”. Natomiast niezależnie od tego, jakie te pytania były, ludzie naprawdę słuchali odpowiedzi. A to ważne, bo – mam wrażenie – w dyskursie publicznym w Polsce mało kto słucha odpowiedzi. Pytania wiszą, każdy je kopiuje i wkleja, natomiast nie widać, by miał ochotę posłuchać odpowiedzi. A oni autentycznie słuchali. Oczywiście były też inne pytania, niejednokrotnie bardzo osobiste. Wiele z nich dotyczących życia modlitwy – to bardzo pocieszające. Te katechezy były potrzebne, bo z setek i tysięcy młodych ludzi czyniły Kościół. Kiedy Franciszek ich spotykał, nie spotykał anonimowego tłumu, lecz zgromadzenie. To bardzo ważne.

W jaki sposób katecheza z tłumu robi Kościół?

To nie były same katechezy. Przed katechezą była modlitwa – w różnej formie, zależy kto towarzyszył biskupowi i animował spotkanie, czy na przykład wspólnota Emmanuel, czy skauci. Po nich cykl pytań i odpowiedzi, adoracja (choćby krótka), potem Eucharystia, później wspólny posiłek. I tak przez trzy dni w tej samej grupie (zmieniali się tylko biskupi). Widać, że jakaś „chemia” się rodziła.

Ale to byli ludzie z różnych miejsc?

Tak, choć mówiący tym samym językiem – nie da się prowadzić tłumaczenia symultanicznego w trzystu punktach.

A kontakty międzynarodowe? Sporo się bowiem mówiło, że było to doświadczenie powszechności Kościoła, spotkanie z ludźmi z innych krajów.

Takie kontakty były poza katechezami. Najwięcej ich mieli wolontariusze. Ale i pozostali – podczas wydarzeń głównych i tu wszędzie, na ulicach. Ja mieszkam na Rynku – to, co tu się działo, to było niewyobrażalne.

Wróćmy jeszcze do słów Franciszka. W homilii podczas mszy na rozesłanie ostrzegał młodych: „będą się z was śmiali, że jesteście naiwni, że to utopia”…

Będą w dobrym towarzystwie…

Jak tę naiwność pogodzić z mądrością, która też jest przymiotem Boga?

Papież nie mówił, że to jest utopią, lecz że będą o utopijność oskarżani przez tych, którzy nie mają ochoty w to wejść lub nie mają doświadczenia, które by ich do tego popchnęło. Jeśli się kogoś chce zneutralizować, to najłatwiej mu przypiąć łatę, choćby człowieka odrealnionego – co oczywiście nie musi być prawdą. Ważna odpowiedź padła też na spotkaniu z wolontariatem.

Papież im mówił, że będą nadzieją na przyszłość pod warunkiem, że będą mieć pamięć i że będą odważni. Bycie ewangelicznym to nie jest bycie nierozumnym. Ale wezwanie do radykalnego miłosierdzia jest wezwaniem, które przekracza prostą ludzką racjonalność. To jest wezwanie do tego, że jak jesteś owcą, to nie chcesz być wilkiem. Młodzi pytają, czy mają prawo się bronić. Mają prawo, obrona jest racjonalna…

A papież mówi, że odpowiedzią na terroryzm ma być oferta przyjaźni…

…i braterstwo. Naiwność, tak?

?

Nie. Jest dokładnie odwrotnie. Naiwność jest ukryta w myśleniu, że odpowiedzią na terroryzm jest terroryzm, na przemoc – przemoc. To jest skrajna pomyłka, ku której wszyscy jesteśmy kuszeni. Dorothy Day pisała, że pieniądze wydane na jedno dzieło charytatywne bardziej zapewniają nam bezpieczeństwo w życiu społecznym niż znacznie większe sumy wydane na zbrojenia. Bo te pierwsze docierają do faktycznej przyczyny podziałów czy oskarżeń. Te drugie nie – i one niczego nie załatwiają. Papież kilkakrotnie mówił w czasie tych dni o wojnie (zaczął już w samolocie), i za każdym razem mówił wyraźnie, o jaką wojnę chodzi. Nas, biskupów, także przekonywał, że przyczyną wojny jest wyłącznie bałwochwalstwo pieniądza w świecie. Nic innego – podkreślał to wiele razy. To nie jest wojna między kulturami, między religiami. To jest wojna spowodowana „bałwochwalstwem pieniądza” – użył takiego obrazu. Mówił nam, biskupom, jaki jest procent bezrobotnych wśród młodych, w którym miejscu świata – i stwierdzał, że źródłem tego bezrobocia jest ekonomia, która jest skoncentrowana wyłącznie na zysku. A konsekwencje bezrobocia młodych ludzi są dramatyczne. My zaś mamy prawie idolatryczną wiarę w wartość rynku.

Papież wierzy, że młodzi są zdolni do przezwyciężenia tego sposobu myślenia. Ale wyraża swój stosunek do młodości w metaforach, w których można odnaleźć pewne napięcie, zwłaszcza tam, gdzie chodzi o relacje młodości i starości. Z jednej strony mówi, że boli go, gdy młodzi stają się przedwczesnymi emerytami. Z drugiej zwraca uwagę na wartość pamięci i namawia młodych, by uczyli się od swoich dziadków.

Młody ma być młody, a nie stary. Jeśli jest młody, to ciągle ma w sobie ciekawość, pytania, marzenia, życie przed sobą. Z drugiej strony papież ma doświadczenie wiary przekazanej przez swoją babcię, ma szacunek do starości, docenia pamięć. Podkreślał: bez pamięci nie ma przyszłości. Franciszek używa różnych figur, żadna figura nie powie wszystkiego. Zresztą o młodości też wyrażał się krytycznie, i to używając dwóch figur: młodość, która się przedwcześnie zestarzała, i młodość kanapowa: troszczę się tylko, by mi było wygodnie, decyzje podejmują za mnie inni, ja nie podejmuję żadnych, szczęście polega na dostosowaniu się i na wygodzie. Dlatego mówił młodym rzeczy niesłychanie poważne: czy chcą, czy nie chcą wygrywać własną wolność.

Pojawiał się też obraz tych, którzy chcą młodych otumanić. Kto się kryje za tym określeniem?

Sprzedawcy dymu.

Kolejna metafora.

Chodzi o tych, którzy dają człowiekowi coś, co podobno ma mu zagwarantować szczęście, a pozostawia go w rozczarowaniu. Człowiek może się otumanić na tysiąc sposobów. A ma żyć w sposób pełny.

Tę pełnię Franciszek wiązał wyraźnie ze zwróceniem się ku przyszłości…

Ale powiedział też, że teraźniejszość jest czasem na odwagę. Jest przeszłość, o której masz pamiętać, jest przyszłość, dla której jesteś nadzieją pod warunkiem, że teraz masz odwagę.

Ale „teraz” otwiera się ku przyszłości. Na przykład na Mszy Posłania powiedział, że Światowe Dni Młodzieży właśnie się zaczynają…

…u każdego w domu.

Chciałbym więc spytać o nasz dom. Już słyszałem takie komentarze, że Franciszek wyjechał i zaraz wróci skrzecząca rzeczywistość…

To jest taka moda na narzekanie i ustawianie polskiego Kościoła do bicia. Dobry Franciszek i obrzydliwy polski Kościół, który go przywitał tyleż pięknie, co obłudnie, bo nic z tym nie zrobi.

Więc co zrobi, co z tego spotkania zostanie?

Nie wiem. Pierwsza odpowiedź na to często stawiane pytanie brzmi: zostanie to, co jest w ludziach. Potraktujmy rzecz poważnie. Tu się wydarzyło coś, co jest z Boga. Padło słowo, które jest słowem Boga. Były czyny, które były czynami Boga. Ludzie poszli do spowiedzi, uczestniczyli w Eucharystii, doświadczyli bardzo pozytywnego obrazu Kościoła. To się stało i to w nich zapadnie. Kiedy się objawi owocami? Każdy, kto choć raz w życiu pracował z człowiekiem, albo jest w Kościele i wie, co to ewangelizacja, wie też, że na to nie ma szybkiej odpowiedzi. Ale to w ludziach jest i trzeba się na tym skupić. Po drugie – rozmawiałem o tym z kilkoma biskupami na gorąco: będziemy mieli w kilku diecezjach na pewno spotkania tych ludzi, którzy byli na Światowych Dniach Młodzieży – i to stanie się dość szybko, żeby nie było zbytniego dystansu czasowego. Spotkania księży, sióstr zakonnych (których była tam masa), świeckich liderów (których było jeszcze więcej) i całej tej młodzieży, wolontariuszy oraz tych, którzy po prostu uczestniczyli. W każdej diecezji będzie kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy ludzi, których nie wolno nie zaprosić dalej.

Na czym to zaproszenie ma polegać?

Najlepiej to wypracować z nimi. Wcale nie byłoby dobrze, gdybyśmy mieli gotowe pomysły już przed Światowymi Dniami Młodzieży. Wolę doprowadzić do rzeczywistego spotkania tego grona ludzi i posłuchać ich: co się w nich stało, jak sobie wyobrażają ciąg dalszy, i wtedy się zastanawiać dalej.

Co gdyby młodzi ludzie przyszli i powiedzieli: „Proszę księdza biskupa. Bardzo byśmy chcieli konkretnie realizować tę wizję, o której mówił papież Franciszek, ale nie bardzo wiemy jak. Proszę nam doradzić”.

Powiedziałbym: „Siądźmy i rozmawiajmy. Tak jak Franciszek sugerował: w kontekście słowa Bożego. Ponazywajmy te swoje pragnienia. Zobaczmy, jakie są pola działania, które tym pragnieniom odpowiadają”.

A jakie pragnienia są w Tobie, Księże Biskupie?

Moim pragnieniem jest na razie zebrać tych ludzi. Miałem w czasie tych dni dwa razy to samo przeżycie. Pierwszy raz, gdy otwieraliśmy Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji i znalazłem się w gronie półtora tysiąca ludzi z 30 krajów z całego świata, którzy przyszli przeżyć rekolekcje i wyjść na miasto głosić Ewangelię. I drugi raz, w niedzielę, gdy poszedłem popatrzeć na to potężne, wypełnione po brzegi pole w Brzegach. Za każdym razem to samo doświadczenie, które się rozpisuje na dwa słowa: radość i odpowiedzialność. Radość, bo nie można się nie cieszyć, gdy widzisz tylu ludzi, którzy są gotowi wyjść i mówić o Jezusie – ale mówić z głębi własnego doświadczenia wiary, z głębi swojego nawrócenia. I widziałem ich, jak wracali z ewangelizacji – wszyscy szli przed Najświętszy Sakrament. Nie do namiotów, do jadalni, po całym dniu. Szli przed Eucharystię, klękali, spędzając przed Jezusem pół godziny, godzinę. To jest moment, w którym widzisz wiarę, rozeznany charyzmat, zaangażowanie. I to jest radość, ale też potężna odpowiedzialność, żeby oni się nie rozbili o Kościół, który im powie: do niczego nie jesteście nam potrzebni, to są wasze fanaberie.

Mówiliśmy o ruchach i wspólnotach ewangelizacyjnych. Ale dla większości ludzi podstawowym miejscem jest parafia. Jakiego rodzaju odpowiedzialność może podjąć człowiek w parafii, jakie w niej odnaleźć miejsce?

Nie ma tu gotowych recept. Ale kwestia parafii jest niezwykle ważna dla Franciszka. Została też podjęta na spotkaniu z biskupami, trochę w kontekście napięcia między parafią a ruchami. I Franciszek powiedział: po pierwsze – parafia; po drugie – parafia nie jest strukturą, lecz wspólnotą ludzi. Jeśli nią nie jest, nie jest sobą.

Pięknie to brzmi, ale jak to zrobić na wielkim osiedlu?

Każda parafia musi sobie zadać to pytanie. I proboszcz, i ludzie. Ale właściwie wszystkie odpowiedzi znamy. Recytujemy je na zajęciach w każdym seminarium. Nadzieja jednak opiera się na tym, że na tych Światowych Dniach Młodzieży byliśmy razem: świeccy, osoby konsekrowane, księża, biskupi. I jestem przekonany, że dla każdego z nas były to dni głębokiej modlitwy i refleksji. Bo trochę to widzimy tak: z jednej strony odnowiona młodzież, a z drugiej – Kościół zesztywniały w formach sprzed tych dni. Dlaczego zakładać, że nic się nie wydarzyło w tym Kościele?

A jakie sygnały dają nadzieję, że się wydarzyło?

Papież dopiero co wyleciał z Balic. Było tu dziesięć tysięcy księży, sióstr zakonnych i świeckich zaangażowanych w Kościół – niewyobrażalna liczba. Istnieje bardzo żywy ruch ewangelizacyjny, który w Kościele rośnie od dołu, i dlatego, że rośnie od dołu, będzie skuteczny. Zresztą on już sięga samej góry kościelnej – będzie skuteczny. Nie mówimy jednak o przemianach, które dokonują się z dnia na dzień. Powtarzam: niedługo, wrzesień-październik, zbierzemy się i będziemy rozmawiać o faktach: o tym, co Bóg zdziałał w życiu ludzi. Od tego trzeba wyjść, a nie od tworzenia abstrakcyjnych programów duszpasterskich.

A w Tobie, Księże Biskupie, które słowo Franciszka zapadło najbardziej? 

Vicinanza – bliskość. ©


Więcej o Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie czytaj w naszym serwisie specjalnym na www.TygodnikPowszechny.pl/sdm2016 >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2016