Chwiejny filar

3 lutego nastąpi wielki transfer oszczędności Polaków z drugiego filaru do ZUS. Na razie negatywne skutki zmian odczuwają posiadacze akcji notowanych na giełdzie. Czy przyszli emeryci mają się czego obawiać?

13.01.2014

Czyta się kilka minut

 / il. Zygmunt Januszewski
/ il. Zygmunt Januszewski

Zbliża się finał przygotowywanej od dawna reformy systemu emerytalnego. Prezydent Bronisław Komorowski podpisał się pod zaproponowanymi przez rząd zmianami – i chociaż jednocześnie skierował nowe przepisy do Trybunału Konstytucyjnego, to i tak wchodzą one w życie. W praktyce nie ma już nadziei dla tych, którzy liczyli na zahamowanie zmian: wbrew opinii szeregu prawników i ekonomistów, z prof. Leszkiem Balcerowiczem na czele, gabinet Donalda Tuska przeforsował reformę, by ratować finanse publiczne. Tylko w tym roku zmiany mają przynieść budżetowi państwa oszczędności rzędu 9 miliardów zł.

ZOBACZ, CO STANIE SIĘ Z PIENIĘDZMI ZGROMADZONYMI W OFE

51,5 proc. zgromadzonych środków – dokładnie tyle 3 lutego fundusze emerytalne mają przekazać do ZUS. Według wyceny na koniec grudnia OFE mają zgromadzone 299 mld zł na rachunkach przyszłych emerytów. Zgodnie z założeniem reformy do ZUS trafi więc gigantyczna suma, ok. 154 mld zł. Wszystkie środki mają znaleźć się na kontach ZUS jeszcze tego samego dnia. Wyraźnie widać więc, że będziemy mieli do czynienia z największym transferem środków w historii naszego systemu emerytalnego, co z pewnością sprawi również niemałe problemy techniczne w instytucjach uczestniczących w całym procesie.

Autorzy ustawy założyli, że środki, które OFE przekażą do ZUS, to w pierwszej kolejności obligacje Skarbu Państwa, a także wszelkie inne papiery gwarantowane przez rząd (czyli np. obligacje drogowe emitowane przez Bank Gospodarstwa Krajowego). Innymi słowy: dług wobec przyszłych emerytów w postaci obligacji zostanie umorzony i zamieniony na wirtualne zobowiązanie w ZUS lub – mówiąc prościej – obietnicę, że kiedyś dostaną te pieniądze w ramach świadczeń emerytalnych.

To jednak nie wszystko. Ponieważ wartość przekazywanych obligacji będzie zbyt mała, by dorównać kwocie 51,5 proc. aktywów, to OFE mają dorzucić jeszcze gotówkę z depozytów bankowych lub środki ze sprzedaży posiadanych akcji. Ten zapis miał w ostatnich tygodniach niebagatelne znaczenie dla posiadaczy akcji, ale o tym za chwilę.

Reszta oszczędności przyszłych emerytów (48,5 proc.) zostanie w OFE. Od tej pory w ramach nowych składek fundusze będą dostawać miesięcznie 2,92 proc. pensji brutto – reszta będzie trafiać do ZUS. Za te pieniądze fundusze nie będą już mogły kupować obligacji skarbowych, zainwestują je więc w inne instrumenty finansowe, np. w akcje lub obligacje korporacyjne. O ile klient OFE nie zdecyduje inaczej.

DO KOŃCA CZERWCA CZAS NA WYBÓR MIĘDZY OFE A ZUS

Każdy posiadacz konta w OFE od początku kwietnia do końca czerwca będzie mógł zdecydować, czy chce pozostać w drugim filarze, czy też całość składek emerytalnych ma trafiać do ZUS. Będzie to mógł zrobić w oddziale ZUS bądź za pośrednictwem internetu.

Co jednak ciekawe, rząd liczy na to, że wiele osób zignoruje ten termin bądź o nim zapomni. Brak deklaracji będzie bowiem oznaczał, że klient automatycznie trafi do ZUS. Na wszelki wypadek rząd dodatkowo zabronił funduszom reklamowania się: kto złamie ten zakaz, może dostać karę nawet do 3 milionów zł. Warto pamiętać o tym, że wybór między OFE a ZUS nie jest ostateczny i każdy z nas będzie mógł zmienić decyzję, ale dopiero w 2016 r. Potem co cztery lata będzie otwierało się czteromiesięczne okienko transferowe.

Pozostaje pytanie, co stanie się z resztą pieniędzy w OFE, które nie trafią do ZUS 3 lutego. Bez względu na to, co zdecyduje klient, pozostaną one na koncie w OFE. Jeżeli przyszły emeryt przejdzie całkowicie do ZUS, wówczas do OFE po prostu nie będą już napływać jego nowe składki.

„SUWAK” KLUCZEM DO ZROZUMIENIA REFORMY

W tym miejscu dochodzimy do sedna zmian, które na pierwszy rzut oka wcale nie jest takie oczywiste i niewiele osób zapewne zdaje sobie z niego sprawę. Otóż bez względu na to, czy wybierzemy OFE czy ZUS najważniejsze stanie się w momencie, gdy będziemy mieli dokładnie 10 lat do emerytury.

Od tej chwili – wcześniejsza decyzja nie ma znaczenia – fundusz będzie miał obowiązek co miesiąc przekazywać do ZUS 1/120 zgromadzonych środków przyszłego emeryta. Efekt? W momencie przejścia na emeryturę nasze konto w OFE będzie puste. Nie będzie na nim ani grosza, a za całość świadczeń na emeryturze i tak będzie odpowiadać ZUS. W praktyce nie ma więc mowy o jakimkolwiek drugim filarze.

Ten zabieg to tzw. „suwak”. Rząd przekonuje, że ma on na celu zabezpieczenie środków klientów np. przed stratami, gdyby tuż przed przejściem na emeryturę doszło do dużego załamania na giełdzie. Argument jest jednak dyskusyjny. Z drugiej strony mamy przecież ZUS jako jedynego gwaranta emerytur, a w obliczu przyszłych problemów demograficznych trudno nazwać go bezpieczną instytucją. Z pewnością przynajmniej część osób wolałaby dłużej trzymać środki na kontach w OFE, nawet gdyby w większości miały to być akcje. Takiego wyboru nikt jednak nie dostał.

REFORMA POGRĄŻYŁA OSOBY INWESTUJĄCE NA GIEŁDZIE

Wróćmy do wspomnianego już wpływu reformy OFE na giełdę. Przez cały grudzień posiadacze akcji i osoby, które ulokowały oszczędności w funduszach inwestycyjnych, mogły być mocno zaniepokojone. Zamiast oczekiwanego „rajdu świętego Mikołaja”, gdy zwykle pod koniec roku ceny akcji idą w górę, mogli obserwować, jak indeksy warszawskiej giełdy spadają pod ciężarem wyprzedawanych akcji. Główny wskaźnik WIG20 stracił w tym czasie aż ponad 7 procent, WIG niewiele mniej – 6 procent, a indeksy małych i średnich spółek poszły w dół o ponad 4 procent. To najgorsze grudniowe wyniki w historii giełdy, a styczeń jak na razie nie przynosi poprawy.

Powód? Fundusze emerytalne, które są jednym z najważniejszych rozgrywających na rynku, wyprzedają akcje, by dostosować się do tego, co będzie miało miejsce na początku lutego. Analizując raporty OFE, aktualne na koniec grudnia, możemy wnioskować, że w ciągu miesiąca zarządzający OFE pozbyli się akcji wartych ponad 8 miliardów zł.

Jednak w błędzie są ci, którzy myślą, że początek lutego będzie oznaczał definitywny koniec problemów. Krótkoterminowo być może tak. Jest bowiem duże prawdopodobieństwo, że OFE rzucą się do kupowania akcji, by poprawić wyniki. Tylko wysokie stopy zwrotu będą przecież w stanie zachęcić klientów, by nie przenosili się do ZUS. Dodatkowo OFE dostały w tym roku minimalny limit inwestycji w akcje na poziomie 75 procent aktywów. Potem ma on stopniowo spadać – do 15 procent na koniec 2017 r.

Kluczowe dla posiadaczy akcji będą jednak w połowie roku informacje o tym, ile osób faktycznie zrezygnowało z OFE. Najprościej mówiąc: im większa będzie ta liczba, tym gorzej dla inwestorów. Będzie to bowiem oznaczało spadek wpływów nowych składek, a trzeba pamiętać o wypłatach z tytułu „suwaka”. Jak oszacował dom maklerski Banku BPS, gdyby 15 procent dotychczasowych klientów zostało w OFE, a 85 procent odeszło do ZUS (co jest dość realnym scenariuszem), wówczas bilans funduszy byłby fatalny: w ciągu kolejnych dziesięciu lat wypłaty mogą przerosnąć nowe wpływy nawet o 20 miliardów zł. O tyle mniej pieniędzy OFE miałyby na kupowanie akcji na giełdzie.

DLACZEGO RZĄD ZDECYDOWAŁ SIĘ NA REFORMĘ?

Dyskusja na temat kształtu systemu emerytalnego w Polsce toczy się od dawna i zapewne z początkiem lutego się nie zakończy. Na razie nie wiadomo, kiedy Trybunał Konstytucyjny zajmie się skierowaną do niego ustawą. A to właśnie sędziowie TK mają dać odpowiedź na najważniejsze w całej sprawie pytanie, a mianowicie, czy środki gromadzone dotychczas w OFE są prywatne, czy publiczne.

Dlaczego Bronisław Komorowski podpisał ustawę, co do której miał aż takie wątpliwości, że skierował ją do TK? Ważniejsza dla niego okazała się sprawa tegorocznego budżetu. Można powiedzieć, że rząd niejako postawił prezydenta pod ścianą, bo zanim nowa ustawa trafiła na jego biurko, finansowe korzyści z jej wprowadzenia zostały już zapisane w budżecie państwa na 2014 r. Jak widać, presja musiała być ogromna.

Nic dziwnego, bo o niebagatelną sumę chodzi. Na zaoszczędzone przez rząd ok. 9 mld zł składają się niższe o 4,8 mld zł wydatki na obsługę długu oraz 4,5 mld zł oszczędności na dotacjach do FUS.

Gdyby nie taki krok, rząd musiałby poszukać innych sposobów na ratowanie kasy państwa. Pole manewru jest już jednak bardzo małe i zwiększenie deficytu nie wchodzi w grę. Pozostałaby podwyżka podatków, co z pewnością byłoby mniej korzystne wizerunkowo, nawet w zestawieniu z reformą emerytalną. Przecież same fundusze również nigdy nie cieszyły się w Polsce sympatią. 


ŁUKASZ PAŁKA jest analitykiem portalu ekonomicznego Money.pl. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2014