Pracuj i oszczędzaj

Kiedyś emerytów dzielono w Polsce na "stary portfel" - chudszy, i "nowy" - trochę grubszy. Dziś ten podział odżywa, choć w odwróconej formie: stary system emerytalny ustępuje miejsca nowemu, znacznie mniej szczodremu.

17.02.2009

Czyta się kilka minut

/fot. KNA-Bild /
/fot. KNA-Bild /

Powrotu podziału na dwa portfele jeszcze nie widać zbyt wyraźnie, bo nowe zasady obliczania świadczeń obowiązują dopiero od stycznia i na razie tylko częściowo, ale z biegiem czasu zaczną się one naprawdę różnić.

Dopiero bowiem w tym roku zaczniemy odczuwać efekty zapoczątkowanej dziesięć lat temu emerytalnej rewolucji. W 1999 r. ustalono sposób zbierania i lokowania emerytalnych pieniędzy, określono też ogólne zasady wypłaty świadczeń. Jednak praktyczne skutki zmian można będzie zaobserwować właśnie teraz, gdy ludzie zaczynają te świadczenia otrzymywać.

Wprawdzie najwięcej uwagi przyciągają oszczędności zgromadzone w funduszach emerytalnych (OFE), ale punkt ciężkości rewolucji znajduje się gdzie indziej: jest nim zmiana sposobu obliczania ZUS-owskiej części świadczeń. One bowiem stanowią główną część "nowej" emerytury: z OFE ma w tym roku pochodzić 10-20 proc. całej kwoty, a dopiero za jakieś 30 lat - połowa. I ta właśnie zmiana systemu wyliczeń spowoduje, że większość z nas otrzyma świadczenia mniejsze, niż dostalibyśmy ze starego systemu.

Kapitał w ZUS

Dotychczas nasze dochody na starość zależały od lat pracy i zarobków osiąganych pod koniec aktywności zawodowej, zwykle dużo wyższych niż w początkowym jej okresie. System wyliczeń był poza tym tak skonstruowany, że w przypadku osób nisko uposażonych różnica między ostatnią wypłatą a emeryturą była stosunkowo niewielka (przy wysokich zarobkach - bardzo duża). Tak zwana stopa zastąpienia - czyli stosunek emerytury do ostatniej pensji - wynosiła przeciętnie 68 proc.

To dotowanie uboższych było przejawem solidaryzmu społecznego, który z nowego systemu zniknął niemal zupełnie: jedyną jego pozostałość stanowi gwarantowane każdemu, kto odpowiednio długo pracował, świadczenie minimalne: w tym roku to ok. 600 zł. W nowym systemie zarówno OFE, jak i ZUS będą brać pod uwagę wyłącznie kwotę, jaką każdy ubezpieczony zgromadził na swoim koncie (szczegóły w ramce), i ile lat jeszcze może przeżyć. A przeciętna stopa zastąpienia zmaleje do ok. 50 proc. I to jest właśnie ta gigantyczna zmiana, wskutek której nowe emerytury będą generalnie chudsze od starych.

W tym roku ta różnica nie bardzo się jeszcze zaznaczy, bo przez pięć lat ZUS będzie wyliczał świadczenia według systemu mieszanego (patrz ramka). Wprowadzono go głównie ze względu na różny wiek emerytalny kobiet i mężczyzn (60/65 lat): dopiero od 2014 r. nowy system obejmie wszystkich przechodzących na zwyczajną (a nie wcześniejszą) emeryturę. I dopiero wtedy w pełni okaże się, o ile te nowe świadczenia będą mniejsze od starych.

Ledwie parę złotych

Przedsmak emocji, jakie to wywoła, stanowi reakcja na podaną 10 lutego wiadomość, że pierwsza emerytka z nowego systemu dostała od swojego OFE niespełna 24 złote miesięcznie. Dla osób, które sądziły, że przystąpienie do OFE zapewni im w przyszłości godziwe życie, to po prostu szok. Odczuje go wiele kobiet, które w tym roku skończą 60 lat i przejdą na emeryturę. Miały pecha.

Po pierwsze - dziesięć lat temu, być może pod wpływem kuszących reklam funduszy emerytalnych, dokonały złego wyboru. Tak krótki okres oszczędzania nie daje szans na uskładanie dużych pieniędzy, zwłaszcza jeśli ma się niewielką pensję i płaci małą składkę. Dla osób w takiej sytuacji korzystniejsze było pozostanie w ZUS.

Po drugie - zawiodło je państwo, które tworząc fundusze emerytalne nie pomyślało o powołaniu ich także w wersji "50+". Chodzi o instytucje, które środki osób bliskich wieku emerytalnego inwestują inaczej niż młodszych, biorąc pod uwagę przede wszystkim pewność dochodu, czyli np. nastawiając się na kupno raczej obligacji skarbowych niż akcji. Szwedzi, którzy swój system emerytalny reformowali mniej więcej w tym samym czasie co my, o takim zabezpieczeniu pomyśleli.

Po trzecie - pierwsze "nowe" emerytki kończą aktywność zawodową akurat w momencie globalnego kryzysu finansowego i spadku notowań giełdowych. Z tego właśnie powodu zmalała wartość ich zgromadzonych w OFE oszczędności i funduszowych emerytur. Choć, prawdę mówiąc, nawet bez kryzysu byłyby one mizerne.

Ta pierwsza emerytka przez dziesięć lat oszczędzania w funduszu emerytalnym zgromadziła niespełna sześć tysięcy złotych kapitału. Podzielenie go przez 245,3 miesiąca - tyle, jak wynika z prognoz demograficznych, prawdopodobnie przeżyje na emeryturze - daje właśnie ok. 24 zł. Choć jednak ta kwota nie ma decydującego wpływu na wielkość całej emerytury tej pani (918 zł) i jest zgodna z przewidywaniami reformatorów, to z oczekiwaniami klientów OFE - już nie. Zwłaszcza jeśli podliczą, ile przez ten czas zapłacili funduszom za zajmowanie się ich pieniędzmi.

10 procent na starość

Co można zrobić, żeby się ustrzec przed dochodową mizerią na starość? Starać się jak najdłużej pracować, no i dodatkowo oszczędzać. Takich rad udzielają twórcy reformy, znawcy systemów emerytalnych i ekonomiści. Ich zalecenia nie zawsze dają się jednak zastosować, a największy z tym kłopot mogą mieć akurat ci, którzy powinni to zrobić.

To, czy będzie się długo pracować, zależy nie tylko od własnych chęci, predyspozycji i stanu zdrowia, ale i od popytu na pracę. Z tym ostatnim będą w najbliższym czasie kłopoty i na indywidualnych rachunkach emerytalnych wielu osób pojawi się składkowa luka. Co przyniesie przyszłość, nie wiadomo, choć z prognoz demograficznych wynika, że będzie nas sporo mniej, a więc na pracowników, także starszych, powinno być duże zapotrzebowanie.

Pewne wątpliwości budzi natomiast rozsądna generalnie rada, żeby dodatkowo oszczędzać na starość. Przezorni zalecają, żeby odkładać 10 proc. bieżących dochodów. Co istotne, największą skłonność do dodatkowego oszczędzania powinni wykazywać najgorzej uposażeni pracownicy, bo skoro płacą małe składki do ZUS i do OFE, to ich przyszła emerytura będzie marna. Tymczasem oszczędzając systematycznie tylko 50 zł miesięcznie (na 3 proc. rocznie) mogliby po trzydziestu latach zgromadzić dodatkowo ok. 29 tys. zł (w dzisiejszych pieniądzach, bez uwzględnienia inflacji).

Czy jednak są w stanie się na to zdobyć? W 2008 r. przeciętne miesięczne wynagrodzenie w gospodarce wyniosło 2944 zł, co oznacza, że zapewne ok. dwóch trzecich zatrudnionych zarabiało mniej od tej kwoty, a prawie 20 proc. - zaledwie jej połowę, czyli niespełna 1500 zł brutto. Spora część tych pracowników ma do spłacenia kredyt na mieszkanie, większość - dzieci, którym trzeba zapewnić wykształcenie (zwykle płatne), a wszyscy narażeni są na czyhające zewsząd konsumpcyjne pokusy. Czy można oczekiwać, że wykażą się wstrzemięźliwością i przezornością, a przyszłą konsumpcję przedłożą nad bieżącą? Sądzę, że nie. Zwłaszcza że państwo wprawdzie nawołuje do oszczędzania na starość, ale nie stwarza do tego zachęt.

Brakujący filar

Przy wprowadzaniu reformy zakładano, że jej trzeci - po ZUS i OFE - filar będą stanowić indywidualne konta emerytalne (IKE). Podobne rozwiązania istnieją w wielu krajach; państwo wspiera je poprzez zwolnienie odkładanych na takie rachunki kwot z podatku dochodowego, a czasem także innymi sposobami. U nas posiadaczom IKE przysługuje tylko zwolnienie z "podatku Belki" (od odsetek); to bodziec zdecydowanie za słaby i zapewne dlatego te konta mają śladowe znaczenie.

Sądzę więc, że konieczne jest dokończenie reformy emerytalnej, czyli stworzenie naprawdę silnych i przemawiających do wyobraźni przeciętnego człowieka zachęt finansowych do długofalowego oszczędzania na starość. Należy to zrobić jak najpilniej, najlepiej - od zaraz, żeby mogli z nich skorzystać także ci, którym do emerytury zostało już niewiele czasu. Takie zachęty oczywiście kosztują, więc pojawiające się od czasu do czasu propozycje ich wprowadzenia zbywane są argumentem, że "budżet tego nie udźwignie". Za kilkanaście lat będzie jednak musiał udźwignąć zwiększone wydatki na opiekę społeczną, bo nowy system "wyprodukuje" sporo nędznie uposażonych emerytów, którzy z konieczności staną się jej klientami.

Reformę emerytalną wprowadzono po to, żeby w przyszłości ulżyć finansom państwa, bo wskutek starzenia się społeczeństwa nie byłoby ono w stanie unieść zobowiązań wynikających z poprzednich rozwiązań. Jej autorzy wyliczyli, że po jakimś czasie wpływy do nowego systemu emerytalnego zaczną się wyrównywać z wydatkami na świadczenia, a budżet przestanie do niego dopłacać. Wprawdzie termin osiągnięcia tego celu odsunął się (m.in. dlatego, że dłużej mogliśmy przechodzić na wcześniejsze emerytury i że górnicy wywalczyli sobie bardzo kosztowne uprawnienia), ale nadal jest to możliwe. Nie wiem jednak, czy w tych projekcjach brano pod uwagę, jaka część przyszłych emerytów nie będzie się w stanie samodzielnie utrzymać i jak wpłynie to na koszty opieki społecznej.

Pewna jestem natomiast, że nie uwzględniono w nich innych kosztów: rozbudowy systemu opieki nad dziećmi oraz ludźmi starymi i niepełnosprawnymi.

Na wcześniejsze emerytury Polacy przechodzili przecież nie tylko dlatego, że im się to finansowo opłacało, ale - zwłaszcza kobiety - także z konieczności pełnienia funkcji opiekuńczych. Jeśli mamy dłużej pracować, żeby gromadzić pieniądze na własną starość, państwo musi wiele z tych funkcji wziąć na siebie. I to również trzeba uwzględnić, zarówno w rachunku kosztów reformy emerytalnej, jak i w planach reformowania finansów publicznych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2009