Euro w Polsce: będzie jak z denominacją

Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich: Kilkaset kilometrów od Polski trwa wojna. Czułbym się bezpieczniej z euro, które jednoznacznie dałoby nam pewność, że należymy do rodziny państw zachodnich.

13.04.2015

Czyta się kilka minut

Krzysztof Pietraszkiewicz / Fot. Materiały prasowe ZBP
Krzysztof Pietraszkiewicz / Fot. Materiały prasowe ZBP

ŁUKASZ PAŁKA: Minęło 20 lat od denominacji złotego. Dlaczego właściwie wtedy „odcięliśmy cztery zera”?
KRZYSZTOF PIETRASZKIEWICZ: W dużej mierze chodziło o ułatwienie płatności i o to, by złoty był łatwiej porównywalny z innymi walutami, np. dolarem. Sięgnęliśmy też do tradycji sprzed kilkudziesięciu lat, bo Polacy znali już banknoty o nominałach 20, 50 czy 100 złotych.
 

Pracuje Pan w Związku Banków Polskich od początku lat 90.
W tym roku mija dokładnie 25. rok mojej pracy w ZBP.
 

A więc tuż przed denominacją na pewno słyszał Pan opinie, że to znów bankowcy coś kombinują, manipulują.
Zgadza się. Ale to dla mnie zupełnie zrozumiałe, że przy okazji tak skomplikowanych operacji zawsze pojawiają się wątpliwości, i wcale nie są one nieuzasadnione. Historia innych państw zna przecież przypadki, gdy reformy walutowe kończyły się poważnymi dramatami, a ludzie tracili oszczędności.
 

Polsce udało się jednak uniknąć tego typu problemów.
To zasługa tego, że denominacja została przeprowadzona przez NBP w przemyślany sposób. Proszę pamiętać, że wcześniej walczyliśmy z hiperinflacją i gdy tylko reformy premierów Mazowieckiego i Balcerowicza zaczęły przynosić skutki, można było pomyśleć o dostosowaniu waluty do nowych warunków. Obywatele dostali też wiele informacji na temat czekających ich zmian.
Z mojego punktu widzenia to był szalenie skomplikowany i fascynujący proces, który banki przeszły bezbłędnie. Dowiodły swojego profesjonalizmu.
 

Widzi Pan analogie pomiędzy denominacją a obecną dyskusją o wprowadzeniu euro w Polsce? Tym razem Polakom również towarzyszą obawy.
To także mnie nie dziwi. Tym bardziej, że denominacja była zależna tylko od naszych wewnętrznych decyzji. W przypadku euro mamy do czynienia z szeregiem innych czynników. Obawy są zrozumiałe, bo np. słyszymy o tym, że problemy Grecji rzutują na kondycję całej strefy euro. Nie zmienia to jednak faktu, że Euroland pozostaje ekskluzywnym klubem...
 

Do którego Polska powinna przystąpić?
Jeżeli pyta pan o opinię bankowców, to nasze badania pokazują, że w tej grupie zawodowej poparcie dla euro było zawsze dość wysokie, nawet na poziomie 90 proc. kilka lat temu. Potem nieco spadło, ale wciąż utrzymuje się powyżej wskaźnika poparcia wśród ogółu obywateli.
 

A Pana osobista opinia?
Jestem zwolennikiem mądrej, przemyślanej integracji ze strefą euro wówczas, gdy uporządkowane zostaną niektóre kwestie w strefie, a w Polsce wydyskutujemy jasną strategię wieloletniego rozwoju naszego kraju.
 

To znaczy?
Marzy mi się taka sytuacja, żebyśmy w Europie byli świadkami poważnej debaty o przyszłości całego kontynentu i strefy euro. Tego moim zdaniem brakuje, a szkoda, bo wspólna waluta może być czynnikiem integrującym Europę, zarówno w kontekście gospodarczym, jak i politycznym. Proszę spojrzeć na sytuację na Wschodzie. Kilkaset kilometrów od Polski trwa wojna. Czułbym się bezpieczniej z euro, które jednoznacznie dałoby nam pewność, że należymy do rodziny państw zachodnich.
Wspólna waluta może wpłynąć na poprawę efektywności gospodarczej, może dyscyplinować kraje w zakresie finansów publicznych. Z drugiej strony powinniśmy w Europie wyciągnąć lekcję z poprzedniego kryzysu i wprowadzić zabezpieczenia, by już się nie powtórzył.
 

Jaką w tej dyskusji widzi Pan rolę banków?
Nie jest tajemnicą, że wprowadzenie euro spowoduje zmniejszenie przychodów sektora bankowego w Polsce, chociażby dlatego, że nie będzie wpływów z tytułu wymiany, a stopy procentowe spadną, zrównując się z poziomem stóp w strefie euro. Mimo to uważam, że trzeba pokazywać ludziom, iż jest więcej argumentów „za” niż „przeciw” integracji. Oczywiście mam też świadomość zagrożeń, ale o nich trzeba poważnie dyskutować.
 

Zakładając, że w perspektywie kilku lat temat euro stanie się realny, ile czasu będą potrzebować banki na techniczne dostosowanie się do zmian?
Od sześciu do dwunastu miesięcy. Od strony technologicznej banki nie potrzebują dużo czasu, a na pewno nie będą go sztucznie wydłużać. Potrzeba tylko jasnej deklaracji o tym, kiedy Polska wejdzie do Eurolandu. Najgorsze jest trwanie w zawieszeniu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „XX lat z nowym złotym