Choreografia modlitwy

To był piękny taniec, łączący harmonijne ruchy oraz proste i czytelne gesty. Tylko muzyka zabrzmiała nieco obco, z egzotyczną melodią i niezrozumiałymi, hebrajskimi słowami. Właściwie nie byłoby o czym pisać, gdyby nie fakt, że miało to miejsce podczas składania darów. Trwała Msza!.

04.01.2004

Czyta się kilka minut

Wydarzyło się to w listopadzie w dwóch kościołach: w warszawskiej parafii i łódzkiej katedrze. Kazanie przybliżyło wiernym znaczenie tego, co mieli za chwilę zobaczyć. Przy ołtarzu uformował się krąg. Wcześniej przygotowane osoby zatańczyły. W Łodzi uczestnicy warsztatów ewangelizacyjnych chcieli wyrazić prawdę, że “ciało jest świątynią Ducha Świętego", w Warszawie taniec miał oddać atmosferę panującą w niebie; podkreślić, że dzień Wszystkich Świętych to święto radosne.

Zdania były podzielone nawet wśród celebrujących kapłanów: jednym taniec przeszkadzał, w oczach innych był jak najbardziej uprawniony. Wierni nie wyglądali na oburzonych. Dla części był to spektakl, dla innych wielkie duchowe przeżycie. Starsze małżeństwo miało w oczach łzy wzruszenia: “To było piękne, jak oni się modlili. Chwalili Boga całym sobą".

Czarci taniec

Czy można się modlić tańcząc? Zwolennicy powołują się na tradycję biblijną. W psalmach znajdziemy wezwanie do oddawania chwały Bogu “bębnem i tańcem" (Ps 150). Miriam i kobiety izraelskie, śpiewając pieśń chwały, na cześć Pana “szły w pląsach i uderzały w bębenki" (Wj 15,20), zaś Dawid “tańczył z zapałem w obecności Pana" wprowadzając Jego Arkę do Jerozolimy (2 Sm 6, 12-23). Mikal, córka Saula, która uznała, że Dawid zachował się niepoważnie, została bezpłodną aż do śmierci. Wydaje się więc, że taniec był uprawnioną formą kultu.

Tradycja chrześcijańska, po spotkaniu z niektórymi nurtami filozofii greckiej (pitagoreizm i platonizm), zaczęła mieć problem ze stosunkiem do cielesności. Gubiąc po drodze pamięć o żydowskim pochodzeniu, odeszła od biblijnej antropologii, która nie czyni rozróżnienia między ciałem i duszą (hebrajskie nefesz, choć tłumaczone jako dusza, dotyczy całości człowieka). Pojawiała się gnostycka myśl, by widzieć w ciele więzienie duszy i składnik przeszkadzający w zbliżeniu do Boga. Jak się w tej teologicznej rzeczywistości odnajdywał taniec? Z jednej strony św. Jan Chryzostom pisze: “W każdym tańcu czart bierze udział, a miejsce, gdzie tańce się odbywają, jest prawdziwą świątynią diabelską". Z drugiej, św. Bazyli i św. Grzegorz z Nazjanzu opisują taniec aniołów w obecności Boga (tripidium angelorum), stwierdzając, że jego naśladowanie na ziemi jest czynnością świętą. Jednak Kościół, rozważający, czy godzi się w liturgię włączać śpiew i instrumenty (wątpliwości wyraził synod w Elwirze na początku IV w.), nie zdecydował się na wykorzystanie w niej również tańca. Co nie znaczy, że stał się on chrześcijaństwu obcy.

Benedyktyńscy mistycy nazywali Jezusa mistrzem tancerzy, którego zręczność należy naśladować. W średniowieczu, w szwajcarskim mieście Dresden taniec był wykonywany nad grobem w dniu pogrzebu. Podobno w wielu miejscach po Mszy prymicyjnej ksiądz tańczył w kościele, często wraz z matką. W katedrze w Sewilli trzy razy w roku przed głównym ołtarzem wykonywano taniec zwany los seise i nawet papieska interwencja nie była w stanie tego zmienić. Jeszcze na początku XVIII w. dziekan i profesorowie tańczyli wokół nowego doktora teologii. Trzeba też wiedzieć, że procesja, jako jedyna forma taneczna znalazła miejsce w liturgii - nie może się bez niej obyć zarówno katolicki, jak i protestancki obrządek.

Tańczący dla Boga

Człowiek współczesny nie wstydzi się już cielesności i podkreśla wszystko, co z nią związane. XX-wieczni teologowie zaczęli więc na powrót sięgać do teologii biblijnej, a pod jej wpływem równoważyli relacje między duszą i ciałem, podkreślając pozytywne znaczenie tego drugiego w Bożych planach. Kościół potwierdził słuszność tych intuicji podczas Soboru Watykańskiego II, a na ich bazie wyrosła m.in. teologia ciała Jana Pawła II.

Rozwijając myśl św. Pawła z listu do Koryntian: “Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego (...) Chwalcie więc Boga w waszym ciele!" Jo Croissant, współzałożycielka Wspólnoty Błogosławieństw, w książce “Ciało świątynią Bożego piękna" rysuje obraz człowieka jako odzwierciedlenie świątyni jerozolimskiej. Przedsionkiem, czyli miejscem, gdzie mogli przyjść wszyscy, nawet poganie, jest nasze ciało - miejsce spotkania z innymi ludźmi. W miejscu świętym odbywały się modlitwy, tam składano ofiary - to nasza dusza, czyli wola, inteligencja, uczuciowość, pamięć. Najważniejszym zaś było Święte Świętych, gdzie raz w roku wchodził kapłan, ale nikt inny nie miał dostępu do Arki Pana. My też mamy w sobie taką przestrzeń: jest nią Boża Obecność, do której nikt z zewnątrz nie ma dostępu. Myśląc tak o swoim ciele możemy powiedzieć za św. Augustynem: “szukałem cię na zewnątrz, a byłeś we mnie", bo nasze ciało jest miejscem spotkania z Bogiem.

W Europie i Ameryce Północnej powstało w ciągu ostatnich lat wiele grup chrześcijańskich, zajmujących się modlitwą i medytacją przez taniec. W niektórych katolickich parafiach USA działa Służba Tańca Liturgicznego, analogiczna do służby ministranckiej czy lektorskiej. Nawet w Polsce coraz częściej możemy się spotkać z “tańczącymi dla Boga". Jak sami podkreślają, taniec jest nie tylko językiem, ale też wsłuchiwaniem się, integruje aktywność i medytację, burząc barierę między kontemplacją a codziennym życiem. Zwracają uwagę, że rozważając tajemnice Wcielenia powinniśmy pragnąć “mieć ciało w czasie modlitwy".

- Tu nie chodzi o bycie pięknym czy poruszenie czyichś uczuć, lecz o bycie prawdziwym - mówi Helen Goussebayle z belgijskiej Wspólnoty Błogosławieństw, prowadząca zajęcia z tańca podczas warsztatów ewangelizacyjnych w Łodzi. I dodaje: - Jestem z natury nieśmiała, jednak gdy tańczę, odcinam się od spojrzeń innych i zwracam całkowicie ku Bogu. Mówię mu: “Jeśli będę śmieszna, wiedz, że robię to dla Ciebie".

Helen podkreśla, że taniec przynosi doświadczenie wolności w sercu, że dzięki niemu znajduje prawdziwą wolność bycia sobą. Mówi o tym z ogromnym przekonaniem. Jej uczniowie, choć brak im jeszcze pewności ruchów, mają podobne przemyślenia.

Afryka oficjalnie, Europa nie

Podczas niedawnej Mszy beatyfikacyjnej Matki Teresy Hinduski w tradycyjnych strojach tańczyły w procesji darów. Podobne zachowania towarzyszyły niejednej Mszy papieskiej w Azji czy Afryce. Tak sobie wyobrażamy liturgię w krajach afrykańskich: z bębnami, tradycyjnymi strojami, tańcem. Sobór Watykański II przypomniał, że “Kościół wspiera i przyswaja sobie uzdolnienia i zasoby oraz obyczaje narodów, o ile są dobre, a przyjmując oczyszcza je, umacnia i podnosi". To Konferencje Episkopatów mają ocenić, “czy wprowadzenie do liturgii elementów zapożyczonych z obrzędów społecznych i religijnych narodów, które stanowią obecnie żywą część ich kultury, mogłoby wzbogacić zrozumienie czynności liturgicznych, nie wzbudzając przykrych konsekwencji dla wiary i pobożności wiernych" (Czwarta Instrukcja dla poprawnego wprowadzania soborowej Konstytucji o Liturgii z 1994 r.). I tak np. biskupi Zairu opracowali tzw. mszał rzymski diecezji zairskiej, który zawiera również tańce liturgiczne.

Czy taniec pojawi się w liturgii Zachodu? Jak pokazują przywołane we wstępie przykłady, już się pojawił, ale niejako “tylnymi drzwiami", nieoficjalnie.

W 1975 r. ukazało się stanowisko Kongregacji Sakramentów i Kultu Bożego (obecnie Kongregacja Kultu i Dyscypliny Sakramentów) zatytułowane “Taniec w liturgii". Kongregacja nie ma wątpliwości, że taniec może być sposobem modlitwy, zwraca jednak uwagę, iż jest to forma “właściwa ludom prymitywnym, które zwykły wyrażać swoje religijne uczucia poprzez rytmiczne ruchy". Następnie stwierdza zdecydowanie, że taniec nigdy nie był integralną częścią kultu Kościoła łacińskiego. Nawet jeśli zdarzało się, że lokalne Kościoły akceptowały taniec, to jedynie poza nabożeństwami.

Kongregacja przywołuje soborową Konstytucję o Liturgii Świętej, mówiącą, że Kościół nie chce w sprawach liturgii narzucać sztywnych i jednolitych form, jeśli zwyczaje różnych narodów “odpowiadają zasadom prawdziwego i autentycznego ducha liturgii". Taniec jest dopuszczalny, o ile będzie wyrazem uczuć religijnych i adoracją, a poprzez to stanie się modlitwą. Drugim warunkiem jest to, by podobnie jak gesty i ruchy obecne w liturgii, tak i taniec był poddany nadzorowi autorytetów kościelnych. Jednak te kryteria nie mogą być stosowane w kulturze zachodniej, w której “taniec związany jest z miłością, rozrywką i nieokiełznanymi zmysłami". Taki taniec jest “nieczysty" i jako jeden z “najbardziej zdesakralizowanych i desakralizujących elementów" nie może być wprowadzony do liturgii. W dokumencie pojawia się także argument, iż w tańcu nie może uczestniczyć cała wspólnota, przez co staje się on spektaklem. Taniec może być zaakceptowany w zachodniej kulturze jedynie poza liturgią, a księża nigdy nie mogą w nim brać udziału - podsumowuje Kongregacja.

Taniec Salome?

Podobno zdarzyło się to gdzieś w Stanach Zjednoczonych, podczas Mszy, na której biskup miał dokonać bierzmowania. Gdy młoda, piękna dziewczyna tańcząc niosła kadzidło, biskup szepnął do proboszcza: “Jeśli poprosi o twoją głowę na tacy, możesz być pewien, że ją dostanie". Można odnieść wrażenie, że myśląc o tańcu w kontekście kultury zachodniej, Kongregacja widzi go bardziej jako taniec Salome niż Dawida.

Gdy zacytowałam Helen Goussebayle dokument Kongregacji, rozłożyła ręce i zapytała: “Czy nasz taniec był nieczysty?" Cóż, tego nie mogłabym powiedzieć, choć tańczyła Francuzka i grupa Polaków - niewątpliwie zakorzenieni w zachodniej kulturze... Skąd zatem twarde słowa o desakralizacji i nieczystości? O. Tomasz Kwiecień, dominikanin i specjalista od liturgii, podkreśla, że Kongregacja stwierdza jedynie stan faktyczny. Również etnologowie zgadzają się, że jedność między tańcem a resztą życia wydaje się dziś utracona. Dla człowieka pierwotnego był to wyraz wszystkich emocji. Gdy my się modlimy czy sprawujemy kult, on tańczył. Modlitwa, rozrywka, praca i taniec nie były od siebie odseparowane. Zupełnie naturalne jest więc, że ten ostatni służył również wyrażaniu uczuć religijnych.

Nasze życie utraciło ten stan pierwotnej jednorodności: współczesny człowiek modli się w kościele, a tańczy w klubie (kard. Francis Arinze powiedział w wywiadzie dla amerykańskiego biuletynu “Adoremus": “Jeśli ludzie chcą tańczyć, wiedzą, gdzie pójść"). Kiedy więc zadajemy pytanie o taniec sakralny, musimy mieć świadomość, że aby stał się on powszechną praktyką, musielibyśmy odkryć, po wiekach zapomnienia, wartość tańca jako sposobu wyrażania sztuki i życia, a przez to dotykającego sfery wartości najwyższych, religijnych.

Jeżeli zaś chodzi o motyw Salome: taniec, nawet najczystszy, niesie ze sobą afirmację ciała. Nie da się ukryć odwiecznych i naturalnie wypływających z istoty tańca powiązań między nim a erotyką. Ocena powinna zależeć od tego, jakie intencje ma ten, kto go wykonuje, do kogo jego ruch jest skierowany i co wyraża.

Niebezpieczna "atrakcja"

To oczywiście niemożliwe, by wszyscy wierni mogli stanąć w kręgu i zatańczyć przed ołtarzem. Przede wszystkim nie ma na to miejsca. Wraz z pojawieniem się nieznanych w średniowieczu ławek w nawie głównej, ruch w liturgii został siłą rzeczy zepchnięty na margines. O. Kwiecień przypomina, że kiedyś nawa była pusta, a wierni uczestniczyli w Ofierze na stojąco. Drugą przeszkodą do pełniejszego uczestnictwa może być nieznajomość kroków. Niełatwo włączyć się w taką modlitwę ze świadomością niezdarności wykonywanych ruchów.

To przeszkody nieco trywialne. Ale pojawia się poważny problem, dotyczący istoty liturgii. Przyjrzyjmy się naszej parafialnej rzeczywistości: ludziom niechętnie przekazującym znak pokoju. Czy człowiek, który wstydzi się głośniej zaśpiewać, gotów będzie modlić się tańcząc? Są też po prostu tacy, którzy tańczyć nie lubią i mają do tego prawo.

Jest też ryzyko, że taniec liturgiczny stanie się spektaklem. Doświadczyły tego afrykańskie siostry, które tańczyły z darami w czasie Eucharystii odprawianych w Rzymie. Porzuciły ten zwyczaj, gdy spostrzegły, że ich modlitwa stanowiła dla innych jedynie ciekawostkę. W USA wielokrotnie zdarzyło się zdezorientowanym wiernym bić brawo tańczącym, co świadczy o tym, że zachwiane zostało poczucie modlitewnej wspólnoty. (Per analogiam: często i śpiew staje się bardziej wokalnym popisem niż modlitwą, a gdy jest zbyt skomplikowany, utrudnia włączenie się w modlitwę wszystkim wiernym.)

Zatrzymując się nad wymiarem wspólnotowym ewentualnego tańca liturgicznego możemy zapytać, czy nie mógłby on stać się częścią liturgii sprawowanych przez grupy religijne, których członkowie znaliby kroki i rozumieli znaczenie gestów? Być może tak, trzeba jednak pamiętać, że “liturgia nie jest nigdy prywatną własnością kogokolwiek, ani celebransa, ani wspólnoty, w której jest sprawowana tajemnica" (“Ecclesia de Eucharistia" 52); nie może tracić swego powszechnego wymiaru.

Wiele osób wychodzących z łódzkiej katedry po Mszy, w trakcie której tańczono, mówiło, że chcieliby spotykać się z tym częściej, bo było to zerwanie z monotonią. Pojawiało się niebezpieczne w tym kontekście słowo: “atrakcja". I znów: czy tak słabo jest z naszą wiarą i zrozumieniem tego, co dzieje się na Mszy, że potrzebujemy atrakcji?

O. Kwiecień zgadza się z opinią, że zainteresowanie tańcem liturgicznym jest wyrazem jakiejś tęsknoty za większym uczestnictwem ciała w naszych celebracjach, i jednocześnie symptomem choroby, na jaką one cierpią. Zamiast jednak adaptowania do łacińskiej liturgii czegoś obcego naszej tradycji, proponuje bazowanie na formach już liturgii znanych. Niewątpliwie jedną z nich jest znany i obecny już w liturgii średniowiecznej conductus - taniec, który, podobnie jak polonez, porządkuje ruch procesji. Jego forma stwarza wiernym możliwość uczestniczenia i nie jest zbyt skomplikowana. O. Kwiecień podkreśla, że taniec w liturgii rzymskiej może pojawić się jako procesja na wejście i procesja z darami. Właśnie tak funkcjonuje on w Zairze czy w Indiach - zawsze jako rozbudowana forma ruchu procesyjnego. W innych momentach Mszy jest nieuprawniony.

Drugim miejscem stwarzającym przestrzeń dla specyficznie rozumianego tańca są ruchy celebransa i asysty ołtarza. Tu ważny jest sposób chodzenia, okadzania ołtarza, czytelność gestów. Zwolennicy tańca liturgicznego wskazują, że cała Msza jest właściwie tańcem: tak pełna jest gestów i ruchów. Specjaliści, mówiąc o ruchu w liturgii, chętnie używają określenia “choreografia". Prawdą jest, że często Msza jest odprawiana niedbale, gesty pozbawione są mocy i wyrazistości. Nie da się też ukryć, że dla większości z nas bogactwo tej symboliki pozostaje tajemnicą, której istnienia nawet nie przeczuwamy. Pod tym względem niewiele zmienił ostatni Sobór: ludzie wciąż nie rozumieją Mszy, choć odprawiana jest w ich języku.

Zuzanna Radzik jest studentką Papieskiego Wydziału Teologicznego “Bobolanum" w Warszawie. W “TP" opublikowała tekst “Piwnice wciąż gniją", poświęcony księgarni Antyk.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2004