Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bezrobocie, związki partnerskie, książka „Lękajcie się!”, zagrożone pieniądze (na budowę dróg), Smoleńsk – wciąż rozjątrzony, chrześcijańskie wartości w odwrocie, Somalia, Iran i... Wielki Post. A oni? O tańcu!
Kiedy Jan Paweł II po raz pierwszy odwiedził w 1980 r. Zair, widziałem tam nieustannie, jak ludzie tańczą. Wyjaśniono mi, że to dlatego, bo u nich wszystko się wyraża tańcem. Kiedy mój zakonny współbrat, Amerykanin o polskim nazwisku Gerald Ornowski, obejmował na Alasce parafię w interiorze (interior to bezkresna tundra, z rzadko rozsianymi osiedlami), powiedziano mu, że na powitanie ma zaprezentować swój duszpasterski program... tańcem. W latach 70. w Paryżu oglądałem japoński spektakl o wybuchu bomby atomowej. Była to przejmująca taneczna pantomima (nie balet!), bardziej wymowna niż jakiekolwiek słowa. Wiele razy widziałem tańce na wielkich papieskich Mszach w Afryce: w katedrach i na stadionach. Celebransi tanecznym krokiem szli do ołtarza, a udział w liturgii wszyscy, od kardynała i biskupów poczynając, wyrażali tanecznymi ruchami w rytm muzyki.
Utkwiła mi w pamięci Msza odprawiana przez miejscowego misjonarza pod gołym niebem, przed jakąś marną szopą, w marnym otoczeniu. Pod koniec przed ołtarz wyszły cztery dziewczęta i przy śpiewie z towarzyszeniem bębenków odtańczyły dziękczynienie po komunii. Ten taniec był modlitwą.
Kiedy w głębi Kamerunu odwiedziłem plemię Pigmejów (plemię Baka), cała wieś (sklecone z patyków szałasy, paleniska z kamieni, bieda, mieszkańcy ubrani w zniszczone łachmany) zbiegła się na plac i opowiedziała nam o sobie tańcem: o polowaniach, o miłości, o strachu, o kłótniach i dochodzeniu do zgody. Musieliśmy już ich opuścić, ale oni tańczyli dalej i jeszcze z daleka słyszeliśmy odgłos bębenków, rytmiczny śpiew i klaskanie.
Wszystko wyrażają tańcem. A my? Może by spróbować. Zamiast debat w Sejmie i Senacie, kazań w kościołach, a przynajmniej jako ich dopełnienie – wyrażać to wszystko tańcem. Zamiast ponurych manifestacji i blokad – taniec. Zamiast jałowych wywiadów w telewizji („co pan czuł, kiedy pytano pana, co pan czuł?”) prośba: niech pan poseł nam to zatańczy...
Może u nas nie byłoby to tak piękne, jak u gibkich Afrykańczyków. Jesteśmy w gestach wstrzemięźliwi, na znak pokoju wystarcza nam kiwnięcie głową lub uprzejme podanie ręki. Pewnie posłom niekiedy będzie trudno znaleźć odpowiedni taneczny gest dla adekwatnego wyrażenia swoich idei. Ale spróbujmy. Tańcząca w zgodnym rytmie zbiorowość wyzwala od złości. Człowiek, kiedy przemawia tańcem – zawsze się uśmiecha.
Biblia wzywa, by wielbić Boga tańcem, śpiewem, grą na instrumentach. Śpiewamy, ale przy tych naszych śpiewach tańczyć się nie da. I co wtedy z kościelną dostojnością? Mamy tańczącego biskupa – Antoniego Długosza. Nie słyszałem, by tańczył w czasie nabożeństwa. Cóż, nasi wierni pewnie zachwyceni by nie byli, może myśleliby, że oszalał. Biblia mówi, że kiedy króla Dawida, który „podrygiwał i tańczył przed Panem”, zobaczyła jego żona Mikal, „wzgardziła nim w sercu swoim”.
Zawsze się jakaś głupia Mikal znajdzie, a ksiądz biskup dlatego, że jest człowiekiem tańczącym, poza tańcem robi to, co robi: jest np. duszpasterzem dzieci specjalnej troski. Stworzył dla nich ośrodki w Częstochowie, Wieluniu i Myszkowie, gdzie bywa kilka razy w miesiącu, jest też krajowym duszpasterzem młodzieży nieprzystosowanej społecznie. W Mstowie pod Częstochową założył Katolicki Ośrodek Leczenia Uzależnień „Betania”. I tak dalej.
W tym numerze „TP” o. Maciej Zięba znakomicie pokazuje dwa rodzaje radykalnego zaangażowania, oba wynikające z troski o Ewangelię: wertykalny, któremu patronuje św. Franciszek z Asyżu, i horyzontalny – którego patronem jest Tomás de Torquemada.
Zgoda, taniec to nie jest panaceum na wszystko. Roztańczeni Afrykańczycy potrafili się wzajemnie mordować maczetami. Sądzę jednak, że ludziom tańczącym bliżej jest do radykalizmu wertykalnego aniżeli do Torquemady.