Chłód gotyku

Wśrodku lata dni w Warszawie są szczególne.

03.08.2014

Czyta się kilka minut

Idąc brukowanymi uliczkami Starego Miasta w południowym skwarze, mijam tysiące turystów. Zbici w grupki, oblegają pryszczatych chłopców i piękne dziewczęta. Przebrani w powstańcze mundury, młodzi mają na sobie panterki, żołnierskie buty, a na ramionach karabiny z drewna. Turyści z całego świata unoszą aparaty fotograficzne i telefony komórkowe przełączone na opcję „zdjęcia”.

Młodzi oddają hołd Powstańcom. Turyści chcą przywieźć ciekawą pamiątkę z egzotycznego kraju – Polski. Skupiają się więc na dzieciach przebranych za żołnierzy. Mijają obojętnie piwnice Starówki, choć te najlepiej zapamiętały Powstanie. Tu kryli się cywile. Patrzyli, jak wojsko schodzi do kanałów, jak ewakuuje się do Śródmieścia, bo tu, na wąskich, poszarpanych pociskami zaułkach dalsza walka nie miała już sensu. We wspomnieniach Powstańców powtarza się często podobny motyw: „żegnała nas upiorna cisza”. Cisza była wyrzutem sumienia, który został do końca życia. Kanał był za wąski dla wszystkich. Mieścili się w nim tylko bohaterowie. Szli bić się dalej, reszta zostawała, czekając na śmierć.

Dziś wszyscy chcą zakładać panterki, za ludność cywilną nie przebiera się nikt.

Zauważyłem, że turyści – gdy już na wszystkie sposoby sfotografują oddziały w mundurach – przemieszczają się bliżej rynku. Tam, przy ulicy Świętojańskiej, stoi warszawska syrenka. Nie pomnik, ale żywy człowiek. Ubrany w kolorowy strój z pluszu, dzierżący miecz z gąbki – też chętnie pozuje do fotografii.

Pluszowy człowiek-syrenka opiera się plecami o ścianę bazyliki archikatedralnej św. Jana Chrzciciela. Przed bazyliką zaparkował właśnie karawan. W karawanie, w maleńkiej urnie przypominającej dzbanek na kwiaty, znajduje się spalony na popiół mój przyjaciel.

Gotycka katedra przytula chłodem. Wypełniają ją ludzkie atomy. Nie patrzymy na siebie. Wszyscy jesteśmy tu dla niego. Każdy chciałby być z nim sam. Powiedzieć coś na drogę.

Wśród smukłych, sięgających nieba filarów, filtrujących słońce witraży, przygniatających organowych dźwięków, urna robi się jeszcze mniejsza. Wszystko wokoło takie strzeliste, tak uroczyste, tak bardzo nieludzkie.

Podnoszę wzrok w chwili, gdy wbiega ona. Ubrana w kwiecistą, krótką sukienkę. Tak nieodpowiednią, że biorę ją za turystkę. Dopiero gdy zerkam na jej piękną, przezroczystą od bólu twarz, rozumiem, że nie jest tu przypadkowo.

Klęka w kąciku ławki i żegna się na prawosławny sposób. Jest zagubiona u Jana Chrzciciela. Gdy trzeba bić się w piersi, rozgląda się bezradnie, gdy trzeba rysować krzyż na czole, ustach i sercu, znów żegna się po swojemu.

Gdy ksiądz mówi, że on był dobrym człowiekiem, łzy płyną jej po policzkach. Wybiega ze świątyni. Może Bóg w tak smutnej chwili powinien być bardziej filigranowy?

Wiem, że gdyby on nie był garstką popiołu, pognałby za nią. Zatrzymał, powiedział, że to nic, że jakoś się ułoży. Robił to tysiące razy – w Warszawie, w dalekim Kazachstanie, w bliskim Lwowie i Grodnie.

Chciał – zawsze mi o tym opowiadał – żeby Wschód kiedyś spotkał się z Zachodem. Udało mu się, bo ona przyszła.

No ale dziś nie mógł za nią pobiec. Chłód murów katedry przenika kości aż do duszy. Wobec tego chłodu mistyczne obietnice tracą wszelką wagę.

Sam chciałbym pognać za nią, wyrwać się na słońce. Ale przecież to on powinien to zrobić, zawsze tak było. Lacrimosa dies illa. Nie da się już nic zmienić, niczego odwrócić, wykonać telefonu. Błahych zapomnień nigdy nie da się już naprawić.

– Hola – mówi ksiądz dobrodziej. – On nie powiedział „żegnaj”, powiedział „do zobaczenia”. „Na sąd z prochu ziemi grzeszny człowiek wstanie żywy”.

Tak. Nie wiem, czy chcę o tym słuchać. Wybiegam na słońce. Patrzę za nią. Ale jej już nie ma. Dawno zniknęła.

Tylko groteskowa syrenka z pluszu wciąż opiera się o ścianę katedry. Z gąbkowym mieczem wygląda jak karykatura śmierci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2014