Za młode na strach

Była łączniczką w batalionie „Parasol”, zginęła na Czerniakowie we wrześniu 1944 r. Takich dziewczyn były tysiące. Ale spośród nich tylko Krysia – w pewien sposób – zniknęła.

29.07.2013

Czyta się kilka minut

Krystyna Maleszewska (z lewej) i Zofia Świeszcz; Warszawa, jesień 1943 r. / Fot. Archiwum prywatne Zofii Świeszcz-Łazor „Zojdy”
Krystyna Maleszewska (z lewej) i Zofia Świeszcz; Warszawa, jesień 1943 r. / Fot. Archiwum prywatne Zofii Świeszcz-Łazor „Zojdy”

W „Powstańczych biogramach”, tworzonych przez Muzeum Powstania Warszawskiego, podaje się dokładną datę śmierci Krystyny Maleszewskiej: 22 września 1944 r. Oraz okoliczności: „Wzięta do niewoli i powieszona przez Niemców przy ul. Solec”.

Jednak przez długie lata nie było wiadomo, co stało się z Krysią. Podczas powojennych ekshumacji matka nie rozpoznała jej ciała. Dopiero w 2008 r. Danuta Krauze (pseudonim „Niuśka”) opowiedziała, czego była świadkiem na Czerniakowie. Okazało się, że to ona ostatnia widziała żywą Krysię.

Ale nadal jej historia – to tylko fragmenty opowieści. Niektórych już się nie odnajdzie.

JEDNO OKO PIWNE

Krysia była mądra, odważna, zaangażowana. I trochę za chuda, bo niedojadała.

Na zdjęciu z jesieni 1943 r. nie wygląda na swoje 16 lat. Drobna, z włosami do ramion, w przykrótkim płaszczu. Na fotografii tego nie widać, ale jedno oko miała piwne, a drugie zielone. Patrzy na przyjaciółkę „Zojdę”, która – choć młodsza o rok – wygląda dojrzalej.

Z „Zojdą” – Zosią Świeszcz (dziś Świeszcz-Łazor) – Krysia spotkała się na Grochowie; obie mieszkały tam podczas wojny. Krysię wraz z rodziną Niemcy wysiedlili z Poznańskiego. Dziewczęta się zaprzyjaźniły.

Gdy wracały ze szkoły tramwajem – „Zojda”, Krysia i „Nora”, także koleżanka z konspiracji – czasem bawiły się w miny: robiły minę zniesmaczoną, wesołą, smutną... Zanosiły się śmiechem, jak to nastolatki. Ludzie w tramwaju patrzyli oburzeni.

Wdrapywały się na dach kamienicy: tam, w słońcu, patrząc na lewobrzeżną Warszawę, mogły zapomnieć o wojnie i marzyć. Kiedyś Krysia przyszła z błyszczącymi oczami: czytała „Popioły” Żeromskiego i, jak się okazało, to bohater książki Rafał Olbromski wzbudził te emocje: Krysia była nim zauroczona. A że w konspiracji często jako pseudonim wybierano imię sympatii, w „Parasolu” została „Rafałem”. Lub czulej: „Rafałkiem”.

Jak dla wielu rówieśników, AK była dla niej decyzją oczywistą. Do podziemia wprowadziła ją „Zojda”. Krysia, tak jak ona, została łączniczką. Donosiły chłopcom broń na akcję (zakładano, że im łatwiej transportować broń przez miasto niż mężczyznom). Po akcji zabierały broń do tajnych magazynów. Do ich obowiązków należało też rozpoznanie przed akcjami.

PISTOLET POD PŁASZCZYKIEM

„Zojda” dobrze pamięta akcję na Stamma – jedną z bardziej tragicznych.

Walter Stamm, szef Gestapo, nie wychodził poza niemiecką dzielnicę. Mieszkał i pracował przy alei Szucha. Aleja – po udanym zamachu AK na Franza Kutscherę, szefa policji i SS w dystrykcie warszawskim – była zamknięta posterunkami. Pomysł zabicia Stamma w jego mieszkaniu wydawał się szaleństwem. Ale rozkazy nie dawały wyboru.

6 maja 1944 r. grupa chłopców z „Parasola” przeszła przez punkt kontrolny przy niemieckim szlabanie. Doszli do budynku, gdzie mieszkał Stamm. Dwaj, „Orkan” i „Hipek”, udawali posłańców z listem do Stamma. Trzech dalszych niosło kosze z delikatesowymi produktami, przygotowane przez dziewczyny z oddziału – rzekomo prezent dla mieszkańca kamienicy. Kilkunastu kolejnych miało dać im osłonę.

Nie wiadomo, co poszło nie tak: czy komuś puściły nerwy, czy Niemcy się zorientowali. W każdym razie „Hipek” strzelił – i na ulicy rozpętało się piekło. Chłopcy próbowali uciec autami. Pierwsze auto odjechało przeładowane; drugie odjechało zbyt szybko. Trzecie, trafione w silnik, zapaliło się – zginęło w nim sześciu chłopaków. Potem od ran zmarli „Orkan” i „Hipek”.

Jak zwykle, łączniczki czekały, aby po akcji odebrać od chłopców broń. Wśród nich: „Zojda”, „Nora” i Krysia, w dorożce na rogu Czerniakowskiej i Zagórnej.

– Dorożkarz się niecierpliwił, powtarzałam: Wszystko będzie miał pan wynagrodzone – wspomina „Zojda”. – Usłyszałyśmy strzelaninę i nagle z piskiem opon zatrzymuje się auto. Drzwi się otwierały, wypadały z nich nogi rannego, który się nie mieścił. Gdy rzucili nam broń, na ziemię wypadła amunicja. Zdążyli zawołać: Uciekajcie, pościg!

Naboje trzeba było usunąć. Część dziewczyny wsadziły do kieszeni, resztę zasypały piaskiem, przydeptały. Przechodnie uciekali. Dorożkarzowi „Zojda” wcisnęła pieniądze. – Pierwszy raz widziałam, jak włosy stojące dęba na głowie podnoszą komuś czapkę – mówi. – Ale to był warszawski dorożkarz... Krzyknęłyśmy: Niech pan odjeżdża! Zaciął konia i ruszyliśmy galopem.

Czy się bały? Gdy wszyscy uciekają, a one muszą zbierać naboje? – Chyba za młode byłyśmy na strach, na taki strach, co podnosi czapkę – mówi dziś „Zojda”.

PRZED „GODZINĄ W”

Przed Powstaniem atmosfera w Warszawie była napięta. Ludzie popełniali błędy.

Przy próbie kupna broni wpadł Wiesław Olkiewicz „Pajączek”. Już pomysł załatwiania sobie broni na własną rękę był błędem – obowiązywał zakaz takich akcji bez zezwolenia. Potem był drugi błąd: gdy podczas transakcji Niemcy aresztowali „Pajączka”, miał prawdziwe dokumenty z adresem. W lokalu przy Słonecznej mieszkały z nim jeszcze cztery osoby z „Parasola”. Gdy weszli Niemcy, wszyscy zginęli.

Ile dokładnie osób było w mieszkaniu, tego miała dowiedzieć się Krysia. Musiało to być dla niej trudne – pierwsze informacje mówiły, że na Słonecznej miała być też „Zojda”. Szczęśliwie okazało się, że Zosia uczyła się matematyki do sprawdzianu i z wizyty na Słonecznej zrezygnowała. – Klasówka uratowała mi życie – powie dziś.

Co jeszcze wiadomo o Krysi przed Powstaniem? Że bywała głodna, w domu była bieda. Że lubiła uczyć się języków obcych. Znała dobrze niemiecki (być może to przyczyni się potem do jej zguby), uczyła się francuskiego. „Zojda” kupiła jej słownik francusko-polski. – Znalazłam go na Świętokrzyskiej u bukinistów, na prezent. Nie wiem, jak przetrwał Powstanie. Po wojnie dostałam go z powrotem od matki Krysi – opowiada.

Czy miała marzenia? – Na pewno – mówi „Zojda”. – Ale tego już nie pamiętam.

W PANTERCE, Z OPASKĄ

Do Powstania Krysia wyszła w pantofelkach i sukience, ale szybko, jak inne dziewczyny z „Parasola”, założyła spodnie i panterkę, zdobyte w niemieckich magazynach. Na początku przyjaciółki były razem, w jednym plutonie. – Rozstałyśmy się na Woli – mówi „Zojda”. – Spotkałyśmy się znów na Starym Mieście. Tam dołączyła „Nora”, znów byłyśmy we trzy. Razem wychodziłyśmy kanałami ze Starówki. A potem był Czerniaków...

Walki na Czerniakowie były jednymi z najcięższych w Powstaniu: Niemcy chcieli uniemożliwić ewentualny desant Sowietów z drugiego brzegu Wisły, z tego samego powodu powstańcy chcieli utrzymać teren nad rzeką. Walczyły tu najbardziej „ostrzelane” oddziały, także „Parasol” – wycieńczone, bez żywności, amunicji, w walce o każdy dom.

„Zojda” nie lubi wspominać Czerniakowa. – Za dużo bliskich mi ludzi tam zginęło – mówi. Łączniczki ginęły często: o ile na Starówce mogły przechodzić piwnicami, dającymi osłonę, to luźna zabudowa Czerniakowa sprawiała, że pójście z meldunkiem było bardziej ryzykowne.

– Czasem widywałyśmy się z Krysią, bo kursowała korespondencja między dowódcą Krysi i moim. Nie zmieniła się bardzo. Była spokojna. Gdy teraz o tym myślę, może za spokojna – opowiada „Zojda”. – Pewnie była już bardzo zmęczona.

OSTATNI DZIEŃ

Czerniaków to moment, gdy klęska jest już oczywista, gdy brakuje nadziei. Część powstańców próbuje przepłynąć Wisłę, część cofa się kanałami na Mokotów.

W książce „Dziewczęta z Parasola” Danuta Kaczyńska pisze, że przed ewakuacją na Czerniakowie zostało trzydziestu paru żołnierzy „Parasola”; z resztkami innych oddziałów bronili ostatnich pozycji. Kaczyńska: „Przed odejściem na Mokotów »Zojda« i »Kama« biegały po pozycjach (...), wzywając ochotników do kolejnego kontrnatarcia. Tak miały sformułowany rozkaz, który – jak się potem okazało – miał na celu kompletowanie zespołu do zejścia do kanałów. Nie wszyscy mieli siły zgłosić się na to wezwanie. Np. »Zula« nie czuła się na siłach, aby wstać z ziemi. »Nora« (...) zdecydowała się iść, lecz przedtem chciała odszukać przyjaciółkę, »Rafała« [tj. Krysię], która jednak kategorycznie odmówiła opuszczenia budynku, twierdząc, że jest chora. »Norę« przeraził jej nieprzytomny, »nieziemski« – jak to określiła – uśmiech. Rano część oddziału była rozgoryczona, bo »rzekome rozpoznanie sytuacji nad Wisłą« okazało się potajemną ewakuacją części »Parasola« kanałami na Mokotów”.

Na miejscu zostali ranni i nieliczni zdolni do walki. Wśród nich Danuta Krauze „Niuśka”, która ostatnia widziała żywą Krysię. – Czerniaków to był straszny czas – wspominała. – Miałam do czynienia tylko z ciężko rannymi, zostało niewiele sanitariuszek. Grupa kierownicza sanitariatu przepłynęła z berlingowcami na drugą stronę Wisły, biorąc trochę rannych, ale też resztkę opatrunków i leków. Panował chaos, nie wszystkich zawiadomiono o ewakuacji. Straszna sytuacja.

KSIĄDZ I DZIEWCZYNA

– Dogorywałyśmy między rannymi, słuchając ich rozpaczliwego wołania – wspominała „Niuśka”. – Dotąd pamiętam, jak prosili: „Niuśka”, wody... Byłam bezradna. Nie mogłam jej zdobyć, ostrzał był taki, że wkoło ujęcia wody leżały trupy.

Postanowiono iść do Niemców i pertraktować warunki kapitulacji. Poszła trzyosobowa delegacja. W niej, może ze względu na znajomość niemieckiego, Krysia. A także berlingowiec i ksiądz Józef Stanek (ps. „Rudy”).

„Niuśka” nie znała Krysi. Zapamiętała drobną blondynkę w mundurze, ze zniszczoną biało-czerwoną opaską z literami „WP” (taką nosiły oddziały AK). – W Powstaniu nie byłyśmy razem, dopiero później czegoś więcej się o niej dowiedziałam. No i poszli do Niemców. A oni oddzielili berlingowca, jego uznali za jeńca wojennego. A księdza i dziewczynę wśród przekleństw poprowadzili przez gruzowisko. Wtedy ona krzyknęła w naszą stronę – stałyśmy z „Zulą” przed szpitalem na Wilanowskiej: „Niszczcie dokumenty i mundury, bo was wszystkich wymordują!”. Została uderzona i skrępowana.

„Niuśka” i „Zula” zaczęły niszczyć akowskie legitymacje, ściągać z rannych mundury. Tuż przed podpaleniem przez Niemców szpitala udało im się włączyć rannych kolegów do kolumny cywilów wychodzących z Czerniakowa. – Gdy opuszczaliśmy dzielnicę, zobaczyłam na gruzowisku powieszonych: księdza i dziewczynę. To było wstrząsające – mówiła „Niuśka”.

Ciało Krysi przez wiele miesięcy kołysał wiatr od Wisły. Z taśmy w fabryce farb, gdzie została powieszona, zdjęto je dopiero, gdy w 1945 r. do zniszczonej Warszawy zaczęli wracać ludzie. – O jej śmierci dowiedziałam się po powrocie do Polski w 1947 r. – mówi „Zojda”. – Bardzo się kochałyśmy. Gdy ją wprowadzałam do oddziału, drużynowa powiedziała mi, że jestem za nią odpowiedzialna. Widać, za mało jej pilnowałam...

***

W czasie wojny Krysia marzyła o „korkach”: butach na platformie. Rodzicom udało się zaoszczędzić i dostała je tuż przed Powstaniem, i do Powstania w nich poszła. Nie rozstawała się z nimi – to „Zojda” wie na pewno. O reszcie – pewności już nie ma. O tym, że w czasie powojennych ekshumacji przy jednym z ciał na Czerniakowie znaleziono takie właśnie buty. I że matka Krysi nie chciała uznać, że to ciało córki. Podobno nie chciała uwierzyć, że Krysia nie żyje i aż do lat 60. szukała jej przez Czerwony Krzyż.

Niewiele wiemy o dziewczynie, która poszła do Powstania w letniej sukience, a zginęła w zniszczonej panterce. Nie wiemy, co się z nią działo przez dwa miesiące, o czym myślała, czuła.

O finale negocjacji z Niemcami na Czerniakowie mówiono i pisano dużo. W 1999 r. ksiądz Stanek został przez Jana Pawła II ogłoszony http://pl.wikipedia.org/wiki/108 męczenników II wojny światowej). Tymczasem historia Krysi gdzieś się zagubiła.

Jak historie wielu dziewczyn z Powstania. 


PATRYCJA BUKALSKA jest dziennikarką „TP”; w tych dniach nakładem Wydawnictwa TRIO ukazuje się jej książka „Sierpniowe dziewczęta ‘44” – o Powstaniu Warszawskim widzianym z perspektywy kobiet – na podstawie opowieści jego 21 uczestniczek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2013