Chciałoby się zwołać całą Polskę

Siostrom z Orlika udało się załatwić kilka kontenerów, w których mieszkają teraz poszkodowani w sierpniowej nawałnicy. Czas ściga. Wiele domów jest bez dachu. Nie wiadomo, czy budynki wytrzymają do wiosny.

23.10.2017

Czyta się kilka minut

 / WWW.SIOSTRYZORLIKA.PL
/ WWW.SIOSTRYZORLIKA.PL

Franciszkanki od początku swojej obecności w Orliku sadzą drzewa. A to nie lada wysiłek. Ziemia nie sprzyja, dookoła piachy. W końcu przyjmą się brzozy, potem sosny i świerki. Walka o każde drzewo trwa. Do obowiązków sióstr należy ich podlewanie. Zakonnice sadzą też buki. Sieją je tak gęsto, że przełożona zarządza wykopanie co drugiego, bo przecież drzewa się rozrosną.

– Kiedyś mieszkałyśmy w lesie, nie było nas widać. Nawet jadąc do nas, ludzie nie wiedzieli, gdzie skręcić. Teraz jest tu jak na pustkowiu – opowiada siostra Mirona, przełożona Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Pokuty i Miłości Chrześcijańskiej.

Orlik to mała wieś na terenie diecezji pelplińskiej, ukryta w Borach Tucholskich w sąsiedztwie kaszubskich jezior i rzeczki Muśliny, w środku drogi między Chojnicami a Kościerzyną.

Pierwsze siostry docierają tu w listopadzie 1935 r. Swoją siedzibę znajdują w zniszczonych zabudowaniach i zaniedbanych gospodarstwach. W 1937 r. rozpoczynają budowę nowego klasztoru. W czasie wojny wysiedlają je Niemcy. Wracają w kwietniu 1945 r. i zaczynają normalne życie zgodnie z zasadą św. Franciszka z Asyżu: nieść pokój i dobro.

Las przestał istnieć

W piątek 11 sierpnia, na kilka godzin przed nawałnicą, na dachu klasztoru w Orliku siada dziewięć bocianów.

– Zmęczone, osowiałe, nie miały już siły lecieć – opowiada siostra Mirona.

Wieczorem prąd w klasztorze gaśnie tuż po tym, jak Paweł Fajdek rzuca najdalej młotem i zostaje mistrzem świata. Widać błyski, ale jeszcze nie wieje. Sytuacja zmienia się po chwili. Za oknem drzewa uginają się do ziemi. Po ścianach w pokojach klasztoru leje się woda. Zakonnice odsuwają meble. W kaplicy woda wpada przez okna z witrażami, jej wylewanie ułatwiają skośne parapety. Siostry dzielą się zadaniami.

Gdy następnego dnia po uroczystościach w Gnieźnie do Orlika wraca siostra przełożona, wjeżdża na posesję, wysiada i płacze. Dookoła nikt nie rozmawia, jest cisza, wszyscy zajęci są usuwaniem szkód.

11 sierpnia – od Dolnego Śląska przez Wielkopolskę i Kujawy po Pomorze Gdańskie – przechodzi nawałnica. Ginie sześć osób. Straty szacuje się na 250 mln zł. Las, który rósł dookoła budynku franciszkanek, przestaje istnieć.

Mój święty Antoni został

Pewnego razu nadleśniczy Mirek przywozi mała choinkę, to sosna syberyjska. Zastrzega, żeby nie sadzić wokół zielonego, bo drzewo wyrośnie nawet na 40 metrów. 11 sierpnia ma już 30 metrów. Rośnie tuż przy figurze matki Magdaleny, założycielki zakonu. Następnego dnia po nawałnicy siostra Gabriela pobiegnie zobaczyć, czy figura jest cała. Sosna tylko oparła się o plecy, matce Magdalenie nic się nie stało.

Potem siostra Gabriela przedziera się do groty z Matką Boską. Grotę wybudował woźny Brunka, już na emeryturze. Dźwigał te kamienie i dźwigał, śpiewając przy tym pobożne pieśni, czym bardzo denerwował ojca Henryka, który śpiewu nie znosi. Schorowany po obozie koncentracyjnym, ojciec przebywa w Orliku, żeby zaznać ciszy.

Ale Matka Boska nie ucierpiała, podobnie jak matka Magdalena, założycielka. Jezus Frasobliwy, który stoi na pniu, choć słabo przykręcony, też cały.

– Każda z nas miała swój ulubiony kącik w lesie, niektóre np. lubiły modlić się przy św. Antonim – opowiada siostra Mirona.

Każda odkryta przez siostry po nawałnicy figura wywołuje radość. „O! Mój święty Antoni został!”, „O, i Franciszek stoi!”, „I św. Tereska!” – słychać co rusz okrzyki.

Dwa miesiące później z działki obok klasztoru wywieziono większość powalonych drzew, zostały tylko te, na których wisiały stacje drogi krzyżowej. Na pniu, gdzie była XIII stacja, wisi wciąż ukrzyżowany Jezus Chrystus. Jego figura w ogóle nie ucierpiała, wiatr ściął drzewo pół metra wyżej.

Wracają zwierzęta

Siostra Gabriela jest w zakonie od 1952 r. Wszystkie drzewa zna „od maleńkości”, to ona gęsto sadziła buki.

Po nawałnicy zbiera gałązki wszystkich gatunków przewróconych drzew. Jest gałązka brzozy, modrzewia, sosny, świerka, buka i inne. Zrobi z nich bukiet i ozdobi go napisem „Dziękujemy ci i żegnamy cię franciszkowy lesie”. Żeby odciąć gałązkę z sosny syberyjskiej, potrzebny jest porządny nóż.

Do swojego pokoju zakonnica znosi gałęzie i korę z wielkiego modrzewia. Wie, że do lasu chodzić nie może, ale potrzeba jest silniejsza. Raz jeden się wystraszy, wychodzi z lasu, w rękach trzyma dwie torby z grzybami, przy drzewach u gospodarza rosły. Patrzy, a tam dwa samochody, papiery rozłożone, trwa dyskusja.

– A to z nadleśnictwa, pewnie pilnują grzybiarzy – myśli sobie zakonnica i już wie, co im powie, gdy ją zaczepią: „Że mają jej przebaczyć i drugi raz jej w lesie nie zobaczą i że nie mogą ukarać ją grzywną, bo pierwszy raz ją przyłapali”. Skończyło się na strachu, bo oni wcale nie pilnują grzybiarzy.

Są jednak miejsce, gdzie nawet siostra Gabriela dotrzeć nie może, a martwi się o to duże drzewo na skarpie, nad wodą. Nie może tam dojść, sprawdzić, czy nadal stoi. Ale są też miłe rzeczy. – Zaczynają się pojawiać zwierzęta, widzę ślady sarenek czy dzikich świń – cieszy się siostra Gabriela.

Niebieskie panie

Już w nocy z 12 sierpnia rozpoczyna się wielkie sprzątanie. Mieszkańcy z dróg usuwają powalone drzewa. Siostry nie wychodzą z klasztoru do rana, boją się, bo słupy wysokiego napięcia też powaliło. Z okien widać tylko światła latarek i samochodów przejeżdżających „wojewódzką”. Wcześniej nie było ich widać.

Na miejscu pierwsze do pomocy przyjeżdżają rodziny. Są tu każdego dnia, nawet dwa miesiące po nawałnicy. Dużo pomagają wolontariusze z całej Polski. Są też osoby innego wyznania. Nawet grupa nordic walking z pobliskich Dziemian przyjechała. „Niebieskie panie” – tak mówią o nich zakonnice. Tak szybko noszą gałęzie, że ci, którzy tną drewno, nie mogą za nimi nadążyć.

Straż dociera po trzech dniach. Tylko strażacy jacyś smętni.

– Pracowałyśmy szybciej niż oni – opowiada siostra Mirona. – Podeszłam do pana komendanta, pytam, dlaczego są tacy. Okazało się, że trzecią dobę są w akcji. Pierwszą spali w samochodzie, drugą w Brusach na sali gimnastycznej, nie mają ciuchów do zmiany ani szczoteczek do zębów.

Życzenia się spełniają

– Czas nas ściga – mówi siostra Daniela. – Wiele domów jest bez dachu. Ludzie nie mają pewności, czy budynki wytrzymają do wiosny. Butwieje to, co drewniane, pękają ściany. Wiele rodzin będzie musiało żyć z tą niepewnością.

– Część rodzin nie robi dachu, nie mają takiej możliwości, chcą zrobić to na wiosnę – ciągnie opowieść siostra Mirona. – To tereny rolnicze. Najpierw były sianokosy, potem zboża, teraz wykopki, do tego sporo z nich ma potężne leśne obszary. Wiele rzeczy trzeba robić natychmiast, mają dylemat, w co ręce włożyć.

Rolnicy nie wiedzą, gdzie składować zebrane zbiory, wiele stodół i gospodarstw zwiał wiatr. Często jedyne wolne przestrzenie zajmują meble, wystawione tam na czas remontów dachu. Są tacy, którym udaje się załatwić firmę do pomocy, tym idzie szybciej.

Siostry organizują pracę między sobą. Jedne przyjmują dary, inne przekazują pieniądze, jeszcze kolejne je rozwożą. Mają listę z nazwiskami, adresami i wyszczególnionymi potrzebami. Życie franciszkanek od dwóch miesięcy wygląda zupełnie inaczej. Nawet siostra Mirona, odpowiedzialna za całą prowincję, nie jest w stanie się wszystkim zająć, bo tu na miejscu jest tak wiele rzeczy do zrobienia, a mieszkańcy czekają.

Po nawałnicy młodsze zakonnice wożą żywność na rowerach, mają dodawać nadziei, pokazać, że jest o co i dla kogo walczyć. Tu żyje się z dnia na dzień. Całe szczęście, że o czym siostry nie pomyślą, to się spełnia.

– Jest tak: na przykład nie mamy materiałów, nagle drugiego dnia ktoś je przywiezie. Brakuje pieniędzy? Patrzymy na konto, akurat wpłynęła wpłata od darczyńcy, albo podjechał ktoś i zostawił gotówkę dla poszkodowanych – opowiada siostra Mirona.

A siostra Daniela przypomina, jak poszukiwała inżyniera. Wydzwania i, gdy wykonuje ostatni telefon, mężczyzna godzi się pomóc. Jest potrzebny, bo trzeba pomóc Zofii, która straciła dom i stodołę. To drugie odbudowała już z bratem. I znowu siostry pomyślały, a pomoc przyszła. Potrzeba materiałów budowlanych dla Zofii. I co? Następnego dnia do Orlika przyjeżdża transport z materiałami z południa Polski. Ale to nie wszystko. Rano do klasztoru pukają Rycerze Kolumba ze wspólnoty z Chojnic i pytają, czy nie ma dla nich pracy. Jest!

Dzień przed moją wizytą firma wynajęta przez Fundację PZU montuje Zofii dach. W budynku gospodarczym, gdzie teraz ma kuchnię, gotuje dla robotników obiad, a jej mała córka bawi się wspinając się po workach z zaprawą murarską. Kobieta nie wie, co będzie dalej, ale uśmiech jej z twarzy nie znika.

Życie w kontenerach

Siostrom udaje się załatwić kilka kontenerów, w których mieszkają rodziny poszkodowane w sierpniowej nawałnicy. Dopiero w zeszłym tygodniu zamontowano schody do jednego z nich. Do tej pory rodzina mieszkała w kontenerze, a 96-letnia babcia w zniszczonym domu, nie mogła wejść do środka, było za wysoko. Inny kontener był dla starszego pana z ­niepełnosprawną żoną. Córka zabrała ich do sąsiedniej wsi, ich dom jest zniszczony, a mężczyzna codziennie przyjeżdża i patrzy na swoją zabudowę, gęsi i psa. Kiedy dostają kontener, wprowadzają się, jeszcze zanim będzie przygotowany. Zza okna widzą rozwalony dom, ale są szczęśliwi. Ludzie nie chcą opuszczać swoich miejsc. To ich ojcowizna.

Siostry przygarniają jedną z rodzin, cieszą się, bo po klasztorze biegają dzieci. Ale łatwo nie było.

– Nie we wszystkich kontenerach jest woda, a przy dziecku przecież trzeba prać pieluszki, wychodzić na zewnątrz, grzać wodę, a jak umyć w takich warunkach dziecko? Dwumiesięczne dziecko zaziębiło się, potem przeszło to na oskrzela, bałyśmy się, że dostanie zapalenia płuc. Po długich prośbach udało nam się sprowadzić rodzinę do klasztoru – opowiada siostra Mirona.

W dniu nawałnicy niemowlę ma 11 dni. Pozostała część czteropokoleniowej rodziny mieszkała w czterech przyczepach campingowych, w jesienne wieczory termometr wskazywał 2 st. C.

W przyszłym roku nowe drzewa

Deus providebit (Bóg się zatroszczy) – to hasło założycielki zakonu franciszkanek.

– To zaufanie w Bożą opatrzność. Bóg zrobił z nas narzędzia, przez nasze ręce przechodzą pieniądze. Ludzie wiedzą, że pomagamy – mówi siostra Mirona. Podkreśla, że przez te dwa miesiące od nawałnicy nauczyła się, żeby nie przejmować się mniej istotnymi rzeczami. Teraz siostry nie mają czasu na swoje sprawy. Odpowiadają za wiele rodzin, żyją ich życiem. Mimo że ciągle jest u nich wiele drzew do wycięcia, ogrodzenie do naprawienia, cmentarz do uprzątnięcia.

Są tacy, którzy walczą sami. Są tacy, którzy tego nie zrobią, a nie poproszą. Jest wiele miejsc, do których docierają franciszkanki i wciąż są tam pierwszą pomocą od 11 sierpnia. Wiele tych miejsc to pojedynczo stojące domy na polu czy w lesie.

Każda z sióstr, gdy przejeżdża drogą, patrzy, co u kogo w robotach się posunęło.

– Przykro, że nie wszyscy mogą iść w równym tempie – żałuje siostra Daniela. – Chciałoby się zwołać całą Polskę, żeby zrobić te wszystkie prace naraz.

Siostry z innych miast nie rozumieją, jak to możliwe, że zakonnice z Orlika nie mają czasu, przełożona „ciągle komórki nie odbiera”, a telefon stacjonarny milczy od nawałnicy.

Siostry dają radę, mimo zmęczenia nie dochodzi między nimi do kłótni. Każda ma swoje zadanie, każda chce dać od siebie jak najwięcej. Zresztą, tyle jest do zrobienia. W przyszłym roku siostry posadzą nowe drzewa.

Ale gdy nadejdzie kolejna nawałnica, las już ich nie ochroni. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2017