Byliśmy żołnierzami

Mendes nie pozwala śnić amerykańskiego snu. W "American Beauty skrytykował mit szczęśliwego mieszczanina, w "Drodze do Zatracenia pokazał, że za rodzinną idyllą może kryć się przemoc i zło. Teraz rewiduje jeden z największych amerykańskich mitów - sprawiedliwej wojny i heroicznych żołnierzy. Także mit dojrzewania.

25.01.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Dwudziestoletni Anthony Swofford na ochotnika zaciąga się do oddziałów marines. Kiedy wojska irackie wkraczają na terytorium Kuwejtu, Swofford z pierwszym transportem amerykańskich żołnierzy trafia do Arabii Saudyjskiej, by walczyć z irackim najeźdźcą. Mijają miesiące, a Swoff z towarzyszami broni wciąż siedzi w bazie, gdzie poddawany jest morderczym treningom przez rozmiłowanego w wojnie sierżanta Sykesa.

Znudzeni oczekiwaniem żołnierze organizują własne "małe wojny": pojedynki łapanych na pustyni skorpionów podnoszą poziom adrenaliny, wewnątrzgrupowe konflikty narastają z dnia na dzień. Poza tym marines pędzą czas na masturbacji, oglądaniu pornograficznych filmów, rozmowach o swych niewiernych kobietach oraz płataniu głupawych żartów. Wojny się nie doczekają, Swoff nie odda ani jednego strzału.

Brytyjczyk Mendes jest jednym z największych demaskatorów we współczesnym amerykańskim kinie. Zagląda pod podszewkę społecznej świadomości, odziera ją z ideologicznej otoczki, pozbawia złudzeń. Lester Burnham, bohater "American Beauty" grany przez Kevina Spacey, ucieleśniał wzorzec przedstawiciela klasy średniej, ale za fasadą pozorów - dom, piękna żona, dorastająca córka - kryła się rozpacz i niemożliwa do spełnienia tęsknota za lepszym życiem. Bohater "Drogi do Zatracenia", Sullivan, powtarza schemat fałszywej rodzinnej idylli, pod którą czają się zbrodnia i przemoc.

"Jarhead" konsekwentnie wpisuje się w dotychczasowy dorobek Mendesa. Reżyser nie zostawia wątpliwości co do prywatnego życia Swofforda: autorytarny ojciec, płacząca w ukryciu matka oraz siostra w szpitalu psychiatrycznym składają się na smutny obraz jego rodziny. Jednak Mendes pomija te wątki, idzie dalej, podpatruje, jak Swoff wchodzi w świat, jak radzi sobie z życiem i samym sobą. Przejściem w dorosłość ma być dla niego piechota morska, elitarna formacja amerykańskiej armii.

"Jarhead" bezpośrednio odwołuje się do tradycji filmu antywojennego. Mendes z uwagą obejrzał klasyczne filmy tego nurtu: "Full Metal Jacket" Stanleya Kubricka, "Łowcę jeleni" Michaela Cimino, wreszcie "Czas Apokalipsy" Francisa Forda Coppoli. Prezentowana przez przełożonych scena nalotu śmigłowców z filmu Coppoli ma być dla współczesnych marines inspiracją i sposobem na podniesienie ich morale. A "Łowca jeleni" zostaje przywołany w filmie Mendesa bardzo przewrotnie: jedna z żon przysyła kasetę z filmem Cimino, po włożeniu do odtwarzacza okazuje się jednak, że nagrano na niej scenę seksu tejże żony z sąsiadem. Po co Mendesowi podobna scena?

Otóż korzystając ze sztafażu kina antywojennego, twórca "American Beauty" świadomie odżegnuje się od niego, pokazuje upadek tej kinowej tradycji. Także filmowa mitologia zostaje przez niego zaprzeczona. "Nasi chłopcy", którzy w tego rodzaju obrazach jawili się dotąd jako ofiary politycznej wojny, w "Jarhead" są niedojrzałymi i głupawymi osiłkami głodnymi krwi i adrenaliny. Jedyne ofiary po stronie amerykańskiej to marines przypadkowo ostrzelani przez rodaków, "wrogowie" zaś to uciekający cywile, których oddział Swofforda odnajdzie w zwęglonych samochodach. Cienia heroizmu, śladu tych tragedii, które ukazywał m.in. Oliver Stone w "Urodzonym 4 lipca" i "Plutonie". Mendes opowiadając historię Swofforda przywołuje filmowe kalki i rozbudza oczekiwania widza, by je następnie zawieść.

"Jarhead" to najbardziej konsekwentny film Mendesa. Przewrotna opowieść o wojnie budowana jest w sposób mało widowiskowy; twórcy nie żonglują efektami specjalnymi, nie roztaczają przed nami batalistycznego inferno, niemal unieruchamiają kadr. Już wcześniej zwracano uwagę na teatralność filmowego świata Mendesa. I słusznie, bo jest on także człowiekiem teatru, to w nim zaczynał spektakularną karierę, realizując "Wiśniowy sad" z Judi Dench czy późniejsze wspaniałe spektakle "Kabaret" i "Company".

"Jarhead" wpisuje się w cykl filmów teatralnych - Mendes powoli rozwija historię Swoffa, wzmacniając narracyjne akcenty i uwypuklając filozoficzne przesłanie. Jego opowieść opiera się na rozmowach, niby trywialnych, lecz kryjących emocje bohaterów. Cyniczne, ironiczne dialogi, choć często ocierają się o typowo żołnierski, niewybredny humor, są z pewnością mocną stroną filmu (na przykład nauka bezwzględności i okrucieństwa płynąca z ust sierżanta: "Choćbym szedł przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo jestem najgorszym wałem w całej tej dolinie").

Ich siłę wzmacniają świetnie obsadzeni aktorzy: Jake Gyllenhaal w roli Swofforda jest wprost rewelacyjny łącząc tragizm z pospolitością. Nie gorzej wypada Peter Sarsgaard w roli tajemniczego i wpół szalonego Troya oraz Jamie Foxx jako apodyktyczny i opiekuńczy sierżant Sykes.

Także wizualna strona filmu nie pozostawia nic do życzenia. Zdjęcia Rogera Deakinsa zachwycają onirycznymi obrazami pustyni, monochromatyczną fakturą szaro-złotych piasków, infernalną wizją płonących szybów. Zamiast efektownych jazd i szybkiego montażu otrzymujemy wyciszoną kontemplację ludzkich twarzy. Na nich zarysowują się najważniejsze dramaty.

Film Mendesa nie jest tylko filmem pacyfistycznym (choć wątki te pojawiają się dość często), jest rewizją amerykańskiego mitu "naszych chłopców". Po nudnej wojnie bohaterowie wracają w glorii chwały, witani przez matki i kombatantów z Wietnamu. Ich życie pozostanie jednak równie trywialne i niedoskonałe, jak przed wojenną "przygodą". Bo - zdaje się mówić Mendes - wojna niczego nie zmienia, życie nie poddaje się łatwym transformacjom, biegnie tym samym, od lat przetartym szlakiem.

"JARHEAD - ŻOŁNIERZ PIECHOTY MORSKIEJ" ("Jarhead"), reż.: SAM MENDES, scen.: William Broyles Jr., zdj.: Roger Deakins, wyst.: Jake Gyllenhaal, Jamie Foxx, Peter Sarsgaard i inni. Prod.: USA 2005, dystryb.: UIP.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2006