Powrót bohaterów na ekran

Zamachy z 11 września 2001 r. zmieniły USA. Od 13 lat kraj prowadzi działania wojenne. To rzecz bez precedensu w jego historii. Afganistan i Irak znalazły odbicie także w amerykańskim kinie. Co ono mówi o kondycji USA?

07.07.2014

Czyta się kilka minut

Amerykańscy żołnierze sił specjalnych w Afganistanie – kadr z filmu „Ocalony” z 2013 r. / Fot. Greg Peters / MATERIAŁY PRASOWE
Amerykańscy żołnierze sił specjalnych w Afganistanie – kadr z filmu „Ocalony” z 2013 r. / Fot. Greg Peters / MATERIAŁY PRASOWE

Na lotniskowcu powietrze przesączone jest zapachem stali, smarów i paliwa. Oficer prasowy prowadzi do sali odpraw pilotów, kilka poziomów pod pokładem. Dzień wcześniej, wraz z grupą brytyjskich i włoskich dziennikarzy, wylądowaliśmy na pokładzie USS „Carl Vinson” i ciągle trudno połapać się w labiryncie korytarzy.

Sześciomiesięczny rejs stalowego kolosa, z ponad 80 bojowymi maszynami na pokładzie, wchodzi w fazę końcową. W pamięci załogi pozostają Singapur, Guam, działania w Zatoce Perskiej, Bahrajn. Przed nimi Lizbona i powrót do bazy w Norfolk. Trwa czwarty rok ogłoszonej przez George’a W. Busha wojny z terrorem. Sześć lat później z pokładu tego okrętu dokonany zostanie morski pochówek Osamy bin Ladena, zabitego przez komandosów. Ale na razie twórca Al-Kaidy jest nieuchwytny, a w Iraku giną Amerykanie.

Kilku pilotów chętnie udziela wywiadów – widać, że latanie to ich pasja. Niektórzy stylizują się na bohaterów filmu „Top Gun”. Każda eskadra ma tu swoje godło i własny pokój odpraw. Zaglądamy do lotników marines. Kilku pije kawę, ktoś przegląda mapy. Z rogu pokoju dochodzą odgłosy eksplozji: na DVD leci film „Byliśmy żołnierzami” z Melem Gibsonem (z 2002 r.). Przed ekranem spora grupa. – Świetny film, widziałem go kilka razy – rzuca towarzyszący nam major sił specjalnych. Widać, że utożsamia się z bohaterami jednego z pierwszych wysokobudżetowych filmów wojennych, nakręconych po zamachach z 11 września 2001 r.


Zwiastun nowych czasów


„Byliśmy żołnierzami” to adaptacja książki generała Hala Moore’a, opowiadająca o bitwie w dolinie La Drang w 1965 r. Było to pierwsze duże starcie USA z armią Północnego Wietnamu, a Moore, wtedy pułkownik, dowodził walczącym tam batalionem. Film zrealizowano w klasyczny sposób, reżyser Randall Wallace koncentruje się na ukazaniu żołnierskiego poświęcenia.

Ale to nie film Wallace’a, lecz zrealizowany w 2001 r. „Helikopter w ogniu” Ridleya Scotta stał się w powszechnym odbiorze zwiastunem wojny z terrorem. Publicysta „Newsweeka” Evan Thomas ujrzał w nim jeden z kulturowo najbardziej znaczących filmów, nakręconych za prezydentury Busha juniora. „Helikopter w ogniu” opisywał interwencję humanitarną w Somalii w 1993 r. Amerykańscy rangersi wraz z komandosami z Delta Force stoczyli wtedy w Mogadiszu najkrwawszą bitwę od czasu Wietnamu. W walkach z somalijskimi klanami zginęło 18 Amerykanów; w kraju wywołało to polityczny szok, który doprowadził do wycofania wojsk USA z Somalii.

Zrealizowany z rozmachem – i oparty na bestsellerze Marka Bowdena – film od razu odniósł sukces kasowy i stał się klasykiem kina wojennego. „Helikopter” był wyjątkowy z kilku powodów. W odróżnieniu od „Szeregowca Ryana” z 1998 r. – przełomowego ze względu na realizm scen batalistycznych – film Scotta przedstawiał autentyczne wydarzenia, nie koncentrując się na jednym konkretnym bohaterze. Bohaterem zbiorowym stał się tu cały amerykański oddział, którego żołnierze ukazani zostali wyłącznie w sytuacji ekstremalnej.

Za sugestywną (i do dziś niedoścignioną) wizualną stronę filmu odpowiadał Sławomir Idziak, któremu „Helikopter” przyniósł nominację do Oscara. Realistyczne oddanie walk miejskich nie byłoby możliwe bez wsparcia armii USA. Starczy wspomnieć, że za sterami filmowych helikopterów siedzieli piloci jednostki, która brała udział w bitwie. A gdy film wchodził na ekrany kin w grudniu 2001 r., oddziały te walczyły już w Afganistanie – co spinało klamrą wydarzenia odległe o prawie dekadę.


Wietnamskie spustoszenie


Niektórzy krytycy odczytali „Helikopter” jako zapowiedź przyszłej wojny, bez stałych frontów i jasnych reguł. Innych – szczególnie w Niemczech – zdziwił brak antywojennego przesłania. Bez entuzjazmu o filmie wypowiadał się Gibson (odtwórca głównej roli w „Byliśmy żołnierzami”): zarzucał mu brak jednego wyrazistego bohatera. Ale dla krytyków było to zaletą i łamało konwencję. Co więcej, wytwarzało w społeczeństwie USA poczucie wspólnoty z anonimowymi żołnierzami, którzy teraz walczyli w Afganistanie.

Filmy Wallace’a i Scotta wiąże odejście od dominującego we wcześniejszych filmach wojennych w USA wydźwięku antywojennego, na rzecz podkreślenia poświęcenia i bohaterstwa żołnierzy.

Klasycznym opisem spustoszenia, które w człowieku czyni wojna, był dramat psychologiczno-wojenny „Łowca jeleni” z 1978 r. Michaela Cimino, nagrodzony pięcioma Oscarami, z niezapomnianymi Robertem De Niro i Christopherem Walkenem. Dekadę później przykładem krytycznego rozrachunku z wojną w Wietnamie stała się trylogia Olivera Stone’a: „Pluton” (1986 r.), „Urodzony 4 lipca” (1989 r.) i „Pomiędzy niebem a ziemią” (1993 r.). W każdym z tych filmów widzimy okrucieństwo wojny i skutki, które niesie ona z sobą dla uwikłanych w nią ludzi również długo potem, gdy umilkną ostatnie strzały.

W „Plutonie” – pełnym intensywnych scen batalistycznych, kręconych w dżungli – zbrodnia popełniona na wietnamskich cywilach prowadzi do konfliktu w amerykańskim oddziale, czego kulminacją będzie śmierć sierżanta Eliasa (doskonała kreacja Willema Dafoe). W „Urodzonym 4 lipca” przykuty do wózka weteran Ron Kovic (Tom Cruise) odnajdzie sens życia i pogodzi się ze swoim losem dopiero po tym, jak przyłączy się do ruchu antywojennego. Wojna w Wietnamie staje się tutaj tłem dla ukazania wewnętrznych przemian Kovica i zmian, które zachodziły w amerykańskim społeczeństwie lat 60. XX wieku.


Powrześniowa trauma


Problem moralnej dewastacji i brutalizacji żołnierzy, będącej skutkiem wojennego stresu, znajdujemy w elegijnym dramacie Paula Haggisa „W dolinie Elah” z 2007 r., opartym na autentycznych wydarzeniach. Ojciec, a zarazem były sierżant US Army (świetna rola Tommy’ego Lee Jonesa), na własną rękę próbuje rozwikłać tajemnicę śmierci syna, który zostaje zamordowany po powrocie z Iraku. Wojny nie ma tu na pierwszym planie: pozornie jest tylko wspomnieniem zarejestrowanym na komórce. Ale młodzi weterani noszą jej piętno, a skrywana prawda o ukochanym synu okaże się trudna do udźwignięcia. Film odczytywany jest nie tylko jako antywojenny, ale również antywojskowy. W finałowej scenie zdesperowany ojciec powiesi amerykańską flagę „do góry nogami”: gest ten ma symbolizować upadek kraju i wołanie o pomoc.

Jeszcze dalej i bez aluzji idzie Brytyjczyk Nick Broomfield, który w paradokumentalnym dramacie „Bitwa o Irak” rekonstruuje masakrę 24 cywilów. Doszło do niej w 2005 r. w miejscowości Haditha. Zbrodnia, której po śmierci jednego z kolegów dokonał oddział marines, powodowana jest tu chaosem i strachem, ale też chęcią zemsty.

Jednak w odróżnieniu od klasyków Stone’a, oba filmy nie zdobyły licznej widowni; „Bitwa o Irak” praktycznie nawet nie pojawiła się w kinach w USA. Tymczasem w tym czasie wojna obecna była bez przerwy w telewizji, a mniej lub bardziej cenzurowane amatorskie relacje zapełniły internetowe portale, doprowadzając do oswojenia z nią młodego pokolenia.

Co ważniejsze, zmienił się też charakter wojny, w której teraz uczestniczyli wyłącznie – w odróżnieniu od Wietnamu – żołnierze zawodowi. Z biegiem czasu nie wpływała ona bezpośrednio na codzienne życie milionów Amerykanów. Masowa widownia z pewnością nie chciała też rozdrapywania ran. Nawet Stone daleki był w swym hollywoodzkim dramacie „World Trade Center” (2006 r.) od jakichkolwiek dywagacji politycznych, nie mówiąc już o teoriach spiskowych. Film ukazywał strażaka i policjanta, uwięzionych w zawalonych wieżowcach, którzy wbrew wszelkim przeciwnościom nie tracą nadziei na ocalenie.

Stone wyczuł potrzeby zaatakowanego społeczeństwa i opowiedział wzruszającą, podniosłą, miejscami patetyczną historię, której oczekiwali Amerykanie. Jednak to nie „World Trade Center”, lecz do bólu realistyczny, paradokumentalny film „Lot 93” (2006 r.) Brytyjczyka Paula Greengrassa stał się kinowym symbolem zamachów z 11 września. Finałowa scena desperackiej walki, którą pasażerowie uprowadzonego samolotu United Airlines podejmują z terrorystami, zapada w zbiorową pamięć. Budzi smutek i żal, ale zapewne też siłę.


Na małym ekranie


13 lat wojen na różnych kontynentach zaowocowało też serialami telewizyjnymi, które zyskały liczną i wierną widownię.

Zwłaszcza stacja HBO przyzwyczaiła telewidzów do oryginalnych produkcji, zrealizowanych z kinowym rozmachem. W nakręconym w 2008 r. miniserialu „Generation Kill” widz towarzyszy marines w czasie inwazji na Irak. Serial wyróżnia brutalny autentyzm. Scenariusz powstał na podstawie bestsellerowej książki Evana Wrighta: dziennikarz przez kilka tygodni towarzyszył 1. Batalionowi Zwiadowczemu w czasie jego szaleńczego rajdu na Bagdad. Brawura polegała na wysłaniu trzystu marines w nieopancerzonych pojazdach z zadaniem siania dywersji i dezorientacji w szeregach wroga.

W filmie, wiernie oddającym literacki pierwowzór, widz skonfrontowany zostaje z wojenną codziennością: okresy nużącej jazdy przez pustynię przerywane są krótkimi, lecz gwałtownymi walkami. Bez upiększania kamera towarzyszy prostym, czasami wręcz prymitywnym 20-latkom w czasie największej przygody ich życia – bo tak wielu odbiera swój udział w tej wojnie. Niektórzy marzą o oddaniu pierwszych strzałów. A później przeżywają szok, gdy ofiarą okazuje się dziecko.

Jednak „Generation Kill” nie jest filmem politycznym – już raczej podszytym ironią paradokumentem, który, jak mówią sportretowani weterani, wiernie ukazuje realia ich wojskowego życia. Tej wiarygodności zabrakło serialowi „Over there” (Odległy front), śledzącemu – równolegle do historii młodych żołnierzy w Iraku – losy ich rodzin w Ameryce.

Z kolei do II wojny światowej wrócili producenci „Pacyfiku”, Steven Spielberg i Tom Hanks. Serial ten opowiadał o amerykańskich żołnierzach walczących z Japończykami. Oparty na wspomnieniach weteranów, doceniony został przez krytyków i widzów. Można go też postrzegać jako kontynuację popularnej „Kompanii braci” (2001 r.), o walkach Amerykanów na froncie zachodnim.

W USA II wojna światowa postrzegana jest jako sztandarowy przykład wojny sprawiedliwej, a jej weterani otaczani są powszechnym szacunkiem. Nie przypadkiem to pokolenie weteranów określane jest dziś mianem The Greatest Generation – najwspanialszego pokolenia. Czemu ostatnio w Normandii dał wyraz także prezydent Obama.

Za to, w odróżnieniu od II wojny, Irak nadal budzi duże spory. „The Hurt Locker” Kathryn Bigelow z 2008 r. był pierwszym filmem o tej wojnie, który odniósł umiarkowany, ale sukces kasowy. Opowieść o uzależnionym od ryzyka saperze nagrodzono aż sześcioma Oscarami – może także dlatego, że Bigelow unikała politycznych aluzji.

Wkrótce potem śmierć Osamy bin Ladena z rąk komandosów Navy SEALs w 2011 r. podsyciła patriotyczne nastroje w USA – i przyspieszyła powstanie filmów o tej elitarnej formacji. Twórcy pominiętego w Polsce „Act of Valor” (Akt odwagi), Mike McCoy i Scott Waugh, nie kryli, że chcą uhonorować bohaterstwo żołnierzy. Zamiast aktorów główne role grali komandosi, co nie tylko podniosło realizm, ale zapewniło produkcji rozgłos i aprobatę szczególnie konserwatywnej części społeczeństwa. Mimo negatywnych recenzji prasowych, krytykujących scenariusz i „drewniane” dialogi, już podczas pierwszego weekendu dystrybucji film zarobił 24 mln dolarów – więcej niż łącznie przyniósł najbardziej popularny obraz antywojenny ostatnich lat, którym był „W dolinie Elah”. Szczególnie weterani i ich rodziny docenili przesłanie o żołnierskim braterstwie.


Czas patriotów


Dwa lata później „Ocalony” Petera Berga – będący ekranizacją bestsellerowych wspomnień Marcusa Luttrella – bił już w USA rekordy popularności. Film opowiada o desperackiej walce czteroosobowego zwiadu Navy SEALs, zaatakowanego w górach przez przeważające siły talibów – i zgodnie z zamiarem reżysera, jest hołdem dla poległych. Odtwórca głównej roli, Mark Wahlberg, sam współfinansował produkcję, a reżyser odbył liczne rozmowy z rodzinami poległych. Nad wiernym oddaniem scen walk czuwali weterani, na czele z Luttrellem (wystąpił na drugim planie). Dla podkreślenia autentyzmu Berg sięgnął też po rodzinne zdjęcia i filmy poległych komandosów.

Różnice w odbiorze filmu pokazuje wywiad z Luttrellem, przeprowadzony przez CNN. Dziennikarz powiedział, że podczas oglądania filmu towarzyszyło mu poczucie beznadziei i bezsensowności śmierci żołnierzy. Zirytowany Luttrell odparł: „Nigdy się nie poddaliśmy i nie czuliśmy się zagubieni. Walczyliśmy do końca. Chce pan powiedzieć, że nasza służba i poświęcenie dla kraju, który nas wysłał do Afganistanu, były pozbawione sensu?”. Portale społecznościowe wypełniła fala krytyki wobec dziennikarza, któremu zarzucono brak zrozumienia wojskowego etosu i obrazę poległych.


A dziś? Clint Eastwood pracuje nad ekranizacją „Celu snajpera”: wspomnień Chrisa Kyle’a, najlepszego snajpera w dziejach US Army (dziś już nieżyjącego). Widać, że wraz ze zbliżającym się wycofaniem wojsk z Afganistanu polityczne spory odchodzą w zapomnienie, a dominujący staje się nurt upamiętniający poświęcenie żołnierzy.

Większość Amerykanów nie chce bowiem roztrząsania decyzji, związanych z interwencją w Afganistanie i Iraku. Jednym z elementów spajających społeczeństwo pozostaje klasycznie rozumiany patriotyzm, zakładający też gotowość do walki i poświęceń. Być może dzięki temu USA wciąż mogą czuć się liderem i gwarantem zachodnich demokracji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2014