Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ten parlament wyróżnił się niespotykanym dawniej poziomem demagogii i niekompetencji. Przyczyną rozpanoszenia się tych obyczajów był awans do ław rządowych polityków z nurtów populistycznych, dotąd pozostających na marginesie. Nazwiska Andrzeja Leppera i Romana Giertycha, choć nie wyczerpują listy, symbolizują tę zmianę. To nie była zmiana polityczna, to była głęboka zmiana kulturowa. Nominacja dla Giertycha i paru jemu podobnych przerwała niepisaną zasadę, że dla zajmowania foteli ministerialnych potrzebna jest jakaś elementarna kompetencja.
Ten Sejm wyróżnił się, w końcu, niezwykłą stronniczością polityczną obu swoich marszałków. Przy wszystkich wadach zwierzchników izb poprzednich kadencji, byli to jednak politycy, którzy starali się co najmniej zachować pozory bezstronności, a nierzadko dawali dowody rzeczywistej troski o Sejm, respektując na równi prawa rządu i opozycji. W tej kadencji marszałek Jurek, a po nim marszałek Dorn pokazali się jako politycy przejęci bardziej PiS-owską misji polityczną niż misją dbania o honor i powagę Izby.
Polacy lubią krytykować polską politykę, a polityka daje im do tego powody. Ale Polacy utyskują na jakąś bliżej nieokreśloną kastę polityków tak, jakby wśród nich nie było bardziej i mniej winnych. Otóż niemal zawsze jest tak, że za to, co się w polityce dzieje, główną odpowiedzialność ponosi rząd. Opozycja ma prawo do większej dezynwoltury, a nawet do pewnego poziomu demagogii, rząd zaś musi pilnować demokratycznych standardów, w tym standardu demokratycznej kultury parlamentarnej. Ten rząd nie tylko tego nie czynił, ale swoim działaniem generował te wszystkie przywary dopiero co rozwiązanego Sejmu. Rząd Jarosława Kaczyńskiego z jednej strony korzystał ze splendoru władzy, a z drugiej - stawał na czele niezadowolonych, rozpętując kolejne kampanie podejrzeń. W jego radykalnej krytyce III RP było jakieś racjonalne jądro, ale swoim brakiem miary doprowadzał tę krytykę do absurdu. To szaleństwo zaś wymagało opisanego wyżej psucia parlamentaryzmu.
Normalną koleją rzeczy teraz rząd powinien za to zapłacić polityczny rachunek. Czy zapłaci?