Brexit w cieniu wirusa

Londyn zmierza do definitywnego pożegnania z Unią. Jego skutki mogą być poważniejsze niż epidemia.

28.09.2020

Czyta się kilka minut

W londyńskim City, 23 września 2020 r. / JOHN SIBLEY / REUTERS / FORUM
W londyńskim City, 23 września 2020 r. / JOHN SIBLEY / REUTERS / FORUM

Po kilka tysięcy zakażeń dziennie, nowe restrykcje, widmo drugiego lockdownu: to zaprząta uwagę brytyjskiego rządu i obywateli. Po optymistycznym lipcu i sierpniu, gdy premier Boris Johnson zachęcał Brytyjczyków, by porzucili pracę zdalną, a minister finansów Rishi Sunak dopłacał do ich wizyt w restauracjach, sytuacja zmieniła się gwałtownie. Teraz znów mają pracować z domów, puby są zamykane już o godzinie 22, ograniczono też liczbę uczestników pogrzebów i wesel, a także zwykłych spotkań towarzyskich.

Wszystko po to, aby uniknąć drugiego zamknięcia kraju, takiego jak wiosną.

Jednak wiele firm może nie przetrwać nawet tych obecnych ograniczeń. Analizy gospodarcze wyglądają źle, a mogą być jeszcze gorsze, bo właśnie uaktywnia się kolejny z wielkich brytyjskich problemów: brexit. Jeśli Londyn i Bruksela nie porozumieją się co do przyszłych relacji handlowych, z końcem roku dokona się tzw. twardy brexit, czyli rozwód bez umowy. Czas na rozmowy kończy się około połowy października.

Johnson idzie na całość

Brakuje nie tylko czasu, ale chyba też przekonania, że porozumienie jest możliwe.

Do niedawna jedną z głównych kwestii spornych było rybołówstwo i dostęp do brytyjskich wód terytorialnych. Teraz znów przypomniał o sobie problem irlandzki. Uniknięcie twardej granicy między Republiką Irlandii a Irlandią Północną, wchodzącą w skład Wielkiej Brytanii, zawsze było w brexitowych negocjacjach sprawą fundamentalną. Rodzajem gwarancji, że twarda granica nie wróci, był tzw. protokół irlandzki – element podpisanej niespełna rok temu umowy rozwodowej z Unią.

Tymczasem Johnson przepycha właśnie przez parlament ustawę o rynku wewnętrznym, która dopuszcza jednostronne uchylenie przez Londyn niektórych ustaleń tejże umowy – powszechne jest przekonanie, że chodzi tu m.in. o Irlandię Północną. Sprawa jest bez precedensu i ma potężną siłę dyplomatycznego rażenia: oto Wielka Brytania, państwo o długiej demokratycznej tradycji, przyznaje, że może złamać prawo międzynarodowe.

Projekt ustawy krytykuje wielu posłów, w tym byli brytyjscy premierzy, podkreślając, że na szali jest reputacja Londynu. Aby przekonać choć część krytyków, Johnson wprowadził zapis, że naruszenie umowy z Unią wymaga zgody parlamentu. Ale złamanie prawa, gdyby do niego kiedyś doszło, będzie złamaniem prawa. Być może to tylko negocjacyjna strategia Johnsona, ale dość szokująca. Na tyle, że jeśli Londyn przyjmie kontrowersyjne zapisy, Bruksela nie wyklucza skierowania sprawy do sądu.

Wąskie gardło

Tymczasem do opinii publicznej trafiają kolejne przygnębiające prognozy pobrexitowej rzeczywistości.

Choć kraj nie jest już członkiem Unii, do końca tego roku trwa okres przejściowy, podczas którego obowiązują wcześniejsze regulacje. Prawdziwa zmiana nastąpi 1 stycznia 2021 r. Co się wtedy stanie, jeśli do tego czasu nie będzie umowy handlowej z Unią?

Obawy dotyczą zwłaszcza płynności ruchu między Wyspami a Francją: w czarnym scenariuszu ciężarówki zmierzające do Unii przez porty w Dover i Folkestone mogą czekać na przejazd nawet dwa dni. Aby tego uniknąć, rząd wzywa firmy przewozowe, by nie traciły czasu i przygotowały się na nowe formalności. Tyle że właściciele tychże firm sami od miesięcy dopytują, jakie regulacje będą obowiązywać. Nadal niegotowa jest też infrastruktura graniczna w Dover, bo rząd wciąż nie uwolnił funduszy na ten cel.

Od stycznia może wydłużyć się też czas podróży pasażerów pociągów w tunelu pod Kanałem, ze względu na kontrole paszportowe – nawet o dwie godziny.

Granice to miejsce, gdzie twardy brexit zaznaczy się najmocniej. Jednak to nie wszystko. Np. część londyńskich banków ostrzegła swoich brytyjskich klientów żyjących na kontynencie, że z końcem roku ich konta będą zamykane. Brytyjczycy wyjeżdżający za granicę będą też sami musieli zadbać o ubezpieczenie zdrowotne. Lista jest długa.

I jeszcze wirus

Analitycy think tanku UK in a Changing Europe sądzą, że skutki pandemii mogą zatrzeć politycznie i ekonomicznie skutki twardego brexitu. Jednocześnie w swoim raporcie podkreślają: twardy brexit będzie negatywnie wpływał na odbudowę gospodarki i na dłuższą metę może okazać się groźniejszy niż koronawirus. Mowa o koszcie dwu- lub nawet trzykrotnie większym niż prognozy Banku Anglii dotyczące wpływu pandemii na produkt krajowy brutto. Nawet w rządowych analizach mowa jest o tym, że po 15 latach od twardego brexitu PKB będzie mniejszy o ponad 7 proc.

Jednak nie te liczby martwią Johnsona – dziś liczą się przede wszystkim nowe zakażenia koronawirusem i mroczne prognozy, według których jesienią i zimą w Wielkiej Brytanii może być nie kilka, lecz kilkadziesiąt tysięcy przypadków dziennie.

W tym, jak określił to premier, „niebezpiecznym punkcie zwrotnym”, wprowadzono więc nowe restrykcje. We wszystkich częściach Zjednoczonego Królestwa są one mniej więcej podobne, choć w Szkocji nieco surowsze niż w Anglii. Jak wynika z sondażu YouGov, ten ruch rządu cieszy się społecznym poparciem: ograniczenia popiera prawie 80 proc. ankietowanych, a 45 proc. uważa nawet, że powinny być jeszcze ostrzejsze.

Jednocześnie słychać też głosy krytyki. I to nie ze strony osób podważających samo istnienie epidemii, lecz uznanych naukowców. Ponad 30 z nich podpisało list wzywający do zmiany strategii rządu, tak aby skierowana była na ochronę najbardziej zagrożonych grup, a nie nakładała ograniczeń na całe społeczeństwo. Na skutek obecnego podejścia, zdaniem sygnatariuszy, cierpią ludzie chorzy na raka czy inne poważne schorzenia, którzy nie są diagnozowani.

NA RESTRYKCJE Brytyjczycy reagują więc ze zrozumieniem. Choć martwią się, co będzie w Boże Narodzenie, skoro dziś dozwolone są rodzinne spotkania tylko do sześciu osób. Jednocześnie wielu poczuło – podobnie jak wiosną – potrzebę solidnego zaopatrzenia spiżarni. Ruszyli do sklepów, gdzie znów wyjątkową popularnością cieszą się papier toaletowy i makaron. Ale można to zrozumieć w przeddzień „nawałnicy doskonałej”, jaką mogą okazać się pospołu sezon grypowy, większa liczba infekcji SARS-CoV-2 i twardy brexit.

Nie pierwszy raz w ostatnich latach Brytyjczycy robią zapasy. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2020