Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdy wiosną Brytyjczycy prosili Unię o przesunięcie terminu wyjścia ze wspólnoty, przewodniczacy Rady Europejskiej Donald Tusk mówił: „Proszę, nie zmarnujcie tego czasu”. Wtedy koniec października zdawał się bardzo odległy. Teraz do godziny zero zostało kilka tygodni, a w brexitowej łamigłówce nic się nie wyjaśniło. Zmienił się tylko premier.
Wyjść, ale jak?
Boris Johnson zaczął urzędowanie od zapewnienia obywateli, że kraj z całą pewnością opuści Unię, i to w terminie, czyli 31 października lub wcześniej. Niewielu przekonał: z sondażu YouGov wynika, że za prawdopodobne uważa to tylko jedna czwarta Brytyjczyków.
Dla premiera wyjście z Unii to sprawa najważniejsza. „Z umową lub bez” – deklaruje i to „bez” staje się z każdym dniem bardziej realne. Johnson chce bowiem renegocjować umowę „rozwodową” i usunąć z niej irlandzki „backstop” (gwarancję, że między należącą do Unii Republiką Irlandii a brytyjską Irlandią Północną nie będzie twardej granicy). Ale Unia nie chce na nowo negocjować.
Twarda retoryka Johnsona służy mu na użytek wewnętrzny, zabezpiecza konserwatystów od strony nowej konkurencji: radykalnej Partii Brexit. Natomiast zmiękczenie Unii może mu się nie udać, bo choć Bruksela chce umowy, to przede wszystkim broni interesów jednego ze swoich krajów członkowskich, w tym przypadku Irlandii.
Dla twardego brexitu Johnson nie ma poparcia w parlamencie. Po wakacyjnej przerwie posłowie wrócą do Westministeru i część szykuje się już na starcie z premierem. Scenariuszy jest wiele: od forsowania zamian w prawie uniemożliwiających brexit bez umowy aż po wotum nieufności wobec rządu i wcześniejsze wybory.
A może referenda?
Teoretycznie niewykluczone jest nawet kolejne referendum, w którym Brytyjczycy wybieraliby między brexitem bez umowy a jego odwołaniem. Politolog prof. David Soskice wyjaśniał w analizie dla think tanku The UK in a Changing Europe, że dla nowego referendum mogłaby się znaleźć większość w parlamencie, Unia też może zgodzić się w takiej sytuacji na kolejną zmianę terminu. A Boris Johnson w takiej sytuacji zrzuciłby z siebie odpowiedzialność i zabezpieczył swą pozycję premiera.
Za to na północy kraju, w Szkocji, coraz głośniej mówi się o innym referendum. W połowie sierpnia opublikowano wyniki badania opinii publicznej, w których zwolennicy szkockiej niepodległości przekroczyli barierę 50 proc. (po odjęciu niezdecydowanych). Twardy brexit może ten trend tylko wzmocnić.
Z kolei problem z irlandzkim „backstopem” skłania do rozważań o referendum zjednoczeniowym Irlandii. Na razie taka opcja nie ma wystarczającego poparcia, ale to też może się zmienić w sytuacji brexitowego fiaska.
Czy zabraknie frytek?
31 października to już trzeci termin brexitu. Początkowo Wielka Brytania miała opuścić Unię z końcem marca. Już wtedy, w obawie przed brakami na rynku, część mieszkańców postanowiła się zabezpieczyć i robiła zapasy. Nie inaczej jest teraz: w obliczu twardego brexitu na taki krok zdecydował się co piąty Brytyjczyk. W sumie na dodatkowe zakupy wydano już 4 mld funtów. Zwykli obywatele gromadzą głównie żywność i leki. Bogatsi sprowadzają z Europy np. luksusowe auta, spodziewając się wzrostu ich cen po nałożeniu ceł.
Problemem mogą być nie tylko cła, ale – w przypadku żywności i leków – dodatkowe kontrole na granicy: wydłużą transport i zwiększą jego koszty. Wielka Brytania sprowadza z Unii 30 proc. żywności. Aż 99 proc. importowanych mrożonych produktów ziemniaczanych, jak frytki, przywożonych jest z Europy, głównie z Holandii i Belgii. Z Unii pochodzi też 99 proc. spożywanego tu szpinaku i 92 proc. brzoskwiń, niemal wszystkie oliwki. Sprowadzane są holenderskie pomidory i irlandzki ser cheddar. Nawet jeśli Wielka Brytania z czasem zwiększy własną produkcję i zacznie importować żywność spoza Unii, to w pierwszym okresie logistyczne problemy i wzrost cen wydają się nieuniknione.
Może nie będzie tak źle, aby zabrakło frytek do popularnego dania fish and chips. Ale niektóre przyzwyczajenia w przypadku brexitu bez umowy Brytyjczycy będą musieli zmienić. ©℗