Bośnia i Hercegowina: do dziś nie odnaleziono szczątków ponad 7000 ofiar wojny

Determinacja ich bliskich przechodzi na kolejne pokolenia – razem z poczuciem niesprawiedliwości i bezradności.
z Sarajewa, Mostaru i Grabowicy

04.03.2023

Czyta się kilka minut

Bośniaccy muzułmanie przenoszą szczątki ofiar ludobójstwa w Srebrenicy. Potocari, Bośnia, lipiec 2022 r. / ARMIN DURGUT / AP / EAST NEWS
Bośniaccy muzułmanie przenoszą szczątki ofiar ludobójstwa w Srebrenicy. Potocari, Bośnia, lipiec 2022 r. / ARMIN DURGUT / AP / EAST NEWS

Podróż Aidy do przeszłości rozpoczęła się półtora roku temu od wyjazdu na bośniacką prowincję. To tam, w miasteczku Kalinowik, w lipcu 1992 r. jej wujek został aresztowany. Przez kilka dni przetrzymywano go w składzie prochu, a następnie zamordowano w stodole razem z 23 innymi mężczyznami.

Wujek Abdurahman Filipović – lub Braco (Młodszy brat), jak nazywali go najbliżsi – od zawsze był obecny w życiu Aidy, choć w chwili jego śmierci miała trzy lata i w ogóle go nie pamięta.

Pamięta za to wyniszczającą serię emocji – od nadziei przez rozczarowanie po ból i zniechęcenie – których doświadczała jej matka na wieść, że znaleziono jego szczątki. I potem, gdy okazywało się, że to ktoś inny. Bo Braco jest jedną z ponad 7,6 tys. osób zaginionych podczas wojny w Bośni i Hercegowinie z lat 1992-95, których do dziś nie odnaleziono ani nie zidentyfikowano w masowych grobach.

Aida była świadoma jego istnienia. Ale dopiero gdy sama zbliżała się do jego wieku w chwili śmierci, Braco – zjawa ze wspomnień opowiadanych przy rodzinnym stole oraz z czarno-białych fotografii – nagle stał się realnym człowiekiem.

– Zdałam sobie sprawę, że teraz bym go zrozumiała – mówi Aida Hadžimusić, 34-letnia dziennikarka pracująca w kanale telewizyjnym Al Jazeera Balkans. – On byłby w moim wieku, a ja przestałam być małą dziewczynką. To zmieniło mój punkt widzenia.

Postanowiła zatem pojechać do Kalinowika, odnaleźć miejscowych, którzy go znali, i nakręcić o nim film. – Moją misją stało się opowiedzenie jego historii – mówi.

Za dużo problemów

Pod wieloma względami Aida jest wyjątkiem. Mnogość trudności w Bośni i Hercegowinie – wysokie bezrobocie i ograniczone możliwości ekonomiczne, wszechobecna korupcja, zła jakość powietrza czy rosnące ceny czynszów – sprawia, że dla wielu młodych Bośniaków zbyt trudne jest ponowne przeżywanie wojny, która zakończyła się prawie 30 lat temu. Wielu woli wyjechać z kraju: według badania ONZ z 2021 r. czasową lub stałą emigrację rozważa 47 proc. Bośniaków w wieku 18-29 lat.

– W naszych rozmowach z lokalnymi stowarzyszeniami rodzin zaginionych często wskazywana jest kwestia ograniczonego zaangażowania młodzieży – przyznaje Marko Matović z Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża, jednej z organizacji wspierających tych, którzy uczestniczą w poszukiwaniu zaginionych.

Według Instytutu Osób Zaginionych w Bośni i Hercegowinie podczas tamtej wojny zaginęło ponad 32 tys. osób, z czego do dziś odnaleziono szczątki ok. 24 tysięcy.

Jest jeszcze jeden powód niewielkiej aktywności młodych: niektórzy rodzice sami separują ich od przeszłości.

– Kiedyś rozmawiałem z kobietą, która od wielu lat mieszka za granicą. W pewnym momencie odnaleziono szczątki jej męża, który zaginął w czasie wojny. Powiedziała mi, że podczas poszukiwań nalegała, żeby nie mieszać w to dzieci. Chciała je ochronić przed cierpieniem – wspomina Matović.

Aida otwarcie rozmawiała z matką o losie Braco. Jednak jej dalsza rodzina rzadko wraca do tego tematu. Jest zbyt bolesny.

Chcę zrozumieć

Kalinowik to miasteczko w Republice Serbskiej, jednej z dwóch autonomicznych jednostek Bośni i Hercegowiny, położone ok. 70 km na południe od Sarajewa. W tym zdominowanym przez Serbów regionie Abdurahman Filipović pracował jako lekarz. Był muzułmaninem, ale dopóki nie wybuchła wojna, nie miało to większego znaczenia. Ostatecznie te dwa czynniki przypieczętowały jego los: zgodnie z etyką lekarską postanowił zostać w ogarniętym wojną Kalinowiku i tu umarł, bo wyznawał inną religię niż jego zabójcy.

Dzisiaj wiele miejsc kaźni, w których przetrzymywano i mordowano bośniackich muzułmanów, nie ma tablic pamiątkowych. Przy wjeździe do miasta stoi zaś pomnik z wizerunkiem serbskiego generała Ratka Mladicia, zbrodniarza wojennego, w tych stronach uznawanego za bohatera narodowego.

– W tej części kraju powszechne jest wypieranie przeszłości – mówi Aida. – Gdy kręciłam wywiad z jednym mieszkańcem, obok przejechał samochód. Kierowca zwolnił i na nas zatrąbił. Miejscowi umieją sprawić, żebym poczuła się tam niemile widziana.

Jej podróże do Kalinowika w sierpniu 2021 r. i kwietniu 2022 r. zaowocowały nieoczekiwanymi odkryciami. Braco, znany jako jowialny brat łata, okazał się kobieciarzem. Ten zaskakujący fakt doprowadził Aidę do być może najcenniejszego znaleziska: złotego pierścionka, który podarował jednej ze swoich dziewczyn. Aida spotkała się z tą kobietą, która oddała jej pierścionek i wyznała, że usłyszała wtedy od Braco: „Jeśli przyjdą mnie aresztować, weź ten pierścionek i uciekaj jak najdalej”. Od tamtej pory Aida nosi pierścionek na środkowym palcu lewej dłoni.

Jej wysiłki, by odkryć prawdę o losie wujka, są motywowane zawodową pasją do opowiadania historii i osobistym pragnieniem zapewnienia matce spokoju: – Czasami Braco odwiedza ją nocami. Wydaje się jej, że czuje zapach jego skóry. Budzi się i zdaje sobie sprawę, że to tylko sen. Gdy widzę, jak bardzo dotyka ją ta historia, też to przeżywam.

– Ale, jak sądzę, przede wszystkim chcę wiedzieć – dodaje Aida. – Chcę zrozumieć, dlaczego tak wielu ludzi musiało zginąć. Dlaczego doszło do Srebrenicy. Po prostu tego nie rozumiem.

Wspólny ból

Simeon Dželetović poszukiwaniem szczątków swojego wujka Milenka zajmuje się od czasów szkoły średniej. Otwarcie rozmawia o wojnie z przyjaciółmi – i z każdym, kto chce słuchać.

Oto zadanie, które wziął na swoje barki: informować, edukować i pilnować, by to się nie powtórzyło.

Pod wieloma względami wojna to dla niego kolejne codzienne wyzwanie. I nie ma znaczenia, że ma dopiero 24 lata.

Bez własnych wspomnień, o wojnie oraz o wujku Simeon najwięcej dowiedział się od matki, siostry Milenka i szefowej jednego z serbskich stowarzyszeń rodzin zaginionych. Ale, jak mówi, od początku konfrontował tę wiedzę z osobami z innych grup etnicznych.

– Tęsknota za zaginionymi bliskimi to wspólny ból mieszkańców Bośni – twierdzi.

Urodzony i wychowany w Mostarze – malowniczym i wieloetnicznym mieście w południowej Bośni i Hercegowinie, z ikonicznym mostem i wieloma innymi przykładami architektury islamskiej – Milenko wykształcił się na inżyniera, ale pracował jako rybak. Lata poszukiwań nie przybliżyły Simeona do odpowiedzi na pytanie, jak zginął.

– Nieczęsto o nim rozmawiamy, bo zawsze kończy się dużymi emocjami i łzami – przyznaje Simeon. Pamięta jednak, jak cieszył się, kiedy matka powiedziała mu, że Milenko, wesoły i towarzyski, był podobny z charakteru właśnie do niego. Z kolei z wyglądu przypominał jego brata Đorđego. – Im jestem starszy, tym częściej o nim myślę. Słyszę od znajomych, jak spotykają się ze swoimi wujkami. Jeżdżą na wycieczki czy idą do restauracji. Życie z nim na pewno byłoby łatwiejsze. I dla mnie, i dla mojej mamy.

Stara się zrozumieć tych, którzy uważają, że Bośnia powinna bardziej skupić się na przyszłości niż przeszłości: – Niedobrze jest mówić tylko o tym, co było, ponieważ mamy tak wiele problemów w teraźniejszości. Ale bez rozwiązania problemów z przeszłości nie będziemy żyć normalnie ani teraz, ani później.

25-letni Milenko Dželetović był jednym z tysięcy Serbów z Mostaru i doliny Neretwy, którzy w czerwcu 1992 r. zostali zmuszeni do opuszczenia miasta w ramach kampanii czystek etnicznych koordynowanej przez siły chorwackie. Na cmentarzu w Mostarze na szczątki Milenka czeka zarezerwowane miejsce – obok jego zmarłych rodziców.

Cierpienie dziedziczone

Zapytana, dlaczego niektórzy młodzi, jak Aida i Simeon, poświęcają czas na odkrywanie losów zaginionych bliskich – których często nigdy nie poznali – Alma Bravo-Mehmedbašić zapala papierosa i po chwili odpowiada: – Po pierwsze, żeby potwierdzić, że nie są numerami. Że mają nazwiska, jakieś korzenie, tożsamość.

Bravo-Mehmedbašić jest psychiatrką z ponad 30-letnim doświadczeniem w pracy nad traumą powojenną. Podczas wojny prowadziła praktykę lekarską w Sarajewie, które przez prawie cztery lata było oblężone przez siły serbskie.

– Po drugie – wylicza, kiedy rozmawiamy w jej gabinecie w centrum Sarajewa – oni domagają się prawnego i moralnego zadośćuczynienia za to, co stało się z ich bliskimi. Chcą sprawiedliwości.

Bravo-Mehmedbašić twierdzi, że udręka oczekiwania połączona jest z poczuciem niesprawiedliwości i bezradności, bo wielu sprawców nie zostało osądzonych, a zmowa milczenia na tematy związane z wojną jest nadal powszechna w lokalnych społecznościach. Młodzi odziedziczyli to po rodzicach. Choć w wielu bośniackich rodzinach o wojnie się nie rozmawia – nadal stanowi tabu, ze względu na bolesne wspomnienia starszych pokoleń lub pragnienie oszczędzenia cierpienia dzieciom – dyskomfort psychiczny jest odczuwany instynktownie przez młodzież i ma ogromny wpływ na ich własne życie.

To zjawisko psychologiczne zwie się „traumą transgeneracyjną” i oznacza przekazywanie trwałego urazu psychicznego kolejnym pokoleniom. Jeśli owa trauma nie zostanie odpowiednio przepracowana, może – w najgorszym przypadku – prowadzić do obniżenia samooceny, depresji, zaburzeń lękowych, przemocy, nadużywania narkotyków lub poważnych dolegliwości fizycznych. Może też przerodzić się w aktywizm, a nawet poszukiwanie zemsty.

– Po trzecie – tłumaczy psychiatrka – czują się zobowiązani wobec bliskich. Chcą zachować pamięć o nich przez postawienie grobu. Bez grobu to tak, jakby się nigdy nie istniało.

Bravo-Mehmedbašić dodaje: – Trudno powiedzieć, kiedy trauma się skończy. Wiele zależy od tego, jak młodsze pokolenia sobie z nią poradzą. Z mojego doświadczenia wynika też, że nie ma różnicy w sposobie jej przeżywania przez ludzi z różnych grup etnicznych, niezależnie, czy są to bośniaccy muzułmanie, Serbowie czy Chorwaci.

Urzekający las nad Grabowicą

Jednak szansa, że owa kolektywna trauma zjednoczy skonfliktowane społeczności Bośni, nie jest duża. Równie mało prawdopodobne wydaje się, że wojna nie będzie miała wpływu na następne pokolenia. Bo istnieje zbyt wiele równoległych i sprzecznych ze sobą narracji historycznych, i za dużo negatywnych emocji związanych nie tylko z tym, co wydarzyło się podczas wojny, ale też po niej, gdy wielu winnych uniknęło sprawiedliwości.

– To nasza rzeczywistość, bez prawdy nie ma nic, a każde kłamstwo prowokuje kolejne kłamstwo. Tutaj każda społeczność ma swoją własną prawdę – tłumaczy Goran Zadro. Jego dwaj synowie są jeszcze za mali, żeby rozmawiać z nimi o wojnie. Ale jak tylko będą gotowi, Goran opowie im, co się stało z ich krewnymi.

Goran, jego brat Zoran i ich przyjaciel jako jedyni przeżyli masakrę chorwackich cywilów we wsi Grabowica we wrześniu 1993 r. Wśród 33 osób okrutnie zamordowanych przez wojska armii bośniackiej byli wszyscy krewni braci: ich ojciec Mladen i matka Ljubica, dziadek Ivan i babcia Matija oraz 4-letnia siostra Mladenka. W czasie rzezi Goran i Zoran mieli dziewięć i jedenaście lat.

Grabowica to wieś między Sarajewem a Mostarem, przedzielona rzeką Neretwą, która ciągnie się do chorwackiego wybrzeża Adriatyku, wśród urzekającej górskiej i leśnej scenerii. W tych lasach Goran i Zoran znaleźli schronienie, gdy Bośniacy wkroczyli do Grabowicy. Ukrywali się cały dzień. Po powrocie do wsi zastali zmasakrowane ciała bliskich i sąsiadów.

Są częścią mnie

Rozmawiamy w barze w Grabowicy, a potem jedziemy na cmentarz na wzgórzu, gdzie pochowani są ojciec i dziadkowie Gorana. Ciał jego matki i siostry nie odnaleziono. Goran waha się, kiedy pytam, czy czuje, że miał szczęście, że przeżył: – Naprawdę nie wiem. Wiem za to, że życie jest darem. Ludzie często nie szanują go wystarczająco.

– Często o nich myślę, nie da się tego uniknąć. To część mnie. Jak o nich pamiętamy, oni żyją w nas. Ale prowadzę zupełnie normalne życie. Jestem szczęśliwy. Skończyłem studia, mam pracę, rodzinę. Moje życie jest naprawdę w porządku – opowiada Goran, 40-letni inżynier informatyk zatrudniony w elektrowni wodnej. Mieszka w Mostarze, 30 minut autem od Grabowicy.

Życie bez pradziadków, dziadków i ciotki stało się czymś naturalnym dla jego synów, którzy, jak wierzy Goran, będą kontynuować starania o odnalezienie bliskich i umieszczenie ich w rodzinnym grobie. Nie boi się, że ta sztafeta pokoleń pogłębi podziały w Bośni.

– Wszystko zależy od tego, jak przedstawi się przeszłość – Goran przyznaje, że łatwo zarazić kolejne pokolenia toksycznymi emocjami: gniewem i nienawiścią. – Ale oni przecież muszą wiedzieć, co wydarzyło się w ich własnym kraju. Zasługują na to. Tylko tak mogą sprawić, że to się więcej nie powtórzy.©

 

Artykuł został przygotowany w ramach BIRN’s Reporting Democracy Travel and Reporting Programme.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2023